poddaj się! - absolutna rekonstrukcja
detale
Setting: Neutralny, domowe zacisze.
Doświadczenie istotne: Wieleokrotnie(100-200x) zażywany DXM; dwie próby solo SD(ten sam ekstrakt, dawki nieco mniejsze).
raporty amaterasu
poddaj się! - absolutna rekonstrukcja
podobne
Przedmowa:
Od zawsze miałem ogromną ciekawość świata. Nie satysfakcjonował mnie model rzeczywistości, który mi przedstawiano; czułem, że by dojść do sedna egzystencji muszę sięgnąć po radykalne środki - narkotyki. Z takich oto pobudek zaczęła się przed laty moja przygoda, która doprowadziła mnie do tej pięknej rośliny.
Było to moje trzecie podejście do palenia szałwii. Dwa pierwsze zakończyły się delikatnym wyrywaniem z ciała, "klatkowaniem" świata wraz z poczuciem dysocjacji i zdezorientowaniem, trwającymi kilka minut; efekty ciekawe, jednak spodziewałem się po słynnej królowej dysocjacji znacznie więcej. Kwestia "wyrobienia receptorów"? Tak czy inaczej, przeczytałem o ogromnej synergii Pani S. z dextrometorfanem, na który w tym czasie miałem dużą tolerancję(stąd dawka do podbicia dość wysoka). Decyzja o połączeniu tych substancji była najlepszą, jaką mogłem podjąć. Zapraszam do przeczytania opisu tripu, który odmienił mnie na zawsze.
Dane techniczne:
Paliwo: 450mg DXM + >100mg ekstraktu 15x Salvii Divinorium (dopalono na peaku)
Set: Nieodparta chęć poznania, podekscytowanie.
Setting: Neutralny, domowe zacisze.
Masa mięsa: 60kg
Wiek: 20
Doświadczenie ogólne: 20-30 różnych substancji.
Doświadczenie istotne: Wieleokrotnie(100-200x) zażywany DXM; dwie próby solo SD(ten sam ekstrakt, dawki nieco mniejsze).
Start:
To był zwyczajny, leniwy dzień. Nieco rozczarowany poprzednimi doświadczeniami z ekstraktem szałwii, postanowiłem znaleźć sposób na wzmocnienie jego działania. Znalazłem: DXM. W obawie o utratę pamięci, dobrałem dawkę, która przy mojej tolerancji jedynie lekko umilała czas i wyciszała myśli.
T+0h: 450mg DXM przyjęte w ciągu ~20 minut.
T+1h: Zaczynają się delikatne efekty.
T +2-3h: Szczytowe działanie. Świat staje się ciekawszy w odbiorze. Mam przyjemne odczucia w ciele i umyśle, bardzo delikatne zamotanie i uczucie lekkości. Nie opuszcza mnie pozytywny nastrój i podekscytowanie nadchodzącym doświadczeniem; czuję, że będzie wyjątkowe.
T+3h: Udaję się do pokoju, poczyniam ostatnie przygotowania, gaszę światło, siadam na łóżku i z nastawieniem "chcę poznać naturę wszechświata" odpalam ekstrakt...
Trip:
Znikam. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wszelkie myślenie i świadomość jednostki przestaje istnieć. Jest tylko wizja: kąt, tworzony przez szafę i biurko, zaczął rozrastać się aż wylał się na całe pole widzenia. Istniał tylko on i aż on. Im bardziej się rozrastał, tym bardziej ramiona tego kąta tworzyły nowe kąty, jakby na wzór "ojca"; każde ramię tworzyło kolejne prostopadłe do niego i tak w kółko, coraz szybciej i szybciej... w końcu prędkość była tak wielka, że nie byłem w stanie już określić, co widzę: było ich[kątów] tak wiele, że tworzyły obraz czegoś, co pozornie z ich naturą nie miało nic wspólnego. Przez ciągły ruch, te niewidoczne cząstki zaczęły tworzyć świat - całkiem obcy w odbiorze, jednak czułem, że dokładnie ten sam, w którym żyję na co dzień.
