tadeusz sznuk bogiem, piękno lsd
detale
LSD - 200ug
Setting : Moje puste mieszkanie, przygotowany wygodny fotel, muzyka oraz jedzenie, które powinno być ciekawym doświadczeniem na kwasie.
raporty maciorson
tadeusz sznuk bogiem, piękno lsd
podobne
Godzina 14:00, T: zarzucam blotter, za chwilę powinna być Kuratorka.
T+0:03 Kuratorka dzwoni do drzwi, połykam blotter i otwieram jej. Zaczyna się oczekiwanie.
T+1:05 Kuratorka wychodzi, odprowadzając ją widzę, jak wzór na podłodze przemieszcza się wraz z moimi stopami. Bomba. Zamykam za nią drzwi i rozglądam się po mieszkaniu - żyrandole wyglądają tak, jakby były tylko płaskim, realistycznym rysunkiem na suficie wykonanym z odpowiedniej perspektywy. Fotony wychodzące z okna rozpościerają się na cały pokój, tworzą piękny gradient na ścianach. Wszystko wygląda intensywniej, bardziej kolorowo. Obracam fotel w stronę okien aby je podziwiać, ale przestaję je widzieć w trójwymiarze - cała ściana przede mną to cudowny, kolorowy malunek w stylu farb olejowych. Światło w nim porusza się harmonicznie w rytm ambientu, który gra z wieży. Odczuwam poczucie jedności ze sztuką i wielki szacunek dla humanistycznych duszy.
T+1:35 Czuję, jak kartonik przemierza mój układ pokarmowy, jakby w zwolnionym tempie. Wkurwia mnie to, więc otrząsam się i przypominam sobie, że jestem na fazie i mam misję do wykonania - muszę zjeść moje specjały. Może one "przepchają" karton. Mimo, że nic nie jadłem cały dzień to nie mam ochoty jeść, ale zmuszam się i sięgam po cheeseburgera z McDonald's. Gąbczasta buła tworzy wrażenie jedzenia mchu, mięso jest jak jakiś owad, smak jest podkręcony stukrotnie względem oryginału na trzeźwo. Ogórek kiszony po rozgryzieniu dał mi poczucie, jakby całą głowę wypełnił mi smakowity płyn (?), ciężko to opisać... Czuję, jak ugryzione kawałki burgera w przełyku odbijają się od blottera, jak w Pinballu. Denerwujące, ale fascynujące uczucie.
T+2:00 Okazuje się, że jadłem tego cheesa jakieś 25 minut. Patrzę na blat i widzę jeszcze kiwi, które bardzo fascynuje mnie wyglądem - daje wrażenie włochatego zwierzęcia które zwinęło się w kulkę i ukrywa się przed Światem. Mam wrażenie, że bardzo się boi i nie chce abym je zjadł. Sięgam więc po moją popitę - sok z cytryny. Łykam i czuję, jak kwas rozchodzi się po moim całym przełyku. Serce rozprowadza ten sok aż odczuwam "kwaśność" w coraz dalszych zakątkach ciała, kończąc na opuszkach palców. Czuje się jakbym emanował kwasem cytrynowym, wypełnia mnie uczucie bycia kwaśnym - naprawdę ciężkie do opisania na trzeźwo...
T+2:20 Zasłoniłem okna i zauważyłem, że zasłony oddychają w tym samym tempie co ja. Podnoszą się i kurczą, wpuszczając analogicznie więcej i mniej światła. Włączyłem Jeden z Dziesięciu w telewizji. Mam wrażenie, że znam odpowiedź na każde pytanie, jendak żadnej nie jestem w stanie ubrać w słowa. Czuje się wszechmogący i obdarzony darem. Tadeusz Sznuk budzi we mnie poczucie, jakby był Mahatma Gandhim - czuję do niego wielki szacunek, mam ochotę złożyć mu hołd i zastanawiam się, dlaczego jeszcze nie dostał Pokojowej Nagrody Nobla. Wszyscy gracze wydają się być "malutcy" i bezsilni wobec braku posiadania daru wiedzy i wszechmocy jaki posiadam ja oraz pan prowadzący.
