4-ho-mipt - kondensacja kwasu
detale
settings: park w pobliżu domu, znajomy którego bardzo lubię, bardzo ciepła, letnia noc
nikotyna - wielokrotnie
DXM - wielokrotnie, ostatni raz rekreacyjnie cztery miesiące przed doświadczeniem
MJ - wielokrotnie, często codziennie, kiedy tylko jest okazja
"hasan" - najprawdopodobniej AM-2201, aczkolwiek nie ma możliwości sprawdzenia tego, 8 dni w życiu, gdzie co chwila było dopalane
kodeina - ok. 10 razy
3-MMC - raz
dwa razy krechy niewiadomego składu, pewnie 3/4-CMC
4-CMC - raz
25B-NBOMe - dwa razy z odstępem 6-dniowym
pseudoeferyna - raz
metkatynon - raz
MDMA - raz
alpazolam - trzy razy
Wszystkie substancje poza alkoholem, nikotyną, DXM, MJ i hasanem brane wyłącznie w ciągu ostatniego miesiąca od opisywanego tripu.
raporty fullyaware
4-ho-mipt - kondensacja kwasu
podobne
Moja pierwsza tryptamina miała być zarzucana tydzień przed opisywaną podróżą, aczkolwiek wiele niefortunnych zdarzeń wpłynęło na to, iż trip przesunął się oraz zmienił zupełnie koncepcję - z większego grona i opuszczonego domku rano na park w czasie gorącej, sierpniowej nocy, w towarzystwie tylko jednego znajomego, którego bardzo lubię (na potrzeby raportu - C). Usłyszawszy, że tryptaminy są o wiele przyjemniejsze od "kwasu", ucieszyłam się, bo podróż po nbomach mogę uznać bardziej za zmaganie z własnym "ja" niż trip, z którego można wyciągnać jakieś wnioski. Najbardziej cieszyło mnie jednak to, że zarzucona substancja działa zdecydowanie krócej, tzn. 3-4 godziny - tak właśnie mi powiedziano.
Przed podróżą: ja i mój znajomy zwiedzamy opuszczoną fabrykę, wchodzimy na dach, wypijamy po 2,5 mocnego piwa. Nagle dostajemy telefon, że trzeba jechać po homipta. Pospiesznie dopijamy piwa i schodzimy z dachu. Pierwszy raz od bardzo dawna jestem pijana, ostatnio wolę znietrzeźwiać się za pomocą innych środków. Wypalamy kilka cygaretek i udajemy się na przystanek autobusowy. Niestety w drodze znów dostaję ważny telefon. Po krótkiej naradzie z C ustalamy, że bierzemy dziś, sami, w parku blisko mojego domu. Bez większych przeszkód odbieramy to, czego nam potrzeba i ponownie wsiadamy do miejskiej komunikacji.
Jesteśmy już w parku, około godziny 23. Jestem już raczej tylko lekko pijana. Siadamy w przyciemnionym miejscu i oglądamy zawartość dilerek. W każdej powinno być między 20 a 25 mg. Na wszelki wypadek, mając na uwadze swoją niezbyt dużą wagę, wybieram tą, w której wydaje się być mniej. Mieliśmy zamiar wciągnąć to nosem, ale proszku jest bardzo mało, w dodatku nie jest sypki, raczej wbija się w rogi torebeczki, przykleja do ścianek. Wsadzamy tam języki a następnie rozpruwamy samary i dokładnie je wylizujemy, żeby się nic nie zmarnowało.
T+0:01 Ja już coś czuję, ciężko mi określić co to za uczucie. Chyba drżenie mięśni, coś przypominające nikotynową przyjemność podczas papierosa, gdy dawno się nie paliło. Jednak ciężko nazwać to przyjemnym. A może to tylko placebo? Sugeruję przejść się w głąb parku, na plac zabaw - o tej godzinie z pewnością jest pusty. C na pytanie czy coś czuje odpowiada tylko, że przeszła mu złość wynikła z konfliktu z przyjacielem.
T+0:05 Dotarliśmy, ochoczo podbiegam do huśtawek i zaczynam się bujać. Mam wielką ochotę posłuchać muzyki, więc uruchamiam ją z telefonu i bujając się najwyżej jak umiem, zaczynam śpiewać. Kompletnie nie umiem tego robić i dobrze, że nie wyniknął z tego poźniej żaden bad trip. C buja się obok mnie, proszę, żeby śpiewał ze mną.