W tym momencie wizja gdzieś się rozpłynęła i zacząłem odzyskiwać poczucie tożsamości. Ogarnęła mnie dziecięca radość, spowodowana potęgą tego doświadczenia. Poczułem wtedy działanie jakiejś siły, metafizycznego przewodnika który pokazywał mi, na czym mam skupić uwagę, by pójść dalej i głębiej. Szybko pozbywając się zahamowań, zanurzyłem się w "miejscu", które wskazał; i kolejnym, i następnym...
Tym razem wizja nie była już radosna. Odzyskawszy skrawek mojej codziennej tożsamości, nie mogłem go już porzucić. Świat zaczął się rozrastać i przybierać kształt, a Ja(mając świadomość ogromu ilości cząstek, które się składały na ten malutki wycinek rzeczywistości, który widzę) zacząłem czuć się przytłoczony; była to niesamowicie potężna ilość, która wciąż rozrastała się i rozrastała, jakby nie miała nigdy przestać - i nie przestała. Gdy wydawało się, że widzę czegoś kształt, ten kształt przeistaczał się i znów przybierał nowy, który ponownie się zmieniał i tak dalej i dalej... Ten proces nie miał początku ani końca, każda z tych form była okrutnie nietrwała, co jednak nie powstrzymywało umysłu od prób nadawania im iluzji trwałości. Ogrom tego, co widziałem, jest nie do opisania; tak samo jak i absolutna nietrwałość formy - umysł najzwyczajniej nie jest w stanie tego ogarnąć.
Znów wyrwałem się z wizji. Dezorientacja i niezrozumienie tego, co widziałem, były ogromne. Przerażało mnie to na tyle, że chęć poznania chwilowo została przytłumiona i siedziałem bezczynnie, przy okazji zdając sobie sprawę z tego, że pomimo godzin(subiektywnie) trippowania wciąż trzymam w ręku butlę z wodą, z której paliłem. Posiedziałem chwilę w celu uspokojenia i zacząłem bezrefleksyjnie patrzyć przed siebie. Poczułem nagle ten sam wykręcający ruch, który był główną siłą sprawczą procesu, którego przed chwilą doświadczyłem. Nie budził już lęku, jedynie zaciekawienie; było to odczucie, jakby cały świat był na ogromnym wałku, który obraca się z niesamowitą siłą. Czułem, jak cała przestrzeń wygina się na jego skutek, w tym oczywiście i Ja. Wyginało się wszystko: powykrzywiana szafka była częścią na podłodze, częścią na biurku, częścią łóżkiem; każdy przedmiot "wirował" i mieszał się z innymi. Również Ja czułem potrzebę wyginania się; postanowiłem się jej nie opierać, co skończyło się świadomym wylaniem całej wody z butli na podłogę. Czułem, że tak po prostu musi być; że tak czy inaczej woda jest jednością z podłogą, ze mną i szafką. "Wszystko jest wszystkim" ;)
I po raz kolejny miałem wybór: podążać dalej za wskazaniami "przewodnika" lub nie; i znów postanowiłem mu zaufać. Wykrzywienie przyjmowało coraz pełniejszy wymiar, aż ponownie trafiłem do świata wizji. Dezorientacja nie malała, ale rosła chęć zrozumienia natury tego procesu. Był wszechobecny i czułem go w każdej cząstce tego świata. Wciąż się bałem; ten strach sprawił, że doświadczenie skupiło się, nie wiadomo kiedy czy jak, na mnie. Nie było już żadnego wyrywania z wizji, spoiła się ona ze światem codziennym i utworzyła z nim jedność, mimo, że wizualnie były jakby w oddzielnych "wymiarach" postrzegania. Uświadomiłem sobie, że od jakiegoś czasu do tego to zmierzało, choć dopiero teraz zauważyłem ten proces.
