(nie)szczęśliwe kodeinowe życie.
detale
Raport zacząłem pisać w momencie przyjęcia pierwszej tabletki.
(nie)szczęśliwe kodeinowe życie.
podobne
Czy ja dobrze myślę? Czy mi się coś miesza? Czy ja rzeczywiście chciałbym zostać malarzem? A może to tylko kolejny wymysł? Kolejne marzenie? Które powstało pod wpływem działania kodeiny trzy dni wcześniej i przy odstawieniu wydawało się jedyną sensowną opcją na życie? Tak. To już trzeci dzień bez kodeiny, nigdy nie miałem tak dotkliwych fizycznych objawów odstawienia, nieźle jak na kodeinowca z 7 letnim stażem. Hmm... Każdego taki stan dopada? Widać racja. 7 lat stażu nigdy nie byłem w ciągu, dla jednych to bajka, dla innych powód do wkurwienia. Czasami się zastanawiam czy nie lepiej byłoby zniszczyć całe życie od razu w kilka miesięcy, a nie powoli na przestrzeni lat ciągnąć nieuniknione w nieskończoność. Chociaż wrażenie jest takie że się wszystko układa, w rzeczywistości jest tylko żal i smutek.
Miałem przerwę podczas terapii dziennej, jakiś czas po skończeniu, poleciałem ponownie. Spoko takie przerwy zdarzają się nałogowcom, przed terapią też takie miałem. Towarzyszy im uczucie zaczęcia życia od nowa. "Nowy start" jak to mówią terapeuci. Pewnie gdybym trzymał się starych dawek kiedy znowu po przerwie zaczynałem, teraz bym nie miał problemów, bo co to za branie 3 razy w tyg.
Patrzcie! Se pado wielki ćpun! - powiedział by człowiek walący codziennie przez cały dzień kodę.
Kiedyś bym go wyśmiał i powiedział że przynajmniej nie mam karnetu w toalecie na odstawce, a koda dalej działa, a życie się kręci. Zdaje się że coraz mniej do śmiechu, jeszcze dosłownie dwa tygodnie temu trzeci dzień był zwyczajnie normalny, czwarty pewnie normalne samopoczucie. Co do czwartego to nie mam pewności bo tak daleko podczas tego brania nie dotarłem. Skoro trzeci dzień jest ok, to jeszcze można walić, bez problemu. Skąd ja to znam? Ile już to razy pojawiało się to w moich ciągach? Jest spoko po 2/3 dniach... no to biorę!
W niedzielę dwa tygodnie temu pierwszy raz wziąłem nie dla zabawy, ale rzeczywiście tylko po to żeby zleczyć pojawiające się złe samopoczucie, by w poniedziałek w pracy ogarniać, praca fizyczna. We wtorek nie mogłem wysiedzieć w miejscu, więc w nocy wziąłem by w środę jakoś wyglądać.
Oho! To ten moment! Zawsze kiedy dochodziło do objawów fizycznych kończyłem z kodą na jakiś czas by znowu wrócić po miesiącu/dwóch. Problem w tym że odstawka tym razem nie jest już taka prosta. Benzosy już nie pomogą, marihuana nie uspokoi, alkohol nie uśpi, a psychodeliki wywołają psychozę. We wszystkie te substancje byłem wjebany, każda kolejna wjebka jest cięższa. Kiedyś jak koda ciążyła fizycznie, z pomocą przychodziło benzo, gdy benso niszczyły psyche, przychodził gbl. Nie ma co pisać norma!
W tym momencie każda z opcji jest zła. Po wieloletnim waleniu różnych substancji, one już nie pomogą. Coraz bardziej umysł zapędzany jest w kozi róg... co robić? co robić? na co zamienić kodeinę? znowu na benzo? tym razem mnie to chyba zabije? a może rzeczywiście zacząć nowe życie? TAK! to jest myśl ale tym razem tak naprawdę! Wszystko jest pięknie i wspaniale dopóki w głowie nie pojawi się TA myśl... w jednej chwili wszystko co pod czaszką się męci zaczyna zmierzać ku jednemu słowu: KODEINA. Wszystkie plany i marzenia zaczynają się uwypuklać, jest poczucie realizacji, ale najpierw trzeba zarzucić kodę.
Przez chwilę jest walka, walka umysłu z tą ogromną niezniszczalną myślą o kodeinie. Pojawiają się pytania: czy na pewno? a może jednak skończyć? tyle już wytrwałem! dam radę! Nie warto na to tracić życia!...
Po chwili, zaczyna boleć głowa, żołądek i wątroba zaczynają dawać o sobie znać, chce się wymiotować, oczy chcą wyjść z oczodołów z powodu dotkliwego pieczenia, wrażenie jest takie jakby organizm przygotowywał się na dawkę kodeiny z Thiocodinu? Zaraz, zaraz? Przecież ja tylko pomyślałam! Nie chcę brać! Czemu mi to robisz? Hmm... organizm już wie że zarzucę? a ja jeszcze walczę? Brać czy nie... brać czy nie.... ?
