6h grzybów w 5 minut
detale
raporty agrestowy potwór
6h grzybów w 5 minut
podobne
Podróżnicy- studenciki- przyjemniaczki
Substancja – Szałwia x20
Okoliczności – piękny słoneczny dzień, parodniowe tańce pod głośnikiem, czyli leśne techno :)
Doświadczenie- trawa, kilometr lajnów, parę razy kapelusze, dxm, tramadol, nad resztą musiałabym pomyśleć, więc się nie liczy.
Nastawienie- propozycja była bardzo spontaniczna, osoba proponująca- poznana chwilę wcześniej ;) jednak dookoła panowała bardzo przyjazna i komfortowa atmosfera do psychodelicznych eksperymentów, jak nie wtedy, to kiedy będzie lepsza okazja? :D
Z kolegą dogadałam się w dość zatłoczonym miejscu, a że nie potrafiliśmy zbytnio przewidzieć naszego zachowania, oddaliliśmy się trochę.
Mięliśmy ekstrakt x15, wiec nie byle jaki. Ja byłam nastawiona z rezerwą, bo kiedyś przecie nie zadziałało, (dawno temu miałam trochę liści, ale nic się po nich wydarzyło), a on zupełnie neutralnie, jego pierwszy raz. Oczywiście byliśmy bardzo podekscytowani.
Siedliśmy na mchu, nabiliśmy fajkę, zadecydowaliśmy, kto pierwszy (on), co robić, gdyby się zaczęło coś dziwnego dziać, bo przecież jesteśmy dla siebie nowi, z nową substancją, to nie wiadomo co do głowy może przyjść. Złapaliśmy po jednym buchu, chcieliśmy palić dalej, ale nie zdążyliśmy. Bo oto nagle nie mogłam przez chwilę złapać oddechu, miałam dziwne uczucie jak chwile przed utratą przytomności, cale otoczenie stało się nierzeczywiste, istniejące rzeczy przeplatały się z przywdzianymi, nie byłam w stanie odróżnić, co jest, a co mi się wydaje. Taki stan "niczego nie możesz być pewien, nawet siebie". I strasznie się przeraziłam, wręcz dopadła mnie panika, bo kolega leżał na ulicy, (takiej bocznej, nikt tam nie jeździł i paru ludzi chodziło) i oczywiście tez nie byłam pewna, czy tak jest, czy tak widzę. Pomyślałam sobie chwilę później, że dlatego właśnie wolę takie substancje sprawdzać sama, żeby nie musieć się o towarzysza martwic, aczkolwiek dalszy rozwój sytuacji szybko zweryfikował taką postawę. Całe szczęście ze trwało to może z 5 minut, bo nie doceniłam siły szałwii i całość wydążyła się z zaskoczenia. Kolega wrócił z ulicy, ale nie potrafił mi wytłumaczyć, dlaczego tam poszedł, bo przecież cały czas siedział o tu i nie ruszał się (?!)
Epizod 2
Ochłonęliśmy z 10 minut, porównaliśmy odczucia i bogatsi w doświadczenie spróbowaliśmy jeszcze raz. Tym razem ostrożniej i pojedynczo (!!!!!!)
I tu właśnie zostałam zweryfikowana. Natychmiast po jednym malutkim buszku cale otaczające mnie powietrze zrobiło się gęste, gumowe, namacalne. To uczucie postępowało od dołu, jakby mnie ktoś trzymał za nogi. I tym razem już nie tylko niektóre elementy były wymyślone, nastąpiło coś w rodzaju "całkowitej zmiany dekoracji" bo już wcale nie byłam w lesie, tylko pod samiutkim głośnikiem, między ludźmi, no zupełnie tak, jakbym tam poszła. Przyjęłam to jako "rzeczywiste i prawdziwe". Nie miałam nic do gadania, po prostu zostałam rzucona przez szałwię w taką sytuacje. Towarzysz również tam był, bawimy się pod tym głośnikiem, aż tu nagle to gumowe powietrze zaczęło gęstnieć i wszystkie rzeczy, ludzie w zasięgu wzroku rozpływały się nim. Znów się przeraziłam, nie na żarty, bo ja też się zaczęłam mieszać z tą masą, a zważywszy, że to było na prawdę, to wcale nie było przyjemne. I uratowała mnie myśl, ze muszę się dzielnie trzymać, to nic mi nie będzie. To było takie stadium, że nie mogłam sobie po prostu pomyśleć że "to szałwia tak wymyśliła, za 3 minuty będzie po wszystkim, to tylko złudzenie". I po to właśnie jest towarzysz- oczywiście jego obecności też nie byłam pewna, bo przed chwilą rozmył się w tym gumowym powietrzu, no ale był. Kazałam mu się odezwać, on, niczego nie świadomy, coś tam powiedział, ale... z tej gumy-powietrza, z wewnątrz!
W następnej klatce jestem już w lesie i czuję jak wracam, niesamowite uczucie, samo w sobie, tak jakbyś stał w basenie i spuszczał z niego wodę, tam gdzie się wynurzysz, myślisz normalnie, a tam gdzie nie, dalej jest guma. Zatrzymałam się gdzieś tak w okolicy kolan, i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z komizmu sytuacji, ze stoję uczepiona ramienia kolegi i się śmieję, zdałam sobie sprawę z siły halucynacji, a przecież dalej od kolan w dół byłam zupełnie gdzie indziej.
Ledwo się pozbierałam, kolega już się wybrał, więc nie bardzo mogłam się skupić na obserwacji, ale z tego co później opowiedział to też miał uczucie ciężkiego powietrza, całkowitej, absolutnej, dezorientacji (to bardzo ciekawy stan wbrew pozorom :)).
Doszliśmy do wniosku, że to było bardzo "intymne" przeżycie, dobrze że byliśmy tylko we dwoje, bo więcej osób zakłócałoby stan.
Jak to żeśmy nazwali później, żeby innym opowiedzieć- 6 godzin grzybów skondensowane do 5 minut.
Później przez cały wieczór ponoć wyglądałam na przerażoną, nie tylko towarzysz mi to mówił. A jak poszłam na tą scenkę, gdzie się toczyła akcja podróży, to wielka była moja ulga, że żadna guma mnie nie pochłonęła :D
Chciałam później to jakoś zinterpretować, zrozumieć, czemu to co odczuwałam wywołało we mnie strach czy niepokój, bo w przecież nie robiłam sobie krzywdy, ani nikt i nic mi nie robiło.
Pierwsze- nie przeszkadzało jakoś bardzo, że podróżuję z nieznajomym (okazał się fajnym chłopakiem :) )
Otóż, to był już kolejny dzień (i noc) na tym plenerze, cała okolica pełna była podróżujących ludzi, wiec czemu miałabym w mojej podróży przenieść się gdzie indziej, jeśli tam jest istny raj? Moze od tej długiej zabawy szałwia weszła w konflikt z czymś poprzednim.
Zwróciłam uwagę, że "normalnie" odczuwam niepokój jak się bawię, jakiś taki syndrom "gapiących się ludzi" (oczywiście nikt tam się nie gapi, każdy ma delikatnie mówiąc mocno wyjebane, co i jak inni robią) wiec jeśli szałwie mi to nasiliła, to dlatego ta guma z powietrza i ludzi tak mnie przerażała.
Oczywiście to taki szkic sytuacyjny tylko, strasznie suchy w porównaniu do tego na żywo, nie ma powodu by opisywać każdą indywidualną myśl, która się przewinęła podczas podróży, bo to były bardzo osobiste zagadnienia.
- 12616 odsłon