w grze planszowej
detale
raporty krolowa_lasu
w grze planszowej
podobne
Obudził mnie wyśmienity humor. To dziś jest ten długo planowany dzień debiutu, słońce świeci, niebieskie niebo, idealnie! Około godziny 17 dotarliśmy całą 6 osobową ekipą (S- solenizant, P- moja debiutująca na psychodelikach przyjaciółka, T- przyjaciel solenizanta, M- drugi przyjaciel solenizanta, K- trzeci przyjaciel solenizanta i ja) na wybrane przez nas wcześniej miejsce. Rozłożyliśmy koce pod drzewem na jednej z małych plaż, prawie przy samej drodze głównej prowadzącej dookoła jeziora. Wszyscy szybko zaaplikowali donosowo swoje 25mg, już wtedy nie zważając na wędkarzy, rowerzystów i joggingujących.
Już po minucie obraz załamuje się lekko, czas spowalnia. 5 minut później kolory nabierają ostrości, serce przyspiesza bicie, czuję jak zapach przyjemności uporczywie próbuje się dostać do moich nozdrzy. Uśmiechy na wszystkich twarzach mówią jasno - wszystkich już kopnęło. Papieros, którym machała P. zostawiał za sobą białą smugę, był tak lekki, a ja czułam, że mogę złamać najmniejszym ruchem, a nie chcę przecież zrobić mu krzywdy, tylko go w siebie wchłonąć, zjednoczyć się z nim na chwię i wypuścić z ust dym w kształcie mojego zachwytu.
Dziki zachwyt nad otoczeniem, T. widzi tygrysa wspinającego się na drzewo, P. czuje się jakby świat był trójwymiarowy, a ona oglądałaby go bez specjalnych okularów. Przeżywam niemożliwą przyjemność i radosć z tego, co widzę, co dzieje się dookoła. Na końcu ścieżki ogłaszamy toaletę. Niektóre drzewa mają tak intensywny kolor liści, że wyglądają jak sztuczne, inne są przezroczyste, pokrywają się i mieszają nawzajem swoje kolory, Słońce uraczyło nas swoją obecnością, dziękuję, że dałeś nam trochę pomarańczowego światła, kiedy zniknąłeś świat zrobił się inny, był fioletowo-zielony. Dwie purpurowe kaczki przechadzają się ścieżką. Ktoś włączył muzykę z telefonu, słychać nisko lecący samolot, pociąg przejeżdża blisko lasu, niemożliwy do opisania dźwięk miażdżąco-rozkoszny, jesteśmy w jakiejś grze planszowej, plansza zmienia się za każdym powrotem z toalety albo z każdą wycieczką na ławkę. Ludzie spacerowali, jeździli na rowerach, biegali jakieś 5 metrów od nas. Patrzyli się na nas i myśleli, że się z nich śmiejemy, chcieliśmy postawić jakąś tabliczkę "Przepraszamy, nie śmiejemy się z Was!" Mieliśmy świetne humory, a biegacze, którzy mieli kolorowe sznurówki byli tak zabawnie skoczni, podskakiwali jak na sprężynach. Psy, które wyprowadzały swoich właścicieli na spacer wydawały się niezwykle przyjacielskimi stworzeniami.
Muzyka budowała nastrój, w końcu ja zostałam DJ-em i puściłam stare hity z lat 60'-80'. Do zabawy wkroczyła MJ, z początku czułam, że po co palić, skoro jest tak pięknie no i w ogóle to miejsce, tyle zwykłych śmiertelników dookoła, a koledzy wymachują lufką. Ale w sumie dlaczego mam się tym martwić, przecież nie muszę, co nie? A zapalę sobie też. Byłam pewna, że będzie jak po 4-aco i nikt nie będzie głodny przez najbliższą dobę, jednak chłopaki poczuli, że muszą coś zjeść. T i M ruszyli do miasta żeby upolować coś do jedzenia, choć pierwszy raz byli w tym miejsciu i zupełnie nie znali miasta. Nikt z nas jednak nie potrafił się martwić o nich, wszyscy byli pewni, że dadzą sobie radę i się spotkamy niedługo.
