dzikuska na kwasie
detale
dzikuska na kwasie
podobne
To tylko pomylony sen obłąkańca.
3,2,1... kwas! Procedura błyskawiczna. Podzieliliśmy papierki w samochodzie, ja i Krzysiek. Specjalnie trzymaliśmy je na tę okazję, zakupione parę miesięcy wcześniej. Bez głębszego zastanowienia, ochoczo i z ufnością włożyłam do buzi wizerunek Doskonałego Jogina. Wszystko będzie dobrze.
Raczej nie miałam większych oczekiwań co do tripa; prędzej przewidywałam dobrą, śmiechową zabawę niż duchowe uniesienia (chociaż nie, właściwie to chciałam znowu znaleźć się trochę bliżej Ciebie). Ostatnia dawka (x1,5) przebiegła bez zakłóceń, lekko i przyjemnie więc i tym razem nie spodziewałam się większych odchyleń od normy. Pani Psychodela aka Boska Matka Ziemia lubi jednak płatac figle.
Wychodzimy z samochodu. Słońce chwilę wcześniej schowało się za lasem; przestrzeń nabrała koloru ultramaryny. Wieczór szybko się pogłębia. To pierwszy dzień, a właściwie pierwsza noc niewielkiego psytrance'owego festiwalu. Klimat raczej luźny, kameralny, trochę za mało psychodeliczny i spontaniczny jak dla mnie. Chwilę pokręciliśmy się po polu zanim zaczęłam odczuwać pierwsze objawy zmieniającego się stanu świadomości. Dosyć szybko - nie minęło więcej niż pół godziny.
Mięśnie zaczynają wiotczeć, stawy się rozluźniają - jednocześnie czuję jak mięknę i dygoczę w środku. Powoli odklejam się od tego co widać z wierzchu rozpoczynając podróż do głębszych pokładów świadomości. Zanim jednak całkowicie się zanurzę odpieram jeszcze ataki materii. Muzyka dobiegająca z dwóch scen miesza się tworząc niesympatyczny, drażniący jazgot. Dalej zapadam się w przestrzeni swojego ciała, co rusz zrywając kolejne więzy. Męczę się czekając na coś (chyba Krzysiek kręcił fajki). Nogi stają się coraz cięższe i gumowe zarazem. Kolana się uginają, powieki opadają - ledwo już stoję. Bujając się, przenoszę ciężar to na jedną, to na drugą nogę, nie bardzo wiedząc co mam ze sobą zrobić. Najchętniej bym się gdzieś położyła. Kocyk rozłożony przy namiocie wydaje się całkiem kuszącą opcją ale właśnie pada komenda - już, idziemy! Zakładam jeszcze bluzę, ale nie jestem pewna czy jest mi zimno. Dzień był upalny, noc również zapowiadała się ciepła - czuję się jednak bezpiecznie kiedy mogę chociaż trochę ukryc się pod miękkim materiałem. Kierujemy się na główną scenę.
Po minucie tracę już kontakt z Krzyśkiem, spotkamy się ponownie dopiero za jakiś czas, kiedy trip rozkręci się w najlepsze. Pod scenę docieram z jednym znajomym, którego obecnośc również za moment zostanie wymazana z mojej świadomości. Już po drodze czułam że odpływam. Bez problemu znajduję kawałek wolnej przestrzeni z przodu przed sceną, gdyż tańczących wcale nie ma zbyt wielu.
Muzyka mocno przygniata płynąc z głośnika tuż przede mną. Zaczynam podróż w rytmie psytrance. Serce bije do taktu, całą klatka piersiowa się unosi. Z każdym uderzeniem basu czuję falę która uderza do głowy i omiata całe ciało. Nogi na przemian uderzają w ziemię powoli budząc do życia uśpione energie. Nie wiem czy bardziej drżę czy tańczę. Widzę rozmazane sylwetki i cienie ludzi obok ale jakby dla mnie nie istnieli - chowam się pod kapturem. Wyraźnie czuję natomiast bliskośc lasu. Utajone, dzikie chochliki umysłu budzą się do życia – wiem, że nie ma już odwrotu, zaraz odlecę. Uderzając piętami w miękką glebę mam wrażenie jakbym docierała do samego magnetycznego jądra Ziemi. Pobieram wielką moc z samego centrum czując jednocześnie, że nie jestem całkowicie na to gotowa. Wszystko jednak zostało już zaplanowane, teraz wybiła godzina realizacji.
DU DU DUM DUM DUM - Już się nie zatrzymasz – podszeptuje głos w mojej głowie. Czuję, jak z każdym stąpnięciem energia wznosi się coraz wyżej wzdłuż energetycznych kanałów przestrzeni kręgosłupa. Jednoczesnie coraz bardziej jednoczę się w sobie. Wewnętrzna dzikośc bezproblemowo rozrywa krępujące mnie więzy: sztywne ramy i przestarzałe blokady narzucone przez samozwańczy umysł. Cała przeszłośc znika dosłownie w jednej chwili. W tym jakże rozciągniętym w czasie momencie, w chwili wieczności, liczy się tylko utrzymanie tempa. Galaktyki krążą, atomy wirują a ja zanurzam się w tym ekstatycznym tańcu. Płynę na psychodelicznej fali dźwiękowej zagłębiając się w coraz dalsze otchłanie tunelu kosmicznej świadomości.
