myślowy akwen dobitnej dziwności.
detale
Przyjaciel- 5,2 DXM/kg masy własnej
myślowy akwen dobitnej dziwności.
podobne
DXM mnie dzisiaj totalnie rozniosło na łopatki. Nie będę się bawił w dłuższy wstęp i rozwinięcie, bo akuat dziś jestem zmęczony. Chcę jak najszybciej machnąć raport, oddać niesamowitość dzisiejszego przeżycia.
Każda faza niesie coś nowego, każdy trip daje mi pewne korzyści i bogaci w doświadczenia. Bardzo lubię dzielić się z wami moimi przeżyciami, przekazywać wam "część siebie", bo to daje mi poczucie zjednoczenia z ludźmi. Wszyscy mamy wspólny cel- zbierać mądrość. Jedną z najdziwniejszych, najszybszych i najmilszych metod zdobywania wiedzy jest kosztowanie substancji zmieniających świadomość. Okazuje się, że nawet kaszlak potrafi sporo.
Trip na basenie- postanowione. Jedność z żywiołem wody, najbliższy przyjaciel Kleofas razem ze mną nafaszerowany dekstrometorfanem, nastawienie "co ma być to będzie" i pozytywny stosunek do świata. Zmęczenie spowodowane tylko trzema godzinami snu jakoś mi przeszło.
Tak więc zarzucamy kapsułki. Ja wziąłem 17 tussidexów , czyli aż 510 mg DXM. Dla mnie to "aż". Kleofas 13 czerwonych kapsów, czyli 390 mg. Dla niego taka dawka również jest duża. Zanim zdarzyliśmy dojść do pływalni miejskiej, rozpętało się niebo. Robi mi się ciężko na głowie, a jednocześnie tak lekko. Czuję, że kroki są żwawe i nienaturalnie płynne. Trochę się rozpraszam wszystkim.
Przebieramy się, kupujemy wejściówki i migiem do szatni. W szatni już byłem wstawiony. Ale najpiękniejsza rzecz zaczęła się, dopiero kiedy wszedłem do wody. Nie będę teraz pisał chronologicznie, bo czas gdzieś zginął, a większość opisanych poniżej uczuć towarzyszyła mi cały czas praktycznie. Tak więc po prostu wymienię specyfikę odczuć po dużej, jak dla mnie dawca kaszlaka:
*Znaczenia- Każda rzecz i każde słowo wypowiedziane zarówno przeze mnie, jak i przez zioma, mają dziesiątki odniesień. W mgnieniu oka przelatuje mi przez głowę setka myśli o tym, co "to" mogło znaczyć. Nic nie ma jednolitej definicji. Nad wszystkim można się zastanowić, nad wszystkim można wielorako się rozwodzić. Gdybyście mnie wtedy zapytali o płytki w basenie, pewnie potrafiłbym każdej przypisać odrębny charakter w sekundę. Mózg rozpalony do czerwoności. Robi się ciężko i dziwnie przez to przegrzanie głowy. Zaczynam myśleć tak szeroko, że za nic nie mogę skupić się na jednym, bo zaraz napływa stos skojarzeń.
*Empatia- Porozumiewamy się z Kleofasem niemal telepatycznie. On mi mówi, że ma to i to, ja mu mówię, że ja też. On mi coś tłumaczy, a ja macham ręką i mówię, że nad tym samym się zastanawiałem jakiś czas temu. Ja mu mówię, że czuję się tak i tak, on zaczyna się śmiać i przytakuje. Widzę go jako super zjednoczonego ze mną. Łączność jest tak niewiarygodna, że aż nieraz go dotykałem jak gej po nogach, żeby się zorientować, że to on, a nie ja. Czułem, jakbym był częścią jego, a on częścią mnie. Wiem- brzmi pedalsko, ale taka przyjaźń i zrozumienie to z pewnością nie miłość na tle seksualnym, a najzwyczajniejsze głębokie zrozumienie.
*Piękno- woda była taka piękna, cyfry na zegarze były takie piękne, kafelki i schodki, a nawet ludzie... wszystko zacząłem momentalnie kochać. Wszystko było dla mnie dobre i zjednoczone. Wszystko było planem i częścią absolutu. Zazwyczaj na tripie lubię posiedzieć z zamkniętymi oczami i wczuć się w siebie, wsłuchać w wewnętrzny głos, ale na tym tripie się nie dało- wszystko było jednym ze mną. Świat się zlał. Zrobiło się tak płynnie, tak doskonale, że w pewnym momencie w ogóle nie odczuwałem o nic strachu. Leżałem w jacuzzi i powiedziałem Kleofasowi "Jestem bogiem, jesteś bogiem! Wszystko się kurwa uda! Wszystko! No zobacz, jak wszystko jest zorganizowane, zobacz, że nic nam się nie może stać!"