Nie wiemy jak długo nie było chłopaków, zdążyło się ściemnić, ale nasza czwórka świetnie się bawiła. Jedyna irytująca rzecz, która miała miejsce to niezdecydowanie. Chcę siku, ale za chwilę stwierdzam, że jednak nie, chcę kupę, ale w sumie to po chwili już nie chcę nic, trochę mnie to drażni, bo przecież zawsze uważałam siebie za zdecydowaną osobę i zawsze mam swoje zdanie na każdy temat, jednak teraz nawet nie wiem jakie są moje potrzeby fizjologiczne, choć wiedziałam, że tak jest tylko teraz i uspokoję się za chwilę, przecież dziś nic nie może być złe. Chcę usiąść, ale jednak postoję, tak wspaniale się stoi, chcę patrzeć, chcę widzieć, o tak. Wszystko było jednym wielkim znakiem zapytania, czułam, że nic nie wiem, ale jednocześnie wiem wszystko, bo czuję wszystko. Jest tak pięknie dookoła, muzyka stwarza fantastyczne obrazy, gdy zamykam oczy widzę rzeczy, w które nie mogę uwierzyć, różowe koty biegające w jednym kierunku, które po chwili przekształciły się w kwiaty. P., K. i ja byliśmy bardzo empatyczni, rozmawialiśmy o kulturach, o człowieku, który żyje sam przez całą zimę w Himalajach i pilnuje owiec. Podzieliliśmy wieczór na 3 pory - biegane, rowerzone i psone. Wszyscy mówili na mnie Pani Wiosna, przygotowałam się wcześniej, bo pamiętam jaki oczorgazm przeżywam po 4-aco, więc miałam na sobie tęczowe spodnie, pomalowałam oczy i paznokcie na żółto, rozdawałam wszystkim truskawkową gumę i jeśli ktoś coś zgubił albo czegoś potrzebował starałam się pomóc znaleźć lub się podzielić. S. miał trochę inną fazę niż my, był raczej agresywny i niezbyt przyjazny dla nas, czułam, że ma średni humor, ale nie szło mu go poprawić, bo na każde (przynajmniej moje) słowo reagował drażliwie. Kilka godzin przed tripem, kiedy składałam mu życzenia był już jakiś inny niż zwykle, może czuł się załamany upływem czasu, nie słuchał nas nawet na drugi dzień, kiedy opowiadaliśmy sobie jakie fantastyczne rzeczy widzieliśmy. Nie mogę uwierzyć w to, że nie mogę ogarnąć rzeczywistości, bo ja przecież zawsze ogarniałam, niezależnie od stanu, wiem, że to brzmi egocentrycznie, ale taka naprawdę była moja świadomość. W końcu wodze i mojego umysłu puściły, choć myślałam, że nigdy nie będę potrafiła poddać się tak swoim zmysłom.
Siedziałam na ławce z K. i chciałam już na zawsze tam zostać. Przyszła do nas P., poczułam, że jest mi bardzo zimno, otuliłam się z nią kocem. i od razu się rozgrzałam. Jezioro rozstępywało się i wracało do normalnego kształtu, kraina w której istnieliśmy była nieskończona, moje źrenice drżały od miłości, którą chciałam przekazać wszystkiemu co było tak fantastyczne. Nagle wrócili chłopaki, zaliczyli jakiś fast food, przynieśli nam snickersy i coca colę i namówili nas, żeby zawinać obóz i ruszyć gdzieś pohasać. Spakowaliśmy koce i resztę rzeczy do plecaków, ruszyliśmy na wspaniały spacer, który obudził we mnie pierwotne instynkty, drzewa zaczynają kwitnąć, ich zapach doprowadza mnie do szczytu rozkoszy, czuję to nawet w płatkach uszu, czuję, że coś się we mnie rozpaliło, jest tak ciepło. Chwila przerwy w tunelu z grafitti prowadzącym do miasta. S. zaproponował żebyśmy przenieśli przygodę do mieszkania, póki jeszcze jeżdżą dzienne autobusy (była godzina 22). Zapaliliśmy, pośmialiśmy się trochę, niezważajac zupełnie na trzeźwego człowieka, który szedł przez tunel (a może było ich więcej?). Szliśmy chodnikiem, który chyba był płaski, a czuliśmy jakbyśmy cały czas szli pod górę i coś wgniatało nas do tyłu. W autobusie poczuliśmy się zmęczeni, każdy szukał miejsca do siedzenia. Rozważałyśmy z P. jak wspaniale się czujemy, obserwowaliśmy zwykłych śmiertelników, wszyscy ludzie byli mili, a przynajmniej na takich wyglądali, dużo się śmialiśmy.
