kiedy zrajany ty poznajesz zjaranego siebie ze wczoraj...
detale
kiedy zrajany ty poznajesz zjaranego siebie ze wczoraj...
podobne
No nie wiem co się dzieje. To jest ostra deliryczno-aresywna-konopnicko-dziwna filozoficzna faza!
Narracja.
Przeskok.
Co było wczoraj?
15:00 (Czas będę podawał w dużym przybliżeniu, nie zwracałem nań uwagi)- Ego wraca ze szkoły i widzi paczkę do niego na stole. Stwierdza, że to jego "Kompozycja z natury" zamówione w necie. Co tu się odkurwia? Ostrymi dopalaczami pewno tę mieszankę kropią.
21:00- Zadowolony ego zaliczył zajebiście szybko każdy obowiązek, który miał (fizyczny, psychiczny, ambitny, przenikliwy), poczuł się lekki i stwierdził, że sobie polata. Dumny i optymistyczny- czeka jeszcze trochę i się cieszy tym, co było, co jest i- co będzie.
21:50- Buchy. Jeden za drugim. Dość małe chmury, bo dym okazuje się gryzący. Ale już po pierwszym świat mienia miejsce. Otacza nas pśmrćpmizzmpizzmianamia. Takie słowo mi się nawinęło. Prawda, że dźwięczne? A wypowiedzcie je i zwolnijcie o 50%- wtedy właśnie mniej więcej zobaczycie, jak mi się zawiesił sekundowo czas.
22:00- Ego zawija się do łazienki, by wziąć prysznic. Rozumie już, dlaczego zimno nas hartuje. Czuje mikro-drgania siebie wewnątrz. Seukkkkkkkuuuuuunnnnndddyyyyy. Zaczyna być strasznie. Świat drga. I wydaje przy tym niemożebnie śmieszne dźwięki, nabijam się z tego.
22:20- Ego ostatnio tak dobrze czuło się.... nigdy? Ta woda jest tak niesamowicie gorąca i tak niesamowicie naładowana, że przestaję mieć plecy. Niesaaaaamowite. Nasuwa się myśl- jesteś tylko sumą przeczytanych liter, pamiętasz? Przeczytałeśśś trip-report, a mózg go pamięta. I gdy jest jakiś stan, którego kurewsko podświadomie chcesz- doświadczysz- będziesz miał podobny. -Tak mówi do mnie fizzozzol w mojej głowie. Zapominam słów. Kompletnie. Wszystkich. Miesza mi się taki garnek w bani, że śmieję się wewnętrznie razem z tym. Woda, o której myślałem to była ooowoooowoo a moja ręka- uppfpfpfp. I jeszcze świat otaczał cały czas pśmr-pśmr-pśmrr-ścisk-zimna.
22:40- To pokój. Mój. Ale nie jestem pewien. Stoję w totalnej dezorientacji, na wpół wykąpany. Nie. To była łazienka! Stoję w łazience oszołomiony tym, co się dzieje. Czynności wydawały swoje dźwięki, które stały się muzyką "psychodelic trance". Wycieram się ręcznikiem, piękna sprawa! To takie niebezpieczne! Czuję się takim kurwa słowikiem zajebistym. Ale jak to mówią- jeśli wszedłeś między wrony, musisz krakać, jak i ony.
22:45-Wychodzę z łazienki. Nie wiem ile właściwie tam miałem przemyśleń, chrzanić to! Znaczy... ego- ono wychodzi. Jestem obserwatorem. Widzę siebie, jak widzę siebie, jak widzę siebie pociągającego siebie za sznurki. Czas robi się tak pokrzyżowany, że już wiem, jak działa nasze życie- to nie tylko przypadki przeplatające się z decyzjami, a ultra ścisłe włókno danych z wielu możliwych wersji nas. Poruszamy się po włóknie. Czwarty wymiar to czas... Jezu! Ale delira. Cały czas te piski wydawane przez świat i cały czas pulsacja powietrza. I zagięcie rozmyśleń względem czaSU.