T+2:55 Aparycja każdego uczestnika 1 z 10 robi się coraz bledsza, bardzo mizerna, jakby każdy z nich był 90-letnim dziadkiem po udarze. Wraz z przebiegiem programu uczestnicy przemijają, są coraz bliżej śmierci. Jednocześnie Pan Sznuk robi się coraz bardziej wyraźny, emanuje jeszcze większą wiedzą, czuję, że jest on połączeniem najlepszych cech każdego Boga, połączeniem Herkulesa, Afrodyty i Jezusa Chrystusa. Zawodnicy wykazują się mizerną wiedzą ale on nie ocenia i kocha każdego z graczy tak samo, darzy ich wielkim szacunkiem. Czuję wielką radość w sercu że ktoś taki istnieje na naszej planecie.
T+3:25 Przy końcówce teleturnieju byłem bliski łez, bardzo przybiła mnie mizerność zawodników. Każdy z nich ostatecznie zmienił się w nieboszczyka, jednak byli pogodzeni ze swoim losem niczym Biblijny Hiob.
T+3:30 Odczuwam pustkę, wyłączyłem telewizor i siedząc na fotelu po prostu zamknąłem oczy. W CEVie jestem sam, malutki, w próżni i stoję na czymś co przypomina żebra ogromnego kaloryfera, ma on około dwa tysiące metrów wysokości. Staram się z niego nie spaść, jestem przerażony, zapomniałem że wystarczy otworzyć oczy aby wrócić do rzeczywistości - na tamtą chwilę byłem przekonany, że właśnie to jest rzeczywistość...
T+4:00 W końcu spadłem z kaloryfera i otworzyłem oczy. Ulga, ale dostałem tachykardii i spociłem się siedząc na fotelu...
T+4:15 Postanowiłem że się przejdę. Wyruszam w miasto, opuszczam DOM.
T+4:30 Przemierzam miasto, to zapyziały Śląsk, więc intensywnych kolorów neonu nie ma co oczekiwać. Ale ojszczany tynk i nasprayowane bazgroły jebiące Polone Bytom też miały coś w sobie, wyglądały ładnie.
T+5:00 Dotarłem do destynacji, na dworzec PKP. Zawsze siedzi tu pełno alternatywek które żegnają się ze swoimi e-boyami, którzy pewnie przyjechali z Gdańska żeby tylko je odwiedzić. Ich niebieskie, wysuszone włosy przypominają mi futurystyczne, kukułcze gniazda rodem z Cyberpunka. Rozsiadłem się na ławce i oglądam przejeżdżające pociągi. W każdym z nich wypatruję pięknych ludzi, kobiety wyglądające jak Grace Kelly, mężczyzn przystojnych niczym Marc Michel. Czuję jakąś taką miłość do Stwórcy, że stworzył tak piękne istoty.
T+6:00 Siedziałem tak godzinę, wszystko wokół lekko falowało, a ja po prostu podziwiałem. Zaczynam czuć, że pizda już schodzi, zamiast obfitych halucynacji widzę tylko rozmycia, lekkie fraktale, jakby smużenie, z pojedynczych elementów Świata zaczyna wyłaniać się geometryczny kształt.
T+7:00 Wracam do DOMU, efekty słabną, okna w mieszkaniu nie robią już takiego wrażenia. Ale chwila, czy ja wyłączałem muzykę? Byłem przekonany że nie. Wychodzi na to, że muzyki wcale nie było od samego początku tripa, więc to bardzo miłe ze strony mózgu że we współpracy z kwasem sam ją wygenerował.
T+7:30 Leżę w łóżku, podziwiam sufit, podsumowuję sobie co się wydarzyło w moim czystym jak łza umyśle. Niesamowite, że nagle jestem w stanie być tak skupiony na jednej, pojedynczej myśli przez tak długi czas. To jest właśnie piękno narkotyków.
Podsumowanie : Dostrzegłem piękno sztuki tam gdzie jej nie ma, dostrzegłem piękno ludzkie tam gdzie go nie ma, dostrzegłem piękno Tadeusza Sznuka takie jakim od zawsze było. To pierwszy, ale na pewno nie mój ostatni raz z LSD. Łączę pozdrowienia wszystkim Czytelnikom.
- 4233 odsłony