[dxm], czyli magia, która zaskakuje. apoteoza umysłu.
detale
[dxm], czyli magia, która zaskakuje. apoteoza umysłu.
podobne
To nie jest typowy TR, jednakowoż mam nadzieję, iż po przeczytaniu moderacja uzna, że jest to właściwe miejsce na zamieszczenie tej historii.
DXM to dla mnie relatywnie "stare dzieje". Opowiem tutaj trzy historie, a raczej wyróżnię ich najważniejsze elementy, które, miejmy nadzieję, ukażą wam trzy różne oblicza tej substancji. Zaczynamy...
Set & Settings: I - podmiejskie tereny. Ciche, wiejskie wzgórze nieopodal
lasu (łąka).
II - to samo miejsce, lecz nieco wyżej, na "trasie" do lasu.
III - dom, pokój, muzyka (jeden zacinający się utwór).
Substancja: DXM. Standardowa dawka - około 600-750mg, wzmacniana
jednym grejpfrutem białym, każdorazowo na 2 godziny przed
przyjęciem oraz sok z tegoż grejpfruta spożywany
sukcesywnie. Wszystko oczywiście drogą doustną.
Doświadczenie: Spore. Głównie depresanty (kodeina, tramadol, wszelkie
benzodiazepiny, luminal, zolpidem...), Mj, DXM, feta i wiele
innych...
Waga i wiek (wówczas): 18 lat, 55kg
Było już dość późne, jesienne popołudnie, gdy wraz z przyjaciółką ( nazwijmy ją Abc ) postanowiliśmy kupić Acodin. Ja wziąłem 45 tabl., Ona 40. Udaliśmy się na długi spacer z centrum miasta na podmiejską górkę. Pomyśleliśmy, że to miejsce jest idealne z racji swojego "dyskretnego" położenia i krajobrazu. Szliśmy bardzo powoli. Po około godzinie spaceru zaczęły się mdłości, byliśmy już wtedy na przedmieściach. Zapytałem Abc czy możemy jeszcze bardziej zwolnić. Zgodziła się i widząc, że czuję się nie najlepiej wzięła mnie pod rękę i ruszyliśmy dalej. Dalej zaczyna się droga w górę - do lasu. Pomyślałem, że w tym stanie to nie będzie możliwe, więc położyliśmy się na przydrożnej łące.
Tak leżąc czułem jak się zmieniam. Jakbym przechodził wielką przemianę wewnętrzną, której skutki pozostaną we mnie przez lata... Lata, dni, tygodnie, sekundy, minuty, godziny - te pojęcia stawały się coraz bardziej abstrakcyjne - zapanował bezczas. Świadomość stawała się coraz bardziej wybiórcza - nie akceptowała faktu, że mój obecny stan jest konsekwencją przyjęcia jakiegoś leku. Zaczynało się dziać coś monumentalnego. Leżąc obserwowałem niebo, było zaskakująco szare. Abc leżała obok, ale dla mnie Jej tam nie było. Dla niej samej pewnie też. Kiedy moja świadomość się zmieniła i przeszły mdłości poczułem mocny szczękościsk, który uznałem za przyjemny. Przepełniło mnie coś w rodzaju "uduchowionej euforii". Wstąpiła we mnie niebagatelna moc. Byłem gotowy. Wtedy się zaczęło.
Jak wszystkie moje wizje po DXM na początku pojawiły się piksele. Każdy punkt nieba był usieciowany w sięgającej POZA granice pola widzenia przestrzeni, którą ogarniałem. Chmury zaczęły poruszać się gwałtownie. Pojawił się szum. Zacząłem się bać. Mocno wiało. Postępująca eskalacja prędkości ruchu chmur i natężenia szumu przyprawiała mnie o obłęd. Czasami próbowałem łączyć się z moją "trzeźwą jaźnią", ale łączność zaczynała być ograniczona. Chmury przybierały kształty postaci. Nie były już tylko na niebie, ale wszędzie wokół mnie. Peryferyjnie widziałem jaskinię z chmur, która mnie otaczała. Poczułem chłód. Szum, który zapewne wywodził się z huczącego wiatru, zaczął przyjmować formę głosu, który słyszałem głośno w swojej świadomości. Świadomość miałem przed sobą, na wyciągnięcie ręki. To była historia mojego ego - mojego tymczasowo opętanego ja, które chciało opowiedzieć mi właśnie taką historię. Głos zaczął formować się w słowa. Nie rozumiałem ich. Po chwili zobaczyłem nad sobą postać. Wznosiła się tuż pod dachem tej nieogarnionej przestrzeni - jaskini chmur. Była uformowana z lodu. Uznałem, że to Bóg. Byłem przerażony. Zapytał mnie czy chciałbym się wznieść. W tym momencie poczułem jak się unoszę. Delikatnie coś ciągnęło mnie ku górze. Chwyciłem kurczowo trawę i odparłem, że się boję. Głos zapytał ponownie: "Czy chcesz czuć się wolny?". Tak, ale się boję. Wystarczyłoby gdybym nie puszczał trawy, lub odwrócił głowę. Wiedziałem, że nie mogę się złamać, a GÓRA coraz bardziej mnie przyciąga. Puściłem. W tym momencie poczułem coś, czego nigdy do tej pory nie zapomnę. Była to deklarowania wolność. Bezwładnie unosiłem się w przestrzeni chmur, a pod sobą widziałem trawę, która zmienia się w obłoki by łącznie ze ścianami jaskini uformować tunel. Latałem przez chwilę. Rozproszył mnie jakiś bodziec z zewnątrz. Kilka przebłysków świadomości, kilka mrugnięć i zorientowałem się, że nadal, niezmiennie leżę na trawie... To było piękne.