Walka trwa aż nie znajdzie się sensowny powód... a za taki uważam wszystko. Dzisiejszym powodem była chęć napisania tego raportu... czemu? czemu dla raportu odpuścić już 3 dni męczarni?
Wrażenie jest takie że rzeczywiście napisanie tego wydaje się tak wspaniałą rzeczą którą teraz zrobię że nie ma innej opcji żeby zrobić to bez kodeiny to musi być pod wpływem. TAK! Czyli jeszcze mogę! Czuję to! Ten jeden raz jescze nie zaszkodzi... ale potem już koniec na zawsze!!! SERIO!!!
Niestety takie jest tylko wrażenie. W rzeczywistości powód jest prosty jak budowa cepa: gdy podświadomość i wszystkie komórki w ciele krzyczą: DAJ MI POCZUĆ TO CIEPEŁKO JESZCZE RAZ... człowiek po prostu chce przyjebać kody i koniec ale żeby było to łatwiej strawne dla ego trzeba mieć powód. Szczerze mówiąc powyższy powód i tak jest na poziomie, bo bywało że rzucałem kamieniem do kosza.... Jak wpadnie to biorę kodeinę, jak nie wpadnie to rzucam aż wpadnie.
Tak właśnie ciągnie się to i ciągnie, niszcząc wszystko co w życiu najważniejsze. Najgorsze w tym jest to że nie ma już tych "genialnych" razów. Nie ma tego grzanka co kiedyś. Kodeina to kapryśna kochanka, która działa 1/10 razy. Przy ilościach do jakich doszedłem pojawia się też problem z żołądkiem z czego 1/10 razy nie mam z nim problemów. Łatwa matematyka, szansa na to żeby poklepało tak jak bym chciał to 1/100. Mimo to wciąż biorę i biegam po aptekach, by chociaż leciuteńko poczuć grzanko.
Dzisiaj prawie wytrwałem ten trzeci dzień. 21:08 szybka myśl i 5 minut później już w samochodzie by objechać kilka miast w celu odwiedzenia aptek całodobowych. Z nową ustawą miałem przestać! Huehue dobre sobie!
W Warszawie mógłbym zostać aptekowym taksówkarzem, bo dokładnie wiem gdzie jakie kto co sprzedaje, jak drogo i od której do której otwarte.
Nagle głowa przestaje boleć, życie nabiera barw, ciepło pojawia się w środku.... to już. Właśnie się dzieje to. To co było wyczekiwane przez nieskończenie długie trzy dni. Kodeina zaczyna działać..... może tym razem wymarzę siebie jako muzyka? Może właśnie to jest mój sposób na życie?
To przecież musi się spełnić!.... Czuję to!.....
I nawet gdy w końcu odstawię... moje życie już nigdy nie będzie takie same, gdyż nie da się zapomnieć o tym co daje kodeina... nie da się zapomnieć o tym niesamowitym ciepełku.... nie da się zapomnieć o tym jak to jest być szczęśliwym...
Takie nasze (nie)szczęśliwe kodeinowe życie.
Pozdrawiam,
kiedyś wzorowy uczeń,
obecnie praca marzenie w Warszawie.
Raport pisany live
- 19226 odsłon
Odpowiedzi
Cześć
Czytałem Twój stary raport o zielonym smoku. Niesamowicie się wczułem, jakbym sam to przeżył. Nie tylko dało się zatracić w opisywanych stanach, ale przede wszystkim poczuć klimat tej magii. Nigdy tak mocno się z żadnym tekstem nie utożsamiałem.
Teraz przeczytałem "Oczywistość", również świetna dziwnie znajoma, choć nawet nigdy nie miałem styczności z tryptaminami
Potem Zolpidem ukazujący brak kontroli, chaos, zmierzanie do zatracenia. I teraz Koda... Współczuję Ci na serio i mam nadzieję że zawalczysz, wygrasz z życiem i staniesz na nogi. Wiem, że takie moje pocieszające pierdolenie nic nie pomaga, bo słowa to dalej tylko słowa, ale jednak chcę żebyś wiedział, że mam do Ciebie szacun za to co przyszedłeś. Twoja droga, jak wielu tutaj, jest wyjątkowo ciężka. Stanowi, niestety przykład tego, jak łatwo można przejść z punktu A do punktu B.
I za to dziękuję. Do dzisiaj myślałem że psychodeliki a opiaty to dwa różne światy. Teraz uświadomiłeś mi, że ćpanie to AŻ ćpanie, bo nie ważne co walisz- jak walisz dla samej zabawy, trzeba być kuuuurewsko czujnym. Z początku może i psychodela wydaje się blogoslawiona, ale z czasem może doprowadzić do zagubienia. Wpierw fascynuje człowieka poznanie, później już tylko ucieczka.
