living in a lie
detale
raporty ester
living in a lie
podobne
Wiek: 17 i pół roku (sierpień 2008r.)
Doświadczenie: fajki (rzucone - moja duma), alco kilkadziesiąt, może koło setki razy, THC kilkadziesiąt razy, efedryna 3 razy, gałka muszkatołowa 3 razy, DXM 5 razy, fuka raz (i nie podziałała), raz gaz
Dawka: 1500mg DXM na 60kg masy ciała, czyli 25 mg/kg. Podane w ciągu 15 (?!) minut - wnioskując z archiwum gg.
S'n'S: Wszystko, co trzeba, pisze w raporcie. A reszta? A co za różnica...
Otworzyłem oczy i starałem się utrzymać otwarte, jak najdłużej. Poczułem senność... Armia Dextera w coraz większych ilościach się uaktywniała. Zbuntowałem się i to był mój błąd. Zacząłem go drażnić, nabijać się z niego. Nabrałem pewności, że nic złego się nie stanie. Zamknąłem oczy i czekałem. Łóżko zaczęło dryfować po pokoju, więc otwarłem oczy, ale nie przestało od razu, jak to zwykle bywało.
Powoli wyhamowało. Ogarnięty pychą zamknąłem oczy, po chwili znów je otworzyłem. Łóżko nie wyhamowało do końca. Kołysało się na falach dekstrometorfanu... Postanowiłem pójść na ustępstwa z Dexterem - wpuszczę go pod zamknięte oczy, ale pod warunkiem, że zabierze mnie w pewne miejsce. Chciałem sprawdzić, czy tam wszystko gra.
I'm lying here with some monsters in my bed
I'm dying here with some monsters in my head
Zamknąłem oczy ostatni raz tej nocy. Słyszałem zniekształcenia w muzyce spowodowane kompresją do mp3. Zrobiło mi się przyjemnie, czułem dreszcze, które z ogromnym trudem i moim wysiłkiem po mnie przechodziły. Pożądanego tematu CEVów nie mogłem sobie nawet wyobrazić. Minęła niecała godzina. W słuchawkach Living in a Lie. Jak wcześniej zamykałem oczy,to z czasem mnie mroczyło pod powiekami i te kształty się rozciągały, falowały - teraz też tak było. Widziałem krótko i niewyraźnie pokój, potem jeszcze jakąś krótką i słabą, ale jasną (nie ciemną, jak to zwykle miałem) halucynację i odpłynąłem... Ocknąłem się w dziwnym pomieszczeniu. Myślałem, że nie żyję. Okrągłą podłogę zakrywała przezroczysta kopuła, po której bezustannie przebiegały skomplikowane liczby, czas, życie i przestrzeń... Przepływała tam linia życia każdego człowieka. Wszystko przepływało coraz szybciej, mieszało się za sobą, scalały, a potem od nowa. Za kopułą były gwiazdy. Te pomieszczenie znajdowało się dokładnie na ścianie naszego Wszechświata. A może poza nim? Może gdzieś w środku, daleko od Ziemi i wyizolowane od reszty świata? W środku był Dexter, który przyjął postać mojego niedoszłego teścia. Staliśmy w milczeniu, w zadumie, może żalu, niczym naprzeciw drzwi do sali operacyjnej w oczekiwaniu na informację i powodzeniu lub niepowodzeniu. Respekt i trema wobec niego rozrosły się do poziomu lęku. Powiedziałem coś na temat wszechświata - żachnął się i skontrował, obalając moje słowa. Usiadł przy biurku, którego wcześniej tam nie było i wrócił do pracy przy komputerze. Jego obliczeń nie pojąłby byle Einstein, czy Mobius... Spojrzałem na kopułę. Stałem się z nią związany. Ona wbiła się w mój mózg, ogarnęła moje zmysły.
Świat wybuchł na nowo, Ziemia wyłoniła się ze Słońca, spływała lawą, pojawili się ludzie, widziałem wojny Napoleona, ale to były tylko następujące po sobie fakty, czas zmienił swój sens. I wreszcie zobaczyłem siebie i to, co miało być dalej. Osiągnąłem to, o czym marzyłem. Ale to nie było do końca normalne życie, bo My starzeliśmy się wraz ze światem, a kiedy świat był już stary, My byliśmy starzy. W końcu świat umarł, a My razem z nim - byliśmy rdzeniem tego świata, Mesjaszem. Koniec? Nie... Znowu, to wszystko znowu się zaczęło, ale może nie od początku, może kilka milionów albo miliardów lat później - nie wiem. Pędziło mniej szczegółowo. Pominęło mnie i najdrobniejsze wydarzenia. Znów się zaczęło, znów później i znów pominęło najprzyziemniejsze sprawy, a ja coraz bardziej wiązałem się ze ścianą. Wydarzenia następowały po sobie coraz szybciej, zacieśniająca się pętla czasowa... Poczułem, jak czas, materia, energia i życie przepływają po moim mózgu. Krzyżowały się ze sobą, jakby odklejając płaty przyklejone do mojego mózgu - czułem to i słyszałem, a widziałem te elementy jako fale, czy wstęgi...
