vive city po kodzie?
detale
raporty filozof
- Patologiczna substancja i jeszcze gorszy użytkownik DXM IV plateau
- I jak powstrzymałeś się żeby wdupcyć dwie następne?
- Tramal ty kurwo cóżeś mi uczynił? Czem eś zaschwycił a czym żeś zawinił?
- No nie będę ukrywał...spodobało mi się
- Muszkatołowy wędrowiec, luki w pamięci i co tu się odpierdala.
- Noc surrealistycznych przeznaczeń
- Multirozpierdolenie wyrozwijany tunel, czyli najpotężniejsze wejście w życiu.
- Między "delirką" a psychodelą
- Te same dni, inne fazy.
- W oczy śnieg, a siłą psychodela
vive city po kodzie?
podobne
Poniedziałek 23:00. Wyposażyłem się w 3 butelki Pini. Ostatnio ćpałem kodeinę 4 miesiące temu. To mój 3 raz. Wróciłem z aptek o 17:00, cierpliwie czekając na odpowiednią chwilę. Po odwaleniu kilku rutynowych czynności, obejrzeniu meczu Polski z Meksykiem, umyciu się, pościeleniu łóżka mając do szkoły na jutro na12 przygotowałem się. Nie wszyscy poszli spać, ale mogę już zaczynać.
T:0+ Idę do lodówki wyciągamy butelkę sprite'a, Kufel Lecha z szafki i swoje cenne syropiki. Wchodzę do pokoju, zapalam świeczke, stawiam na podkładce. Nalewam najpierw Sprite (cholernie chciało mi się pić) i piję. Nalewamdalej razem z syropem i sącze powoli. Wlewam drugi. Jakoś mi się słodko zrobiło. Dopijam. No myślę se, trzeci piję nie rozcieńczony. Idę i po cichu wkładamy do zamrażarki. Myje kufla, odstawiam. Wracam zapisać ostatni sen.
T:20+ Koda zaczyna wchodzić. Robię się dosyć spokojny, czuję lekkie rozluźnienie mięśni, miękki krok, ale to jeszcze nie to. Wyciągam i wypijam trzecią butelkę. Wkładamy dowody w woreczek i kitram w bezpiecznym miejscu. Czekając na fazę włączam Shadow Fight na tablecie. Jak dla mnie jedna z lepszych gier na androida.
T:40+ Powoli odpływam. Zaczyna się robić ciepło. A moje myśli stają się takie klarowne. Po chwili włączam gierkę, bo niezbyt pasuje do sytuacji (gry, w których musisz się z kimś napierdalać na ogół nie są zbyt chilloutowe). Ależ pierońskie wzdęcia na żołądku! Gdybym wypił to wszystko z colą, rozkosznie porzygałbym się z cukrowego przesycenia na środku pokoju. Wstawiam czajnik.
T:50+ Siedzę z herbatą przy biórku. Odpalam snoop doga na słuchawkach. Dźwięk staję się przezemnie inaczej odbierany. Po cannabis Mogę interpretować każdą nutę po kolei i widzę Oev-y z nimi związane. A tutaj? Czuję tą muzykę całym sobą, ale nie ogarniam jej tak bardzo. Zaczynam rozumieć ludzi, którzy nie potrafią żyć bez hip-hopu. Wrażenia słuchowe są jak długa przeciągła monada stanowiąca elementarną część człowieka. Decydując czego chcesz, albo nie chcesz słuchać wyznaczasz werbalną drogę swojej duszy, tak samo jak coś tworzysz. Pojawia się senność. Dopijam herbatę. Siadam na łóżku w siadzie prostym, opierając się o poduszkę. Słucham różnych amerykańskich kawałków po kolei. Pokój w półmroku odbijał od ścian żółty blask świeczki. Widzę przed sobą nijak ustawione meble, przedmioty i wydaję mi się, że to leży w jak najlepszym porządku, że to jest taka unikalna kompozycja kiegoś geniusza, że nie tutaj co zmieniać. Wszystko jest odpowiednio położenie, dobrze stoi i nie ma chuja, iż jest zajebiste.
Po moim ciele rozlewa się ciepło. I nie jest to takie zwyczajne ciepło, ale takie dogłębne, w wątrobie, uszach i wszędzie. Nie czułem się jak ejakulujący penis, tylko taki jak w połowie ślizgania. Nie osiągnął bym tego przez jaranie, chyba że po jakim OG kushu. Ani podczas medytacji, może chwilowo i nie w pełni, nie tak fajnie. Zamykam oczy, bo nie mam już potrzeby patrzeć na to wszystko, a zaciężkie mam powieki żebym je mógł tak bezkarnie trzymać w górze.
Upływ czasu stracił na znaczeniu, a myśli lały się jak szmaragdy. Stały się takie jasne, czyste, przejrzyste, uporządkowane, a wszelkie niejasności zaraz rozwiewały się. Czułem, że jestem na jakimś pograniczu rzeczywistości, jakbym mentalnie przeniósł się gdzieś do Miami, ale pozostał w łóżku. Niczym w dzieciństwie. Przylatywały różne pozytywne retrospekcje. Zło przeszło na jakiś dalszy mniej istotny plan. Osiągnąłem jakieś wymierzone celowo apogeum szczęścia.
T:? Idę się odlać. Spoglądam w lustro (Ja pierdole). Blada twarz, oczy zmrużone, źrenice 2mm. Wracam z powrotem do pokoju. Kładę się i puszczam pierwszą płytę pezeta. Faza powoli słabnie.
T:2h+ Już jestem w miarę trzeźwy, ale jeszcze relaksik został. Pomyślałem, że w sumie będzie się teraz dobrze spało. Zgasiłem świeczkę i zawinąłem się pod pierzynkę. Zasnąłem bardzo szybko. Śniło mi się, że typ, co mnie kiedyś wyjebał na hajs chciał ode mnie pożyczyć 5 stów. Zgodziłem się. Później zastanawiałem się co zrobię jak nie odda. ,,Wezmę spreja i napiszę na jego bloku ,,***** to stara k***a". Ale zaraz? Przecież on jest młody. To niech będzie młoda k***a. Ale przecież to tak jakbym go chwalił..." i na tak ambitnych rozkminach zleciała fabuła snu.
Na drugi dzień łeb jak nowy i dobre nastawienie. I jaki z tego wszystkiego wniosek? Naćpanie się nie jest niczym odkrywczym. Nie wymyślisz do tego niczego czego nie byłbyś w stanie wymyślić na trzeźwo nawet podświadomie. Chciałem rozwiać metafizyczna przepaść pomiędzy światem swojej impresji, a czymś nieznanym. Nie ukrywam, że czułem rozkosz i szczęście, ale nie na tym mi w życiu zależy. Jak byłem na fazie sgwierdziłem, że jeżeli osiągnę wszystko co mogę, a kielich wyczerpie się to resztę życia mogę spędzić w tym stanie. Czemu nie.
Opłaca się wdupcać twarde? Nie. Czy polecam? Co kto lubi. Skala szkodliwości? Niebezpieczeństwo kodeinowe? Tkwi w tym, że zamienia mózg w gąbkę po długim zażywaniu, rozpierała jelita i może uzależnić fizycznie. Ale lepsza Koda od czasu do czasu niż chlanie w opór. Jak jaranie stanie się słabe to zażućcie jakiś psychodelik, a nie wpierdalajcie wszystko po trochu.
Pozdro
- 8319 odsłon