*Doskonałość- wyobraźcie sobie, że wszystko, na co patrzycie, dosłownie bije w was takim kurwa promieniem, że czujecie tego miłość i świetność. Tak właśnie miałem. Woda mnie kochała, sufit mnie kochał, płytki i rury były doskonałe. Wszystko wydawało mi się perfekcyjne do granic możliwości. Zobaczyłem, że wszystko jest arcydziełem.
*Zrozumienie- Chciałem się zastanowić nad jakimś głębszym pojęciem, ale się nie dało. Nie dało się, bo zrozumienie samo do mnie napływało i nie miało nawet formy myśli! Nie wiedziałem jak ubrać to w słowa i nie wiedziałem "dlaczego i skąd?", ale miałem w głowie rozsadzające mnie uczucie zrozumienia wszystkiego. To było coś w stylu "Nie przejmuj się, wszystko jest takie, jakie jest". Nawet nie potrzebowałem myśli. W ich miejsce pojawiła się prosta cisza i momentalna akceptacja.
*Paradoksy- zawsze je mam na DXM. Ale teraz to była jakaś miazga. O ile wcześniej paradoksalne było jedno pojęcie, tak na tym tripie wszystkie paradoksy zaczęły się łączyć i to przybierało monstrualne rozmiary. Podam przykład: Na trzeźwo albo chcesz, albo nie chcesz. Czasem pojawia się sprzeczność, ale zawsze jedna strona wygrywa, np. uznajesz, że warto coś zrobić na 40%, a nie warto na 60%, więc tego nie robisz. Na DXM wszystko stało się bezskalowe, równoczesne i równoważne. Kleofas powiedział, że chce zapalić, więc wyjdzie na chwilę z basenu, odda kluczyk pani przy kasie, a potem wróci. Uznałem to za doskonały pomysł ze względu na to, że nie chciałem go hamować i jednocześnie za irracjonalny pomysł, bo przecież to by było podejrzane. Uznałem, że świetnie da sobie radę sam, ale jednocześnie nie chciałem mu na to pozwolić. Uznałem, że jakby się ktoś zorientował, że jesteśmy naćpani, to NIC A NIC by się nie stało, ale jednocześnie by nam to bardzo pokomplikowało sprawy. I za nic nie mogłem zdecydować, co robić. Doprowadziło to w konsekwencji do tego, że razem z Kleofasem wielokrotnie podejmowaliśmy decyzję o wyjściu, bo np. byliśmy w szatni się odlać, a potem jednak postanawialiśmy wracać. Równie często Kleofas stwierdzał, że "wychodzę" ale nie wychodził. Pewnie tylko niechciej nas trzymał w tym basenie :D Paradoksy zaczęły się zlewać. Najlepsze z nich to połączenie ciszy i hałasu (byłem w stanie wyizolować absolutną ciszę jednocześnie słysząc drące się dzieci, a kiedy dzieci poszły, słyszałem ogromny hałas, choć było cicho), połączenie strachu i błogości (Bałem się, że utonę, jednak wiedziałem, że nie utonę za nic. Pływam średnio, a po DXM doskonale. Luz, wyporność i zjednoczenie z wodą. Zresztą i tak nie wchodziłem na głęboki basen) oraz połączenie suchości w ustach z nawodnieniem (o tym zaraz). Mówię wam, paradoksy zauważałem dosłownie co chwilę, dzieliłem się tym z Kleofasem i on nawet nie musiał odpowiadać, a wiedziałem, że to ma, bo łapał zaciesz :D A, jeszcze jedna ciekawa rzecz- poczułem, że czytam mu w myślach, a nie czytałem. Byłem ABSOLUTNIE pewien, że wiem, o czym myśli, przy jednoczesnej wiedzy, że to niemożliwe.
*Sucha, nieistniejąca woda- kiedy połykałem ślinę, bądź nabierałem wody w usta, czułem, że płyny nie istnieją. Gardło miałem i suche i nawilżone zarazem, ale każdy płyn wydawał się iluzją. Tak, jakby jednocześnie był i nie był ;D Tak samo z wodą, w której siedziałem- była i nie była. Zmysł czucia własnego ciała oszalał. Byłem jakby w innym stanie skupienia. Ale do tego wszystkiego warto dodać, że uświadomiłem sobie, że woda i DXM to idealny duet, doskonały kurwa. W wodzie czułem się jak... ryba w wodzie :)) Woda była absolutnie przyjemna, miła i uspokajająca. WIEDZIAŁEM, że jest wspaniałym tworem.