Umysł się rozbudził. Moje myśli zaczęły krążyć w okół mnie, relacji międzyludzkich, świadomości... życia codziennego; Wszystkie te myśli, w formie słów i obrazów, zaczęły klatkować. "C-o s-i-ę d-z-i-e-j-e-?" - każde słowo przybierało formę coraz mniejszych i bardziej odrębnych części. Analogicznie, każdy ruch na każdym z obrazów, które również składały się na moje myśli, stawał się coraz mniejszymi klatkami, aż w końcu przestawałem odczuwać je jako ciągłość. Czas przestał istnieć. Widziałem, jak wszystkie te pojedyncze "klatki" warunkują siebie nawzajem i płyną, jak jakaś ogromna taśma filmowa. Była wszystkim, była scenariuszem wydarzeń. Chciałem poznać zasady jej działania, przyjrzeć się jej. "Jakie sekrety skrywa ta przerażająca machina, która wywołuje we mnie tak ogromny i obcy, pierwotny lęk?" - takie pytanie pewnie postawiłby wtedy umysł, gdyby potrafił jeszcze myśleć swoimi zwykłymi kategoriami. Wnikałem w tę taśmę coraz bardziej, aż doświadczyłem ją w całości. Poczułem wszechogarniający strach; pustkę tak wielką, że bolała każdą część mojej egzystencji; odczułem mechaniczną bezduszność tego świata formy, gdy zdałem sobie sprawę, że jest on całkowicie podporządkowany jednej woli; woli, która jawiła mi się jako bezkresna taśma, na wskroś przesiąknięta pustką. Taśma, która obraca się w okół niewyobrażalnie ogromnej rolki. Można ją porównać do zwykłej taśmy klejącej. W tym momencie uświadomiłem sobie, że znaczymy dokładnie tyle samo co ona - po prostu jesteśmy maszynami pozbawionymi wolnej woli. Ach, jak proste było przyjąć to za fakt umysłem, a jak okrutnie bolesne jest to doświadczyć... to był moment, w którym zrozumiałem przepaść między "wiedzą", a prawdziwym zrozumieniem. Tak, byłem na taśmie. Chciałem za wszelką cenę się od niej uwolnić, chciałem posiadać wolną wolę. Podczas moich desperackich prób wyrwania się z niej dostrzegłem, że te właśnie próby są zapisane na tej taśmie! Cóż za ironia! Poczułem się jak program komputerowy, który został napisany tak, żeby próbował sprzeciwić się swojemu kodowi.
Co gorsza - nic na taśmie nie było trwałe. Wszystkie zdarzenia w końcu zbiegały się w jednym punkcie. Widziałem je, widziałem koniec tego świata. Widziałem, jak wszystko, co na niej jest, powoli przestaje mieć znaczenie. "A więc cała ta 'rzeczywistość' jest zupełnie pusta! Ha, spójrz na ten teatrzyk! Czemu tak jest, kurwa?!" - niewypowiedziane uczucia tkwiły we mnie i pogrążały mnie w chaosie. Tymczasem koniec był coraz bliżej, strach coraz większy. W pewnym momencie wszystko ustało. Nastała idealna cisza. Jedyne, co istniało, to ogrom tej machiny, która właśnie się "przewraca na drugą stronę" i moja świadomość, która była punktem, na którym załamuje(kończy) się rzeczywistość/czas. Wydawało się, że czas stanął w miejscu. W końcu ruszył, jednak taśma szła w drugą stronę(z mojej perspektywy) i wszystko wróciło do "normy", choć nowej. Nie pamiętałem już, czym była stara.
Tkwiłem w tej czarnej rozpaczy przez bardzo długi czas. Wciąż zszokowany, wciąż próbujący przekazać światu tę tragiczną nowinę, wciąż ignorowany, wciąż w 100% zniewolony. Zdezorientowany i zagubiony. Taśma wciąż istniała i była wszystkim. No i co tu zrobić? Nic to, przesiąknięty niezrozumieniem umysł postanowił walczyć dalej. 'Wyjść poza to, uwolnić się! Tylko Jak?!' Po ogromnym skupieniu osiągnąłem coś, co wydawało mi się być na jej zewnętrzu; czułem obecność, którą chciałem zbadać. 'Co to za wola, która bawi się naszym światem? Chcę ją zbadać, chcę tam być!'. Wciąż wychodziłem poza kolejne "warstwy", gdzie, jak mi się wydawało, musi być to "coś" operujące tym wszystkim, gdzie musi być wolność. Z głupoty pogrążałem się w tej iluzji, aż w końcu podsunięto mi odpowiedź w ograniczonym języku umysłu: widziałem wszystko to, co odrzuciłem jako pudełko, zabawkę, którą trzymało coś na kształt dłoni. Te dłonie były... moje własne. Oczywiście to było za mało, dalej czułem pustkę. Wiecznie nieusatysfakcjonowane ego szukało dalej, przecież musi być "coś więcej".
