audioriver x lsd
detale
raporty draem
audioriver x lsd
podobne
Całość rozegrała się na festiwalu Audioriver w Płocku. Audioriver jest dwu i pół dniowym festiwalem muzyki elektronicznej ściągającym ludzi na plażę nad Wisłą od dobrych kilku lat. Jego motto to „Intependent Worlds Festiwal” jednak te „niezależne światy” to głównie techno, drum and bass i ogólnie IDM. Był to nasz pierwszy wyjazd na tego typu festiwal i jako tabula rasa postanowiliśmy poznać to wszystko będąc pod wpływem LSD.
Po rozłożeniu namiotu, kąpieli, przetrwaniu burzy, posiłku i wszystkich niezbędnych czynnościach zjedliśmy dość różne, jednak dające podobne skutki ilości tego narkotyku. Dawki wahały się od 80 – 150 ug, a nasze masy od 45 do 70 kg. Masa względnie dobrze odzwierciedlała też nasze doświadczenie jeśli chodzi o psychodeliki.
Czując pierwsze efekty po 40 minutach wyruszyliśmy w misję zdobycia bramek festiwalu, przykre doświadczenie bycia „przetrzepanym” i uzyskanie rozkładu godzinowego koncertów od obsługi. Lekki bodyload przeżyliśmy na ławce na zboczu. Tutaj małe wyjaśnienie dla osób, które nie były nigdy w Płocku: teren nadwiślański jest sporo niżej ulokowany niż reszta miasta, co tworzy swego rodzaju, dość zakrzaczone zbocze; owe zbocze przecięte jest chodniczkami i ławkami mniej więcej w połowie tworząc naturalną „trybunę” przed główną sceną. Na tym zboczu spędziliśmy wiele czasu. Od około 1:15 po przyjęciu ulokowaliśmy się pod pięknie zachodzącym słońcem, a przed jeszcze piękniej grającymi z Mainie Ptakami. Doświadczenie ładowania się LSD w takich okolicznościach było naprawdę zachwycające.
Z dobrymi nastrojami, kończąc set Ptaków wyruszyliśmy w eksplorację festiwalu, bo koncert Xxanaxx okazał się straszną, napomowaną szmirą (niestety). Mniej więcej wtedy zaczęło robić się ciemno, a my byliśmy coraz bardziej wystrzeleni. Nie polecę nikomu szukania przez godzinę namiotu ze sceną na peaku LSD. Z wielkimi trudami trafiliśmy na ten Citites Tent na set RRKRTA, który gniótł niesamowitym muzycznym atakiem. Pomimo kwasowego rozleniwienia skakaliśmy jak koniki polne w upalny dzień pamiętając ile nam zajęło znalezienie tego parkietu. Wkrótce też dotarliśmy na koncert Fatima Yamaha, który okazał się naprawdę miłym ubarwieniem wieczoru.
Mniej więcej wtedy zaczęło docierać do nas to w jakim stanie znajdujemy się my i ludzie na tym festiwalu. Jest taka scena w „Fear and Loathing in Las Vegas” (Las Vegas Parano) gdy główni bohaterowie są w parku rozrywki po meskalinie. Było to bardzo podobne doświadczenie, było w tym jednak trochę więcej lęku. Błąkając się po głównym pasażu nabieraliśmy coraz głębszego lęku do nabuzowanych amfetaminą i alkoholem mięśniaków. Siedząc pod sceną na której grał Fatima Yamaha powoli ten lęk krystalizował się w naszych głowach. Wyartykułowanie go zajęło nam jeszcze około godzinę.
Uznawszy, że koncert Jamiego Woona nie jest tym, na czym chcemy być wyruszyliśmy na powolny spacer do miasta. Osobiście uświadomiłem sobie czym jest scena muzyki elektronicznej w Polsce. Żyjąc w większym mieście kluby techno kojarzyłem w zasadzie tylko z lokalnym hipsterstwem, młodzieżą i chwilową modą, jednak okazało się to być czymś starszym. Pozwalałem sobie na co dzień zapominać o małomiejskich klubach z początku wieku, o Ekwadorze, Manieczkach i Sunrise Festival’u; o napompowanych agresywnych facetach w ciemnych okularach. Nie wiem na ile nas odbiór był wypaczony przez LSD, ale przeraziło nas to na tyle, że unikaliśmy chodzenia głównym pasażem. Woleliśmy bezpiecznie wędrować po pustych ulicach Płocka niż po festiwalu. Pomimo bycia młodszymi od większości uczestników czuliśmy się od nich starsi. Zauważalna stała się różnica pomiędzy czerpaniem ze sceny techno w sposób radosny i spokojny, a napierdalaniem się pod wiejskimi klubami z „techniawkami”.
Audioriver uległ demitologizacji. Popadliśmy w nieco psi nastrój i nawet niektóre dość dobre koncerty wydawały się błahe w porównaniu do negatywnego antropologicznego doświadczenia tej nocy. Przeczekaliśmy do świtu pod jedną ze scen i zawinęliśmy się do spania zmęczeni całą nocą. Zaśnięcie po dwunastu godzinach wciąż było nieco trudne, jednak dało radę.
Gdybym miał komuś polecić dzień Audioriver, w którym najlepiej zjeść LSD, mimo wszystko, miałbym problem. Poznawanie każdego aspektu tego festiwalu było bardzo ciekawe pod wpływem, więc jeśli jest to Twój pierwszy tego typu festiwal – zjedz pierwszego dnia. Jeśli natomiast miałbym patrzeć na przyjemność i pewność siebie – zjedz drugiego dnia. Dzień po zapewnił nam w zasadzie wiele świetnej zabawy. Czuliśmy się o wiele bezpieczniej i spokojniej niż dzień wcześniej. Jednak nie nazwałbym tego badtripem, raczej eyes-opening tripem. Takie powinno być każde LSD.
- 8064 odsłony
Odpowiedzi
Krótki trochę ten raport
Krótki trochę ten raport mógłbyś rozwinąć? Tu mój: https://neurogroove.info/trip/dance-you-ve-never-danced