Przebłysk półświadomości. Mam sucho w ustach, przesuwam językiem po podniebieniu, wystawiając go przesadnie mocno na zewnątrz, powtarzam tę czynność. Czuję słabe swędzenie na tyłku, jakby ugryzł mnie komar.
Znów wracam w ścianę. Widzę jak świat upraszcza się, rozwiązuje niczym sznurówki i przez to kurczy - wszystko, tj. materia, energia, czas i życie skracały się jak ułamki. Dążyły do równowagi i prostoty, jednolitości, tracąc swoją ilość. W końcu zauważyłem, że pomieszczenie zmieniło się. Pętla czasowa skurczyła się już do sekund. Chciałem wstać, zrobić cokolwiek, ale co coraz krótszą chwilę wracałem do punktu wyjścia. Nie mogłem nic zrobić, zorientowałem się, że te pomieszczenie, to pokój, w którym umarłem. Tak, umarłem. Byłem wiekuistym strażnikiem tego świata, pilnowałem, by się rozwiązał lub rozwiązywał bez końca. Został już tylko ten pokój, ja i czas, który coraz częściej się cofał do punktu wyjścia...
http://fotogalerie.pl/fotki/upload/27/36/73/2736731150412476468.jpg
Oszalałem - resztę życia miałem spędzić w samotności, nie mogąc nawet wstać z łóżka. Takie było moje przeznaczenie. To był obłęd. Gdy to pojąłem, złapałem się za głowę i zacząłem krzyczeć, prześcigając czas - nadal się cofał, ale w tej samej sekundzie, w której leżałem bez ruchu, teraz trzymałem się za głowę i krzyczałem. To już nie były sekundy, z czasu zostały ułamki sekund, coraz krótsze i krótsze... AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAACH!
I nagle, gwałtownie pętla zaczęła znikać, może i zniknęła natychmiastowo. Ocknąłem się, żyłem, ale byłem w ogromnym szoku. Czułem, że zwariowałem i nigdy się z tego nie wyleczę. Wszystko było rozmyte, jedne rzeczy były za małe, inne za duże, dźwięk był jak spod wody, a auta za oknem zdawały się przejeżdżać metr od łóżka. Po jakimś czasie w końcu widziałem już normalnie i poczułem się na siłach, by wstać. Do łazienki szedłem odbijając się od ściany do ściany. Musiałem usiąść, bo prawdopodobnie bym nie wytrzymał stania ok. 2 minut i celowania do klopa.
Następnego dnia poszedłem na spacer pod szkołę i z powrotem, ponad godzina drogi. Zmęczyło mnie to niemiłosiernie. Całe otoczenie, zwłaszcza chmury były piękniejsze, niż wcześniej, bardziej wyraziste...
Spojrzałem na telefon. Znowu leciało Living in a Lie...
Podsumowanie
Te doświadczenie zmieniło mnie bardziej, niż cokolwiek innego. Przez miesiąc miałem lęki. Myślałem ciągle o świecie, obmyśliłem przerażające i realne teorie... Od tamtej pory śmierć mnie przeraża, choć teraz już mniej. Fizycznie - przy każdym zrywie typu wstawanie z łóżka czuję pulsowanie na oskrzela i krtań, kaszlę. Często widząc kątem oka mały, ciemny przedmiot, widzę, że się porusza, wydaje mi się, że to jakiś robak. Czy przez te wydarzenie przestanę ćpać? Nie. Choć z początku chciałem. Odstawiłem dxm na życzenie bliskiej osoby i gdyby nie to, zrobiłbym jedynie przerwę.
Dodane po 3 miesiącach:
Od tej podróży minęły 3 miesiące. Mam nadzieję, że za drugie tyle znikną moje problemy z kaszlem i zwidami, a także jeszcze nieco porytą psychiką.
Te uczucie płatów odrywanych od mojego mózgu to prawdopodobnie mój język, który bez przerwy wystawiałem na ponad maxa. Później miałem ranę pod językiem.
Mam nadzieję, że TR jest zrozumiały (ciężko jest mi odtworzyć uczucia z podróży, a co dopiero zmieścić w słowa). [b]Mam też nadzieję, że przestrzeże wszystkich przed rzucaniem się na głęboką wodę z DXM. Moje doświadczenie było przerażające, choć straciłem złe nastawienie przed trzecim plateau. [/b]
Dodane po 10 miesiącach:
Wszystkie efekty uboczne minęły.
Dodatkowe źródła
W tekście zamieściłem link do obrazka ze strony http://fotogalerie.pl/ludzie/mohik
- 9304 odsłony