odwarstwianie ego
detale
MDMA, 6-APB, 5-APB, 5-MAPB, 5-API, MDAI
Salvia divinorum, DXM, MXE, gałka muszkatołowa
raporty gluciorro
- Odwarstwianie ego
- Changa: spotkanie ze Świętą Uzdrowicielką
- Oświecenie na wynos, poproszę.
- Hippie fliping. Na szczycie szczytów
- Na pełnym pizdingu! Dzień 2: Cała polana już nie wie co się dzieje
- Na pełnym pizdingu! Dzień 1: Tu jest tak fajnie, a tam w pokrzywach tak śmiesznie
- Wylaliśmy się z siebie złotą kałużą włosów dłoni i ust
- Wszechświat jest Miłością!
- Ciepłą, kwaśną nocą... las jest żywszy niż wy
- Grzybomyśli... czyli każdy ma głowie cały wszechświat, boga i sens
odwarstwianie ego
podobne
Siedzieliśmy na starych oponach, przy bladym świetle migocących świeczek. Na zewnątrz zawodził wiatr niosący zacinające krople letniej ulewy. Zbliżała się burza...
To z całą pewnością nie były najlepsze warunki na grzanie psychodelików. Stara, zrujnowana cegielnia, w której schroniliśmy się przed deszczem była raczej nieprzytulnym miejscem. Zwłaszcza przy takiej pogodzie. W dodatku cały ten wieczór pełen był negatywnych wibracji. Wcześniej oglądaliśmy przegrany mecz Polaków z Czechami, po którym nasza drużyna wyleciała z mistrzostw. Po meczu zgromadzone napięcie wybuchło w postaci kilku absurdalnych kłótni w ekipie.
Od dawna mieliśmy w planach zbiorowy psychodeliczny odlot gdzieś przy ognisku pod lasem. Bębny, tańce, szamańskie klimaty. Okoliczności jednak się zmieniły, toteż nie zdziwiłem się specjalnie, kiedy na moje pytanie ilu osobom odmierzyć dawkę? odpowiedziała tylko głucha cisza. Po chwili jednak podeszła do mnie trójka najdzielniejszych podróżników: Kędzior, Ven i Ewelinka.
- Jesteście pewni, że to robimy? – spytałem. – Set & settings mamy raczej niesprzyjające… Sam się boję – przyznałem – ale w końcu psychodeliki to nie tylko zabawa. Czuję, że w tych warunkach to będzie przekroczenie jakiejś granicy.
- Tak, coś mi się wydaje, że możemy dzisiaj zajść dalej niż kiedykolwiek – zgodził się Kędzior.
- Ja specjalnie po to przyjechałam – dodała Ven. – Więc nie zamierzam teraz rezygnować.
- Hmm… A ja chyba odpuszczam – zaczęła z namysłem Ewelinka. – Czuję, że jeszcze nie jestem gotowa na coś takiego. Ale myślę, że wy powinniście to zrobić, też czuję, że to będzie coś naprawdę głębokiego. Jakby co, będę się wami opiekować! – obiecała nam.
A więc postanowione. Krwioobiegi trójki z nas rozprowadzają już po organizmie skonsumowane 25 miligramów psylacetyny. Przeszliśmy do innego pomieszczenia, aby być sami. Na środku ustawiłem przenośny głośnik z którego sączy się cicho klimatyczna muzyka.
Pierwsze zmiany świadomości odczuwam niemal natychmiast. Chwilę później skryte dotąd w mroku pomieszczenie zaczyna wypełniać się magicznym blaskiem. Przez moje ciało przepływają fale ekstatycznej, harmonijnej radości. Cudownie! Nie rozumiem, jak mogłem w ogóle się tego bać? Warunki nie mają znaczenia, przecież każda chwila jest perfekcyjna!
Kładę się na ziemi i zalany falą ciepłej euforii zaczynam się głośno śmiać. Ewelinka trzyma mnie za rękę, a ja śmieję się i śmieję jak szalony. Nie wiem jak długo to trwa, ale wraz z tym śmiechem niepostrzeżenie zagłębiam się w coraz głębszych odmętach psychodelii. Stopniowo zrywa się delikatna nić łącząca mnie ze światem, który na co dzień postrzegamy jako realny.
Ewelinka, trzymająca mnie za rękę gdzieś w tamtej warstwie rzeczywistości, zniknęła. A może nigdy jej nie było? Ściany wokół mnie porasta dziwna, egzotyczna roślinność. Mieniące się światłem, skomplikowane faktury, poruszające się wzory, wirujące cząsteczki, wijące się organizmy. Czas i przestrzeń splatają się, by zatańczyć wraz ze mną w odwiecznym tańcu.
Leżę przy ognisku. W powietrzu unosi się zapach ziół i hipnotyczny dźwięk bębnów. Widzę jakieś niewyraźne sylwetki. Ludzie? Zwierzęta? Duchy?Jestem częścią jakiegoś starożytnego rytuału. Teraz to wiem, brałem w nim udział od zawsze. I już zawsze w nim będę.
Postacie nade mną. Docierają do mnie jakieś strzępki, zwielokrotnione echa głosów.
Nie wyglądają najlepiej… Myślisz, że nic im nie będzie?