23:00- Poleżeliśmy trochę na łóżku- ja, pan obserwator, ludzie skondensowani do rozmiaru łaskoczących mnie podpięć pod mózg, a także mój mały pies, nazwjzmy go- obłęd. Czuję, że może być ciekawie. Nabijam drugą lufkę. Lekki, niemal pierzasty puszek spala się w trzech buchach. Dym jest mocniej gryzący... albo inaczej- inaczej gryzący niż konopny. To przez klip daggę- paliłem, ma dokładnie ten sam piekący posmak. Dodaje chili tej chwili. Znieczulone gardło. Znów potężna dezorientacja.
23:10- Leżymy na łóżku i rozmyślamy, słuchając na przemian trance, electro, rocka i metalu. Bujam w obłokach. To jest piękne. Nagle mamy tyle pomysłów. Wiem, że jestem pełnym człowiekiem. Nagle uświadamiamy sobie, co mną kieruje i jak to wyłączać. Chcę podzielić się światem tą swoją energią, napisać komuś miłe słowo choćby na GG, albo wysnuć wiersz... Ale nie- wybieramy egoizm. Doskonale widzę już walkę altruisty i egoisty we mnie. Wybieram altruistę, wtem odzywa się do mnie wszechświat, tymi bez-samogłoskowymi słowami i piskami, tarciem- Ej, przecież ty i ja też zasługujemy na chillout! Jestem typem człowieka, który chce dać siebie innym, namiętnie udzielam się w internetach. Chcę zarażać optymizmem, zapałem, wiarą i wolnością. Przecież każdy człowiek zasługuje, by czuć miłość. Ta mieszanka wyostrza empatię. Inaczej niż konopia, pod innym kontem.
23:20- Cóż za oszałamiające wrażenia, leżę i kocham siebie. Wpadam w swego rodzaju półsen i jestem totalnie umiejscowiony w swoim ciele, idealnie weń wpasowany. Czuję je tak mocno i dobitnie, że zaczynam w myślach przeklinać z rozkoszy. Wybudzam się... ciało się rozmywa, patrzę na świat- ok, mam też wzrok i słuch. Sprawdzamy. Wzrokowo sporo OEVÓW- zaginanie się wszechświata na rogach pola widzenia, ciemne błyski, kolorowe iskry. CEVów o dziwo brak! MJ zawsze mi daje dość fajne. Kto czytał moje reporty, wie, że mam mocno wrażliwy umysł na to. Jednak doskonale idzie mi chillowanie się na fazach, nawet bad-tripy budują.
23:30- Zapuszczam utwór "Silence- Nevermind The Bastard", który ktoś na NG polecił do fazy- wielkie dzięki, przyjacielu! Chwała Tobie! Utwór na początku straszny i kojarzy mi się z szumem medialnym, manipulacją, papką kulturowej-paniki. Potem jednak się rozwija i staje się arcydziełem. Tekst opisuje mnie, bez wątpienia, autor to przecież sam wszechświat, tylko przebrany za artystę. Jestem dziwny, myślę o tym bardzo intensywnie i wkrada się na chwilę paranoja, bo słyszę szepty i chichoty, wszystko ciemnieje. Strasznie jak cholera, jednak uśmiecham się arogancko- ha, w przekonywanie siebie samego na fazie mogę się bawić zawsze- przekonuję siebie, że jestem pewny siebie. Czuję pękanie sześcianów wewnątrz psychiki. Wiem, że to limity społeczne pękają.
23:55- Wszystko jest piękne. Bije znaczeniami, jest jak zagięte przez taflę wody światło wpadające do mózgu. Wszystko jest piękne. Rozkoszuję się chwilą. Rozumiem już, że egoizm to największy altruizm. W końcu każdy jest częścią tego samego placu zabaw. Jeden rozpędzony atom i już wszystkie wibrują!
