diabelskie ziele (by dlt)
detale
raporty pokolenie
- Spotkanie z Krasnalem (by Daft)
- Mój pierwszy papierek (by Yephee)
- To tylko pół kasztana (by Kubek)
- 160 grzybków (by leyus)
- Czekając na oświecenie (by Gothsoul)
- Krew, grzyby, śmierć... (by Homer Huśtawka)
- W pokoju u M. (by Kuba)
- Pierwsze spotkanie z Pnączem Duchów - Ayahuasca (by heja)
- Pure Bliss (by Black Panther)
- Baba na rowerze (by aleXander)
diabelskie ziele (by dlt)
podobne
Data: 1 listopada 2002 (heh, nie, wcale nie chciałem, aby stało się i moim świętem :))
Było piątkowe popołudnie. Święto zmarłych (lub, jak to niestety coraz częściej się słyszy, halloween). Po odwiedzeniu zmarłej części rodziny, chwilach refleksji, postanowiłem odłączyć się od jej żywych przedstawicieli i udać się do domu. Po drodze, jadąc skrzypiącym wrakiem autobusu, wśród szarych i ponurych ludzi, rozmyślałem... Wyszedłem na przystanku i już wiedziałem ? nadeszła pora żeby zmierzyć się z panią złowrogą daturą. Znam dwie miejscówki na ośce gdzie rośnie bieluń. Jedna jest na działkach ? bieluń zasiana w równych rządkach i odstępach, da się tu zauważyć rękę jakiegoś zapaleńca-amatora mocnych wrażeń. Druga znajduje się....jakieś 2 metry od wejścia do III Komisariatu Policji :). Fazka jak chuj ? niebiescy debile robią szum wokół bielunia (o przepraszam, polskiego opium :)), na TVNie w kółko(listopad ?02) sensacje o coraz to kolejnych ofiarach ?morderczego chwastu, którego nazwy z oczywistych powodów nie zdradzimy?, a tu taki przypał ? pod oknem mendowni spokojnie rośnie niczego sobie plantacja, którą mogłoby nawalić się z pół osiedla. (hehehe, już to widzę: ?jak powiedział nadkomisarz Alfred Pała, krzaki bielunia zostały zasiane celowo przez oficerów operacyjnych CBŚ w celach prowokacyjnych?). Dobra, wybieram miejscówkę nr, 2 bo jest bliżej domu/przystanku. Musiałem jeszcze tylko upewnić się czy roślinki jeszcze żyją ? w końcu zaczął się już listopad. Na (nie)szczęście okazało się, że zachowało się z 5 dorodnych kasztanów. Teraz trzeba to jakoś zerwać. Do wieczora czekać nie mogłem. Trochę lipa była ? z jednej strony duża, ruchliwa ulica, przystanek ? z drugiej komisariat i blok. Trudno, jakoś sobie poradziłem, nawet nikt nie zwrócił na mnie większej uwagi. Pięć minut później jestem już w domu. Starsza miała wrócić wieczorem, braciszka miało nie być przez kilka dni, z panną nie byłem umówiony ? wszystko ok.
