methoxamine-ja(piorun kulisty)
detale
-Alkohol, od święta...no i piwko dosyć często(wiadomka)
-DXM...hmm...4 razy.
- 4 aco dmt - 1 raz.
-25B-NBOMe - 1 raz
-25C-NBOMe - 2 razy
-Amfetka- weekendowo
-Mefedron
-Pentedron
-....hihi...i amantia muscaria, mała przygoda :)
raporty pankasjerka
methoxamine-ja(piorun kulisty)
podobne
W moim trip raporcie postaram się streścić to co podarowało mi MXE. Same dysocjanty uważam za niebezpieczną grupę psychodelików (oczywiście zależy to od człeka, itp. , itd. ale tak czy siak wg. mnie są dosyć niebezpieczne :>) Więc gdy nie mamy wiedzy o oddmienności stanów umysłu i nie wiem czym jest dysocjacja chociażby teoretycznie (...łee) to lepiej nie tykać tych zabawek, a jeśli już to w ilościach mniejszych niż 100 mg...Mam przykład koleżki (S.) który, w ową środę spożywał to ze mną, nie mając doświadczenia z jakimkolwiek psychodelikiem, może poza grzybkami(marne, i wiadomo nie ta bajka) został lekko przerośnięty przez małą metoxkaminkę. Takie tam moje słówko wstępu, do rzeczy:
-ok. 22 na chacie u P. podzieliłem 0,5 MXE na 4 równe części. P. i jeszcze jeden kolega (J.) swoje działki przyjęli sniffem, ja i S. oralnie i sniffowo. P. powiedział iż za chwile jego siostra wpada z pracy, więc trzeba się ewakuować...w tym momencie głupio, no ale cóż...uświadamiam chłopaków że mamy ok. 30 min na zajęcie jakiejś dogodnej miejscówki, gdzie jest ciepło i sucho. Wychodzimy, strasznie chce się pić do tego cudowny...smak MXE, stwierdziłem iż idę po piwo,idąc po browar P. wymyślił że zasiedlimy jego strych który znajdował się w innej części mieściny. Już po około 10-15 min. zacząłem odczuwać subtelne efekty, lekka miękość w nogach jak przy upojeniu(chyba standard przy dysocjantach) no i kolory się wyostrzyły...czyli coś się dzieje. Na P. zaczęło szybciej działać już nieopodal naszej stacji stwierdził iż tam nie dojdzie, że już jest ładnie...i on nigdzie nie idzie. Przekonaliśmy go po ok. 3 min i podtrzymując chłopaka(Ja i S. bo J. ulotnił się nie wiadomo dlaczego do domu...) wdrapaliśmy się chwiejnym już coraz bardziej krokiem na szczyt kamienicy. Otworzyliśmy browarki, odpaliliśmy po papierosku, i zajęliśmy miejsca. Zanim spaliliśmy fajki, a paliliśmy je około 10 min...P. już odleciał na swoim stołku...-On już poleciał, widzisz w nos załadował. -powiedziałem do S. i w sumie tyle było z naszego gadania, bo siedząc na jakiejś pryczy popijąc browarka sam płynąłem w coraz większą głębie, z uśmiechem na ustach, uciekałem coraz dalej od ziemskiego bytu.
22:30
Jestem już gdzie indziej, zamykam oczy, patrzę, a tu bezgraniczna przestrzeń, oglądając ją z każdej strony, gdzieniegdzie CEVy przypominające fale jakiejś nieznanej kosmicznej energi.
Zaraz przed 23
Następuje całkowite odrealnienie, zanika świat fizyczny. Ja sam czuję się jakbym zamienił się w coś na kształt pioruna kulistego, miałem możliwość przemierzania naszego świata, kosmosu, każdej galaktyki chyba. Cały ten ogrom był cudownie zrozumiały, nie miałem problemu z niczym, pogrążony w MiXErowej dysocjacji odwiedziłem, miejsce Wielkiego Wybuchu, moje własne narodziny, umysł matki gdy mnie rodziła...wszystko dosłownie ,wszystko stało się rzeczywiste i zrozumiałe. Przy cudownym przemieszczaniu się wewnątrz kosmosu własnego mózgu, euforycznie postanowiłem głęboką zmianę swojej osobowości (i nawet wiele z tych rzeczy postanowiłem wdrożyć w trzeźwe, codzienne życie :) )
Totalny nieogar czasu...
...no i miejsca. Co jakiś czas tylko świtało mi że jesteśmy na jakimś strychu...ale co z tego, lecimy dalej, już teraz podczas głębokiego dysocjacyjnego pikowania, prycza pode mną jakby nie istniała, mogłem otworzyć oczy coś tam jeszcze obczaić ale wolałem się pogrążyć w tej bezkresnej przestrzeni.
ok. 00:30
P. który popłynął najszybciej właśnie się wynurzał...ja i S. już też trochę wracaliśmy, P. dał pomysł żeby iść po fajki bo gdzieś nam zaginęły...jak przyklejeni do pryczy stwierdziliśmy że śpimy, chociaż o jakimkolwiek śnie nie było mowy. Latałem sobie jeszcze to tu to tam, co chwile próbując wstawać, zaraz siadając nie wiedząc gdzie jest góra gdzie dół, gdzie ściana gdzie podłoga...tak kilka razy. Minęło jeszcze ok 1,5h.
2:00
Zwijamy ze strychu, nogi jak z waty, trochę ciężko się idzie, na dworze leje, ja chce do swojego łóżka...dobra, idziemy, wracamy... w mieście ciemno, ale utrzymuje się na nim dziwna żółta, bardzo żółta poświata...ok, idziemy dalej...ide przez miasto ale co jest czy ja ide "tiptopami" ale halo przemieszczam się w normalnym tempie...No i z uczuciem że wszystko rozumiem i wgl fest fajny jestem, odważnie podreptałem do domu. :)
Zasnąć kuwa nie mogłem do 8 nad ranem, a jak już udało się zmrużyć oko, to tak jakoś nijako...
Ogólnie trip na MXE uznaję za piękny, mistyczny, a zarazem straszny...bynajmniej dla S. był dość straszny bo po wszystkim pytał się mnie jeszcze na ryjbuku czy to zejdzie XD
- 7703 odsłony