psycho infinity z 2c-p 7mg
detale
2c-p 7mg - raz, ten trip
raporty astral the shadow prayer
psycho infinity z 2c-p 7mg
podobne
Trip raport z 2C-P.
Zacznę może od tego, że wszedłem do pokoju kolegi – Greenboy’a. Przywitałem się z nim, a także dwiema nieznajomymi. Obie przyjechaly specjalnie na Psycho Infinity. Wtedy się poznaliśmy. Wymieniliśmy się imionami, dość rutynowy zabieg, a ja rutyny nienawidzę. No ale przywitać sie wypada. Choć i tak bardziej skupiam uwagę na samej czynności podania reki, jako przyjacielskim gescie, niż poświęcam ją potem na zapamiętanie imion, toteż nie widzę wcale sensu takiego działania. W efekcie cały czyn zostaje spłycony do jałowego gestu, a ja i tak muszę potem kogoś pytać o jego imię. Tak też było w tym przypadku. Taka ot mała dygresja.
Wracając. Podczas gdy jedna z nich otwarcie się ze mną przywitała, druga kompletnie nie przejęła się moją obecnością. Pokutnica była introwertyczna, ale już tak ma.
Zaczęliśmy rozmawiać o tym, co kto bierze. Przejąłem się tym, czym jest ten 2CP, odkąd gospodarz powiedział, że właśnie jego zamierza mi podać. Zdecydowałem się na dawkę 7mg, mimo iż ogarnięta koleżanka, Aired, proponowała mi co najmniej 10tkę. Greenboy jednak wyraził dezaprobatę, powołując się na swoje chore fazy po takiej dawce. No dobra, niech mu będzie. Lepiej wziąć za mało , niż potem cierpieć potencjalne męki. Więc dobra, będzie 7ka. Dziewczyny same wzięły coś podobnego do ecstasy. Mieliśmy się następnie spotkać z jakimś ich kolegą pod hotelem victoria.
Oczywiście, jako że jestem zajebiście inteligentnym i znającym Lublin człowiekiem, wcale nie pomyliłem hotelu victoria z grand hotel i nie wylądowaliśmy na placu litewskim, zamiast na narutowicza, ale co tam. Ważne; że jakimś cudem trafiliśmy na tego kolegę i w piątkę dotarliśmy do grafitti, gdzie odbywała się impreza.
Byliśmy w środku. Pokutnica gdzieś zniknęła, schowała się by przeżyć swoją introwertyczną fazę. Poza tym chyba miała bad trip. Mijała już 2 godzina, a mnie substancja słabo weszła. Byłem zły na Greenboy’a – cały czas spamowałem mu do ucha, że za słaby mam trip i że to przez jego podpowiedzi co do dawki. Czyżby cała impreza poszła na psy? Ledwo cokolwiek czułem. Minimalne wizualizacje. Gdy weszliśmy na salę taneczną, słabo mi się również tańczyło. Próbowałem wybadać sferę muzyczną prawą ręką, zwykle od tego zaczynam taniec. Cała energia, która przepływa przez moje ciało znajduje w niej ujście, zaś każdy palec prawej dłoni jest jak oddzielny byt, który wczywa się w muzykę. Palce skaczą, biegają, odbijając się od dźwięków. Czułem się jak wirtuoz, próbujący uchwycić całokształt brzmienia. Cudowne odczucie. Choć wciąż przy tym natężeniu tripa słabe. Myślałem aby o tym, że skoro nadużywam mięśni prawej ręki, czy nie wpłynie to na nią negatywnie? A co, jeśli mięśnie mi się zdezintegrują? Tak, wiem, dziwne miałem przemyślenia.
Płynęliśmy sobie w takt muzyki, gdy Greenboy zaśmiał się w pewnym momencie i powiedział; że zajebiście to wygląda – podczas gdy ludzie na sali zrobili miejsce dla jakiejś grupy tanecznej, która pokazywała breakdance’owe układy, my z Aired, mając kompletnie wyjebane na innych, tańczyliśmy sami sobie, swobodnie wyłapując fraktale. Ale to wciąż nie było to. Byliśmy zgodni co do tego, że trip jest za słaby. My z Aired. Greenboy wydawał się zachwycony, zazdrościłem mu. Ja nadal nie wczułem się w melodię do końca. Czułem się jak dziecko, które wyciąga rączki w stronę muzyki. Wciąż było to niezgrabne, wciąż się uczyłem każdym ruchem, gestem, badałem grunt.
