percepcyjny bezpardonowy gwałt / by gwynnbleid
detale
raporty vart
- Zniesmaczony? hm? / by MeneVes
- Intelektualny orgazm / by Newbe
- Dzień w świetle i śniegu / by Pokolenie Ł.K.
- po raz pierwszy? sprzedane! / by elmo
- Pomaturalny BadTrip / by Hitori
- W 20 sekund do prawdziwego świata... / by Mr.Blond
- Dziki lot przez bramy rzeczywistośći i pocięty film / by electrofreak
- Subtelny lot w przestworza i rozpuszczanie się ego / by nautic
- Pierwsze spotkanie z ekstraktem z Salvii x20 / by Pan Piotr
- Szkoła życia z Szałwią / by altWET
percepcyjny bezpardonowy gwałt / by gwynnbleid
podobne
Autor: Gwynnbleid
Uczestnicy: Ja i X
Wiek: Obaj po 22
Doświadczenie: MJ, DXM, Poppers, Kodeina, no i LSD
S&S : całkiem dobre nastawienie, polanka na odludziu
Substancja : Hoffmann z Holandii
W końcu nadszedł czas na spróbowanie tak oczekiwanego kwasa. Nigdy nie próbowałem, nie wiedziałem czego się spodziewać, jakie będą efekty no i ile LSD zawiera blotter.
Na tripa namówiłem znajomego. Nazwiemy go X.
Umówiliśmy się na niedziele. Pogoda całkiem sprzyjała, aczkolwiek były chmury, które zasłaniały słońce a więc nie było tak soczyście kolorowo, jak miało być. Nie chciałem już rezygnować, więc wyruszyliśmy na poszukiwanie jakieś miejscówki. Wiedzeni wskazówkami staraliśmy się trafić na jakąś spokojną, nasłonecznioną polankę. Zajęło nam to sporo czasu. W końcu niedziela, pełno ludzi nad rzeką, ciężko było znaleźć odludne miejsce. Zdenerwowany łażeniem namawiałem kolegę żeby usadowić się na trawce niedaleko rzeki. Było kilka aut, ale co mogło się stać nam po kwasie? Przecież nie zaczniemy tam robić jakieś strasznej boruty…myliłem się, o czym przekonaliśmy się niedługo potem. Na szczęście X namawiał żeby lepiej znaleźć ustronniejsze miejsce.
Znudzeni w końcu po ponad godzinie trafiliśmy w dobre miejsce. Polanka nieznacznie oddalona od drogi, na przełaj przez pole. Co prawda od czasu do czasu przejeżdżał jakiś rowerzysta i przechodziły parki, lecz byliśmy na tyle oddaleni , że raczej mogliśmy czuć się bezpiecznie.
Słońce, mimo że przyćmione, mocno grzało w czerep a więc schowaliśmy się pod drzewo, którego konary zwisały prawie do ziemi. Nadszedł czas na konsumpcje.
Blotterki znalazły się pod językiem, cholernie gorzkie w smaku. Ssaliśmy jakieś 20-30 minut. Czas do wejścia umilały nam gadki o wszystkim i o niczym. Oczywiście pojawił się efekt placebo, humorek się poprawił. Po jakichś 30-40 minut zauważyłem delikatną zmianę nastroju i percepcji.
Pojawiła się śmiechawa, ale nie aż tak szaleńcza jak to opisują. Powolutku zaczęły się zaznaczać typowo kwasowe wkrętki. Lekkie falowanie obrazu, zniekształcenia dźwięków. X włączył palmtopa z muzyką, lecz mój delikatnie skwaszony umysł ledwo odbierał dźwięki. Z głośnika raczej wydobywał się raczej to zwalniający, to przyśpieszający bełkot.
Kolorki lekko się wyostrzyły. Trwało to może z 20 minut. Potem nadszedł czas na ostrą jazdę bez trzymanki.
Nie spodziewaliśmy się, że tak bardzo nas sieknie. Halucynacje zaczęły nabierać na sile. Drzewa ostro falowały, rozmywały się (efekt spływającej rzadkiej farby z płótna.. Ci, co brali na pewno wiedza, o czym mowa ). Głos kolegi rozdwajał się, opóźniał, zniekształcał. Łąka stała się spokojnym morzem. Z palmtopa dźwięki już nie dobywały się z głośnika, lecz wychodziły z urządzenia. Na twarzy X pojawiły się szramy przypominające podskórnie wędrujące larwy (nie było to straszne, raczej ciekawe). Gleba rozpulchniona wiła się, żyła własnym życiem. Ilość bodźców, jaka nas ogarnęła tworzyła gęstą masę. Powietrze stało się wręcz fizycznym kisielem, który nas otaczał. Czuliśmy ucisk tej fizycznej chwili na ciele, wszystko się wyginało, zazębiało, wszędzie fraktalowe wzory.
Pojawił się ucisk na potylice, który zginał głowę. Nie czułem się wyluzowany, raczej napięty. Ręce układały się w sztywne szpony. Tak jakbym walczył z tą zagęszczoną bodźcową masą. Obraz stał się lekko zamglony. Od tej chwili wszystko nabrało onirycznego charakteru i niestety od tej chwili kiedy efekty kwasa się nasiliły wiele rzeczy już nie pamiętam.
