wilcza jagoda - 3 dniowa zmiana wymiaru
detale
grzyby psylocybinowe - raz
4-HO-MET - raz
MXE - kilka razy
eth-cat - raz
etylofenidat - zdarzały sie ciągi
THC - sporadycznie
MDMA - raz
benzo - kilkadziesiąt razy
wilcza jagoda - 3 dniowa zmiana wymiaru
Trip miał miejsce latem w roku 2016. Szukałem w sieci informacji o psychoaktywnych roślinach rosnących w Polsce i dowiedziałem się o wilczej jagodzie, która wcześniej kojarzyła mi się wyłącznie z silną trucizną i nigdy nie pomyślałbym, że można to brać rekreacyjnie. Głównymi psychoaktywnymi alkaloidami w wilczej jagodzie są: atropina, skopolamina i hyscyjamina, tak samo jak w przypadku bielunia dziędzieżawy - słabszego kuzyna belladonny. Po kilku dniach przeczesywania lasów i polan udało mi się znaleźć roślinkę idealnie pasującą do opisu wilczej jagody - upewniwszy się, że to na pewno to zerwałem kilka liści i owoców i zabrałem do domu.
Nie znalazłem stuprocentowo pewnych informacji na temat dawkowania owoców, dlatego postanowiłem poeksperymentować i zacząłem od małej dawki. Zjadłem jedną jagodę i czekałem na efekty - nic się nie działo. Po dwóch godzinach zjadłem liść - też nic. Zrezygnowany poszedłem spać. Następnego dnia postanowiłem, że zjem dwie jagody. Po dwóch godzinach czułem bardzo delikatną suchość w ustach i może lekki nieogar, nic poza tym. Wkurzyłem się troche i zjadłem 6 jagód, poczekałem 2 godziny i... dalej nic. Pomyślałem, że mogłem pomylić się w identyfikowaniu i to wcale nie jest wilcza jagoda, ale poszedłem do łazienki i zauważyłem, że mam źrenice tak rozszerzone, że w ogóle nie było widać tęczówki (atropina zawarta w belladonie jest stosowana przez okulistów do powiększania źrenic). Bardzo mnie to ucieszyło, bo to oznaczalo, że jednak nie pomyliłem się, ale mimo to oczekiwane efekty nie nadeszły, więc zjadłem kolejne 9 jagód.
Wyszedłem z domu około godziny 17:00 by spotkać się z dwojgiem znajomych i udaliśmy się na event z okazji dni mojej miejscowości by się tam rozejrzeć. Usiedliśmy na trawniku i przez godzine rozmawialiśmy i oglądaliśmy przebieg tego wydarzenia. Zaczynałem czuć jak moje zdolności motoryczne słabną. Po pół godzinie wstałem i prawie się przewróciłem, kręciło mi się w głowie. Gdy chodziłem, wydawało mi się że ziemia przesuwa mi się pod nogami, a oprócz tego kołysze jak na statku. Jeden ze znajomych zauważył policjantów kręcących się po okolicy, więc zdecydowaliśmy rozejść się w swoje strony. Poszedłem do domu.
Od miejsca eventu do mojego domu był jakiś kilometr, dojście na miejsce powinno zająć mi jakieś 10-15 minut, ale dotarłem dopiero po niecałej godzinie. Ciągle odnosiłem wrażenie, że ide złą trasą i wydawało mi się, że jestem na drugim końcu miasta, a czasami nie poznawalem miejsca w którym jestem, mimo że moją miejscowość znam na pamięć.
Szedłem chodnikiem, ale czułem się jakbym wspinał się po górach - pęknięcia w chodniku wyglądały jak skały. Widziałem sporo ciekawych i niecodziennych rzeczy podczas mojej wędrówki, między innymi wielkie grzyby rosnące na trawniku obok którego przechodziłem, znikające gdy na nie spojrzałem. Wyglądały bardzo realistycznie, ale nie robiło to na mnie wrażenia, a nawet wydawało mi się to normalne . Zaczynałem zapominać o tym, że jestem pod wpływem wilczej jagody. Robiło się ciemno.