T+0:10 Każdą kolejną piosenkę coraz ciężej się śpiewa i towarzyszy temu coraz mniej przyjemności.
T+0:15 Czuję się rozbita, nie wiem co ze sobą zrobić, śpiewanie jest bardzo ciężkie i w ogóle nie mam już na to ochoty, bujanie się również jest nieprzyjemne. Dostrzegam przed sobą zjeżdżalnię i z braku lepszych pomysłów postawiam z niej zjechać. Wejście tam jest niesamowicie trudne, mam wrażenie, że schodki są zrobione dla dwumetrowych ludzi i dlatego sprawia mi to taką trudność, choć wiem, że są one przeznaczone dla dzieci, które przecież są niższe niż ja. Widzę, że C też się niedobrze czuje, narzeka na ból brzucha. Oboje chcemy się położyć. Idziemy w stronę ławki i siadamy na niej. Czuję znaczące obniżenie sprawności motorycznej i grypopodobne uczucie. Zaczynam mieć gorączkę. Mówię, że czuję się jak na połączeniu DXM z hasanem - towarzyszą mi przykre deksowe objawy fizyczne, natomiast wizualnie nic się nie zmienia, poza fakturą widzianych przeze mnie rzeczy - odróżniam małe punkciki, które tworzą wszystko. I to zostanie mi już do końca tripu.
T+0:20 C nalega, żeby się położyć. Idziemy szukać miejsca, które wcześniej tego dnia uznałam za dogodne to tripowania.
T+0:25 To chyba tu. Polanka drzew, pod nimi pełno liści, które już opadły. C rozkłada bluzę i kładziemy się na niej. Czuję, że zaraz zasnę. Początkowo nie chciałam się nawet kłaść, ale nie mogłam się oprzeć. Włączam muzykę i nieporadnię kładę telefon C na brzuchu, bo nie wiem co z nim zrobić.
T+0:40 tu zaczyna się peak. Mam zamknięte oczy. CEVy są mało wyraźne, bardziej odczuwam niż widzę. Towarzyszy mi dokładnie takie uczucie jak po 25B. Czuję, że nie mogę się odnaleźć w swoim ciele, boję się, że zaraz z niego wypadnę. Nie wiem czy wciąż umiem nim władać. Zalewają mnie tony myśli, chociaż nie potrafię sobie ich przypomnieć. Z późniejszych rozmów wynika, że C również. Próbuję skierować je na swoje problemy, myśląc, że może znajdę rozwiązanie, jednak nic takiego się nie dzieje. Jedynie podróż traci psychodelę, robi się przyziemna. Rezygnuję i daję się prowadzić przez dziwne myśli płynące jedna po drugiej. Co jakiś czas szukam "punktu zaczepienia" - czegoś, co jest pewne, co daje mi uczucie bezpieczeństwa. To może być jakiś obraz, fakt, coś, co wydaje mi się niepodważalne i dobrze znane. Ja i C w ogóle się nie odzywamy. Tylko leżemy. Czuję swoje rozpalone czoło, czuję wysoką gorączkę, czuję że serce bije mi szybko, jednak nie jest to nieprzyjemne ani nie napawa mnie strachem. Co jakiś czas mój oddech staje się sapiący. Raz na jakiś czas podnoszę się, bo pojawia się jakiś utwór, za którym nie przepadam i chcę go zmienić. Pamiętam, że podróży towarzyszyli Led Zeppelin, Jimi Hendrix, Pink Floyd. Niestety nie miałam przygotowanej playlisty, ponieważ zarzuciliśmy tryptę spontanicznie - miało się to odbyć nazajutrz. Tak mała zmiana, tak wielka różnica. Zapaliliśmy też w trakcie dwie cygaretki, co było bardzo, bardzo trudne. Zarówno podniesienie się, utrzymanie w pozycji siedzącej, trzymanie papierosa, branie go do ust, zaciąganie się. Wszystko związane z poruszaniem własnym ciałem było cholernie ciężkie... Od czasu do czasu otwieram oczy i patrzę w górę. Im dłużej patrzę na gałęzie drzew, tym bardziej one rosną i stykają się z sobą. To właściwie jedyny wizual jaki miałam. Mówię o tym C, mówi, że to wiatr. Nie jest mi specjalnie badtripowo, ale boję się, wolałabym, żeby to się już skończyło... Myślę, że to dlatego psychodelików nie bierze się często - bo to bardzo ciężkie przeżycie i nie jest ono wcale przyjemne.