Miłe złego początki
Szczwany plan był taki: piję wyśmienitą herbatkę bieluniową, czekam na efekty a w razie ich braku łykam jeszcze kilka ziarenek, potem kładę się na łóżku, gaszę światło i wychodzę na spotkanie z własną podświadomością. Bardzo ambitnie. Wywar przyszykowałem z 1,5 czubatej łyżeczki do herbaty dojrzałych (brązowych) nasion bielunia. Zalałem je gorącą wodą, zostawiłem pod przykryciem. Po kilku minutach miksturka nabrała koloru typowej herbaty. W smaku była nienajgorsza, po dosłodzeniu przeszła bez żadnego problemu. Podchodziłem już kilka razy do datury ? jednak bez większych efektów. Raz wypiłem po połowie z DD wywar z 4(liczyliśmy;-) liści ? skończyło się suchością w gębie. Kiedy indziej próbowałem palić suszone liście bielunia (za pomocą palnika acetylenowego i specjalnego szkła) ? też zero reakcji. W końcu na jednym z biwaków po pijaku w ramach zakładu zarzuciłem 20 nasion ? wtedy reakcja była i to spora ? nie mogłem się z nikim dogadać, ale siedziałem spokojnie i opowiadałem dowcipy(?), po czym śmiałem się szatańskim śmiechem, nie chciałem dać się zaprowadzić do namiotu a moja panna bała się ze mną tamtej nocy spać ? niestety niewiele z tego pamiętam (pewnie przez ten alkohol w dawce znacznie większej od średniej krajowej;-)). Tym razem miało być inaczej ? mocna i konkretna jazda z pełną świadomością tego, co robię (naiwne założenie, jak się zresztą później okazało). Minęło kilkanaście minut, jeszcze bez efektów, a ja przypomniałem sobie, że muszę coś sprawdzić w Internecie u kolesia. W porządku myślę, akurat zanim się wkręci coś porządnego, to zdążę obrócić do niego i z powrotem. A żeby mi się nie nudziło to będę łykał sobie ziarenka ? odliczyłem 20. Po drodze zaszedłem do DD. Już wtedy było mi sucho w ustach. Na klatce zaskoczył mnie pierwszy schiz (ale to jeszcze pewnie placebo było) ? światło było zapalone, w pewnym momencie zobaczyłem wózek dziecięcy i aż się cofnąłem ? nie wiem co w nim było, po prostu się jakoś tak...przestraszyłem :). Chwile pogadaliśmy z DD, podczas gadki nie skleił, że już mnie zaczyna trzepać, dopiero jak poprosiłem o szklankę wody. Z sekundy na sekundę suchość w gębie robiła się coraz bardziej nie do wytrzymania. Woda nic nie pomagała. Dowiedziałem się, że laska DD chce iść na cmentarz wywoływać duchy i takie tam, pomyślałem, że jakby co mogłaby być niezła fazka (zwłaszcza dla mnie) to się umówiłem z DD, że wracam za 15 minut. Nie wróciłem...
Paraliż
K. spotkałem na jego klatówie, chwilę postaliśmy, potem poszliśmy do niego. Poprosiłem o coś do picia, wtedy K. spytał ile zjarałem bo jakiś niewyraźny jestem. Powiedziałem mu co i jak, rozmowa była bardzo uciążliwa ? miałem wrażenie że z tej suchości zaraz poszlachtuje sobie językiem podniebienie. K. szykował się do kościoła(?), pomyślałem że zaraz razem z nim wyjdę, tylko jeszcze sprawdzę to co miałem sprawdzić. Komp ani mnie nie wkurwiał ani ciekawił ? po chwili jednak miałem go wyraźnie dość tak że musiałem go wyłączyć. Moja percepcja była wyraźnie zmieniona. Kolory stały się jakieś takie bardziej sztuczne, blade. Przedmioty falowały kiedy się im przyglądałem, miały wokół siebie poświatę przypominającą efekt mieszania gorącego powietrza z zimnym. Usiadłem na wersalce ? uczucie jakie dominowało to niemoc. Właśnie niemoc ? niepokojąca, denerwująca. Czułem jak powoli moje ciało odmawia mi posłuszeństwa, stopniowo od czubków palców do środka ogarniał mnie paraliż. Bardzo nieprzyjemne uczucie. W międzyczasie obserwowałem obraz spływający ze ściany. Byłem świadomy że zaczynają się zniekształcenia wzrokowe a jak tylko pomyślałem że zaraz ?skończy się ściana? to obraz wracał na swoje miejsce. Słowem ? wszystko się poruszało i jednocześnie było na miejscu. Na początku był to ciekawy efekt, później tylko irytujący. Do pokoju wszedł K. ? gotowy do wyjścia ? w półmroku było OK, ale jak wszedł na światło to zobaczyłem ryj wilkołaka! Czytałem o zjawisku likantropii po bieluniu, ale to co zobaczyłem przebiło moje najśmielsze oczekiwania. Nie był to jakiś chwilowy zwid, tylko prawdziwy halun trwający dobre kilkanaście sekund. Chciałem o tym powiedziec K., ale usłyszałem ?Co Ty mówisz? Ciężko ciebie zrozumieć. Wychodzimy?. Próbowałem się podnieść z wersalki ? od razu zaliczyłem glebę (znaczy spadłem z powrotem na wersalkę). K. wyszedł, zostawił mnie z młodszym bratem, powiedział że w razie czego to żygać za balkon :). Ostatkiem sił dowlokłem się do łazienki. Wiem, że praktycznie nie dałem rady iść, obijałem się bezwładnie o ściany. Usiadłem na kiblu... Od tamtego momentu pamiętam niewiele. To co teraz napiszę to kombinacja późniejszych relacji świadków z resztkami wspomnień.