Ciałem targały cosekundowe ekstatyczne skurcze. Musiałem się położyć. Nie było się na czym zaczepić, co chwila zmiana, co chwila nowy bodziec, tak intensywny, że wywoływał wzmożoną euforie. Nie było czasu na filozoficzne rozkminy, gdyż umysł był gwałcony przez kwasowe cząstki. Synestezja nabrała na sile. Każdy bodziec odczuwałem całym ciałem, wszystko było pomieszane, smak, węch, słuch. Taka uogólniona reakcja. Poprzez cały czas porozumiewałem się z X urwanymi zdaniami. Nie mogliśmy dokończyć nawet krótkiego zdania gdyż floły kwasowe urywały słowa i targały naszymi ciałami. Było to bardzo wyuzdane uczucie. Tak jakby TO nas gwałciło, przejęło bezpardonowo.
Czułem się jak na granicy orgazmu, ale nie typowo fizycznego, raczej... kwasowego
Przyjemność była ogromna i jednocześnie chciałem żeby to się już skończyło. Wrażenia były tak intensywne, że nie było mowy o rozpatrywaniu tego w kategoriach zły – dobry trip. Nie czułem strachu, ale czułem się bezwolny.
Jedyne, co byliśmy stanie robić to tarzać się na trawie i glebie, turlać się i poddawać się temu wykorzystywaniu. Co chwila staraliśmy się złapać rzeczywistego świata, ale było to strasznie trudne.
Pod powiekami wybuchały CEVy, kolorowe jak w kalejdoskopie. Kumpel przypomniał sobie, że ma lizaka a ja, że zakupiłem snickersa. Wcześniej usłyszałem od innego kwasującego, że na pewno nie będzie się nam chciało jeść. Dobrze, że nie posłuchaliśmy. Potem żałowaliśmy, że wzięliśmy za mało jedzenia. Snickers rozpływając się w ustach był nieziemsko smaczny, przekładał się synestetycznie na „całe ciało”. Nie wiem jak to wytłumaczyć. To trzeba poczuć!
Najwspanialsza rzecz pod słońcem. Co chwila zamykałem oczy i „budziłem się” po jakimś czasie przez cały czas wijąc się na ziemi i wydając z siebie dźwięki rozkoszy. Nie dbaliśmy o ubrania o nic, po prostu bezwolnie tuliliśmy się do ziemi. Halucynacje były ogromne. W środku kwasowej jazdy kumpel uświadomił sobie, że leży w mrowisku… pytał się mnie czy to halucynacje czy prawdziwe mrówki. Nie potrafiłem mu pomóc gdyż raz widziałem ich kilka, a raz zwielokrotniony obraz. Przez umysł przechodziły myśli: jak my teraz wrócimy, cali upaprani w ziemi, w jakichś farfoclach z trawy, pogryzieni przez mrówki i komary.
Trip trwał około 5 h. Potem delikatnie zaczęło schodzić … przynajmniej ze mnie. Przestraszyłem się, bo mimo zaburzeń wzroku czułem, że psychiczna „pizda” zeszła już z głowy a kumpel nadal leżał, wydawał się z siebie dziwne dźwięki, co chwila się powtarzał, miał niekontrolowane dreszcze. Wyglądał jakby autentycznie coś mu się przestawiło przez kwas. Niepokój się wzmagał, próbowałem go z tego wyrwać, ale "wracał" tylko na chwile. Strasznie się bałem, że oszalał, że akurat mi się przytrafiło, że koleś oszalał po kwasie! Autentycznie zachowywał się jak typowy freak. W lęku trwałem dość długo, nie mogłem spokojnie na zejściu słuchać muzyki, bo X ciągle miał te niekontrolowane rzucanki. Dopiero gdzieś po godzinie jego sytuacja zaczęła się poprawiać. Usiadł, zaczął normalnie rozmawiać. Chwile odpoczęliśmy, powpatrywaliśmy się w chmury (wyglądały jakby leżały za tafla wody..ciągle w ruchu) i postanowiliśmy wrócić. Kiedy niebezpieczeństwo popadnięcia w szaleństwo X minęło humor się poprawił. Legowisko wyglądało jakby przeturlało się po nim tornado. Nie czuliśmy żadnego zmęczenia, pozytywność tryskała zewsząd. Powspominaliśmy tripa i rozeszliśmy się do domów.
Przemyślenia:
Faza była naprawdę mocna…za mocna. Myślę, że jeden karton to było jednak za dużo jak na pierwszy raz. Nie wiem ile tam było mg (podobno 250) ale trip był w bardzo ograniczonym stopniu kontrolowany. Nie było czasu ni możliwości na filozoficzne „kwasowe” rozważania. To było umysłowy, percepcyjny gwałt. Za dużo rzeczy uleciało, owszem było bardzo przyjemnie, ale nie było czasu na „smakowanie” tych chwil, one się rwały, świadomość wracała i gubiła się w tym natłoku. Coś jak na DXM. Został mi jeszcze jeden karton i za jakieś 3-4 tygodnie wezmę ponownie, ale tym razem chyba 3/4.
Nie wiem jak w latach 70 tworzyli na tym muzykę, ale musieli albo brać małe dawki albo mieć duża tolerancje, bo my nie bylibyśmy w stanie chodzić i rozmawiać z ludźmi. Muzyka rzeczywiście była niepotrzebna. W takim stanie kwas porywa i nie ma czasu na nudę. Było jak we śnie.
Responsible Drug User
- 12341 odsłon