Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

podczas gdy na niebie świeciło słońce, a praworządni obywatele odsypiali piątkowe szaleństwa

podczas gdy na niebie świeciło słońce, a praworządni obywatele odsypiali piątkowe szaleństwa

Doświadczenie z DXM - 29 tabletek (435 mg), 55 tabletek (825 mg), 25 tabletek (375 mg), 70 tabletek (1050 mg)

Po nieudanej próbie z 55 tabletkami postanowiłem zarzucić o 10 więcej, by tym razem przebić się na 3. plateau. Towarzyszył mi za obydwoma razami mój kolega - nazwijmy go Leszek. Miał już doświadczenie w opiekowaniu się, bo wspierał wcześniej innego kolegę - nazwijmy go Patryk.

DXM - 1050 mg

S&S: Mieszkanie na wysokim piętrze, raczej nie urządzone, około 2/3 z kolorów wnętrza to biały. Żadnych luksusów poza BALKONEM. Ale zima, więc to żaden luksus.

Dramatis personae:

Ja.

Leszek - addict sitter

Patryk - Mistrz Trzeciego Plateau

Podczas gdy na niebie świeciło słońce, a praworządni obywatele odsypiali piątkowe szaleństwa, ja zorientowałem się, że z zachowanych na okazję 65 tabletek zostało tylko 40. Nie było wyjścia i musiałem udać się do apteki. W pierwszej usłyszałem że nowa dostawa TOWARU dopiero o 12, więc dopiero w drugiej zakupiłem brakujące pudełko "Acodinu" (6,40 PLN, czyli bez rewelacji). Miało to ten pozytywny skutek, iż po drodze zaopoatrzyłem się w SOK Z GREJPFRUTA (1000 ml, 100%, bez dodatku cukru). Wróciłem na mieszkanie, gdzie czekając na Leszka z nudów zacząłem wyciskać tabletki do szklanki. 70 brzmi groźnie, ale nie robi wrażenia.

Zacząłem pić też sok z grejpfruta, bo grejpfrut zawiera cośtam, o czym poinformował mnie przedwczoraj Leszek. Powiem, że jeśli ktoś wymyślił sobie zbawienne działanie owocu grejpfruta na fazę, to musi mieć dziką satysfakcję z robienia ludzi w chuja, bo picie tego świństwa było chyba najgorszym przeżyciem z tripa. Na szczęście wkrótce przybył Leszek i mogłem rozpocząć.

Wysypałem wszystko na dłoń i zacząłem jeść popijając ostatnią szklanką soku z grejpfruta. Jedna tabletka spadła mi na podłogę, ale czujne oko Leszka panowało nad sytuacją, bo zaraz podał mi ją z powrotem na dłoń.

Leszek rozpakował cały sprzęt który przyniósł na tripa - mp3 z muzyką, której ja nie mam na dysku za wiele, płytę z filmem "Szeregowiec Ryan" i głośniki. Rozmawialiśmy, głównie o ludziach.

Kontynuowaliśmy rozmowę o ludziach i o DXM. Minęła ponad godzina, a ja nie czułem nic. Leszek, który od początku był zwolennikiem mieszania z mj, zasugerował żebym dopalił; ustaliłem że jeśli do 3. godziny nie będę miał trzeciego, to pale.

Niedługo potem zrobiłem się bardziej rozmowny (i tak byłem). Przedstawiałem ewentualne scenariusze rozwoju akcji, ex. jeśli zdarzy się niespodziwana wizyta kogokolwiek, chowamy się w innym pokoju i udajemy że nas nie ma. Powoli wchodziła euforia, zapragnałem chodzić, skakać, tańczyń, RUSZAĆ SIĘ. W międzyczasie zaczęły się zaburzenia postrzegania, a po zrobieniu 20 pompek poczułem tzw. "banię". Słuchaliśmy muzyki z youtube. Powiedziałem że czuje jakby był z nami Patryk. Leszek zaproponował żeby pooglądać filmiki Hashbeana. Zawsze twierdziłem że mężczyzna w rozpuszczonych włosach i okularach wygląda do dupy, jednak Hashbean daje radę. Potem wyraziłem swoje wątpliwości do osoby, z którą paliliśmy niedawno - to było ostatnie co byłem w stanie powiedzieć w miarę wyraźnie. Leszek dał dłuższy wywód na jej temat, a ja delektowałem się pierwszemi mocniejszemi skutkami zażycia.

