niedosyt po wilcu
detale
"szczypta" - ur-144
Maczanki
Benzydamina
DXM
2C-E
4-HO-MET
JWH-210
pFPP
Bufedron
a-PPP
NEB
MeOPP
GBL
Etylofenidiat
Kodeina
Buprenorfina
Absynt
MXE
UR-144
/psychodeliki bardzo z szacunkiem i nieczęsto.
niedosyt po wilcu
podobne
Jakieś 2 lata temu trafiłem na tr;
http://hyperreal.info/node/2042#axzz1qR3AA1l6
Zakręcił mnie strasznie. Na pierwszą próbę długo czekałem. Zdecydowałem się wczoraj. Posprzątałem pokój, poczyniłem parę przygotowań aby mieć wszystko pod ręką. Planowałem pokojowy (łóżkowy) trip z Pink Floydami, gapieniem się na obrazy, przemyśleniami i paroma godzinami w ciemności ze słuchawkami. Tak po prostu lubię. Na pierwszy raz to dla chyba najlepsze otoczenie. Zwłaszcza, że spodziewałem się nieprzyjemnego bodyloadu. Zjadłem lekką kolację (kanapki z miodem i mleko) koło 19.
Ok 21 opłukałem 8g Hevenly Blue legutków osuszyłem i załadowałem na 2x do ust dokładnie przeżuwając każdą porcję, połknąłem, popiłem. Godzinkę wcześniej połknąłem jeden motomarin (imbir) a chwilkę po nasionach następny. Poczułem lekkie mdlenie i aby umilić oczekiwanie i zmniejszyć bodyload złapałem małą chmurkę z ur-144.
Po 22 mdłości i ból brzucha były już naprawdę mocne. 23 pojawiły się pierwsze efekty mocniejsze kolory, lekko lepszy nastrój i stymulacja. Nic ciekawego. Po jakimś czasie zgasiłem światło założyłem słuchawki i położyłem się w łóżku, muzyka "nie brzmiała" przełączałem między massive attack, shpongle, carbon based lifeforms, 1200mics i parę innych ale nic mi nie pasowało (brak głębi, niesamowite zdziwienie). Cały czas "niespokojne nogi". Stymulacja była nie do zniesienia i powodowała niesamowity wkurw,lekką gonitwę myśli (podobną do tej po stymulantach ale raczej na już na wypraniu) nudności uniemożliwiały poruszanie.
Pojawiły się wyrzuty sumienia, refleksje o tym czy naprawdę lubię psychodeliki - doszedłem do wniosku, że na dysocjantach czuję się dużo lepiej i jest głębiej i ciekawiej a ogólnie już wolę opio (co nie jest prawdą). Uznałem, że nie wytrzymam dłużej, ale po podniesieniu się z łóżka wróciły mdłości - nie pomaluje. By choć odrobinę wykorzystać (rozładować) stymulację wziąłem się za czytanie (biografa - Edgar Degas). Zrobiło się znośniej choć stymulacja co chwilę powodowała "dezorientacje".
Przed 1 zrezygnowany uznałem, że przebiję się przez stymulację waporyzując ur-144. Miałem tego nie robić, chciałem czystego doświadczenia po lsa ale po 4 godzinach wydawało mi się że na więcej nie mogę liczyć (byłem świadom tego, że wizualnie nie będzie mocno), poza tym kiedyś JWH210 i 2C-E pokazało mi pazurki.
Odpowiednio oszołomiony wróciłem do łóżka/ słuchawek po jakimś czasie poczułem się nieco lepiej, zeszła stymulacja, zrobiło się przyjemniej, poczułem lekkie podniecenie. Niedługo potem wstałem znowu. Dokładka ur - zrobiło sie lepiej wizualnie, wszystko błyszczało, nabrało nieco głębi (co ciekawe kanna niezbyt się przebił przez lsa, raczej je aktywował ale nie ztłamsił). Muzyka dalej słabo nawet szpungle dalej bez magii. Włączyłem odcinek Housa. Na początku ktoś dostał padaczki i jednak zrezygnowałem. Na ścianach zaczęły pojawiać się drobne wzorki (bardzo drobny "przeplot), mocno geometryczne. Dość czysty umysł, zero falowania obrazu, pulsacji itp. W międzyczasie napisał do mnie stary znajomy, odpowiadało się całkiem przyjemnie, lekko na speedzie, pojawiła się euforia ale dalej jakaś taka "niepluszowa" chłodna, ostra.
Wizuale były coraz mocniejsze peak nastąpił między 2-3. Wszystko mocno błyszczało, składało sie z kolorowych mikrodiamencików (pikseli) które odbiły światło, przez chwilę pole widzenia wypełniały gwiazdki (brokat). Bardzo mocno podkręcone, kolory euforia osiągnęła szczyt. Tylko muzyka dalej pozostawiała niedosyt nie mogłem odnaleźć nic co by mi odpowiadało - skończyło się na Dead Can Dance (w sumie pierwszym albumie). Powtórzyłem ur i wróciłem do ciemności - lekkie geometryczne cevy, spokojne przemyślenia (rehabilitacja psychodelików) i...
Sen... Nie spodziewałem się, że usnę. Myślałem, że będzie to raczej stan półprzytomności jak po 2c-e/homecie, a tu dość mocny sen (z paroma przebudzeniami) na dobre 6 godzin. Dziś nastrój dość dobry, refleksyjny i leniwy. Ogólnie spodziewałem się dużo "głębiej" bardziej nieprzewidywalne (myślałem, że uda się "połynąć" na tripie. Wizualnie bardzo specyficznie - matematyczna dokładność, pełen porządek co szybko się znudziło. Na kształt całości wpływ pewnie miał bodyload (długi męczący i ta stymulacja). Zostawił wkurw i uczucie niedosytu, bardzo długie ładowanie. Kiedy weszło byłem już po prostu zmęczony. Następny raz (może za rok) zrobię ekstrakcję i może nasiona firmy na R.
Historyjka dla tych co dotrwali do końca - przy peaku siedzę sobie z nogami pod kołderką. Klikam netbooka, zmieniam muzykę. Mielę coś między palcami. Jest troszkę jak paproch z wełny (jak takie z frotowych skarpet). Kminię co to może być. Zaglądam; mam pół stopy w jakieś brązowej mazi. Przypomina mi się Trainspotting. Dotykam tego palcem - skojarzenie jest jedno. Przystawiam palec do nosa, ciężko rozpoznać zapach. Wkładam go do ust... Czekolada :D przed tripem jadłem gorzką.
- 11748 odsłon