00:05- Włączam autohipnozę i jest mi miło. Błogo. Rozmyte kończyny, ciążenie zdwojone, pulsujące życie we mnie, ciepła głowa, rozbrykane myśli... robię się senny. Wszystko spowalnia.
(?)- Zasypiam. Jest totalnie błogo.
~7:20- Budzę się następnego dnia. Wykonuję podstawowe poranne zabiegi higieniczne, nie jem śniadania. Siadam przed kompem, bo chcę coś napisać. Egoizm jest czasowy. Altruizm też może taki być. Zmieniam się w świętego Mikołaja, hoł hoł hoł... o kurwa, przegapiłem gwiazdkę...
W każdym razie- Około 8:10 jaram jeszcze trzy solidne buchy. Rozładowuję energię drugiej czakry, bo jest mocno skumulowana i by mi przeszkadzała w pisaniu. Znów pojawia się ciężkość, piszczący świat. Taki piękny piszczący świat!
9:15- Kończę pisać. Faza dalej trzyma, ale przypomina łagodną jazdę multiplą. Za to pierwsze dziesięć- dwadzieścia minut po tym miksie jest jak Drag Racing Chargerem RT z sześćdziesiątego dziewiątego.
Teraz- planuję zrobić w tej szybkiej relacji poprawki, wrzucić to na NG, iść coś zjeść i pozamulać pod kołdrą. Jest doskonale. Bardzo dziwny ten mix. Jak na razie miły.
Dzięki za czytanie, pozdrawiam!
- 12174 odsłony
Odpowiedzi
Dotrwałem do końca tej
Dotrwałem do końca tej rozkojarzeniowej jazdy bez trzymanki, i muszę przyznać, że im bliżej końca byłem, tym coraz bardziej mi się podobało, a wcześniej chciałem to zlać, parsknąć smiechem, zapytać którym to raportem się inspirowałeś. Mimo wszystko, na prawdę nawet nieźle Ci to wyszło. Nieźle, czyli dobrze, może nawet więcej. Pożyjemy, poczekamy na kolejne.
Kusi ta mieszanka z natury, konopie już mi nie służą.
Już tu mnie nie będzie. Perm log out.
Dzięki :)
W zasadzie to śmieszna sprawa, bo im więcej czytam cudzych reportów, tym bardziej podobne mi wbija fazy, więc czasem po prostu nie wiem, czy to na co wpadam jest oryginalnym konceptem, czy też czyjąś podchwyconą i rozwiniętą myślą. Ale taki już mamy misz-maszowy świat ;)
Ostatnio przeczytałem gdzieś, że bodajże Heimia Salicifolia ma działanie silnie przeciwpsychotyczne, dość mnie to uspokoiło. I wiele wyjaśnia, bo naprawdę fazy potrafią być po tym poryte (na przykład jak kibel wymyśla dziwne słowa typu "naburumciszmian") a i tak zachowuję przy tym dziwny optymizm. Tak jakby mocne konopne wkręty, które zamiast cokolwiek naruszać, powodują, że masz z siebie śmieszki. I zamiast wkręcać się do końca, pozwalają się obserwować z daleka. Wesołkowatością przebija konopię. Świat staje się jednym wielkim powodem do... uśmiechu. Czuję się momentami jakbym oglądał film z samym sobą- komedię. Nie wiem czy tak to na mnie działa że względu na moją osobowość, czy też faktycznie ów miks dystansuje od świata, ale mnie służy. . Ograniczam do jednej lufy tygodniowo, bo dbam o formę.
Dodam, że ujaralem tym jednego kumpla (który nie za bardzo zna się na psychodeli) i się cieszył jak głupi ;D Zdania typu " kończyny same chodzą" albo "nie wiem, po co idę i gdzie jestem, ale chuj z tym!" kształtowały nam tripa ;) Jakbyś się skusił to ostrożnie. Wali w garnek :D
https://youtu.be/0_h4wFXMazk