spotkanie z białą po 5 latach.....
detale
spotkanie z białą po 5 latach.....
podobne
Amfetamina po 5 latach...
Dzień przed sobotą 23.03.2013 kręcąc pakiecik ziółka, dowiedziałem się że dawny znajomy wrócił do interesu i ma to coś czego jak ognia przez ostatnie kilka lat nie dotykałem. Zainteresowałem się i nabyłem 2 torebki do 3 gietów zielonego.
Sobota:
Przed siódmą rano budzi mnie Krzyś, już wczoraj powiadomiony przezemnie o dokonanym zakupie. Dowiedział się na informacji, że ten pociąg którym mamy jechać będzie miał 40 - minutowy postój w miejscowości X. Postaramy się zdąrzyć na ten o 9.32, telefonuje do swojej. Umawiamy się z Krzyśkiem żeby być przed wszystkimi.
Jedziemy w składzie Ja, Marta ( dziewczyna ), Krzysiek( najlepszy kumplel), Irmina ( jego dziewczyna ), Bartek ( bez pary ;) ma dojechać autem po pracy.
Na dworzec dojeżdzam sam o 8.45, moją podwiezie jej starszy bo wraca prosto z nocki. Chcemy wziąć amfetaminę z Krzyśkiem w tajemnicy przed dziewczynynami, po co mają się martwić ;)
Z daleka widzę 100-kilową postać, w miarę zblizania się do siebie, widać coraz większy uciech na naszych pyskach. Obydwoje wiemy, że na dworcu może być lipa i musimy zmieścić się w kilkunastu minutach zanim przyjadą dziewczyny.
Szukamy klatki schodowej, tutaj są same porozwalane kamienice więc problemu z tym nie ma. Wbijamy, wyżej. Po drodzie zbieram ulotki z wycieraczek. Parapet będzie dobrym miejscem. Rozsypuje połówkę pierwszej torebki. Kreślimy na dwie. Rulon i wiadoma sprawa. Schodzimy...
Dochodzimy do dworca. Jest Marta, Irmina poszła kupić bilety. No właśnie kurna nie mamy biletów, atakuje spływik, zostało w zatokach, mam ochote odcharnąć do gardła ale przy mojej nie wypada. Kupimy we dwóch u kanara w pociągu.
Wszyscy są, wsiadamy, plecaki idą na górę. Bana rusza, więc z Krzyśkiem ruszamy szukac kanara.
-hehehe no i jak ziomuś?
-dobry proszek, czułeś jak walił?
-czułem, haha.
Wchodzi bańka, idziemy po korytarzu, bardzo lekko, super przyjemnie się idzie, pewnie gorzej będzie siedzieć ;) Znajdujemu kanara - fajnie się znim rozmawia, kupilismy bilety. Jeszcze fajeczka w przejściu gdzie spidzik wkręcił się na pełne obroty. W tym momencie czuję że nawet gdym wziął mniej i tak by było dobrze. Po fajce zachsło w ustach. Wrócilismy, siadam koło swojej, oj coś markotna po nocce w pracy. Kładzie się na moich kolanach i próbuje przysnąć.
Jedyne w tym momencie co mamy do picia to piwo. We trójkę raczymy się piwem. Tzn. oni się raczą, ja swoje spiłem na 3 łyki bo spływ popalił mi przełyk ;) Najchętniej to bym wstał i przeszedł się po pociągu, Krzysiek nakręca gadkę ze swoją o jej studiach. Fajne studia histroria, ja też lubię te tematy więc wywiązuje się bardzo ciekawa dyskusja.Przypływ mysli jest bardzo intensywny. Rozmawiamy o utrwalaniu władzy ludowej, choć nie studiuję zaginam ją na wszystkim ;) Krzysiek spogląda na mnie z zaciekawieniem, gdyż pewnie czuje się jak na jakimś wykładzie, choć on nie studiował - jest murarzem ;)
Marta już dawno przysnęła, zachciało mi się lać. Mam jej głowę na kolanach do celu jeszcze 20 minut więc postanawiam wtrzymać. Irmina chyba się na mnie obraziła za te mądrości, roznosi mnie od środka energia... Gadam głównie z Krzyśkiem o starych czasach. Wreszcie wysiadka.
Zawiało chłodem, pies dupą zaszekał byliśmy na wiejskim peronie, dobrze, że świeci słonko.
