trzecie podejście do dxm. 375mg.
detale
raporty mind fucked
trzecie podejście do dxm. 375mg.
podobne
Ja: 185cm, 60kg, 19 lat.
Doświadczenie: Alkohol, amfetamina, DXM, ecstasy, grzyby, haszysz, kodeina, marihuana, mieszanki ziołowe, pigułki ze smartshopów, pseudoefedryna, Salvia Divinorum
Set & Setting: 24 sierpnia, ciepły wieczór i pogodna noc, pełnia księżyca. Mój pokój, chwilami balkon.
Co/ile: 375mg DXM (25 Acodinów) co daje 6.25mg/kg.
Pierwsze pięć Aco zarzuciłem o 21.15, potem jeszcze dwa razy po dziesięć tabletek co pięć minut.
To mój trzeci raz z dekstrometorfanem. Pierwszego prawie nie odczułem (150mg), drugi skończył się dość nieprzyjemnie (300mg). Do trzech razy sztuka. Siadam przed kompem i czekam na efekty czytając w międzyczasie [h].
22.15 Około godziny od połknięcia pierwszych tabsów zaczyna mi wchodzić. Nieco zmienione postrzeganie, wrażenie „ciągnięcia się” obrazu przy ruszaniu głową. No i swędzenie. Za wszelką cenę staram się nie drapać ale nie wytrzymuję i oram skórę paznokciami.
22.30 Obraz zaczyna klatkować. Nie wiem czy to placebo czy to już deks się wchłonął. Puszczam muzykę, na pierwszy ogień idzie psytrance, konkretnie Hallucinogen – LSD. Wrażenia słuchowe mocno zintensyfikowane, zapętlam utwór bo wkręca niesamowicie.
22.45 Zamykam oczy z nadzieją na CEV’y, niestety nic z tego. Zmieniam kawałek na coś bardziej psychodelicznego. Wybór padł na Shpongle. Słuchawki w uszy, gaszę wszystkie światła i rozkładam się na krześle przed kompem. Delikatny stresik bo jestem już nieźle oderwany a rodzice jeszcze nie śpią i co chwile któreś z nich łazi po chacie. Słucham Shpongli, w międzyczasie rozmawiam z A. na gg. Trochę ciężko mi się pisze ale myśli mam dosyć jasne. Bardziej abstrakcyjne niż w rzeczywistości ale nieco mniej poukładane. Rozmawiamy o śmierci. Bodźce coraz bardziej intensywne.
23.30 Starsi już śpią więc postanawiam trochę połazić. Biorę odtwarzacz mp3 i chodzę po domu. Ruchy trochę nieskoordynowane ale nie czuję słynnego „chodu robota”. Humor mam bardzo dobry, w porównaniu do ostatnich, niemiłych przeżyć z DXM aktualny trip jest świetny. Wychodzę na balkon, jest bardzo jasno jak na tę godzinę – pełnia księżyca. W połączeniu z bezchmurnym niebem tworzy niesamowitą atmosferę, nie mogę się napatrzeć. Wracam do domu dopiero jak zaczyna mi być chłodno (jestem w samych gaciach). Zastanawiam się jak będzie brzmiał metal po Aco. Zapodaję płytkę Primordial – To the Nameless Dead. Pierwsze dwa kawałki rozgniatają mnie całkowicie, czuję zupełnie inny sposób odbierania dźwięków.
00:00 Przerzucam się na progresywny rock, najpierw Pink Floyd, potem Rush. Oba brzmią świetne. Kontynuuję rozmowę na gg, coraz mocniej zgłębiamy temat. Próbuję jeszcze zamykać oczy w poszukiwaniu CEV’ów, niestety nadal nic. W międzyczasie wychodzę jeszcze na balkon zadzwonić – udaje mi się wysławiać normalnie chociaż wymaga to większego skupienia niż zwykle.
01:00 Efekty powoli ustępują ale nadal czuję się trochę dziwnie. Biorę mp3kę, wyłączam kompa i kładę się do łóżka. Leżę może z godzinkę rozkoszując się płynącą ze słuchawek muzyką po czym zasypiam.
Podsumowanie: Ten trip to było moje deksowe być albo nie być. Okazał się bardzo fajny, czuję że poeksperymentuję jeszcze z tym trochę ;)
- 11390 odsłon
Odpowiedzi
hej
Poszukuję kogoś, kto dyskretnie mógłby pomóc mi ze znalezieniem sadzonek szałwi :( strasznie ciężko mi idzie :( pozdrawiam