zawieszenie się mózgu czyli o jeden (cy)buszek za dużo
detale
MXE dawkowane palcem na dwa razy
Salvia susz palony do skutku
raporty angra mainyu
zawieszenie się mózgu czyli o jeden (cy)buszek za dużo
podobne
Mimo wielu faz jest to mój pierwszy trip raport. Wcześniej zdawałem tylko gdzieś po forach zdawkowe informacje. No ale lepiej napisać porządną powieść dla potomnych i dla siebie...
Cała sytuacja miała miejsce jakiś miesiąc temu. Przyjechałem do brata pierwszy raz do jego nowego mieszkania, połaziliśmy po mieście i potem wieczorem piliśmy z jeszcze jakimś brata kolegą piwo i paliliśmy MJ. Ja, jak ja jeszcze wspomogłem się MXE i dzięki temu miałem większą kontrolę ala-telepatyczną nad kompanami. Poszliśmy potem do domu spać i rano jak się obudziłem była 10 z hakiem i brat już był w pracy, a ja sam w nowym mieszkaniu z mnóstwem czasu na ćpanie, bo brat miał wrócić gdzieś w okolice 17:30. Padło na trochę mniej niż pół DOBa (z ~1.3mg było) i MXE które zapodałem z pół godziny po DOBie i po kolejnych pół godziny znudzony zapodałem jeszcze kolejną dawkę o podobnej wielkości, może minimalnie mniejszą. Tak to się powoli wszystko ładowało więc pomyślałem że mam Salvię Divinorum. Dokładnie był to susz, który nabiłem do lufki i wypaliłem. Po pierwszym już razie zrobiło się dość dziwnie, zmieniło się odczucie ciała i wszystkiego bo pojawiło się intensywne falowanie w kierunku przód/tył pola widzenia i już było grubo, bo czułem świat intensywniej niż przed chwilą. Miałem też wrazenie że ten stan nie jest za dobry jeśli chodzi o chillout i że będzie ostra bania jak tylko faza się "przebije" więc załadowałem kolejny raz lufkę, szybko wypaliłem, potem szybko kolejną i... się przebiłem... i to tak, że bardzo szybko nie byłem wstanie robić nic innego niż leżeć i widziałem jak moja cała świadomość, wszystko czym jestem, wszystkie odczucia jakie mam gasną jak stary telewizor i tylko została kropka która była resztką mnie. Po kilku sekudnach trwających minuty i ona zgasłą i nie zostało zupełnie nic oprócz samej świadomości. Podczas gaszenia się kropki mogłem myśleć ale nie miałem za bardzo o czym, więc myślałem tylko o rzeczach podstawowych - "czym jestem", "czy ja istnieje", "co to w ogóle znaczy istnieć" itp. I nie chodziło o "życie" tylko o "istnienie", różnica jest pomiędzy tymi zwrotami taka, że "żyć" nie było w moim słowniku wtedy wcale. Nie było piekła, nieba, dobra, zła, nic z tych rzeczy, jedynie "istnieć", bo to tylko zostało w formie kropki a potem i tego nie było, tylko sama świadomość bez żadnej treści więc w sumie to był stan totalnej pustki, istnienia nieistnienia...
Po jakimś czasie mózg zaczął się restartować i wpadłem w bardzo szybko pędzący tunel na którego ścianach były myślokształty, głównie DOBowe przypominające HPPD jakie miałem od ważek, a ja nie widząc do końca kim jestem wiedziałem tylko aby wygaszać te myślokształty bo są złe i denerwujące. Coś tam świtało i pewne rzeczy jak to że jestem człowiekiem itp jakby z automatu zaczynałem rozumieć. Faza Salviowa powoli malała aczkolwiek MXE dla odmiany jeszcze narastał i przestawałem znowu rozumieć nawet te trochę rzeczy. Leżałem więc i teraz co prawda mogłem mieć otworzone oczy i nimi sterować i widzieć niewyraźny zmieniający się jak w kalejdoskopie pokój a dokładniej jego wygląd i perspektywę z którego go widziałem, jednak nie miałem zielonego pojęcia o co biega i czym steruje tzn. co to są oczy. Za zamkniętymi oczami był za to też kalejdoskop ale jakichś dziwnych obrazów, których znaczenia nie znałem. Nasilało się to tak, że falami nachodziło odczucie tylko i wyłącznie fazy MXEowej tak że przytłaczała ona resztki świadomości czegokolwiek. Było to zupełnie inne odczucie niż wczesniej na peaku Salvii.
