bromo-dragonfly, czyli jak zalogowałem się do ultranet-u.
bromo-dragonfly, czyli jak zalogowałem się do ultranet-u.
podobne
Wiek: 22 lata
Doświadczenie:
Natura - gałka muszkatołowa, marihuana, haszysz, łysiczka lancetowata, muchomor czerwony, bieluń dziędzierzawa, pokrzyk wilcza jagoda, tatarak zwyczajny, piołun, dream herb, blue lotos, yohimbina, powój hawajski, ruta stepowa, salvia divinorum, kava kava, opium i kilka innych
roślinek...
Chemia - Bromo-DragonFly, LSD, MDMA, pixy różnego rodzaju, BZP/TFMPP, piperazine, phenylamine, DXM, efedryna, leki przeciwbólowe (jakieś z Kanady), poppers, NO2 (wciągany z butli 10 L), Spice (wszystkie) i parę innych mieszanek "ziołowych", amfetamina, alprazolam, clonazepam, relanium, tramadol i jeszcze jakieś głupoty, których nie pamiętam.
DATA PRZYJĘCIA: 13.03.2009
Set & Settings
Impreza (parapetówka) u mojego dobrego znajomego w mieszkaniu prywatnym.
Zażyte substancje:
0,5 kartona Bromo-DragonFly (wersja 2.0) z blottera "Hoffman na rowerze".
Parę piw, oraz dużo drinków.
Nikotyna.
Oczekiwania:
Ogromna ciekawość, albowiem nigdy wcześniej nie próbowałem psychodelików z grupy fenyloetyloamin. Nastawienie jak najbardziej pozytywne, choć byłem przygotowany na to, że w moim mózgu mogą się dziać rzeczy niezwykłe.
Około godz. 20:00 zaaplikowałem 0,5 kartonu (pod język), po czym wyszedłem z domu zmierzając na przystanek. Pierwsze efekty pojawiły się po jakiś 40 min, kiedy jechałem jeszcze autobusem. Określiłem to tak: "wyczuwalne pobudzenie i wciąż narastająca euforia". Kiedy wysiadłem z autobusu, mój umysł zaczął interpretować otaczającą mnie rzeczywistość jako dziwaczną. Zacząłem się czuć, jakbym przyjął połówkę dobrego kwasa.
Kiedy czekałem na znajomą (niech w mojej opowieści będzie to po prostu A.), nastąpił ciekawy moment warty uwagi. Wykręcam na telefonie jej numer i w chwili, kiedy wcisnąłem "połącz" pojawiło się połączenie oczekujące i to była oczywiście moja znajoma. Następnie dzwonię do znajomego, który robi imprezę (niech w mojej opowieści będzie to po prostu M.) i znowu ta sama sytuacja. Pomyślałem sobie: "albo jest to niesamowita synchronizacja, albo ważka opętała mój umysł." Zaraz później przyszła A. i poszliśmy do mieszkania M. Po drodze miałem problem ze znalezieniem jego mieszkania, a poza tym doznałem bardzo silnego deja vu, kiedy dwa psy się ze sobą bawiły. Przypomniała mi się jakaś sytuacja ze snu, który dawno przepadł w otchłaniach nieświadomości.
Gdy wbiliśmy do mieszkania, impreza już się kręciła, a ja dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że mam bardzo intensywną fazę i wiedziałem, że to dopiero początek. Jeszcze nie miałem jakiś szczególnych wizualizacji, ale kiedy zobaczyłem swoje odbicie w lustrze, miałem silne wrażenie, że moja twarz przypomina ważkę. To było około godziny 22.
Zacząłem jarać fajki jak smok i rozmawiałem z każdym po kolei o bardzo ciekawych rzeczach. Generalnie nie miałem problemu z wysławianiem się, a wręcz przeciwnie - moja elokwencja sięgała szczytów. Wkręciłem się ze znajomym z uczelni w gadkę o NWO (New World Order) i zaczęliśmy łączyć pewne fakty, tak, że powstała całkiem logiczna układanka. Ogólnie było dużo ciekawych rozmów, których nie sposób mi tutaj nawet przytoczyć.
Dwie godziny później (ok. 1) zaczęło się apogeum fazy. Rozmawiałem z A. o mojej młodości i wtedy dostrzegłem, że dywanik na podłodze zaczyna tańczyć w rytm muzyki, po czym zamienia się w białego smoka, który dalej tańczy. Nagle całe mieszkanie zaczęło się zniekształcać, falując, albo fraktalizując na nieskończenie wiele sposobów. I wtedy właśnie poczułem, czym jest właściwie ważka. Szybko przeanalizowałem sytuację i uświadomiłem sobie, że takiego stanu jeszcze nie miałem, po żadnym specyfiku. Pomyślałem sobie: "TO JEST POTĘŻNE!".
