kraina basu i oddychających ścian
detale
GBL: 4,5 ml (1,3 + 1,7 + 1,5)
4-MEC: ~70 mg (nos)
Nastawienie: "eksperymentujmy! bo kto jak nie my?"
Miejsca: Dom, trasa przez miasto, klub, dom.
Od 5 do 40x: 2C-E, 2C-P, 4-HO-MET, absynt, african dream root, amfetamina, bufedron, calea, mefedron, piksy, psylocybina, szałwia wieszcza.
Od 1 do 4x: 4-ACO-DMT, 2C-E, 4-MEC, aviomarin, bieluń, butylon, bromo-DF, DOC, DOI, gałka muszkatołowa, kodeina, kokaina, LSA, LSD-25, MDMA, MDPV, methedron, methylon, muchomor czerwony, opium, pseudoefedryna, ruta stepowa.
kraina basu i oddychających ścian
podobne
2C-P jest definitywnie moim ulubionym RC z półki z psychodelikami, a ten piątek miałem spędzić korzystając z jego uroków i pięknej pogody. Okazało się jednak, że w jednym z większych klubów w moim mieście jest "ponoć dobra" impreza...
Ogólnie rzecz biorąc przestałem mieć ochotę na imprezy typu dubstep/d&b po tym, jak utrudniony został dostęp do mefedronu, cóż :D Jakoś się jednak złożyło, że znajomi z dubowego soundsytemu zaprosili na sporą imprezę na której grali z szanowanym przeze mnie Radikal Guru, a że sporo znajomych postanowiło przyjechać, postanowiłem urządzić przy tej okazji pewien eksperyment.
Znajomi wieźli amfetaminę, methoxetaminę, GBL'a i 4-mec'a, a że apetytu na żaden z tych środków wstępnie nie miałem, wyjąłem z szuflady 50 mg 2c-p, odważyłem 15 mg i zjadłem o godzinie 20:00, tak jak to planowałem, nie zamierzając wychodzić na żadną imprezę. Psychodeliki do klubu? Jakoś wcześniej tego nie było nigdy, szczególnie w takiej ilości, więc czemu nie, eksperymentujmy!
T + 1:00
Około 21:00 mój dom zapełnił się wesołymi ludkami, odważającymi proszki, rozlewającymi giebla do buteleczek, wciagającymi kreski i tak dalej. Zrezygowałem z amfetaminy, wypiłem 1,3 ml GBL'a i wyruszyliśmy do klubu.
T + 2:00
Godzina 22:00, jesteśmy w trasie, schodzi GBL, wchodzi 2C-P. Delikatnie. Pomarańczowy kolor lamp robi się "cieplejszy", płaskorzeźby na kamienicach głębsze, oświetlona ulica zaprasza i ciągnie mnie do przodu. Niemniej bardziej wyrafinowanych wizuali brak, norma, ten rodzaj 2C ładuje się długo.
T + 2:30
Klub. Ładuje się, oj ładuje. Czuję zmiany przy niemal każdym kroku, lampy zaczynają pulsować światłem, uśmiecham się jak dziecko, piję piwo, tańczę i obserwuję światełka, śmieję się do ludzi. Motywy świetlne przyciągają wzrok, bardzo.
T + 3:30
23:30, piję przygotowane wcześniej 1,7 ml GBL'a, wychodzę na papierosa, czuję się pijany gieblem, 2c-p nadal się ładuje - efekty takie same jak przed godziną.
T + 4:30
GBL schodzi. nadchodzi 2C-P. Bardziej niż kiedykolwiek (do tej pory największe porcje jakie jadłem ważyły 12,5 mg). Jest dużo ludzi, ale gadam ze znajomymi. Zachowania nieznajomych wydają mi się zabawne, gdyż wszyscy są najebani etanolem. Witają się, żegnają, kłócą, klną, krzyczą, śmieją, czuję się jak duch, któremu przyszło wejść między ludzi i niezbyt rozumiem jakie są cele tego co oni wszyscy robią. Ktoś się mnie pyta, co sądzę o tym wszystkim, ciężko mi znaleźć słowo. Nie mam ochoty kategoryzować w jakikolwiek sposób, jednak ci ludzie pełni wódki są w pewnym stopniu fascynujący i w pewnym stopniu zabawni, przypominają mi trochę hałaśliwe zwierzątka. Sam czuję się neutralny, pamiętam że pomyślałem „jestem buddą, znam to wszystko i nie znam tego wszystkiego”. Wracam do klubu, wychodzę po pół godziny na kolejnego papierosa.
T + 5:18
Jest 1:18 (!), znajomy robi mi zdjęcie, 2C-P kończy się ładować. Nigdy nie ładowało się tak długo, ale to co zaczynam widzieć przekracza moje oczekiwania. Patrzę na cegły, które jakby odchodzą od oddychającej ściany, chwilę później czuję ich smak w ustach, zamykam na chwilę oczy i przenoszę się do ceglanego pomieszczenia, w którym odbieram cegły każdym możliwym zmysłem. Otwieram oczy, siadam obok znajomych, jestem spokojny. Budynki są nierealne, mają zieloną poświatę i *patrzą się na mnie* każdym oknem. Postanawiam wejść do środka. Pierwsze co odczuwam to zapach wódki. Napawa mnie lekkim obrzydzeniem, ale bardzo szybko przestaję go czuć, siadam. W pomieszczeniu oevy nie są takie wyraziste, niemniej światła świecą się mocniej i każda lampa pulsuje niemal na cały klub. Tańczę. Ludzie świecą się kolorami, ich twarze zmieniają się co sekundę, wpadam w dziwny trans, wszystko świeci, obraz klatkuje przed oczami, a moje ciało staje się manifestacją dźwięku, wszystko się obraca, gdzie ja jestem??