Po jakimś czasie zacząłem tracić siły do walki. Ujrzałem w tym momencie obejmujący wszystko wirujący kształt, który przypominał galaktykę. W jego centrum była najczystsza światłość, która trwała tam nieporuszona niezależnie od tego, co działo się na zewnątrz. Im dalej od środka, tym słabsze światło i tym łatwiej to, co je emitowało, odrywało się od centrum i znikało. Można powiedzieć, ścierało się. Czułem w tej pozbawionej światła materii wielką niestałość; jawiło mi się to wtedy jako alegoria neurotyzmu. Z kolei centrum było pozbawione skrajnych emocji, było jednym i tym samym, zawsze.
Uspokoił mnie ten widok. Po jakimś czasie powróciłem na taśmę, która jednak tym razem nie wywołała we mnie negatywnych emocji. Wyglądała zupełnie inaczej i była przyjemna w odbiorze; widziałem ją jednocześnie ze światem materialnym. Umiałem ją odczytywać znacznie lepiej, niż wcześniej; dzięki temu dostrzegłem inne istoty, które też są mną. Zrozumiałem, że moją prawdziwą naturą nie jest to ego, które walczyło o podtrzymanie swojego istnienia ani to ciało. Jednocześnie miałem do nich ogromny szacunek, jak i do wszystkich żyjących istot. Czułem się całkowicie wolny. Nie ograniczało mnie nic, ale też nie musiałem robić nic, żeby utrzymać tę wszechogarniającą radość. Bezgraniczne szczęście, spokój i miłość.
[Całe doświadczenie obiektywnie trwało ~30min., subiektywnie kilka godzin. Dopalałem 2 razy w trakcie, jednak nie mam pojęcia kiedy. Nie dopisałem tutaj jednego doświadczenia, które zademonstrowało mi bardzo konkretnie fraktalność wszechświata; nie jest to bardzo istotne, a za długo by wyszło.]
Posłowie:
Przez długie miesiące nie byłem w stanie pojąć umysłem, co mnie właściwie spotkało. Od tego czasu zacząłem mimowolnie zmieniać się w dużo szybszym tempie: wszystkie tripy zaczęły nabierać znaczeń, które przedtem były dla mnie ukryte; moje poczucia szczęścia rośnie z dnia na dzień i dzieje się w moim życiu wiele pozytywnych, niewytłumaczalnych racjonalnie rzeczy, które zaczynam intuicyjnie coraz lepiej rozumieć. Podsumowując, zmieniło to w moim życiu wszystko.
Dziś widzę to doświadczenie jako podróż wgłąb swojej "wyższej jaźni", której trzeba zaufać, żeby osiągnąć szczęście i uświadomić sobie jedność ze światem. Pokazało mi to prawdziwą naturę ego oraz kierunek, w którym trzeba się udać. Objawiło tak wiele prawd o naturze wszechświata, że spisywanie ich tutaj zajęłoby drugie tyle. Mimo, że przez większą część tej przygody przeżywałem najgorsze chwile życia, efekt końcowy jest tego o wiele więcej niż wart.
Życzę wszystkim podobnych odmieniających doświadczeń.
- 32083 odsłony
Odpowiedzi
title
Mocne, zbliżone w przekazie do moich doświadczeń grzybowych.
Ważniejszy od samego doznania jest tu ów stosunek autora do niego. Co z tym zrobić? Ogłosić? Powiesić się? Czy przestać walczyć? Przestając walczycz, ogłaszasz to światu - umierając. Istotą tych doświadczeń jest złożyć się Prawdzie w ofierze, przekroczyć to co spaja iluzję naszego jestestwa - strach. Absolutne szczęście to absolutne poddanie się Woli.
Widziałeś mechanizm stojący za Wielkim Planem, widziałeś jak Wielki Plan buduje umysłowi iluzję zaprzeczającą Wielkiemu Planowi, a będącą jego częścią.
Piękne. Chciałbym z Tobą Umrzeć na psylocybinie.