Aired zaproponowała wtedy, że możemy wyjść zapalić zioło. Ponoć miało podbić i wzmocnić efekty. Cóż, cudowne rozwiązanie problemu można powiedzieć. W takim razie zeszliśmy na dół i wzięliśmy kurtki. Ochroniarza przy bramce ubłagaliśmy, by pozwolił nam wyjść i wrócić z powrotem. Zgodził się w zamian za 2 snickersy. W sumie nie wiedzieliśmy czy traktować to jako żart, czy jako faktyczny wymóg. Tutaj zdania były podzielone. Powiedział też „tylko nic macie nie brać na dworze” – taa, jasne. Nie mniej jednak opuściliśmy lokal. Postanowiliśmy szukać dogodnego i przytulnego miejsca do zaszycia się w celu palenia. Gdy jednak byliśmy w trakcie, postanowiliśmy zmienić kierunek poszukiwań i odnaleźć sklep spożywczy, by kupić panom ochroniarzom te snickersy. W sumie to ja na to nalegalem, w obawie przed koniecznoscia kupna nastepnego biletu. Dotarlismy do najblizszej żabki. Oczywiscie zamknieta. Wtedy bez poczucia winy moglismy isc zapalic ziolo. Ale gdy znalezlismy dogodne miejsce okazało się, że Aired nie ma zapalniczki. I co teraz? Musieliśmy szukać. Ona miała pomysł, by szukać po blokach, dzwonić po domofonach. Wybuchnąłem śmiechem. Jak to musiałoby wyglądać – domokrążcy zakłócający ciszę nocną, szukając ognia. Epickie wręcz. Postanowiliśmy więc znaleźć najbliższy sklep całodobowy. To rozsądniejsza opcja. Po X czasu poszukiwań natrafiliśmy na otwarty sklep z alkoholami. Mając zapalniczkę, wróciliśmy do miejsca, gdzie mieliśmy palić zioło. Co najlepsze, w czasie gdy błądziliśmy po mieście, substancja weszła mi całkowicie, więc nawet nie potrzebowałem podbijać efektu. Efekt był zadowalający sam w sobie, ale cóż, nie zaszkodzi dopomóc.
Nie wiem czy zrobiło to jakąś różnicę, tak czy siak efekt był niezły. W każdym razie wracaliśmy do klubu. Po drodze rozmawialiśmy o potencjalnym wytłumaczeniu tak długiej nieobecności. Aired powiedziała mu jak wychodziliśmy, że musi wyjść, ponieważ pilnie potrzebuje czegoś z domu. Pod tym pretekstem nas puścił. Gdy mi o tym powiedziała, wybuchnąłem śmiechem. Czy to nie absurd, żeby wracać po coś z imprezy do domu, a potem na nią wrócić? Co może być potrzebnego na imprezie, na której już się było? Ustaliliśmy, że owym mistycznym artefaktem był tampon. Tłumacząc brak snickersów zamkniętym sklepem i robiąc uroczo smutne miny udało nam sie dostać z powrotem bez dodatkowych kosztów.
Teraz to była rozmowa. Tańczyło się świetne, wciąż z początku dość nieswojo badałem grunt, ale powoli się rozkręcałem.
Potem przeszliśmy do pokoju czil-ałtu. Siedliśmy jakby nigdy nic w przejściu i tripowaliśmy. Na początku pojawiły się seksualne wizje, choć nie były one sprośne i wulgarne. Raczej skupiały się wokół piękna kształtów ciała.
Potem, skulony, wpatrując się w kartkę papieru, na której narysowany był ananas wypełniony mistycznymi wzorami, widziałem jak zmienia się ona, barwą kształtem, wymiarem. Dochodziły naprawdę wyraźne wizualizacje. Widziałem chociażby, jak kartka zmienia się w książkę, itp.
Następnie, przypomniawszy sobie o takiej tam swojej koleżance, o masochistycznych skłonnościach, chciałem być jak ona. Usiłowałem wywołać przerażające wizje. I udało się, z nadwyżką. Buty kolezanki siedzącej obok, ułożyły wzór czaszki, migały prześwity czerwonych oczu patrzących się na mnie z różnych miejsc, a kartka z ananasem zaczęła do mnie mówić. Może nie tyle kartka, lecz ktoś inny, kartka była jedynie miejscem na którym skupiałem wzrok. Byłem przerażony. Czułem obecność innej istoty, jej wypowiedzi kształtowałem, układajać słowa na wzór tego, co chciała wyrazić. Prowadziłem z nią konwersację przez grubych parę godzin. Istota była pełna negatywnej energii, nazwałem ją szatanem. Jako że rozmowa do krótkich nie należała, straszczę najważniejsze jej punkty.