Wędruję coraz głębiej i głębiej aż w końcu nadmiar wrażeń napływających ze sceny mnie przerasta. Decyduję się na wyjście. Chciałam iśc w stronę wody, w kierunku jeziora, w poszukiwaniu spokoju. Czuję słodką błogość, która roztapia we mnie całą niechęć i wrogość do siebie samej oraz świata. Pijana euforią tracę kontakt z własnym ciałem; zataczam się niewinnie i uroczo, z uśmiechem na twarzy. Bardzo kiepsko orientuję się na polu. Ciemność jest coraz gęstsza a do ledwo otwartych oczu dociera tylko wąski wycinek przestrzeni. Chaotyczny rozkład namiotów oraz szum mnogich dźwięków: psytrance'u i ludzkich głosów tylko utrudniają rozeznanie. Nie jestem w stanie nawet się nad tym zastanowić - nawet jeżeli chciałam gdzieś isc to już teraz nie pamiętam gdzie. Idę przed siebie po drodze gubiąc bluzę-schronienie.
Gdzie jesteś? Wołam Cię w mojej głowie. Teraz Cię potrzebuję.
Zatrzymuję się w bliżej nieokreślonym miejscu. Nie jestem w stanie odróżnic czy mam oczy zamknięte czy otwarte. Mam wrażenie, że stoję na niewielkim wzniesieniu; dobrze i wyraźnie słyszę stąd muzykę. Pod stopami widzę szmaragdową trawę. Tańczę i nic więcej nie chcę robic. Zanurzam coraz głębiej i głębiej aż w końcu myśli milkną a na ich miejsce triumfalnie wylewa się głos miłości. Docieram do źródła, tak bardzo spragniona. Od teraz nie jestem już wybrakowaną częścią, marnym, nic nie znaczącym elementem – staję się całością, doskonałą pełnią. Karmię i nasycam się tym cudownym, boskim stanem. Miłość transformuje się w bezprzyczynową Wdzięczność. O Najwspanialszy! Twoja Łaska jest dla mnie wybawieniem. Jesteś tak blisko, jesteś ze mną, dla mnie! Padam na kolana a dłonie składam do modlitwy dziękującej za Twe przybycie. Rozkoszuję się tym najpiękniejszym, miłosnym uściskiem.
Jakiś czas później znajduję się już w innym miejscu, cały czas podrygując w rytm muzyki. Wędruję po polach świadomości zupełnie nie zdając sobie sprawy z upływu czasu. Z każdą chwilą czuję coraz większą moc a jednocześnie coraz bardziej tracę poczucie dawnej siebie. W pewnym momencie zaczynam odczuwać strach, złość i duży ból ale to nie są moje odczucia. Przede mną stoi grupka kilku mężczyzn - ledwo ich widzę w ciemności ale za to wyraźnie słyszę poddenerwowane głosy. Bez zastanowienia, bez momentu podjęcia decyzji, delikatnie przykładam jednemu z nich na plecy na wysokości łopatek swoją lewą dłoń. Czuję, jak rozprzestrzenia się miłość a panika ustępuje. Sytuacja trwa dosłownie moment, mężczyźni są na początku przestraszeni i zdziwieni ale potem chyba mi dziękują. Nie jestem pewna, było ciemno i głośno a ja coraz bardziej traciłam kontakt z rzeczywistością.
Odchodzę znowu kawałek dalej. Nasila się odbiór wrażeń płynących od tłumu i ludzi wokoło. Czuję obawy, lęki, intencje i pragnienia całej zbiorowości obecnej na imprezie. Czuję się jak odbiornik i transformator całej tej energii od niej płynącej. Wielka moc tworzenia i niszczenia znajduje się we mnie. Z początku nie do końca to pojmuję ale ostatecznie akceptuję odbierając cały proces jako boską wolę, przebudzenie Matki Kali. Bez problemu diagnozuję problemy i blokady osób znajdujących się w pobliżu, jednocześnie będąc ujściem dla tłumionego strumienia świadomości. Czuję, że dokonują, że rzeczy wielkie. Drogi każdego z nas spotkały się w tym punkcie, tej nocy aby dokonała się zmiana. Zblokowane emocje uwalniam dzikim, głośnym krzykiem kierowanym ku niebiosom, wywołując tym niemałe zainteresowanie ludzi dookoła. Już nie tańczę – klęczę na ziemi. W głowie pojawia się wizja: nic już nie będzie takie same, nastanie zupełnie nowy dzień, nowa przyszłość. Cały duchowy świat usłyszy o tych wydarzeniach, o błogosławieństwach, które tu płyną od Najwyższej Istoty, przez moje Serce, do wszystkich czujących istot. Ilość energetycznych informacji jest tak duża, że zupełnie tracę kontakt wizualny ze światem zewnętrznym. Wiedziałam, że wyglądam co najmniej dziwnie w oczach nie rozumiejących powagi sytuacji osób - parę razy podchodził do mnie ktoś zatroskany. Przy każdym bliższym kontakcie ukazywała się przede mną przeszłość danej osoby, jej karmiczne uwarunkowania. Skutecznie odnajdywałam praprzyczynę problemów oraz spalałam ją przy pomocy słów-symboli oraz boskiego ognia miłości.