Po jakiś 0,5 h nauczyłem się kontrolować te wizualizacje. To było genialne. Mogłem generować obrazy jakie tylko chciałem. Dodatkowo pojawiły się smugi. Kiedy poruszałem ręką, ta pozostawiała po sobie przezroczystą smugę, niczym jakiś ultra szybki samolot. W między czasie chodziłem jeszcze wielokrotnie do kuchni na fajkę. Przy okazji D. bardzo mnie rozbawił paroma żartami, że aż mnie głowa bolała od śmiania się (efekt podobny do przyjęcia dużej dawki podtlenku azotu).
Generalnie było dużo rozmów, dużo rozkminek i dużo śmiechu. Postanowiłem się na chwilę oddzielić od grona i trochę pomedytować. I wtedy zaczęło się to, czego oczekiwałem. Przed oczami pojawił mi się pulpit (interfejs użytkownika). Wyglądał jak pulpit optyczny w filmach s-f. Zacząłem jeździć po tym pulpicie dłońmi i okryłem, że mam wpływ na to, co wyświetla się na pulpicie. Wprowadziłem login i hasło, po czym zalogowałem się. Zobaczyłem komunikat "WITAJ W ULTRANECIE". W umyśle otworzył mi się jakiś tajemniczy obwód, abym mógł swobodnie poruszać się po tym super nowoczesnym systemie. Bardzo szybko opanowałem cały interfejs i stwierdziłem, że zostawię tę zabawę na później. Wróciłem do znajomych i jeszcze gadaliśmy do późna w nocy, sącząc drinki po czym udałem się na spoczynek, albowiem rano miałem na 9:45 na uczelnię. :D
Leżąc na kanapie zapuściłem na mp3 mantry w wykonaniu Ravi Shankara i przywołałem pulpit z dostępem do UltraNET-u. To było coś niesamowitego. Odkryłem, że mam dostęp do całej informacji tego świata i nie tylko tego świata. Miałem nawet przeczucie, że udało mi się otrzymać dostęp do "Kronik Akashy". Miałem w głowie google, goole earth, a nawet dostęp do satelit nie tylko na orbicie ziemskiej, ale także do satelit, o których nikt nigdy nie słyszał. Nasz świat przestał mnie wtedy kompletnie interesować. Wybrałem się w podróż do światów oddalonych o miliony lat świetlnych. Zamknąłem oczy i ujrzałem kosmiczne pojazdy przemieszczające się po świetlistych ulicach zawieszonych w powietrzu. To było cudowne! Stwierdziłem, że gdyby ktoś się mnie zapytał, czy chcę tam zostać, zgodziłbym się bez zastanowienia. Podróżowałem po wielu światach, póki nie padła mi bateria w mp3, a nastąpiło to ok. godz. 6. Pomyślałem, że mam jeszcze 2,5 h do wyjścia, a nie mam za bardzo co robić, a o zaśnięciu mogłem zapomnieć. Zacząłem się więc wpatrywać w sufit i bawić się swoją percepcją. Potrafiłem podług swojej woli zniekształcać wszystko, na co tylko spojrzałem. Tworzyłem niezwykłe figury 3D, fraktale, a nawet modelowałem niezwykle piękne istoty płci żeńskiej. Jednakże faza zaczęła mnie męczyć. Zacząłem się przewracać z boku na bok i czekałem do 8:30, kiedy mieliśmy się razem z M. zbierać na nasze pierwsze zajęcia w trybie zaocznym.
O 8:30 zadzwonił budzik, a ja w dalszym ciągu miałem zmiany percepcji i byłem totalnie zmęczony (to była trzecia zawalona noc z rzędu). Wypiłem redbulla i pojechałem z M. na uczelnię. Załatwiłem wszystko bez problemu, mimo, że obraz trząsł mi się na wszystkie strony. Efekty utrzymywały mi się jeszcze do 2 w nocy.
WNIOSKI: Bardzo interesująca substancja i jest naprawdę potężna. Myślę, że dla wprawionego podróżnika daje nieograniczone możliwości tripowania. Szczególnie polecam dla okultystów. ;-)
Chciałem jeszcze zauważyć, że rośnie tolerancja na Bromo-DragonFly. Dlatego najlepiej odczekać z następnym tripem 2 tyg - 1 miesiąc.