Jak już zacząłem dochodzić do siebie, to szokujące były takie przypomiane fakty jak to, że jestem człowiekiem, że jest jakiś jeszcze świat od tych obrazów pokoju jakie widziałem itp. Czułem jakbym ten stan przeżywał setki, nie... setki tysięcy razy już, że przeżywam go nonstop zawsze całe moje życie tylko, tego nie pamiętam. Potem, jak już otworzyłem oczy i wygramoliłem się z łóżka, to miałem wrażenie, że w tym pokoju już byłem i to całe lata i całe lata wyglądał dokładnie tak samo, a ja siedziałem i jakby zawieszony oglądałem każde mniejsce, na które teraz patrzę miesiącami. Każdy kąt mieszkania, choćby nie wiem jak idiotyczny i schowany przed okiem np. za szafą wydawał się oglądany przeze mnie wczesniej i to super dokładnie. Chodziłem po tym miejszkaniu i wszędzie to samo. Przestawiłem szklankę z miejsca na miejsze i "olaboga, to właśnie tak kiedyś wyglądało z szklanką na nowym miejscu i dlatego ją przestawiłem bo czułem że tak musi być" choć przed chwilą szklankę przestawiałem tylko i wyłącznie aby sprawdzić czy poczuję, że ona ma być w tym nowym miejscu co potwierdziłem. Wrażenie że "tak było" było silniejsze niż zdrowy rozsądek. Pod oczami miałem świetnie wyrenderowane różne rzeczy, które się zmieniały i nie miały nic ze sobą, ani niczym wspólnego, jedyną cechą wspólną była świetna grafika i to że wszystko było w ruchu. Fraktale były tylko w postaci jakichś kwadratów i kulek latających w przestrzeni, choć bardziej był akcent na symulację fizyki niż układanie się ich we fraktalne wzory. Symulacja płynów, dymu itp też była choć generalnei nie było silnej grawitacji i wszystko było nieważkie.
MXE zaczął zchodzić i zaczynałem wszystko ogarniać. Było trochę po 15 i zacząłem słuchać Hemi-Sync Metamusic na słuchawkach. Jasność CEVów zwiekszyła się tak jakbym patrzył w Słońce i to wielkie na pół nieba, aż trzeszczało w głowie od nadmiaru światła. Jasność minęła i pojawiły się wizje miast, w których mieszkały jakieś istoty, kazdą czułem z osobna i oświetlało ich wielkie jasne słońce odbijające się od błyszczących powierzchni np. szyb budynków, samochodów, rozlanej wody itp. To mineło i CEVy były bardziej losowe tylko jakby bardziej stabilne, rzadziej się zmieniały za to były większe i konkretniejsze treścią. Jak sie utwór skończył stwierdziłem, że mnie on otrzeźwił. Dopaliłem bardzo leciutkiego buszka Salvii i też wydało mi się że lepiej ogarniam niż przed nim. Wypaliłem więc kilka buchów Salvii, ale nie za dużo, z jedną lufkę tylko i nie na raz tylko na kilka opalań. Słuchałem też wtedy drugiego Hemi-Synca aczkolwiek całego nie przesłuchałem, bo na tyle się czułem naenergetyzowano-trzeźwy że nie mogłem usiedzieć w mieszkaniu więc poleciałem sam na miasto podziwiając każdy zrobiony krok, każdy oddech, każdego mijanego przechodznia i budynek. Pierwszy raz byłem we Wrocławiu (bo tam akcja się działa) a pognałem przed siebie, trafiłem do centrum, potem inną zupełnie drogą trafiłem do domu bez żadnego problemu. Czułem się jak główny bohater filmu "Limitless", ładniejszy wygląd wszystkiego z bardzo szerokim polem widzenia i bardzo sprawnym aparatem umysłowym analizującym każdy jeden ruch ludzi. Pochodziłem tak do 19 i padałem na gębę tak się zmęczyłem tym wszystkim. W domu wypiłem piwo, dopaliłem MJ i graliśmy z bratem na PS3 ale to już nie była właściwa faza tylko raczej chillout wieczorny po dniu pełnym przygód.
Ogółem doświadczenie od poważnie schizowego do bardzo przyjemno-euforycznego czyli pełen pozytyw o jakim psychonauta może marzyć. Późniejsze dni mieszałem jeszcze nie raz MXE i Salvię i efekty były zróżnicowane od bardzo fajnych lajtowych do paranoiczno nieprzyjemnych które niestety przeważały przy większych dawkach Szałwii. Zmęczenie materiału, nie da się Szałwii palić zbyt często, szczególnie w miksach...
- 20781 odsłon