W swoim świecie
Gdy się trochę ocknąłem, moją uwagę przykuła na dłużej łazienka. Było tam tyle fantastycznych przedmiotów. Był chlebak, kilka telefonów komórkowych, parę elektronicznych gadżetów, banknoty zwinięte w rulony, noże, długopis, odżywki kulturystyczne, książki ? słowem standardowe wyposażenie każdej polskiej łazienki ;-). Wpada braciszek K. do środka sprawdzić czy jeszcze żyję, patrzy, a ja z miną odkrywcy/zdumionego dziecka przez ponad minutę oglądam ze wszystkich stron szczoteczkę do zębów. Potem w jednej chwili tracę zainteresowanie, odkładam ją i zabieram się za kolejne ?skarby?. Nie pamiętam dokładnie co widziałem w tych przedmiotach, na pewno były one dla mnie czymś innym, wciągającym.
Momentami mniej lub bardziej odzyskiwałem świadomość. Poczułem duży ciężar na żołądku. Na balkon! O dziwo doszedłem bez większych problemów. Czułem się fatalnie, teraz już wiem dlaczego KGB używało właśnie bielunia do torturowania więźniów (tak mi powiedziała pani w ogrodniczym jak wcześniej pytałem o nasiona bielunia ? ?a kogo chcesz zabić tą trucizną?? jej pierwsze zdanie, niezła padaka była, stanęło na tym że to na biologię do szkoły ;-) ). Miałem dość tej fazy, chciałem żeby jak najszybciej się skończyła. Zacząłem się modlić do Boga. Przysięgałem, że już więcej niczego nie spróbuję, będę już chodził do kościoła itp. (chyba nawet wtedy w to nie wierzyłem ;-). Tymczasem wrócił K. Nieźle zbrechtał ze mnie. Powiedział że wychodzimy na dwór, bo zaraz jego starsza przyjdzie i może być przypał. O ile jeszcze u niego w mieszkaniu orientowałem się jako-tako to po wyjściu na klatkę w ogóle przestałem cokolwiek jarzyć z otoczenia. Świadomość wzrokowa wzięła całkowitą górę nad resztą. Nie liczyła się logika, tłumaczenia K., jego brata i G., chociaż wszystkie inne zmysły przeczyły temu co widzę, to właśnie to brałem za rzeczywistość. Jednocześnie nic mnie nie dziwiło. To nic, żę K. mieszka na pierwszym piętrze ? jak tylko otworzyłem drzwi wejściowe to od razu zacząłem ciągać za klamkę sąsiadów z naprzeciwka ? myślałem że to drzwi klatki (dobrze że nie pomyślałem tak np. o oknie ;-) za to jak K. chciał mnie wyprowadzić na zewnątrz to się zapierałem z całych sił, bo byłem pewien że chcą mnie zaciągnąć do piwnicy i tam zeschizować (heh, albo kto wie co jeszcze ;-). Po wyjściu z klatki fazka zupełnie się zmieniła. Zostałem porażony przez ilość walających się tu i ówdzie przedmiotów. Chciałem je wszystkie obejrzeć. Ujawniła się moja dusza odkrywcy ? chciałem wszędzie pójść, wszystko zobaczyć. K. mówi że zachowywałem się jak pies spuszczony ze smyczy(dosłownie) ? łaziłem po całym podwórku, podnosiłem różne zgniłe liście, oglądałem, coś tam do siebie pod nosem gadałem. Moi koledzy dla mnie wtedy w ogóle nie istnieli, nie zwracałem na nich uwagi ale też nie oddalałem się od nich za bardzo. Nie chciało mi się z nimi rozmawiać, nie słuchałem jak coś do mnie mówili. Pomagało jedynie jak na mnie krzyczeli ? podobno