*Rozpływanie się- ciekawa rzecz, bo zacząłem tak jakby się rozpływać. Gdy dłużej o czymś myślałem, czułem się rozpuszczony w świecie. Potem miałem coś takiego, że każde pojęcie i słowo się rozpuszczało w świecie. Trudno to sobie wyobrazić, jak ktoś nie miał, ale powiem tak- wyobraźcie sobie, że Kleofas mówi "banan" a nagle czujecie, że cały świat jest "banan", wszystko dookoła ma znaczenie banana, jego "energię" i "aurę". Wszystko staję się takie, jakby było we wszystkim. Pojęcia i słowa już nie są pojęciami- są zlaną między nami abstrakcją, którą mogę poczuć!
*Połączenia- tego się nie widzi ani nie słyszy- to się czuje. A najlepiej właśnie mi się to odczuwa po DXM. Wszystko ma ze sobą jakiś związek, każda rzecz stanowi odgałęzienie drugiej. Wszystko ma wspólny cel, wspólny początek, wspólny środek, wspólną własność. Wszystko składa się z jedności. Ja też. Czuję po prostu synchronizację.
*Dziwność- też jedno z typowych u mnie odczuć. Tak jakby twoje myśli przestały być twoje, jakby w ogóle przestały mieć znaczenie, jakby były niczym i wszystkim, jakbyś myślał za kogoś, jakbyś widział świat nie swoimi oczami i rozkminiał go nieco innymi niż twoje schematami. Tak, jakby nastąpiło drobne, ale groteskowe i wielkie w skutkach przesunięcie myśli. Tak jakbym myślał wszechświatem a wszechświat mną. Tak jakbym podłączył się pod komputer z 1000-Gigabajtową pamięcią RAM i korzystał z całości na raz. Wszystko było "na raz", brałem świat jak dziecko- duszkiem.
*Separacja- mimo iż wszystko było zlane, czułem się nieco oddzielony od ciała. Tak jakby faktycznie dusza się przesunęła względem ciała. Wielu już to opisywało przy raportach z kaszlaka, ja sam miałem to w lekkim nasileniu, ale teraz doświadczyłem w ogromnym. Kleofas jak zwykle miał OOBE. Mnie łatwo nie przychodziło, ale w pewnym momencie mi się udało. Było to tak dziwne, że nie wiedziałem, czym byłem. Po prostu czułem, że byłem, ale na chwilę nie byłem ciałem. Czymś.
*Zmienione odczuwanie zmysłowe- tego to już słowami nie oddam. Po prosty dotyk się zmienia. Mocno się zmienia. Słuch staje się ostrzejszy, wzrok bardziej rozmazany, smak "suchy", węch praktycznie spada do zera, ale dotyk... dotyk wzmacnia się i przekalibrowuje do tego stopnia, że nie mogę tego opisać słowami.
*Wirowanie- czułem, jakby wszystko się jakoś "przekręciło". Widziałem, że świat stoi prosto, ale jednak coś było przekręcone. Jak to Kleofas powiedział: "Coś tu ochujało! Ja albo świat, ale coś na pewno!" Wszystko było zmienione.
*Zaczepienie znika- każdy z nas ma jakiś swój punkt odniesienia... swoje chęci, marzenia, oceny rzeczywistości... każdy ma jakieś swoje haczyki, na których się wspina. Każdy ma plakietki, którymi oznacza świat. DXM mi je wszystkie zdarł. Tym razem nie brutalnie (jak za pierwszym moim spotkaniem z tą substancją) a powoli i miło. Poczułem się oczyszczony, nowy, świeży. Poczułem się jak odkrywca i dziecko, które widzi świat nieznany. Czułem się jak wczepiony w inne uniwersum, które ma przede mną tyle tajemnic... czułem się jak czysta księga.
*Brak czasu- czas dosłownie nie istniał. Dwie minuty raz mi minęły jak pół godziny, raz jak godzina. Cały trip od momentu kopnięcia do momentu wyjścia z basenu trwał nieco ponad 3 godziny, a mi się wydawało, jakbym spędził dnie w wariatkowie. Czułem, że zwariowałem, a wiedziałem, że nie. Wielki konflikt tego, co się wie, z tym, co się odczuwa. Nie byłem w stanie sobie zaplanować i wyobrazić, co takiego zrobię za chwilę, bo przyszłość straciła na znaczeniu absolutnie. Przedstawiały mi się jej różnorakie wersje w mózgu, a ja nie mogłem nic konkretnego z nich wywnioskować. Nie wiedziałem, co się stanie. Przyjąłem to zaskakująco łatwo, ze względu na....
