metocin już mnie nie kocha.
detale
raporty tronnagi
metocin już mnie nie kocha.
podobne
Wiek 34. Waga 65.
Doświadczenie: kofeina, etanol, nikotyna, MJ, LSD, psilocybe, amfa, Pixy?, Datura, Dragonfly, Pachanoi, kanabinole syntetyczne?, 4-HO-MET, 5-MeO-MiPT
W grudniu przyszedł proch. Od jakiegoś czasu zażywałem co drugi tydzień małe dawki (na oko 10 mg - wbite, lub 15 mg - wciągane) w towarzyskich sytuacjach. Czułem się dobrze i dużo nawijałem, zwykle popijając alkoholem. Mimo to miałem pewien niedosyt, zwłaszcza w porównaniu z pierwszym kontaktem, ponad rok wcześniej, gdy wciągnąłem 20 mg. Myślałem wtedy przez chwilę że za dużo, ogólnie jednak byłem zachwycony.
14 lutego, godzina 12.30 sam w domu
Tym razem przy pomocy profesjonalnej wagi odmierzyłem 13mg 4-HO-MET i wymieszałem z ~3ml wody iniekcyjnej. Wbiłem strzykawkę w lewy nadgarstek, dwa razy, bo wybrałem za małe żyłki i prawie wszystko poszło bokiem. Zastrzyki w prawą o dziwo zawsze wychodzą, a w lewą nie za bardzo, a przecież jestem praworęczny.
Wszystko było przygotowane do wyjścia z psem. Gięcia zaczęły się od razu. Szedłem z psem do lasu pod górkę, celem był weterynarz w centrum około 5 kilometrów dalej. Dochodząc do lasu byłem niepocieszony, bo nastrój się nie poprawił, tylko nic nie warte fosfeny atakowały wzrok. Gdy znalazłem się w lesie zauważyłem, że ciężko mi się oddycha. Zastanowiłem się, czy błędem mógł być mały łyk Dexa Pini w celach leczniczych, czy może to przez przedłużające się podziębienie, a może zmęczyło mnie zbyt szybkie wchodzenie pod górkę?
Im głębiej w las... tym gorzej. Pies, jak zwykle ostatnio, poleciał do miasta za tropem jakiejś suki. Ja poczułem, że mam "nogi z waty", iść mogłem, ale bałem się, że przestanę kontrolować dolne kończyny, coś jakby mdłości ogarnęły dolny odcinek kręgosłupa. Nie mogłem wziąć głębszego oddechu. Owładnięty strachem, skupiłem się na oddychaniu. Założyłem, że dojdę do pierwszej ławki i odpocznę, poczekam na psa. Może zapalę papierosa? Nie!... Papieros mógłby mnie zabić.
Strach przed śmiercią.
Siadłem. Zgiąłem się. Przykucnąłem. Oparty o ławkę patrzyłem w dal, czy pies nie wraca. Nie czułem poszerzenia percepcji, tak pociągającego w psychodelikach. Czułem raczej, jakbym wynurzył się spod wody po długim bezdechu. Cholera... niedotlenienie mózgu! Pić! Jak mogłem być tak głupi, żeby nie zabrać wody?! Śnieg! Wstałem... Śnieg może być obsikany.
Nie. Lepiej jednak było ruszać się niż odpoczywać, wróciłem więc do ścieżki, gdzie zgodnie z oczekiwaniem, znalazłem swego psa. Zapiąłem go i już nie spuszczałem, nie zdecydowałem się jednak zejść po wodę do sklepu. Za dobrze mnie tam znają. Wzbudziłoby to podejrzenia, bo przecież zawsze kupuję tam tylko piwo! Paranoja... Stwierdziłem, że wytrzymam i zejdę w innym miejscu.
Dalej do weterynarza. W razie czego nie tylko zaszczepi psa, ale może i poda mi też ostatnią igłę ratunku. Pić. Decyduję się w końcu possać trochę śniegu, jest to jednak mało efektywne. Strach ustępuje smutkowi. Schodzę do miasta. Kupuję w kiosku półtora litra wody i 1/3 wypijam od razu. Czuję się lepiej. Idę do weterynarza, załatwiam sprawę. Wlekę się z powrotem do domu i w pośpiechu gotuję. Jest godzina 15. Jeszcze prze dwie godziny towarzyszy mi drżenie rąk.
Czytałem, że ktoś kipnął po fenylkach i to zwykle w miksach. Ale po tryptaminach? Nie słyszałem. Ale teraz myślę, że to jest możliwe na tej samej zasadzie - odwodnienie, obrzęk mózgu...R.I.P.
Dwa podstawowe wnioski z badtripa:
-zawsze mniej przy sobie butlę płynu;
-lepiej nie rób tego w samotności.
- 13034 odsłony
Odpowiedzi
Świetny, zwięzły raport.
Świetny, zwięzły raport. Czemu napisałeś go jednak w ten dziwny sposób, z zdepersonalizowaną zaimkowością?
Nieja przeprasza za mocną i obszerną redakcję, ale dla niemnie zaproponowana forma była po prostu niedorzeczna i nic nie wnosząca do treści. Nieja uznał to za nieczytalne, ale zdecydowanie warte opublikowania. Stąd zmiany. Jeśli Niety woli starą formę, to niech poprawi.