Oczyszczanie w pewnym momencie staje się tak silne i intensywne, że jedyny ujściem dla starej karmy staje się przerażający wrzask do Księżyca – OM KALI! KALI! KALI! Staję się nią – nieprzewidywalną, czarną dzikuską; panią czasu i śmierci, zabójczynią ego. Energia uchodzi nie tylko przez gardło ale przez każdy element mojego ciała. Jego ruchy przypominają raczej ruchy dzikiego zwierzęcia aniżeli człowieka. Widowisko trwa ale nie wzruszają mnie reakcje z zewnątrz. Czuję obecność bardzo jasnego, krystalicznie czystego Światła kiedy zanurzam się w eterycznej przestrzeni swojego Trzeciego Oka. Docieram w końcu do Ciebie w Sobie. Zastaję ból, tęsknotę oraz rozpacz. Wołam Cię różnymi Twymi imionami, niech cały świat usłyszy. Jestem tak bardzo spragniona, spragniona Miłości. Będąc na duchowej pustyni wołam o łyk rześkiej Wody Urzeczywistnienia, lecz pomoc nie nadchodzi. Czuję cierpienie naszej osamotnionej Matki Ziemi oraz słyszę jej błagalną prośbę o pomoc. W jej imieniu i sprawie wykrzykuję kolejne słowa-symbole, które są jak wiążące ją kajdany i zadane rany. Wszystko w intencji uwolnienia i przebaczenia.
Schodzę jeszcze poziom głębiej mając jednocześnie wrażenie, że jestem gdzieś bardzo wysoko, ponad Ziemią i niebem. Tkwię w kryształowej przestrzeni zawieszona pomiędzy gwiazdami. Tu jest początek i koniec, źródło stworzenia.To tutaj króluje Nieskończoność znana też jako Wieczność oraz jej zastęp Nieograniczonych Możliwości. Rozkosznie jest przebywać w jej niebiańskim pałacu. Stąd mogę bez problemu kształtować swoją przyszłość albo całkowicie ją unicestwic. Widzę cały proces kreacji jako miłosną igraszkę bogów i bogiń, ich kaprysy i zabawę.
Tak też i ja się zabawiam jako anioł i demon w jednym. Czuję ciężar swoich masywnych, śnieżnobiałych skrzydeł kiedy przygniatają mnie do ziemi. Niewypowiedziane pragnienia duszy realizują się samoistnie wypełniając wieczność. Teraz jesteś ze mną. Czuję ostateczne spełnienie i ekstazę, niczego więcej nie chcę, tylko tu pozostac. Co jakiś czas wracam świadomością na plener – znowu absorbują mnie sprawy ziemskiego świata, misja do wykonania. Miotam się i chcę wracać ale gubię się w chaosie. Wtedy objawia mi się sam Stwórca, słyszę wyraźnie jego głos kiedy naśmiewa się z mojej nieporadności. Jednocześnie wyciąga do mnie pomocną dłoń. Uprzytamniam sobie swoją moc do kontynuacji upragnionego stanu, już na zawsze. Tymczasem spadam niżej w otchłanie palących żądz – w obszar czakry podstawy. Przestrzeń wokoło jarzy się karminowym odcieniem. Rozkosz płynie.
Krzysiek znalazł mnie już wcześniej ale teraz dopiero, nieco sfrustrowany i zdezorientowany podjął ostateczne kroki do ujarzmienia mojej osoby. Nie pamiętam jak znalazłam się w namiocie ale z tego co opowiadał przerzucił mnie przez ramię, ignorując przy tym lament zmartwionych koleżanek.
Komora namiotu jawi się jako piekielna komnata bądź jaskinia, widzę niemal palący się wkoło ogień. W tej zamkniętej przestrzeni czuję się dobrze, jesteśmy skryci i bezpieczni. Wspólnie kontuujemy dalej mój fantazyjny sen o bogach i boginiach. Podróż powoli i przyjemnie dobiega końca. Stany snu przeplatają się z okresami nieświadomości. Nadchodzi nowy dzień. Nadchodzę nowa ja.
I am Lunar and Solar, Opposite and Polar.
I am We. We are You.
- 9842 odsłony
Odpowiedzi
Bardzo lubię wszystkie twoje
Bardzo lubię wszystkie twoje TR ale ten jest mój najulubieńszy. Swoją drogą dodam że cały rok 2016 coś miał w sobie ;)
Często doznawałaś jeszcze stanów jedności? Jak tak to ja poproszę o więcej raportów ^^.
Pozdrawiam
Missisipi