Nie wiem jakim cudem, ale udało mi się dojść do mojego mieszkania bez żadnego przypału. Poszedlem do kuchni aby się napić, bo bardzo mnie suszyło (tak to jest po psiankach) i podeszła do mnie moja matka i spytała mnie z kim rozmawiałem w swoim pokoju. Nie ogarnąłem za bardzo o co jej chodzi, bo przecież do mieszkania wszedłem dosłownie kilka sekund temu, no ale okazało się że w domu jestem od długiego czasu. Odpowiedziałem matce, że rozmawiałem z kolegą, a ona powiedziała że bym się z nim pożegnał bo jest 3:00 w nocy, choć zdawało mi się że jest poranek. Poszedłem do pokoju by wyprosić kolege - matka poszła za mną. Pokój okazał się pusty, więc stwierdziłem, że pewnie się gdzieś schowal dla żartu. Zacząłem go szukać po szafach, ale śladu po nim nie było. Powiedziałem, że pewnie poszedł do domu i dała mi spokój. Zostałem w swoim pokoju sam.
Nie pamiętam co dalej robiłem, ale nagle matka weszła mi do pokoju i kazała iść spać. Powiedziałem jej, że nie moge zasnąć, bo w moim łóżku jest pełno jakichś nasion. Kazała mi je pokazać, na to ja zacząłem je delikatnie podnosić (w rzeczywistości podnosiłem powietrze - nic) i kładłem to na jej otwartej dłoni. Kazała mi iść spać w jej pokoju, ale tam także wszędzie widziałem te nasiona które nie pozwalały mi zasnąć. Wróciłem ponownie do pokoju, a następnie udałem się do łazienki gdzie bawiłem się dozownikiem z mydłem, który wziąłem do swojego pokoju i rzucałem nim po ścianach. Matka na pewno już rozumiała, że coś jest ze mną nie tak. Zabrała mi to mydło i odłożyła spowrotem do łazienki. Film mi się urwał, ale podobno, jeszcze tej nocy śmiałem się w zamkniętej łazience do lustra, dlatego że widze "trzech mnie".
Obudziłem się rano, czułem się trzeźwy. Zupełnie nie pamiętałem tego, że brałem jakąś wilczą jagode. Ojciec zaprowadził mnie do samochodu razem z moim bratem i gdzieś jechaliśmy. Wkręciłem sobie, że jedziemy na wakacje i byłem z tego powodu uradowany. Zdawało mi się, że jedziemy już kilka godzin i gdy wyjrzałem przez okno zobaczyłem piękne morze. Nagle się zatrzymaliśmy i ojciec zaczął mnie prowadzić w strone wielkiego budynku.
Weszliśmy do środka, a następnie do jakiegoś pokoju. Nie wiedziałem gdzie jestem, ale po jakimś czasie dotarło do mnie że to miejsce to szpital. Zacząłem panikować i zachowywać sie bardzo agresywnie, krótko mówiąc odjebało mi, aż wkońcu przyszli do mnie jacyś ochroniarze i zacząłem się z nimi bić, ale po jakimś czasie poddałem się, bo zauważyłem że przez przypadek kopnąłem wózek z dzieckiem i wzbudziło to we mnie poczucie winy. Położyli mnie na noszach i przypieli pasami. Zawieźli mnie do jakiejś sali i podali zastrzyk uspokajający. Drzwi do sali były otwarte i widziałem jak zaglądają do środka osoby z mojej szkoły które znam, ale to była halucynacja. Krótko potem widziałem dziwne skorpiono-podobne stwory chodzące po ścianach sali w której leżałem, ale nie bałem się ich. Wydawało mi się to normalne. Zauważyłem kątem oka, że na stoliku obok mnie jest laptop. Chciałem z niego skorzystać, ale nie mogłem bo byłem przypięty do nosz/łóżka na którym leżałem. Dalej pamiętam tylko portal który otworzył się w ścianie sali i wleciałem do środka. Film się urwał ponownie.