T+1:50 Podnoszę się, żeby spytać C jak się czuje. W tym momencie dzwoni telefon, oczywiście mamy powiedzieć, jak się czujemy. w tym momencie zrozumiałam, że czuję się już stabilnie, że już jest po peaku. Jest mi przyjemnie. Odpowiadam, że już wszystko w porządku, czuję coś w rodzaju "uff, to już za mną" i ogromną radość. Mówiąc to wszystko uśmiecham się szeroko. Ustalamy, że podejdzie do nas dwóch znajomych, celem odebrania reszty 4-HO-MiPT. Po rozłączeniu się zaczynam rozmowę z C. Opowiadamy sobie co czujemy, dochodzimy do wniosku, że substancja jest przeznaczona do brania samemu, narzekamy na uprzedni brak komunikacji. Nie jesteśmy zachwyceni działaniem, komentujemy, że jest ono wyłącznie mentalne. Jednak wciąż jest mi bardzo przyjemnie.
T+2:00 Czekanie na znajomych upłynęło nam w ten sposób, że C odpalał zapalniczkę, ja oglądałam świat przy odrobienie światła. Wszystkie kontury były bardzo wyraźne. Podpalałam liście i cieszyłam się z tego widoku, był piękny. Układałam je na ziemi i patrzyłam, jak stopniowo gasną. Było nam zimno, ja wyjęłam z torby zakolanówki i zalożyłam je na siebie. Jakie to było ciężkie... Miałam też ogromną ochotę wstać, pochodzić, po prostu coś zrobić. C jednak nie chciał, tak więc nie ruszyliśmy się z miejsca dopóki nie dowiedzieliśmy się, że nasi znajomi są niedaleko.
T+2:20 Wstaliśmy i zaczęliśmy iść w ich kierunku. Miałam wesoły nastrój, żartowałam, odnosiłam wrażenie, że nasze zachowanie może przypominać upojenie alkoholowe. Kiedy już się spotkaliśmy, okazało się, że znajomi są pijani i mają ze sobą domowej roboty cytrynówkę, która ma około 60%. Wypiłam kilka łyków, zapaliłam papierosa. Nigdy nie jestem w stanie przełknąć wódki, jednak ta była pyszna. Poczułam, że zrobiło mi się cieplej i bardziej euforycznie. Żartuję, opowiadam różne historie, pokazuję zdjęcia. Usłyszałam, że jestem bardzo głośna, ale jakie to miało znaczenie? Jest mi naprawdę dobrze. Wspominam, że gdyby nie szkoła, praca, to mogłabym być w takim stanie już zawsze.
T+3:10 Nasi znajomi się idą, chociaż ja proszę, żeby zostali. Podobało mi się ich towarzystwo. C prosi mnie żebym puściła jakąś piosenkę. Robię to, powoli zaczynamy myśleć o zebraniu się do domu.
T+3:30 Jestem już w domu. Mam bardzo duże źrenice.
T+3:50 Jakieś dziwne, bardzo nieprzyjemne uczucie nie daje mi zasnąć. Przewracam się z boku na bok, na zmianę przykrywam i odkrywam. Po długich zmaganiach udaje się, choć nie wiem kiedy.
Na drugi dzień miałam świetny nastrój, trip oceniłam bardzo pozytywnie, mimo że na peaku nie czułam się dobrze. Tak naprawdę moje serce podbił przepiękny afterglow. Substancję mam zamiar za jakiś czas wziąć ponownie, ale tym razem sama, w nocy. Jestem ciekawa podróży odbywanej pod kołdrą. Dawkę oceniam jako wystarczającą, natomiast zdecydowanie myślę, że z 30mg 4-HO-MiPT także bym się uporała, a może byłoby ciekawiej.
- 11292 odsłony