Na ile się dało, próbowałem opowiadałem o 'tripie po ayi' jaki opisał Waldemar Łysiak, w "Liderze". Kiedy uznałem, że jednak się nie da, próbowałem otworzyć e-book, ale poległem na obsłudze WinRara (e-booki trzymam spakowane w zipie). Potem przypomniałem sobie, że nie mam tej książki na dysku, a czytałem ją na papierze. 'przypomniałem sobie' to złe określenie, na czas tripa po prostu NIE WIEDZIAŁEM o tym, myślę więc, że dekstrometorfan może zaburzać w jakiś sposób pamiętanie źródła informacji.

Włączyliśmy "Chrono triggera". Było ciężko (posługiwać się klawiaturą i myszą), ale dałem radę. Trudno było też wymówić słowo "emulator". Po około 10 minutach uznaliśmy że nie warto i zminimalizowałem. Ja czułem już całkiem to, co nazywałem 'drugim plateau'. Próbowałem porównać mój stan do znanej mi muzyki, wiedziałem o jakie wrażnie mi chodzi, ale nie znałem nazwy utworu który je spowodował. Teraz wiem że mogło mi chodzić o Boards of Canada - "Everything you do is a balloon".

Zaczęły się trudności z poruszaniem. Chodziłem i było inaczej. Wszystko było inaczej. Bodźce świata zewnętrznego były zaburzone, jednak wszystkiego byłem swiadomy i wszystko rozumiałem. Wyszedłem z pokoju.

Wróciłem

-Leszek, moje życie...

-Co z Twoim życiem?

-...

Na korytarzu miałem bowiem PRZEMYŚLENIA. DXM wpływa na moje SUMIENIE (drugi raz się tak zdarzyło), w ten sposób, że robię się bardziej skłonny do przestrzegania zasad, poedjmowania obowiązków , zaczynam żałować tego czego nie zrobiłem, jak źle się zachowałem, etc.

Nie byłem jednak władny opowiedziec o czym myślałem wtedy, tym bardziej ze teraz też nie.

Usiadłem i zacząłem MYŚLEĆ. Nie pamiętam nic konkretnego, więc pewnie to nie było ważne.

-Leszek, myślałem o istnieniu.

-Tak? Masz rozkminy, to dobrze.

Potem próbowałem się położyć żeby wzmódz efekty. Wiele razy próbowałem, nigdy jednak nie uleżałem dłużej niż pół minuty (jak potem powiedział mi Leszek). Za bardzo ciągnęło mnie do rozmowy z Leszkiem. DXM faktycznie może jest lepszy dla mniej towarzyskich jednostek.

Leszek proponował żebym z nim zapalił, ale odmówiłem, bo już miałem wystarczająco. Wyszedłem za nim na balkon, żeby poczuć jedność ze środowiskiem, którą czułem zazwyczaj (czyli 2 razy) na DXM. Mysłałem że mi się nie udało, bo niska temperatura temu nie sprzyja. Potem zobaczyłem że moja czarna poręcz balkonu, jest ZIELONA.

-Leszek, jakiego koloru, jest to, to, co odziela balko... lodżję, to zbrojenie co oddziela nas od przestrzeni poza balkonem?

-No nie wiem, brązowe?

-NIE, to jest ZIELONE. Leszek, ty też jesteś.

Gdyż rzeczywiście wszystko nabrało lekkiego odcienia zielonego. Zeszliśmy z balkonu i przestało być. Wtedy poczułem STERYLNOŚĆ, wszystko wokół biło chłodem i zdawało się wolne od zanieczyszczeń, spaczeń, brudu. Czułem się jak w laboratorium.

-Spróbuj sobie wyobrazić coś, to ponoć pomaga.

Poprosiłem Leszka żeby włączył Isis - "Garden of light". Położyłem się, zamknąłem oczy i leżałem aż dwie minuty, po czym wstałem i wróciłęm, do nieudolnej, z powodu skołaciałych narządów mowy, konwersacji.

Leszek włączył "Szeregowca Ryana". Miałem wrażenie że oglądam wojnę oczami sanitariusza zaćpanego dexem (ciekawe dlaczego).

Leszek nabił lufke, postanowiłem z nim dopalić. Poczułem zapach świerzo palonego zielska i odechciało mi się do tego stopnia, że poszedłem (pobiegłbym gdybym był w stanie) do łazienki.

Gdy wyszedłem, poczułem że jest mocniej niż było kiedykolwiek. Cały czas nie opuszczało mnie wrażenie sterylności i czystości świata w którym się znajduję, stosowności i słuszności wszystkiego co robiłem i jak robiłem i nie opuszczało mnie to aż do końca tripa (ale jak myslałem o przeszłości, czułem się winny).