wtedy się ich słuchałem. Na ziemi widziałem mnóstwo ciekawych rzeczy ? dyski twarde, płyty kompaktowe, komórki, kasę (hehe, widać co tak naprawdę tkwi w mojej bani). W jednej kałuży zobaczyłem klamę ? K. pyta mnie co robię ? mówię ?znalazłem gnata? , on ?co Ty, nic tu nie ma? a ja ?to patrz? ? i staram się chwycić giwerę, niestety nie mogę jej podnieść ? to nie mogę w nią trafić, to podnoszę ją a ona przenika przez rękę i znów leży w kałuży, to mam wrażenie że jest przyklejona do chodnika. Dopiero po pewnym czasie docierało do mnie że te przedmioty to haluny ? ale sam musiałem się o tym za każdym razem przekonać i za każdym razem dawałem się nabrać na te same haluny. Komedia.
Dusza towarzystwa
Nie wiedziałem gdzie idziemy (a szliśmy na miasto i do parku), zresztą mnie to nie obchodziło. Szczerze mówiąc w ogóle nie zdawałem sobie sprawy gdzie jestem co nie przeszkadzało mi się dobrze bawić. Rozgadałem się na maksa. Cały czas nawijałem. Częstowałem kolesi szlugami (nie palę i nie miałem przy sobie żadnych fajek) oni udawali że biorą i wszystko było OK. Zupełnie zapomniałem że jestem ostro wymiętolony, straciłem świadomość że znajduję się pod wpływem narkotyku. Po prostu sobie szedłem i rozmawiałem z kolegami jak gdyby nigdy nic. Kolesie wydali mi się niekumaci. Miałem wrażenie, że nie do końca mnie rozumieli...(jak mi później mówili, w ogóle nic nie rozumieli, bo ?szumiałem? kssss pssss szzttt seeeet a jak starałem się coś powoli i dokładnie powiedzieć to i tak zjadałem końcówki wyrazów). Podobno opowiadałem kawały albo jakieś historie zajebiście śmieszne (tzn. dla mnie śmieszne, bo co któreś zdanie wybuchałem wcześniej wspomnianym demonicznym śmiechem z piekła rodem na całą mordę :) ). Gdy już w miarę normalnie wypowiadałem wyrazy to i tak nie można było mnie zrozumieć bo mówiłem kilka rzeczy na raz i wychodziły takie pojebane zdania że piździec. Muszę zaznaczyć, że przez cały ten czas ja rozumiałem siebie doskonale, ba, nawet słyszałem to co mówie i wydawało mi się że jest wszystko tak jak zawsze ? temu nie mogłem się nadziwić czemu K., brat i G. mnie nie rozumieją i temu pomyślałem że są....debilami :). Przejechała radiola, K. zapytał mnie jak się nazywam i gdzie mieszkam ? nie dostał żadnej odpowiedzi :), dobrze że nas nie spisywali. Srruuuu - nagle się wyjebałem. Ale nie tak zwyczajnie, że się potknąłem czy coś takiego ? po prostu w jednym momencie wszystkie moje mięśnie się rozluźniły i gleba. Z kieszeni wypadła mi legitka ? chciałem ją podnieść ale nie mogłem jej zeskrobać z ziemi ? okazało się później że się siłowałem z płytką chodnikową. Wyglebiłem się tak jeszcze dwa razy (wyglądało to jak na reklamie obcisłych dżinsów ? idzie sobie kolo, trzyma ręce w kieszeni a tu nagle jeb i centralnie na mazak). Strasznie mnie to wkurwiało (zwłaszcza jak wpadłem na krzaki) miałem wrażenie, że to mnie popchnął któryś z kolesi, momentalnie się podnosiłem i się do nich prułem. Byłem wtedy bardzo agresywny.