Zmiana scenerii: mieszkanie. Dopiero teraz znalazłam czas na chwilę notatek z pierwszego zdarzenia, a tchnęło mnie do tego najsilniejsze fizyczne przeżycie jakiego doświadczyłam tego dnia. Leżę na łóżku, tulę się do poduszki, poruszam biodrami i nogami w rytm muzyki. Ekscytacja, stres, wewnętrzny krzyk jeszcze, jeszcze więcej i sprzeciw rozumu 'ej, stop!'. Przyjemny ból to chyba synonim orgazmu. Zniknęły już drzewa i mistyczne leśne obrazy, ich miejsce zajęła nieopisana zmysłowość i fascynacja pięknem człowieka. T. i ja mamy obiecany masaż u doświadczonego w tym K. och jak cudownie, że zdobyliśmy u niego bilety na najprzyjemniejszą w tej chwili rzecz na świecie. T. bawi się skarpetką, robi sobie z niej kołnierzyk, szalik, krawat, skarpetka jest gwiazdą wieczoru. Nawet S. który cały czas zionął agresją chciał się przytulić do M. M jednak wzgadził jego nieogoloną twarzą, która drapała go po karku. Po chwili zaś poprosił S. by ten go podrapał po plecach, lecz wzgardzony i nim wzgardził. Siedzimy z T. K. i P. na podłodze w kuchni, niewidzialna siła wygina rozkosznie moje ciało chwilę po kilku mocnych buchach MJ. Potrzebuję przytulenia, czyjegoś dotyku, ciepłego powietrza wydychanego z ust drugiej osoby. S. zaśpiewał na łóżku fragment piosenki Edyty Bartosiewicz 'zatańcz ze mną jeszcze raz' choć pytany był o Kasię Nosowską. Po chwili wypierał się tego i mówił, że to M. śpiewał, choć wszyscy słyszeliśmy i widzieliśmy, że było to zaśpiewane z jego ust. Whisky niesamowicie pali moje gardło i rozpala mi wnętrze, z jednej strony odczuwam ból, ale z drugiej nie chcę żeby przestało mnie boleć. Chyba trochę poleżę. I znów czuję szczyt rozkoszy, muzyka, palące podniebienie. Każda decyzja jaką się musi podjąć jest bardzo trudna. Ale też każda podjęta jest najlepszą z możliwych, nie ma złych wyborów, a każdy wybór daje niewyobrażalną satysfakcję, choć dopiero co się myślało, że stoi się na apogeum przyjemności.
T. i M poszli spać, S. leżał lub przysypiał, nie chciał do nas przyjść. Ale P. K. i ja byliśmy strasznie głodni. Miałam misję zamówić pizzę, myślę, że dobrze poradziłam sobię ze złożeniem zamówienia i z przyjęciem pizzermena, był bardzo miły i bardzo chciałam, żeby przyszedł z nami posiedzieć i odpocząć, bo mocno dyszał kiedy wydawał nam resztę (dostał 80 gr napiwku, wiem, nie ma to jak szczodrosć). Bylismy strasznie głodni. Zamówilismy bardzo ostrą pizzę i bardzo ostry sos. Kolejny orgazm wywołany przyjemnym bólem. Rozpływam się.
Nie jestem w stanie opisac tego, co działo się, gdy zgasiliśmy światło i włączyliśmy muzykę. Myślę, że nawet nie chcę tego zamykać w słowa, bo ograniczyłabym wtedy to, co czułam w systemie znaków, który nie jest w stanie pojąć tego jak moje serce rozmawiało po kolei z każdym centymetrem mojego ciała. Muzykorgazm. Morfeusz zawołał mnie do siebie około 4, bo zostałam już sama, wszyscy pousypiali, szkoda było mi przesypiać ten stan, ale nie miałam już siły na dalsze hasacje.
- 7472 odsłony