marihuana - upalenie przez 3 dni
detale
raporty hyperpaluch
- dxm super trip
- Mefedron + DXM + THC ciąg dalszy
- Mefedron + Piwo + DXM
- Pseudoefedryna to wróżka
- Jak się wyleczyłem z lęków - DXM + THC
- Maryśka + DXM z piwem
- Kodeina - błoga samotność z sensacjami żołądkowymi
- Drugie podejście do metamfetaminy
- Mieszanina THX, DXM, kody i alko.
- Mefedron czyli lek na stres
marihuana - upalenie przez 3 dni
podobne
Zaczeło się ogólnie źle. Byłem w złym nastroju, zdołowany piętrzącymi sie problemami życiowymi. Ot, jestem w czarnej dupie.
Nie paliłem przez dłuższy czas z powodu braku kasy. Ponad miesiac.
Zdobywszy trochę kasy kupiłem za 200 zł trochę MJ. Paliłem mało, 1 skręta dziennie. To mi wystarczalo.
Któregoś dnia pojawiła się radość - od dawna oczekiwana kasa do mnie spłynęła. Kupiłem więc około 12g MJ. Aby dać sobie luzu, długo oczekiwanego luzu...
Czas nie ma znaczenia. Trwało to wszystko około 3 dni.
Zaczęło się standardowo, żadnych rewelacji. Otępienie, rozkminy itd... Zacząłem czytać Raport-tripy o LSD. Zaciekawiło mnie to, że po LSD ludzie mają tak fantastyczne tripy. Na dodatek trafiłem na takie, które mnie coraz bardziej śmieszyły. Im byłem bardziej upalony tym bardziej miałem lepszy nastrój. Domyślam się, że to efekt długotrwałego detoksu.
I tak paliłem i czytałem z coraz większym trudem. Co dziwne, gdy rozmawiałem z kimś, czułem sie OK. Nie plątał mi sie język i wyciągałem całkiem dobre logiczne wnioski. Nawet kilka rzeczy załatwiłem...
Do czego zmierzam... Otóż, w RT o LSD była mowa o pozytywnej energii od przedmiotów. Pomyślałem sobie - a czemu nie ma tego po MJ? I nagle stała się jasność. Pomyślałem i już tak się działo... Często jak palę MJ to sie kąpię. Bo lubię temperaturę gorącej wody. Wtedy sie odprężam. Wlazłem do wanny. Pomyślałem - a czemu ten prysznic nie miałby mnie lubić? Za chwilę poczułem, że prysznic mnie lubi :) Tak samo zrobiłem z pozostałymi przedmiotami. Wszystko, co napotkałem, rozkminiałem w tym aspekcie i wszystko mnie zaczynało lubić. Dziwne uczucie... Bardzo pozytywne. Zdałem sobie sprawę z tego, że jak się sam nastroję będąc nieźle upalonym tak będzie się działo obok mnie. I tak właśnie było. Ponieważ w takich chwilach często mi się chce spać, łaziłem do łóżka aby się z godzinkę-dwie zdrzemnąć.
Wiadomo, po obudzeniu się już faza zanikała. Trzeba było dorzucać. MJ było sporo więc nie stanowiło to problemu. Czas przeznaczony na palenie i rozmyślanie. Na nic więcej... Mam totalnie rozregulowany sen. Śpię np. 2-3 h i wstaję wypoczęty. Potrafię tak wstać np. o 2 w nocy by po kolejnych 3-4 h paść na twarz... Tak tez działo się teraz.
Upalałem się i jak mnie morzył sen - szedłem spać. Trochę mnie wykrzywiało do nadmiaru MJ. Dobry towar ale w paleniu ohydny. Jak zwykle. Ale co mi tam, liczył sie efekt. I tak, jak wstałem np. o 2 w nocy, 2 skręty szybko wracały mnie do pionu. I tak siedziałem przez 3 dni. W mojej głowie powstała pewna koncepcja, że aby prawidłowo czerpać radość z MJ należy przede wszystkim zwizualizować sobie to, co chcemy aby zrobiła. Wizualizowałem więc sobie, że wszystko jest fajne i piekne. Zupełnie jak w RT o LSD. Uwierzcie lub nie ale na pewnym stopniu upalenia, już znacznego, jest to możliwe. Zupełnie brutalny jest powrót do rzeczywistości. Nie dość, że zatrucie dymem to jeszcze podły nastrój. Ale spoko, 3 dni to 3 dni.... Towaru było dużo, czasu też. Żadnych obowiązków.
Poszedłem na zakupy. Jakoś tak do dupy wszystko było. Pogoda do dupy, deszcz, wiatr, zimno. Pomyślałem sobie - mam słuchawkę Bluetooth to posłucham muzy z telefonu. Włączyłem, muza zaczęła się sączyć do ucha... Ta prosta czynność wywołała u mnie tyle pozytywnej energii, że od razu żyć mi sę zachciało. I tak łaziłem ze słuchawką w uchu słuchając starych kawałków, głównie swoich (jestem z zamiłowania muzykiem). Lepiej brzmiały, o wiele lepiej mi sie je odbierało. Wyobrażałem sobie, że mijające rzeczy na ulicy nie są takie szare jak zwykle. O dziwo, od razu zmieniały swój charakter. Zwykły kosz stawał się ciekawy. Od razu rozkminiałem jak taki kosz jest skonstuowany... I tak w kółko.
Całkiem pozytywne doznania. Wszystko ożyło, ale trzeba było się wysilić, żeby to dostrzec. Statyczne obrazy, normalka. Ale gdy pomyślałem, sobie, że po LSD ludziom falują ściany, zatęskniłem do tego... Kolejne skręty... Nieźle się upaliłem. W błogostanie, jakiego doświadczyłem, już mi nie brakowało falujących ścian. Zdałem sobie sprawę z tego, że wszystko jest możliwe tylko trzeba się troszkę wysilić. A na to nie miałem siły :) Pozostałem przy empatii przedmiotów do mnie. Całkiem fajne uczucie. Trzeba tylko wyobrazić sobie, że dany przedmiot jest żywy. Że ma odczucia itd... Wtedy idzie wszystko z górki.
Domyślam się, że w mojej głowie THC osiągnęło dawno niespotykane stężenie. Aby nie przysypiać, popijałem napój energetyzujący. To dało całkiem dobry efekt. Zamulenie MJ + tauryna. Polecam.
I tak spędziłem 3 dni. 3 dni mega-fazy po MJ.
Skończyło się to około 15.00 3 dnia - tak sie upaliłem, że jeszcze mnie trzymało do 21:00. Zwykłe wypalenie papierosa powodowało występowanie efektów jak po MJ. Po 21:00 wszystko ucichło. Piszę ten Trip-Raport....
Odnośnie muzy - jestem z zamiłowania muzykiem. Po MJ zrobiłem sporo nowych kawałków, których w żaden sposób nie da się porównać do tych, które zostały zrobione normalnie. Zupełnie inne utwory. Jak ktoś jest zainteresowany - zapraszam na http://reason.pl
- 11813 odsłon