Być może z czasem dodam jeszcze parę szczegółów. Powyższy trip raport jest dość ogólny, porównując do tego, co właściwie przeżyłem. ;-)
Kissing Xaos :*
- 44421 odsłon
Odpowiedzi
...A potem się obudziłem!
...A potem się obudziłem! :)
Sorry, ale zniekształcanie wszystkiego dookoła, kreowanie własnych halucynacji wedle swojej woli, po połówce dragonflaja?
Takie coś raczej nie jest możliwe po żadnym psychodeliku, przynajmniej w nie-ekstremalnych dawkach.
Chciałem zauważyć, że dla
Chciałem zauważyć, że dla człowieka zajmującego się okultyzmem od kilkunastu lat psychodeliki są wyśmienitym narzędziem do sterowania swoją percepcją, czy jakby powiedział C. Castaneda - do zmiany pozycji swojego punktu połączenia.
Generalnie to co dla jednych nigdy nie będzie dostępne, dla innych może stać się rzeczywistością. Kwestia odpowiednio rozwiniętego umysłu. ;-)
Oczywiście trip raportu nie zmyśliłem, bo i po co miałbym to robić? :-) Cóż... Niektórzy mają to szczęście. ;-]
Po połówce df? POŁÓWCE?
Po połówce df? POŁÓWCE? Niemożliwe, powiedziałbym. Ta substancja nie jest może słaba (jeśli chodzi o dawkę aktywną), ale takich rzeczy to nie robi nawet po dwóch kartonach... Gdyby DF działał tak na mnie, to bym powiedział że to nawet miły specyfik.
"Gdyby DF działał tak na
"Gdyby DF działał tak na mnie, to bym powiedział że to nawet miły specyfik."
To jest nawet miły specyfik, ale stosowany z głową i z umiarem. Zdaje się, że w trip raporcie nie dodałem, iż miałem mocno przemęczony organizm w trakcie aplikacji DF, gdyż byłem po paru nieprzespanych nocach, także dodatkowo zmęczenie psycho-fizyczne zrobiło swoje.
Ludzie piszą, że takie stany są niemożliwe po DF, ale nie zapominajmy, że ważka należy do substancji typu RC, które są wysoce eksperymentalne i na różne organizmy mogą różnie działać. Mój znajomy już po 1/4 kartona widział jakieś niestworzone rzeczy, także wszystko zależy od indywidualnych predyspozycji (i preferencji). ;-)
...
Nie wiem dlaczego w ogóle musze móiwć takie rzeczy, ale to chyba normalne, że karton kartonowi nie równy. Możesz trafić na 100µg a możesz trafić na 800µg. Pozatym każdy reaguje inaczej.
Dobry raport, sam musze kiedys tego sprobowac ;)
Świetny raport
Obudził wspomnienia z moich własnych eksploracji. Nie znam DragonFly, pracowałem z LSD i łysiczką lancetowatą, i właśnie do LSD chciałbym wrócić po ponad 10 latach. Mam w związku z tym pytanie do osób zorientowanych w temacie: czy duże jest prawdopodobieństwo omyłkowego zakupu DragonFly lub podobnie długo działających substancji? Bo o ile dobrze rozumiem, ich dystrybucja odbywa się podobnie jak w przypadku LSD, na kartonowych nośnikach. Nie interesują mnie aż tak rozciągnięte w czasie sesje, a ponadto nie cierpię na nadmiar wolnego czasu :) Wdzięczny będę za pomoc.
Pozdrawiam.
obecnie w Polsce bardzo
obecnie w Polsce bardzo trudno jest zakupić LSD.
nadzieja jest wtedy, kiedy ktoś znajomy ściga kartoniki z uk albo nl. jezeli zalatwisz kartony od kogos, przez kogos, to niemal na pewno bedzie to jakas fene - dragonfly, doc, lub cos podobnego.
Dzięki za odzew
Mieszkam w Irlandii, a miejscowy kolega wprawdzie oferuje pomoc w zakupie, lecz sam chyba nie bardzo orientuje się w zawartości znaczków. Niestety nie znam tu żadnego konsumenta, który potwierdziłby jakość towaru. Cóż zatem...prawdopodobnie zaryzykuję, tak jak dawnymi czasy w Polsce, kiedy co trzeci los wygrywał :)
Pozdrawiam.