perfekcyjne znieczulenie
detale
Kodeina - 3 lata / 1 rok regularnie
Dextromethorphani hydrobromidum - 3 lata/ okazjonalnie / 1 rok regularnie
25C - dwa razy w życiu
Efedryna (Tussipect) - okazjonalnie
Kwetiapina (Ketrel) - 3 lata / 1 rok regularnie
raporty anjaelenalasota
perfekcyjne znieczulenie
podobne
To był bardzo długi (i bardzo nudny) zimowy, piątkowy wieczór. Piątki jeszcze do niedawna śmiertelnie mnie męczyły, gdyż perspektywa prób orkiestry w godzinach 15-18:30 była przerażająca. Tego dnia nie było mowy nawet o tym, żebym się z tych zajęć jakkolwiek wymigała. Świadomość, że wszyscy już dawno mogą cieszyć się weekendem poza mną nieustępliwie nasycała moje rozżalenie już w pierwszych minutach próby. Godzina 17:00: w 20-minutowej przerwie postanowiłam się przewietrzyć i automatycznie skręciłam do nieopodal znajdującej się apteki. Wyszłam z dwoma opakowaniami Thiocodinu, po dziesięć tabletek w paczce. Znałam działanie kodeiny, znałam Thiocodin, lecz tym razem postanowiłam trochę zwiększyć dawkę (zawsze to było standardowe opakowanie).
Tuż przed końcem przerwy, sięgnęłam po malinowego kubusia, który systematycznie ubywał z każdą kolejną popijaną tabletką. Czekałam na moje złote znieczulenie jak na zbawienie. Znużenie z każdą sekundą oddalało się bezpowrotnie.
Kompletne zatracenie się w granej muzyce i dokładna analiza każdego płynącego leniwie przez moje uszy dźwięku była pierwszą oznaką wspomnianego błogostanu. Czułam narastającą (lecz nie paniczną) pasję. Praktycznie widziałam każdą nutę, trawiłam każdy usłyszany instrument. W pauzach mojego instrumentu analizowałam każdy ruch, czułam się nieskalana, dokładna, najperfekcyjniejsza na świecie. Dyrygent chwalił moje solowe linijki, a ja uśmiechałam się bez słowa. Przestałam odczuwać potrzebę odpowiadania na pytania, mówienia czegokolwiek. Wierzyłam, że nie muszę nic mówić, że to strata czasu, ponieważ i tak każdy zrozumie o co mi chodzi. Czułam te ciężkie powieki i czułam ten ciężki oddech. Ja sama czułam się lekko.
Godzina 18:30 praktycznie wyfrunęłam z auli i zwiewnie popłynęłam w kierunku przystanku tramwajowego. Mroźne powietrze rześko rozchodziło się po nozdrzach, trzeźwość i błogość właśne teraz znalazły swój wspólny mianownik. Nie miałam ochoty nawet słuchać muzyki, chciałam czuć się integralną, mistyczną częścią ze światem. W tramwaju usiadłam po turecku, bo tak mi po prostu było wygodnie, wyciągałam ręce przed siebie rozciągając mięśnie. Z odprężeniem patrzyłam na pasażerów, którzy mimo, że patrzyli na mnie dość dziwnie, to jednak z jakąś taką poczciwą wyrozumiałością.
Godzina 19:00. Czułam, że kolory już nie są takie pastelowe, a świat nie taki oczywisty. Kodeina powoli przestała znieczulać, jednak błogostan pozostał. W klubie ze znajomymi pierwszy raz od 17:00 powiedziałam cokolwiek. Nie miałam ochoty na głośną zabawę, jednakże nie chciałam sprawiać przykrości znajomym moją emocjonalną absencją, więc pożegnałam się w duchu z kodeiną wraz z pierwszym łykiem piwa. Błogość i płynność towarzyszyła mi jeszcze przez kilka godzin.
- 21084 odsłony
Odpowiedzi
Fajnie się czyta
Dobry opis ujebania.
London5
:)
Świetnie się czyta :)
Git
Naprawdę idealnie opisuje to działanie kodeiny.