Abc, później zreferowała, że siedziała na Księżycu i spoglądając w dół widziała mnie szybującego wokół tegoż Księżyca. :)
II
Kilka dni później. Ta sama dawka, to samo towarzystwo, to samo miejsce. Tym razem wziąłem na początku drogi w górę. Szliśmy powoli. Wszystko wchodziło około 1,5 godziny. Zorientowałem się, że to już, kiedy u szczytu drogi, przy wejściu w las zauważyłem, że ścieżka jest zupełnie pionowa, a ja prostopadle do niej wspinam się coraz wyżej. Kilka chwil minęło i już stałem na prostej ulicy. Szliśmy z Abc wyjątkowo długo. Wtedy zapomniałem, że jest czas. Czułem się jakby minęły lata, jakby ta wspinaczka trwała od zawsze... Czyli kiedy się zaczęła? Zapomniałem, że było coś przed i nie zastanawiałem się czy będzie coś po. Nie obchodziły mnie mechanizmy: przyczyna-działanie-konsekwencja. Byłem jak samorozwiązujący się algorytm. Miałem kierować się przed siebie i to był mój jedyny cel. Abc wybiła mnie z tej robotycznej dezautonomizacji mówiąc, że wyglądam fatalnie. Spojrzałem na siebie. Byłem ubrany jak mim, albo klaun. Powiedziała, że chyba przesadziłem z Acodinem. Nie odpowiedziałem. Zacząłem się zastanawiać co to Acodin. Doszedłem do przyczyny, poznałem działanie i zrozumiałem konsekwencję. Zdumiałem się na myśl o mocy DXM.
III
Akcja toczyła się w moim domu. W pokoju. Przejdę do konkretów. Słuchaliśmy utworu, który w pewnym momencie zaczął się zacinać. Generowało to całkiem ciekawe OEV'y. Siedziałem na łóżku, Abc obok. Panował półmrok. Nagle zauważyłem galaretowatą obwódkę wokół siebie. Przestrzeń, którą wyrysowała zaczęła wypełniać się fioletową, ektoplazmatyczną substancją. Znajdowały się w niej różne, pływające kształty. Ja byłem w centrum tej kuli. Abc emitowała w moim kierunku unoszące się w powietrzu niezidentyfikowane przedmioty, które przebijały obwódkę mojej kuli i trafiały do środka. Zorientowałem się, że jestem jakimś organellum zamkniętym w komórce. Wszędzie była cytoplazma. To co przechodziło przez błonę komórkową mojej komórki, to były substancje, które miałem odpowiednio przerobić i wysłać dalej na transport. Nie wiem czym byłem, ale zapewne aparatem Golgiego. Spodobała mi się ta zabawa. Zachęcałem Abc, by "wysyłała" mi substancje. Zapytałem w pewnym momencie, czy rozumie zasady tej gry. Powiedziała, że nie, ale widzi, że ja ją rozumiem. To była gra, którą moglem zrozumieć i poczuć tylko wtedy. [...]
Kiedy wyszedłem z pokoju stanąłem w ciemnym przedpokoju. Złapałem balustradę schodów i na moment zamknąłem oczy, gdyż poczułem się słabo. Odszedłem od balustrady i zaświeciłem światło. Chodziłem po całym domu wykonując różne rutynowe czynności typu: przyrządzenie herbaty,
krojenie chleba itd. Poszedłem spowrotem do przedpokoju i kiedy zbliżałem się do miejsca w którym wcześniej stałem coś popchnęło mnie w dokładnie to samo miejsce. Ocknąłem się, otworzyłem oczy. Było ciemno. Ja stałem cały czas w tym samym miejscu. Nie ruszałem się nawet na chwilę. Eksterioryzacja możliwa po DXM? Nie! A może to było tylko złudzenie OOBE zamknięte w bardzo realistycznych CEV'ach? Nie dowiem się, ale warto było je przeżyć.
Chciałem udowodnić, podpierając się moimi doświadczeniami, że dekstrometorfan ma w sobie ogromny potencjał. Z tego powodu nie jest przeznaczony dla wszystkich. Psychodeliki potęgują stan fazowy w jakim człowiek się znajduje. Uczucia takie jak smutek, czy żal na trzeźwo możemy znosić. DXM potęguje je oraz wyciąga z podświadomości głębiej ukryte negatywne emocje poddając je sądowi naszej wówczas odmienionej świadomości. Nie dla każdego łatwym może okazać się zmierzenie z tym co zobaczy. Halucynacje nie zawsze są tak realistyczne jak te, które przedstawiłem, ale takie również się zdarzają. Po doświadczeniach z DXM zmienia się podejście do życia. Ważne by stał się on dla nas drogowskazem do zgłębiania naszego umysłu także na trzeźwo, a nie przedsionkiem psychozy! Odradzam zdecydowanie nieletnim i słabym psychicznie, cierpiącym na depresję lub zaburzenia osobowości (zwłaszcza te maniakalne).
Rozsądni i wtajemniczeni w magię wiedzą w którą stronę podążać, a wnioski z mojej historii wysnują sobie sami. :)
Pozdrawiam!
- 11418 odsłon