T + 6:30
Wychodzę na fajkę, uspokajam się. Kumpel woła mnie do kibla. Jako, że już jestem całkowicie oswojony z tym co się dzieje doookoła idę bez wahania i po chwili wrzucam około 70 mg 4-mec'a przez nos. Wychodzę z kibla. WOW. Wszystko stało się wyraźne. Lampy nie pulsują na zewnątrz tylko do środka. Wydaje mi się, że ktoś przyspieszył czas. Ludzie są szybcy, muzyka głębsza. Idę potańczyć, po 10 minutach nie wyrabiam, muszę iść na zewnątrz, nie wiem co się dzieje, nachodzi mnie fala strachu, ale mija - przecież 4-mec tak właśnie działa, nie dzieje się nic co mogłoby mnie zaskoczyć. Wychodzę, spaceruję około 10 minut, peak po 4-mec'u zaczyna się powoli wycofywać, wracają oevy z 2C-P. Uff.
T + 7:00
Dwoje znajomych chce wracać do domu, ja chyba też. Akustyk ogólnie dał dupy, impreza jest kiepsko nagłośniona, dźwięk boli mnie w uszy, wychodzimy. Droga do domu to podróż po krainie czarów, pełna powyginanych budynków, kwitnących drzew gdzie jeden kwiat wychodzi z drugiego, a prosta droga idzie raz w dół raz w górę. "Oddycha" każda rzecz na jaką spojrzę, łącznie ze znakami drogowymi. Mijamy dwóch bardzo pijanych ludzi... Cóż, należy pamiętać, jesteśmy gorsi od nich... ćpuny. Koleś chyba obrzygał pół ulicy i jego kolega musi go nieść, my wracamy z uśmiechem na twarzy. Teraz jednak jedyne co mogę czuć to współczucie dla takiego systemu i jego ofiar. Poza tym kwitnące "na żywo" drzewa to o wiele lepsza opcja dla mojego umysłu i mimo, że świat chce mi pokazać teraz takie negatywne rzeczy, nie jest w stanie zlikwidować uśmiechu na mojej twarzy.
T + 7:30
Jesteśmy w domu. Mój pokój, który znam tak dobrze i w którym jadłem 2C-P już kilka razy. Obrazki na ścianach zmieniają lokacje, to jest coś nowego. Jest 3:30, pijemy herbatę, chilluję wśród oddychających ścian. Po godzinie wracają znajomi...
T + 8:30
Wrócili. Dzielą 4-mec'a i wciągają 4-mec'a, ja rezygnuję z tej przyjemności, myślę, że jak dla mnie to głupi pomysł, nadal czuję się trochę „poza tym wszystkim”. I jest mi dobrze. Zastanawiam się nad szałwią, ale również rezygnuję, ta dziwka mogłaby mnie zapakować tak, że bym się nie odpakował. Tripuję po domku jeszcze przez 1,5 godziny, jest zabawnie, choć oevy stają się coraz mniej wyraźne.
T + 10:00
Szósta rano! Idziemy się przejść, znajomy bierze swoje kuglarskie przyrządy i żongluje pod domem, ja postanawiam zobaczyć jak mi pójdzie z bokenem (miecz treningowy do kenjutsu), techniki nie sprawiają mi żadnego problemu, nie męczę się i ogólnie czuje się doskonale! Po jakimś czasie wracamy do domu, siadamy do Playa i następne dwie godziny upływają pod znakiem Virtua Fighter ;D
T + 13:00
Pijemy giebla (1,5 ml) i wychodzimy na dach. Mieszkam w szeregowcu, więc budynek jest długi, tak więc pijanym spacerem po dachu kończymy tą przedoskonałą piątkosobotę. Nie od razu znaczy się, bo ludzie odjeżdżają dopiero o 15:00, do tego czasu trzeźwieję i zasypiam.
Hm. Jako "nowe doświadczenie" to bardzo spoko, ale ogólnie to nie ma większego sensu brać 2C-P przed wyjściem do klubu, to jest oczywiste :D Działanie tej substancji było o wiele bardziej wyraźne poza nim. Wyjątkiem może być pragnienie doświadczenia "chemognozy", transu opisanego powyżej, który był jedynym w swoim rodzaju. Miks z 4-mec'iem mógł być niebezpieczny, ale wyglądało to tak, jakby 4-MEC na 15 minut "przeprosił" 2C-P i wziął mnie w posiadanie, więc nie żałuję..
Przy czym nadal: 'know your body, know your substance, know your source' ;) Według PIKHAL 16 mg 2C-P to psychiczny ‘disaster’ – ja po 15 mg tej ukochanej przeze mnie substancji czułem się doskonale! Wybaczcie jeśli TR był za długi. Trip był długi ;)
Bless.
- 10011 odsłon