Powrót do rzeczywistości
Był już wieczór. Zajechaliśmy do parku. W autobusie zachowywałem się wyjątkowo spokojnie. Za to jak szliśmy to co jakiś czas zatrzymywałem się przy jednolitych ścianach i wpatrywałem się w jeden punkt. Niestety nie pamiętam co wtedy widziałem. Można już się było ze mną nawet dogadać. Towarzystwo K. i jego ziomali coraz bardziej zaczynało mi przeszkadzać. Miałem wrażenie, że traktują mnie jak downa. Domyślałem się, że K. jest najarany jak wieprz i mu się w głowie pojebało ? nie pozwalał mi nigdzie iść, szarpał mnie i coś pierdolił od rzeczy. Za kogo on mnie kurwa ma ? myślałem. Jak się później okazało ? trzymał mnie, bo co jakiś czas były takie fazki: idę sobię idę, z nimi, nagle cyk ? zwrot o 90 stopni i poginam w jakimś kierunku ? często na ulicę lub w stronę stromej górki. Pamiętam, że niedaleko chodnika zobaczyłem leżące na ziemi wypracowanie z polskiego ? akurat było mi potrzebne! Chciałem zejść po schodach, ale K. mnie zatrzymywał i mówił że niebezpiecznie, że ślisko blebleble. No pierdolec pomyślałem ? zacząłem się wyrywać, na szczęście nie dałem rady ? później do mnie dotarło że żadnych schodów nie było(tym bardziej wypracowania) tylko stroma górka. Wróciliśmy na ośkę. Już wiedziałem kim jestem i jak się nazywam (gorzej gdzie mieszkam ;-). Jak szliśmy koło apteki (tej w której nieraz kupuję DXMa ;-) to się znów mało nie przewróciłem i mówie: ?znowu się zaczepiłem o tą pierdoloną ławkę?. Widziałem też kilka innych mniej lub bardziej zabawnych rzeczy ? podkreślam, dla mnie one były normalne i zwyczajne ? śmieje się i mówie ?patrzcie, na czubku drzewa stoi jakaś laska!? oni ? ?i z tego tak gnijesz?? ja ? ?no bo ona stoi na jednej nodze?. Albo pod ławką przed klatką głaskałem świnki z dźwiękiem ?kwi kwi?. To dopiero haluny. Nawet znalazłem jeszcze kolejne wypracowanie na ziemi, podobno stanąłem nad jakąś etykietą z butli po bełcie i zacząłem czytać temat wypracowania i kilka pierwszych zdań, całość całkiem całkiem. K. i reszta ekipy postanowili odstawić mnie na kwadrat. Nie wiedzieć czemu nie poznawałem drzwi wejściowych ? miałem dziwne wrażenie, że to spisek i mnie wysterują na jakąś metę. Pomogło dopiero jak brat K. wszedł pierwszy, ja za nim, potem on szybko wyskoczył.... To było około 21:45, wiem że starsza wróciła równo o 22. Włączyłem telewizor i się ślepo w niego gapiłem ? czułem się wyobcowany, jakiś nieswój. Trzeźwość umysłu odzyskałem nagle gdy tylko usłyszałem pukanie. Normalnie otworzyłem drzwi, jak gdyby nigdy nic usiadłem przed telewizorem, wiedziałem że brałem bielunia i nie mogę pozwolić żeby starsza się skleiła. Niestety ? spytała co tak dziwnie wyglądam i żebym chuchnął. Powiedziałem że wypiłem parę bronków ale starsza że nic nie czuje. ?Brałeś coś!?? Jak zwykle odwróciłem kota ogonem ? ?i co, może jeszcze ze mnie narkomana zrobisz?!?. Przeszło, luz. Tylko niepotrzebnie chciałem jeszcze wbić się w gadkę. Motyw był taki, że myślałem o jednej rzeczy a mówiłem co innego. Np.