Potem nie pamiętam żebym coś robił, ale natężenie fazy wciąż się wzmagało.

-Leszek, jakby ktoś wszedł, to chowamy się do innego pokoju i udajemy że nas nie ma!

-Okay.

Poszedłem się orzeźwić na balkon, gdy wracałem. Wszystkie moje dawne marzenia-plany życiowe, o których normalnie nie pamiętam i nie myśle uderzyły we mnie na raz i obudziły sumienie.

Leszek oglądał "Szeregowca Ryana". Miałe wrażenie że jesteśmy mniejsi niż na prawdę, karłowaci, (tak o 50-100cm niżsi i proporcjonalnie chudsi). Usiadłem obok na krześle, złapałem się za lewy nadgarstek i zamknąłem oczy. Nie czułem nic poza uciskiem na lewym nadgarstku. BYŁEM czuciem uścisku na lewej ręce, ale to NIE BYŁA ręka, tylko kość owinięta masą zawierającą nerwy i przykryta skórą, przedmiot wokół którego materializowało się moje uczucie ucisku, i tylko dlatego mogłem określić jego istnienie. Otworzyłem oczy.

-Idę na trzecie plateau.

-To idź.

Zszedłem z krzesła, ułożyłem się w kłębek na podłodze i zamknąłem oczy.

Wstałem.

-I jak było?

-Leszek, czy ja żyję?**

-Żyjesz.

Potem robiłem mnóstwo ciekwych rzeczy ex. chodzenie, leżenie krzyżem, podskakiwanie, kładzenie się na łóżku etc. Przynajmniej wydaje mi się że robiłem.

Położyłem się na łóżku.

........................................................

Co to za miejsce? To PRAWIE jak sen, wstałem z łóżka, wyszedłem na korytarz, nie wyszedłem, ja nie 'chodziłem' tylko PRZEMIESZCZAŁEM SIĘ* i dotarłem do łazienki, gdzie usiadłem na podłodze, ale ja nie 'usiadałem', tylko ułożyłem konstrukcję siebie siedzącego z poszczególnych części mojego ciała.

Wstałem i wróciłem do pokoju; położyłem się.

.............................................................

Czas mijał mi na byciu otumanionym, gdy w końcu faza zaczęła opadać. Wtedy zorientowałem się, że DXM już od dłuższego czasu znieczulił mi zmysł dotyku. Od tego momentu cały czas czułem się wyczerpany.

-Leszek, chyba faza mi mija. Ogarniam już, mam pierwsze plateau.

-Okay.

Położyłem się na około 20 minut.

-Leszek, mija mi już. Mam pierwsze plateau.

-Okay.

Leżałem kolejne 20 minut.

Wstałem. I podszedłem do Leszka który nabijał lufkę.

-Chyba mówie Ci to trzeci raz, ale mija mi. Mam pierwsze plateau.

Chodzi mi o to, ze za każdym razem wydawało mi się że już mija, bo wcześniej było NIEPORÓWNANIE mocniej. Prawdopodobnie cały czas było podobnie, nie wiem co miałem, ale na pewno nie było to pierwsze plateau.

Zapaliłem z Leszkiem i zaczęło się... Miałem wrażenie takie jakie bym miał, gdybym znajdował się w środku burzy. Pewnie przesadzam, uczucie było takie jak po mj tylko że wszystkie jej efekty się 'trzęsły'.

Co jakiś czas prowadziłem dialog w stylu:

-Leszek, gdyby miało mi tak zostać, to to by było najgorsze co może być.

-Nie zostanie, Patryk też tak mówił.

Potem siedziałem i zamulałem, jak Leszek sobie poszedł poszedłem spać (koło siedmenastej).

Obudziłem się o pierwszej rześki i wypoczęty. O czwartej zacząłem pisać tr.

Generalnie straciłem dzień z życiorysu, ale zdobyłem nowe doświadczenia.

*Nie znam czasownika który oddałby to co robiłem. Ponoć ludzie z Wyspy Wielkanocnej wierzyli, że ich posągi się same przesuwają kiedy nikt nie patrzy i mieli w swoim języku czasownik na określenie tego ruchu. Byłby on chyba najbliższy określeniu tego co czułem.

**Pytanie było dość głupie, bo wiedziałem że żyje, tylko nie potrafiłem zapytać o to co chciałem.

TR skończyłem pisać około południa. Leszek twierdził że coś pomieszałem, ale mniejsza. Umieszczam go teraz, w takim stanie jak zapisałem, (dodałem doświadczenie z DXM, jedno zdanie dodałem i wyciąłem pół akapitu).

Ocena: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media