*PEWNOŚĆ- najlepsze pod względem umysłowym uczucie, jakiego doświadczyłem. PEWNOŚĆ. Czułem się przez momencik tak pewny wszystkiego, co mnie otacza, że momentalnie miałem ochotę się rozpłakać. Byłem pewny tego, że wszystko jest idealne i dobre. Byłem pewny tego, że jestem wiecznością i absolutem. Byłem pewny tego, co się stanie i co się nie stanie. Po prostu czułem, że nic nie muszę robić, bo całą robotę odwalił za mnie świat. Czułem, że wszystko JEST i AMEN. Potem z tą pewnością się zmieszała właśnie wielka niepewność i byłem skołowany, bo nie wiedziałem, co czuję, ale i tak się z tym czułem dobrze. Na moje oko to plus i plus dają plus, plus i minus dają plus, a minus i minus też dają plus. Zawsze przeważa dobro. Nie wiem czego, ale to fajne. Poczułem, co jest tu we wszechświecie kurwa mocne- to dobro.
No i to tyle, ale pewnie jeszcze więcej bym sobie przypomniał, gdybym nie zapomniał :D Kaszlak mnie klepnął pięknie. Nie wiem, czy sekret tkwi w wodzie, w przypadku, czy może we mnie, ale tripy na basenie z DXM są boskie. To najlepsza faza w moim życiu. Wiele z niej i tak nie opiszę, bo były to stany tak obłędnie dziwne, że żadne słowo ich nie nakreśli. Żadne zdanie, żaden gest i żadna inna moc nie pozwoli mi tego przeżyć jeszcze raz... nie wiem teraz czy mam płakać, czy się cieszyć z powodu tego, że każda faza jest unikalna. Ta była "przepełniona" emocją- wszystko nasilone i gigantyczne. Wszystko odczuwalne i potęgowane. Faza rodem z takich, po których chce się tylko spać. Nie wiem które z tych wyżej opisanych uczuć miało miejsce pierwsze, które ostatnie, ale wiem, że wszystkie razem tworzą niepowtarzalny klimat wodnego deksa. Pewnie każda używka ma swój żywioł ^^
Czasem człowiek jest zdolny przeżyć całe dnie w jedną godzinę. Czasem jeden trip daje więcej wspomnień niż 10 lat życia. Czasem warto pamiętać i się cieszyć tym, jak wiele jest do odkrycia. Czasem warto po prostu zbierać doświadczenie. Czasem zwykły kaszlak staje się mistyczną bramą nie do rozważenia. Tu nie ma miejsca na logikę- wszystko jest chaosem i ładem.
Szeroka gamma możliwych rzeczy do poznania- czy to ma jakieś granice?! Czy cokolwiek ma granice, czy tylko my je stawiamy? Ile jeszcze chaosu wprowadzi w moje życie doświadczenie? Ile jeszcze chaosu poukładam? NIE WIEM. Szczerze mówiąc, wszystko teraz jest tak dla mnie popierdolone (pozytywnie), że odpuszczę sobie na chwilę myślenie. Nie da się o tym myśleć- to obłęd. Zwykły kaszlak, powtarzam, zwykły kaszlak też coś w sobie ma.
Pewnie każdy ma swoją używkę mocy... pewnie na każdego wszystko działa indywidualnie... ale jedno jest pewne- możliwości do poznania jest w chuj. Może zjem monitor i zobaczę, czy po nim jest jakaś faza? Kto wie, gdzie jeszcze kryje się moc?
Moc jest w nas. Dziwne, ale prawdziwe.
Moc jest we wszechświecie- proste.
Moc... bierzcie i jedzcie z tego kielicha wszyscy.... heh, jak katolicko :3 Dobra, idę się wyspowiadać z tego grzechu, który dzisiaj popełniłem. Xiądz już zadba o moje rozgrzeszenie, oj zadba... :3
EDIT 18.04.2017- Zainspirowany czytaniem swojego własnego raportu, wpadłem na pomysł, by graficznie przedstawić uczucie... hmmmm.... pływania w świecie pojęć własnego mózgu, które towarzyszyło mi na tej fazie. Nie jest to dzieło sztuki, ale chodzi o koncepcję :D
- 7707 odsłon