Już tu mnie nie będzie. Perm log out.
.
Tak właśnie staram się żyć. Zamiast myśleć - czuć. Zamiast walczyć - ufać. Nie zamierzam robić z tym nic konkretnego, bo wszystko idzie we właściwym kierunku; po prostu będę kontynuować drogę, która doprowadziła mnie do tego doświadczenia i integrować nowe treści.
Gdybyśmy w jakiś sposób mogli wynieść swój ą świadomość ponad nasze stosunkowo grube czaszki i z zewnątrz zobaczyć siebie płynących przez czas jako nurt czasu, przekonalibyśmy się, że jesteśmy formami falowymi. Jak w przypadku taśmy filmowej, forma falowa może być podzielona na poszczególne klatki. Każda klatka pokazuje formę falową pod postacią pojedynczego hologramu taką, jaka jest w danej chwili.
Normal
0
21
false
false
false
MicrosoftInternetExplorer4
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
Wszystko, co tak naprawdę robimy, to odtwarzanie własnego hologramu i nie możemy od tego uciec. Nic innego nie umiemy zresztą robić, więc możemy dać sobie spokój i być po prostu takimi, jacy jesteśmy! Z kim lub czym chcemy współzawodniczyć? Nie pobiegniemy szybciej niż nasz własny hologram. Możemy więc z czystym sumieniem wrócić do tego, czym zawsze byliśmy. W ten sposób będziemy mogli przemierzać na Zuvuyi większe odległości.
Normal
0
21
false
false
false
MicrosoftInternetExplorer4
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
Jose Arguelles
SURFERZY ZUVUYIOpowieść o międzywymiarowej podróży
mam wrażenie że autor tekstu mówi o tym samym co przydażyło sie tobie i dwukrotnie mi, raz po szałwi, raz po ziółku.
Niesamowite przeżycie w całkowitym teraz. pozdro
W chwili, gdy identyfikujesz
W chwili, gdy identyfikujesz się z tą falą, tracisz jej obiektywne postrzeganie i stajesz się zależny od warunków jej istnienia. Ktoś widzi, że jest jakaś fala. Czy można widzieć samego siebie? Postrzegam większość prób zidentyfikowania 'siebie' jako narzędzie umysłu do odciągnięcia uwagi od własnej natury i skupienie się na jego projekcjach; do utrzymania władzy nad naszą "pustą" istotą. Jedyną drogą do wolności, jaką odnalazłem, jest przeniesienie uwagi z postrzeganego na postrzegającego.
Welcome to machine!
W oku cyklonu zawsze jest spokojnie. ;) Tasma jest przerazajacym, charakterystycznym elementem dla Sally, jednak kiedy sie wchloniesz (a udalo Ci sie) widzisz spokoj na koncu tunelu.
Zrozumiałem, że w tym
Zrozumiałem, że w tym momencie powinno się skupić na tym, który ten spokój widzi. Popełniłem wtedy "błąd", utożsamiając się z uczuciami, bo były niewysławialnie piękne. Pojawił się odczuwający i przybrałem jego formę, powoli identyfikując się coraz bardziej z tym ciałem i umysłem; jednak ta identyfikacja już nigdy nie była tak silna.
Jak widać wy wszyscy już
Jak widać wy wszyscy już poznaliście tą najwyższą prawdę. Tylko nie zapominajcie o nas, maluczkich, którzy dopiero kiedyś ją (może) odkryją ;D
Takie raporty powinny być zebrane razem jako pozytywne aspekty substancji psychoaktywnych. Jak myślisz, czy DXM miało w tym jakiś udział, czy sama S nie dała by tego samego?
DXM nie był wyczuwalny, po
DXM nie był wyczuwalny, po prostu wzmocnił efekty i ułatwił poddanie się im. Byłem wtedy uzależnionym od niego i bardzo egocentrycznym, lękliwym człowiekiem. Sama szałwia nie posiadała dla mnie wystarczającej mocy, żeby przebić się przez wszystkie bariery stawiane przez umysł. Nie wykluczam, że po kilku kolejnych zapaleniach mogłaby zyskać odpowiednią skuteczność, ale nie miałem tyle ekstraktu.