Trzymaj się. Naprawdę zasługujesz na dobre życie. Jeśli jedyne co masz, to próby, to masz wiele. No coż, trochę namieszałeś, ale dzięki Tobie pewnie wielu się zastanowi zanim sięgnie po kodę. I w ogóle skłaniasz do rozkmin. Myślę, że w najgorszej dupie to jeszcze nie jestes (choc niewiele wiem) i szansa jest zawsze. Przeszłość to przeszłość. Ok. Teraz czas na przejęcie steru nad życiem. Serio wierzę w Ciebie. Może to głupia wiara, może nie. Jedynie Ty zadecydujesz.
Niech wiatr Ci sprzyja!
https://youtu.be/0_h4wFXMazk
Narkotyki
Dzięki za miłe słowa, cieszę się że potrafiłeś wczuć się w moje tripraporty ;)
Dzisiaj w nocy jak już ogarnę pracę z checią poczytam Twoje ;)
No niestety narkotyki to ciężka sprawa.
To jest moment i nagle tracisz grunt pod nogami kompletnie o tym nie wiedząc. Pisałem tutaj jeszcze jeden tripraport, chyba pierwszy jaki napisałem:
https://neurogroove.info/trip/kodeina-inna-ni-zwykle
Nie musisz czytać, chciałbym tylko żebyś spojrzał na przed ostatni akapit i można proste wnioski wyciągnąć.
U mnie to jest tak, jak już ogarnę to 0 kontaktu z forum neurogroove i innymi takimi.... jednak jak już znowu mi odwali to wraca się na stare śmieci. Szkoda że usunąłem swoje konta na hyperrealu bo z checią bym poczytał co tam kiedys płodziłem... chociażby żeby znaleźć kilka powodów by nie brać ponownie, bo wiem że kiedyś w dziale GBL opisywałem stan delirium błagając o pomoc...
Narutalną funkcją naszego mózgu jest pozbywanie się przykrych wspomnień... więc z czasem mózg zapomina o delirium.. o skrętach, depesji i innych. Po to by zostawić tylko dobre wspomnienia... czyli pamięć o tym jak było dobrze na bombie. To dlatego tak często wraca się do nałogu i narkotyków, bo brakuje tych złych wspomnień.
Najgorsze w tym wszystkim jest to że wspomnienia zostają na całe życie, za 60 lat o ile dożyję wciąż będę pamiętać o tym jak było na fazie.
Wiadomo... głównym powodem dla których ludzie z neurogroove (i tak samo pewnie ty) biorą narkotyki jest chęć poznania świata. Odkrycia czegoś niemożliwego i niesamowitego. Problemem jest to że ok można wziąść LSD, dxm, trawe... ale to powinno być tylko narzędzie, niestety często jest tak że ten inny świat nas zafascynuje na tyle mocno że rzeczywistość już przestaje nam wystarczać.
Nawet jak trip na LSD jest raz na jakis czas... nie oszukujmy się i nazywajmy rzeczy po imieniu... pod powłoką "chcę odkryć świat", jest rdzeń który się zwie "na trzeźwo takiego czegoś nie doświadczę", "trzeźwość jest zbyt mało ciekawa", "muszę się zacpać żeby znowu tego doświadczyć".
Prawdziwą siłę mają ludzie którzy odkryli tą inność świata bez narkotyków, np. dzięki medytacji, a wierz mi znam takich ludzi i podziwiam ich potęgę!
Jeszcze apropo "Myślę, że w najgorszej dupie to jeszcze nie jestes". Osobiście uważam że obiektywnie wygląda w taki sposób (z czego się cieszę i zdaję sobie z tego sprawę ;), jednak subiektywnie odczucia są inne. Każdy ma swoją "najgorszą dupę", dla jednego jest to dworzec i obciąganie za here, dla innego utrata zaufania w rodzine. Uważam że subiektywne odczucia tych dwóch sytuacji mogą w zależności od człowieka być takie same... mianowicie: złamanie swoich bezcennych wartości, a kazdy ma je na innym poziomie. Jednak prawda jest taka że nałóg coraz bardziej obniża ten próg.
Ok bo się rozpisałem :D, ale często tak mam że jak już zacznę temat to leci ;)
Dzieki za raport kolego
Dzieki za raport kolego przekonales mnie zeby nie wjebac sie w opiaty... a moze jednak nie do konca... Trudno przekonac czlowieka dla ktorego swiat na trzezwo jest jak morze gowna, a przycpanie to szansa na ucieczke... Mowia ze mozna brac antydepresanty zamiast cpac. No mozna, sam biore od lat, przetestowalem juz chyba wszystko co jest na rynku i jak bylo chujowo tak jest nadal... Ale i tak dzieki, jak juz zlamie sie moja bariera przed narkotykami to raczej wezme sie za cos lzejszego niz opiaty...