Ów szatan mówił do mnie, że jestem teraz jego i nic nie mogę z tym zrobić. Trochę mnie to przeraziło, jako że naczytałem się od egzorcystów, jak to szatan w jednej chwili może opętać człowieka, by go potem dręczyć straszliwymi wizjami, rodem z filmu „egzorcyzmy emily rose”. Próbowałem się więc od niego uwolnić, zanim stworzymy między sobą jakąś więź. On śmiał się wtedy, twierdząc, że nie mogę się od niego uwolnić. Że jest za późno. I tu nie chodzi o to, że wywołałem go wtedy, przez głód doznań, mówił, że miał mnie od zawsze. Że wcale nie musi mnie opętywać, że i tak przegram życie. Że z przyjemnością patrzy, jak się zatracam. Że żyję w mżonkach, marzeniach, a realny świat odstawiam na bok, marnuję się. Mówi, że tylko tego pragnie. Dozę strachu potęgował fakt, że muzyka przybrała mroczny klimat, z głośników leciał demoniczny szept „I am free”. Wszystko splatało się w przerażającą całość. Zaprzeczałem, twierdziłem, że moje marzenia się spełnią, że to on jest zerem. Zaśmiał się mówiąc, że nawet nie stać mnie żebym próbował. Powiedział, że jestem nikim i nie robię nic, żeby to zmienić. Że mam dużo talentów i zero jaj, by je wykorzystać. Kazałem mu odejść, w imię Chrystusa. Znów się zaśmiał, powiedział, że mam tupet, przychodzić do miejsca przesiąkniętego jego obecnością i mieć czelność go z niego wypraszać, jak jakiegoś szkodnika. Kazał mi się rozejrzeć dokoła. Na wszystkie demoniczne ilustracje i wzory, na wszystkich tych zebranych w pokoju ludzi. Szydził z nich, mówiąc, że są dla niego niczym. Że przychodzą tutaj, bo są głodni nowych doznań, głodni wiedzy. A on jest głodem. Żywi się na nich niczym pasożyt. Mówił, że ja jestem jak oni, że też się od niego nie uwolnię, że za każdym razem będę wracał po więcej. Głód sławy, pieniędzy, wiedzy, doznań zawsze już mnie będzie prześladować. A ja nie mogłem mu powiedzieć „nie”. Wiedziałem, że ma rację. Mówił, że zawsze myślałem, uważałem, że jestem lepszy od innych, a on tylko karmił się moją pychą. Zrozumiałem, że walka z nim trwa całe życie i nie jest to kwestia opętania, czy też nie. Opętanie to po prostu uświadomienie sobie jego roli w twoim życiu. Greenboy przyszedł wtedy na chwilę zapytać się co robimy, uciszyłem go, powiedziałem, że rozmawiam teraz z szatanem, nie przeszkadzać. Konwersacja trwała jeszcze chwilę, po czym poszedłem ze znajomymi na inną salę. Tam tańczyłem w rytm muzyki, ale jakoś nie miałem do tego nastroju. Mimo, że dawałem z siebie 100%, że każdym ruchem, gestem stawałem się sztuką, czułem, że cos jest nie tak. Sztuka to szatan sam w sobie. Szukamy nowych doznań, wartości, inspiracji. A to jego domena. Czułem, że muszę dokończyć konwersację z moim drugim „Ja”. Siadłem więc na kanapie, rozmawiając z nim dalej. Kazał mi spojrzeć na ludzi, gdy ci tańczą, podskakując w takt muzyki niczym w symbiozie. Mówił, że pociąga za sznurki, niczym lalkarz swoje marionetki. Że są jego. Leżąc na kanapie mogłem do woli ich oceniać.
Ale uświadomiłem sobie, że to kolejna pułapka. Próbował mnie usidlić, używając mojej pychy. Bo kto dał mi przyzwolenie na ocenianie innych? Kim jestem, bymieć takie prawo? Uważam się za lepszego? Z Jakiej racji?