Na szczęście (dla dziewczyn, my moglibyśmy iść w tym stanie w nieskończonosć ;) ) od stacji do chatki to 10 minut piechotą. Idziemy po rozjechanym śniegu, drogi która w powiecie chyba mało znaczy, bo odśnieża ją tylko odwilż. Wreszcie jest chatka - zwana działką. Wchodzimy, wita nas zimne, wilgotne powietrze domku w którym nikt od lata nie był. Omawiany dalszy plan, moja pójdzie się przespać, Irmina ogarnie jakoś środek, my z ziomkiem nachajcamy w piecu, pójdziemy do sklepu i poszukamy grila. Biorę suche kawałki z szopki i chajcam w piecu. Krzychu rozpala kulę. Zaczyna buchać fajne ciepełko, dziewczyny wiedzą o jaraniu więc lipy nie ma. Otwieram drugie piwko. Po wypalonych dwóch kulkach i wypitym piwku wyłazimy.
Znów na dworze, znów nie trzeba zwracać uwagi na słowa :) Śmiejemy się jak głupi sami do siebie. Od kreski minęły 2,5 godziny, a zaspawanie nie chce puścić nawet na chwilę. Piwko fanie podziałało, rozgrzewa od środka co tylko poprawia humor.
Dochodzimy do sklepu, otwieram ciężkie wrota, w środku nie ma nikogo poza śliczną sprzedawczynią. Wydaje mi się że ją kiedyś poznałem - tak to ona, wita się serdecznie. Dokonujemy zakupów, 6 pęt kiełbasy, 3 chlebki, litr wódki Smirnoff i kilkanaście piw. Zapraszamy ją na dowidzenia do nas. Niestety odmawia.
Wracamy do domku. Zastajemy dość ładnie posprzątany pokoik i Irmę która swierdza że też musi odpocząć i idzie na górkę w kime. Dobra... zajmiemy się wszystkim. Otwieramy pierwszą półlitrówkę, od razu walimy po pół szklanki na zziębnięte nogi, bo co my kurwa mamy właściwie zrobić? Ognia pilnować, grilla poszukać i to wszystko i tak jesteśmy tu do niedzieli. Dzwonić do Bartka nie ma co bo kończy o 5 robotę. To pół szklanki wprowadza mnie w dzwinie znany stan jedej strony otępie wódki z drugiej wystrzał. Który zaraz poprawimy tylko mniejszą ilością.
-15.00 Wciągamy po śledziku, spływ łagodniejszy, poprawiam szklanką wódy, uwielbiam w takim momencie zapalić faję. Duże, głębokie chmurki. Powoli zaczynamy gadać o niczym, kolejna partia wódki i jest jeszcze lepiej oba stany zrównoważyły się, jednak feta nie pozwala paśc na pysk. Jestem dziwnie porobiony, fajka za fajką.
Pierwsze co usłyszałem od Marty gdy zeszła: Ale już się skułeś! debilu!
- Bedzię dobrze, nie moglismy się na was doczekać, zaczynamy grilka??
Wstawiam grilka na ganek, nacinam pętka, dziewczyny zaczynają pić piwko, polewam im wódeczki, chwilowo nie piję. Grilek mimo minimalnego mrozu rozpala się świetnie, dzwoni Bartek, że nie przyjedzie dzisiaj tylko jutro nas odbierze, szkoda. Kiełbaska skierczy, wszyscy na mnie czekają aż wniosę to wszystko do nagrzanego już domku. Alko zaczyna schodzić z głowy, czuję wyraźną chęć na dociągnięcie. W szopie usypuje sobie 3 ściechę kończącą 1 torbę. Ogarnięty wbijam z kiełbą do chaty. Zimno dobrze mi zrobiło. Mozna ucztować.
Jeść zbytnio nie mogę, wmuszam w siebie, chlebka nie tykam, sama kiełbasa przepijana piwem, co jakiś czas wódką. Robimy bata na wszystkich... świetnie, każdy ma super humor, ja jednak jakiś taki sztuczny na pokaz, poamfetaminowy ;) Jednak gadką ubawiam wszystkich przednio, brakuje tylko lepszej muzy niż to co w radiu.
Już dużo alkoholu zostało polane, Krzychu wyskakuje do dziewczyn z workiem czy chcą. Są pijane, więc pewnie zechcą. Pomagam mu podzielić większą część ostatniego worka na 4. kreski. Irma na raz, moja z małym problemem na dwa rzazy, my standardowo.
W panny wstępuje dziwny duch, stół idzie na bok, zaczynają tańczyć, czuję się trochę zmęczony, w głowie mocno szumi alko. Uzgadniam z krzychem, że jeszcze godzinka i zabieram swoją na górę. Tańczymy, moją bierze na całusy, zaczyna coś mówić o nocy, jest dobrze...
Pożniej poszlismy "spać", nie będę tu opisywał co robilismy, ale zajęło nam to conajmniej 4 godziny zanim abc skończył. Lorafen pozwolić oczywiście zapity piwem zasnąć ok. 2 w nocy. Dnia następnego fatalne samopoczucie łagodzone alkoholem i pozostałą resztką fu. Kolejnego dnia samopoczucie lekko kiepskie.
- 11319 odsłon