Starsza: ?Widziałeś się dziś z J.??
Ja: ?Nie, dzisiaj J. była w szpitalu?
Starsza: ?W szpitalu??
Ja: ?Na cmentarzu była na grobach?
Starsza:? Powiedziałeś w szpitalu? Co się dzieje?!?
Ja: ?Nie, powiedziałem że po szkole poszła na cmentarz?
Starsza:? Jakiej szkole, przecież wolne dzisiaj było!?
Ja: ?No tak, nie, wczoraj. Znaczy wczoraj w szkole była. Aaa....zmęczony jestem?
Zjebałem akcję. Po tym przez ładne kilka dni podejrzanie lukała jak skądś przychodziłem. Nie chciało mi się jeść, poszedłem spać, zasnąłem dość szybko. Jeszcze jak leżałem to miałem wrażenie, że mój pies do mnie się odezwał ludzkim głosem, potem zniknął, potem znowu okazało się że jednak tam leży...paranoja. Obudziłem się już w normalnym stanie, tylko wzrok miałem strasznie rozmazany, czytanie czegokolwiek było niemożliwe i tylko przyprawiało o ból głowy. Skórę miałem suchą jak pieprz. Samopoczucie ? nic specjalnego.
Reasumując
Bardzo się zawiodłem na tej roślinie. Wyobrażałem sobie, że dzięki niej będę w stanie eksplorować najgłębsze obszary swojej podświadomości. Lepiej poznam i zrozumiem samego siebie. Teraz już wiem, że z daturą jest to niemożliwe, gdyż praktycznie wyłącza ona świadomość. W czasie tripu zachowywałem się jak zwierzę ? niewiele myślałem ? raczej reagowałem, kierowałem się instynktami, podświadomością. Natomiast po fakcie niewiele pamiętałem (a wraz z upływającym czasem świadomość coraz skuteczniej wymazuje z pamięci tamte zajścia) co również nie pozwala mi analizować i zrozumieć... Bieluń nie jest nauczycielem, nie można z niej wynieść wiele dobrego. Jeżeli chodzi o wartość rozrywkową ? również jest znikoma. Halucynacje, mimo że najbardziej rzeczywiste z wszystkiego co dane mi było doświadczyć, wcale nie zaskakują, nie dziwią ? po prostu są... Jeżeli chodzi o mnie, to raczej już do datury nie wrócę ? nie odbiła się negatywnie na mojej psychice ale również nie przyniosła mi żadnych korzyści. Słowem ? nie warto. Jeszcze tylko kilka słów ku przestrodze. Po pierwsze ? miałem dużo szczęścia, że zajęli się mną moi kolesie ? w przeciwnym razie, gdybym np. wyszedł od K. i paraliż zaczął się w drodze do domu ? nie wiem jak bym sobie poradził, skutki byłyby opłakane. Po drugie ? haluny na bieluniu są tak realistyczne i tak sugestywne, że nie sposób odróżnić ich od rzeczywistości (one są rzeczywistością) ? łatwo zrobić sobie krzywdę (najwięcej zgonów czy utrat zdrowia spowodowane jest nie samym działaniem bielunia, tylko nieszczęśliwymi wypadkami na fazie). Po trzecie ? w żadnym razie nie powinno się próbować datury w samotności, tak jak ja planowałem ? świadomość się wyłącza i nie jest się sobą (albo właśnie wtedy jesteśmy naprawdę sobą ;-) co za tym idzie w ogóle nie można się kontrolować. Po ostatnie ? na 100% bieluń ma taką moc że łatwo może zjebać komuś psyche. Ciesze się, że ze mną nie obeszła się w ten sposób.
Mam nieodparte wrażenie, że datura jest z natury....zła. To naprawdę diabelskie ziele. Wierzcie mi.
- 4745 odsłon