Uświadomiłem sobie też, że nie ma uwolnienia od szatana. Że jest częścią mnie. Musiałem to przyznać, zaakceptować jego rolę w moim życiu. W tym momencie zaakceptowałem zarówno szatana, jak i boga we mnie. Zapowiadając temu pierwszemu, że zawsze będę stał po stronie Boga. I mimo, że błądzę, że przegrywam bitwy, to ja wygram tę wojnę. Doznałem swoistego oświecenia - wszystko jest dla ludzi, póki się w tym nie zatracisz.
Oczyściwszy się z negatywnej energii, zacząłem dalej obserwować ludzi na parkiecie. Patrzyłem, jak tańczą. Widziałem, jak okiełznują energię, którą dostają z muzyki. Ruchy niektórych były chwilami perfekcyjne, poruszali się z gracją, płynąc wprost z energią, ale czasem wybuchali z jej nadmiaru, nie mogąc jej całkowicie ujarzmić. Dużo się da z tego wyczytać o człowieku.
Doszedłem do wniosku, że tripowanie to najlepszy sposób na dowiedzenie się, czy dane jest ci być z kimś na całe życie. Gdy powiedziałem Greenboy’owi tę teorię uznał, że to głupie, ale ja tak nie uważam.
Po pierwsze druga osoba musi mieć to coś charyzmatycznego w wyglądzie, by możliwe było cokolwiek. Na tripie dochodzi wiele czynników, które na to wpływają, np. charyzmatyczny ubiór, sylwetka, twarz, która wyraża pozytywną emocję.
Trudno to opisać, ale na tripie wie się, czy patrzenie na kogoś sprawia przyjemność, czy też neutralne, a może wręcz negatywne odczucia. Jest to spotęgowane odczuwanie, wiele silniejsze niż na trzeźwo, toteż nie ma szansy na pomyłkę. Jeśli ktoś spodoba ci się na tripie nie ma szans, by, gdy zauroczysz się w tym kimś, osoba przestała ci się podobać. Zawsze będzie to charyzmatyczne „coś”, na czym mozna się zaczepić.
Druga sprawa to właśnie ta energia. Spójrzmy na mój przykład. Wciąż jestem jak dziecko, które boi się błędów. Zaczynając taniec, energia wypływa najpierw z prawej ręki, potem powoli , stopniowo, dołącza reszta ciała. Powoli badam grunt.
Zastanawiam się więc czy moim partnerem energetycznym mogłaby być inna owieczka, która również niepewnie stąpa po energetycznym gruncie, czy też musi to być jej pasterz, mistrz dla ucznia, który wskaże owieczce drogę, pomoże jej dopełnić się w energii. Tak czy siak są to wymagające związki, bo 2 owieczki to czysta niewiadoma, zaś pasterz ma trudne i odpowiedzialne zadanie, by prowadzić owcę, pomagać jej gdy upada, i nie zagłuszyć jej swoją energią, a wręcz pozwolić jej błyszczeć. Jednak jeśli na parkiecie przy wspólnym tańcu się w sobie odnajdą, to raczej wszystko jest na idealnej drodze.
Trochę jeszcze potańczyłem, poczym ruszyliśmy w stronę stancji Greenboy'a. Opowiadałem im po drodze o moich schizach związanych z szatanem, przy okazji obserwując zachowanie Pokutnicy, która co raz bardziej przypominała mi Bellę z Twilight. Obie były zamknięte w sobie, snuły się zamyślone, często z kapturem na głowie. Identycznie jak Bella! Gdy dotarliśmy na stancję powiedziałem jej to, wkurzyła się trochę, zabraniała o tym pisać, ale wiem, że pewnego dnia mi wybaczy :D
Dużo rozmawialiśmy. Zwłaszcza o szatanie. Bella opowiadała o tym, że ma swój świat, kontaktuje się niczym duchowy ambasador z ambasadorem tamtego świata. Uczą się od siebie i poznają nawzajem. Choć to destrukcyjny związek, gdyż widzę jak ją to pochłania. Być może tamten ambasador to jest szatan, który zwodzi ją obiecując prawdę, a dając kłastwa i złudne nadzieje.
Ale pojawia się problem. Kim jest szatan? Z kim prowadziłem konwersację? Z samym sobą? Innym „ja”? a może faktycznie mistyczną spirytystyczną postacią, bytem? Jeśli to negatywna część mojej osobowosci, dążąca do autodestrukcji, z którą muszę się zmierzyć?