Obudziłem się nagle w szkole - brałem udział w jakimś apelu, przemawiałem przed grupką młodzieży. Zauważyłem stojącą obok mnie dziewczyne która mi się od dawna podoba, poczułem motylki w brzuchu i wszechogarniające szczęście. Dziewczyna miała blond włosy, ale nie miała oczu. Była też głuchoniema, a z jej ust wydobywały się błyski elektryczne, podobne do tych z paralizatora. Po kilku akcjach które nie do końca pamiętam, do pomieszczenia w którym trwał apel zaczynały wlatywać granaty dymne i przestałem widzieć cokolwiek oprócz dymu. To ostatnie co pamiętam. Trip trwał 3 dni, rodzice i brat opowiedzieli mi ze szczegółami jak wyglądało to z ich perspektywy zanim znalazłem się w szpitalu- rzucałem się, rozmawiałem sam ze sobą, wpatrywałem się godzinami w jakiś punkt itp. Oprócz tego matka znalazła pełno dziwnych losowych przedmiotów rozrzuconych po moim pokoju - jakieś spreje, kamienie, potłuczone szkło. Ogólnie szaleństwo.
Zaczynałem powoli odzyskiwać trzeźwość, zrozumiałem już, że miałem tripa. Miałem założony kaftan bezpieczeństwa i pieluche. Traktowali mnie jak dziecko, bo tak się zachowywałem - kompletna utrata świadomości.
To był zdecydowanie najmocniejszy trip jakiego doświadczyłem w życiu. Nie uważam, że psiankowate delirianty to gówno którego nikt nie powinien tykać. Po prostu trzeba zabrać o dobry set&setting + towarzysza podróży, albo czeka was to co opisałem. Trzeba też zadbać o odpowiednią dawke - a o to bardzo trudno. Przez 3 dni byłem w innym świecie, zapomniałem kompletnie o tym, że jestem nietrzeźwy. Wszystko co się przez ten czas działo, wydawało mi się normalne.
- 37033 odsłony
Odpowiedzi
Czyli JEDNAK tucizna, co? I
Czyli JEDNAK tucizna, co? I stare dziecinne przekonanie, że jak nie klepie po 10 sekundach od połknięcia, to trzeba dorzucić... Nie ma co, gratuluję takiego "tripu". Twój ostateczny wniosek trochę mnie jednak zdziwił...
Sam raport dość dobry!
Bardzo dobry raport, podoba
Bardzo dobry raport, podoba mi się zdystansowana i rozważna postawa autora. Ciekawi mnie natomiast, jaka dawka zatem byłaby optymalna żeby mieć dobrze, ale nie odlatywać za daleko :D
Autor zjadł 17 jagód. Jako
Autor zjadł 17 jagód. Jako dawkę śmiertelną dla dorosłego przyjmuje się 10-20. Życzę owocnych prób...
Dawka śmiertelna jest
Dawka śmiertelna jest zawyżona i troche "strzelana". Moim zdaniem zdrowy człowiek po zjedzeniu do 15 jagód nie umrze, ale zdrowie może sie trochę popsuć
Dobry raport. Pamiętam swoja
Dobry raport. Pamiętam swoja przygodę z przed kilkunastu lat z bieluniem. Miałem bardzo podobne przeżycia, łącznie z odwiedzinami na OIOM-ie. Rzeczywiście, trip po tym temacie jest bardzo zbliżony do stanu nie świadomego snu..nie pamietam abym odczuwał lęk czy jakiekolwiek skrajne emocje, jedynie odczucie że wszystko to co się dzieje jest po prostu normalne-zero oceny sytuacji. Totalne zawężenie świadomości połączone z przeskokami pomiędzy sceneriami, wliczając to OBE.
Pozdrawiam
Świetny raport
Też kiedyś brałam wilczą jagodę z kumpelą, ale był z nami jeszcze inny koleś, który nie brał tych jagód z nami, tylko ćpał fetę i pił piwo. Miał nas pilnować. Wiedział, jakie schizy wchodzą w grę i zamknął mieszkanie. Skończyło się tak, że myśmy też sięgnęły po drineczki, on ćpał dalej i my poszłyśmy spać po jakichś pseudotańcach, śpiewach i kładzeniu się na łóżko by wstać po 15 minutach z dziwnym nerwem. Tak nas dopilnował, że klucz gdzieś włożył i nikt nie wiedział, gdzie. Byliśmy zamknięci od środka na 3 dni, dopóki jego współlokator nie przyjechał.
http://lozadlavipow.blox.pl/html
blogerkoćpunka