A jeśli jest to faktycznie szatan, to jakie są jego intencje? Chyba powinienem być mu wdzięczny, ponieważ, mimo iż był bardzo negatywną energią, naprowadził mnie na pewne prawdy, które zachowam po tym tripie. Stymulował moją chęć działania, wyrwania się ze szponów jałowego jestestwa, dzięki niemu wiem, jakie błędy muszę naprawić.
Jak ktoś, kto ma być zły, ma mi pomagać? Czyżby przybrał maskę, próbował wkupić się w moje łaski? Podejść mnie? A może on wcale nie jest zły?
Może jest piękną liryczną postacią, rebeliantem, który zbuntował się przeciw ogromnej mocy bożej, mimo, iż z góry było to skazane na klęskę? A to w imię wyższych idei? Tylko jakich? Może chciał posiąść wiedzę? A może zazdrość o ludzi? Pragnął miłości? A może widział niedoskonałości w planie Boga i śmiał mu je wytknąć?
Stał się teraz owocem kpin, ludzie albo się go boją, albo wyszydzają, jest wyrzutkiem. Każde opętanie – winien jest szatan, nie jakiś niespokojny duch. Nieurodzaj – wina diabła. Wszystko co złe na świecie jest jego winą. Stracił wszystko, szacunek, twarz, cel, ojca.
A co jeśli szatan chce bym uwierzył, że tak jest? Może wybrał mnie, bym głosił, że tak jest, bym stworzył książkę, zawierającą jego obraz nie tylko jako kata, ale też jako ofiary? By zwieść ludzi? A może to prawda i chce mnie użyć, bym oczyścił choć trochę jego imię?
Ale jak mogłem się zapytać go wprost o to, jakie ma cele, czy jest wobec mnie szczery? Nie mam pewności, że mnie nie okłamie. A może on celowo ofiaruje mi chęć dążenia do tej wiedzy? Może wzmaga moje pragnienia na mą zgubę?
Być może dowiem się tego na następnym tripie :)
W kazdym razie, gdy odprowadzałem dziewczyny do autobusu, który miał je zabrać na przystanek PKS, jechał trolejbus. Szybko zobaczyłem na rozkładzie jazdy, widzę – jest jakiś dworzec na rozpisce jego przystanków. Kazałem im szybko wsiadać.
Ponieważ byłem na tripie, dopiero jak odjechały ogarnąłem, że wysłałem je na dworzec PKP, a nie PKS. A ja po prostu stałem na tym przystanku i zaczałem się histerycznie śmiać. Ludzie zaś patrzyli na mnie jak na wariata. Ale ta sytuacja wydała mi się szczytem epickości. Wyprowadziłem dziewczyny na manowce, like a boss. „No to krzyżyk na drogę!” :D
Po chwili się ogarnąłem i zadzwoniłem do greenboya, by ratował sytuację.
Podsumowanie:
Substancja bardzo pozytywna, choć moim zdaniem nie taka dobra na imprezę. Jeśli chcesz po prostu tańczyć. Oczywiście, tańczy się świetnie, ale człowiek ma za dużo przemyśleń, by móc je po prostu zignorować :)
- 20842 odsłony
Odpowiedzi
?
gdzie znalezc 2 C-P ? skad wziac?
Srl?
@krwawa
raczej nie oczekuj, że ktoś ci tutaj odpowie.
Odpowiedziałem w mailu w jaki
Odpowiedziałem w mailu w jaki sposób można kupić ale tego typu pytania zadje się przez system wiadomości prwatnych a nie w komentarzach.
Dobrze
Ładny tripraport, troche długawy ale dobrze się czytało, poweim Ci szczerze że cos z tym Szatanem jest na rzeczy, mój kumpel po przypadkowym wypiciu około 20 mg cepa tez go widział i nawet z nim rozmawiał, najgorsze jest tylko to że ten własnie kolega cierpi na schizofrenie, i go troszke później pojebało, nie dość ze oszamał tyle cepa to potem jeszcze zagryzł to psychotropami .... :/
Krew mu z nosa leciała ...
Ja nie mam takich jazd na szczęscie, biorę max 6-7 mg, i generalnie ciągle widze ludzi którzy nie isctnieją, i często jelenie z płonącym porożem .
Finish the fucking story man! What happened? What about the glands?