Nie rozumiem znaczenia tych słow. Leżę na ziemi, nie mogę się poruszać, ale czuję się silny. Odważyłem się, i tak jak chciałem, wędruję dalej niż kiedykolwiek. Moja dusza tańczy w odwiecznym tańcu energii. Rytuał przejścia…
Śmiech. Jakaś twarz rechocze nade mną. To archetypowy prześmiewca, chce mnie wykpić, ośmieszyć. Patrzę mu prosto w oczy, nie odwracam spojrzenia. Muszę wygrać tę walkę. Jestem silny, tańczę dalej…
Nagle słyszę ogłuszający grzmot. Ciemność nocy przeszywa błyskawica, rozpryskująca się wielobarwnym światłem. To przywraca mnie na chwilę do rzeczywistości.Rozglądam się i próbuję dostrzec moich towarzyszy podróży. Ven i Kędzior także leżą na ziemi, oddychając ciężko. Nie musimy nic mówić, wiem, że doświadczają tego samego co ja. Czuję z nimi bardzo silną więź. Każdy pogrążony jest w swoich wizjach, a jednak na swój sposób przeżywamy to wspólnie.
Widzę niewyraźną sylwetkę zbliżającą się do nas z pomieszczenia, w którym byliśmy na początku. To Tęczowa, moja przyjaciółka! Podchodzi do mnie, przytula mnie, uspokaja. Patrzę jej głęboko w oczy. Nagle rysy jej twarzy zaczynają się poruszać. Jej głowa zmienia się w pysk jaguara! Razem z wielkim kotem znowu pogrążamy się w tańcu.
Wokół mnie wirują archetypowe postacie, zwierzęta, duchy przodków, wzory, abstrakcje, uczucia. Wszystko jest jakby przymglone, ale jednocześnie tak bardzo intensywne! Momentami przeszywa mnie ogromne cierpienie, którego już nie mogę wytrzymać! Jestem na granicy, zaraz eksploduję, zwariuję! I właśnie wtedy cierpienie zmienia się w ulgę i rozkosz! Wszystko nieustannie wiruje, zmienia się, przepływa…
Coraz głębiej i głębiej. Wszystko uwalnia się ze mnie. Odpływa ode mnie.Moi przyjaciele, którzy zostali gdzieś w tamtym świecie. Moja rodzina. Tam dokąd płynę, nie można ich zabrać ze sobą. Wszystkie moje wspomnienia znikają, próbuję je złapać, ale przeciekają przez palce. Wszystko to, czym zajmowałem się w życiu. To co lubię i czego nie lubię. Ideały, które wyznawałem. Wszystko to, co kiedykolwiek zrobiłem. Co było takie ważne! Wszystko, co budowałem przez całe swoje życie! Wszystko, co moje. Moje…Odchodzi. Muszę to porzucić. I to boli. Warstwa po warstwie odpada ze mnie to, co stanowiło kiedyś mnie. Jestem coraz mniej sobą. Coraz mniej nawet człowiekiem. Rozpadam się. To takie bolesne i smutne… Ale… Im więcej warstw odpada, tym wyraźniej pod spodem zaczyna coś prześwitywać. Coś, co wszystkie te warstwy skrzętnie skrywały. Coś pięknego i spokojnego…
Czy…mnie…już…nie…ma?
Białe światło zalewa i wypełnia wszystko. Otchłań głębokiego spokoju i ciszy. Białe światło… Życie… Istnienie… Nieskończoność…
Całą wieczność później… Później? Czas, znowu płynie czas! Czuję pod plecami coś zimnego i twardego. Czuję? Ja! Ja znowu jestem! Stopniowo, pomału wraca do mnie świadomość. Obok mnie siedzi Ven. Przytulam ją… Zaczynam płakać, wylewają się ze mnie wszystkie przeżyte emocje. Ogromna ulga i radość. Ja żyję, znowu jestem sobą!
Z przenośnego głośnika leci właśnie Internal Landscapes Anathemy. Słyszę głos, który w niezwykłej synchronizacji opowiada jakby o moich przeżyciach.
Czułem, że odchodzę. Znajdowałem się w bólu i przerażeniu. Starałem się jakoś trzymać, ale dotarłem do punktu, w którym już nie mogłem. I wtedy przeżyłem tak zwane doświadczenie z pogranicza śmierci. Dla mnie to nie było żadne pogranicze – byłem tam. To był totalny rozbłysk światła, jasności, ciepła, spokoju, bezpieczeństwa. Mogę powiedzieć, że byłem spokojem. Byłem miłością. Byłem światłem. A to było częścią mnie… To była wieczność. To tak jakbym zawsze tam był. I zawsze tam będę. Jakby moja egzystencja na Ziemi była tylko krótką chwilą.
Żegnaj mój przyjacielu
Życie nigdy się nie kończy
I czuję się jak ty
I oddycham prawdą
Miłość jest żywym oddechem wszystkiego co widzę
Miłość jest prawdziwym życiem wewnątrz mnie
Bo zawsze tam byłem…
I zawsze tam będę…
- 13278 odsłon
Odpowiedzi
To był totalny rozbłysk
Wiedząc jak trudno oddać słowami ten niewyrażalny stan/miejsce, fascynuje mnie, jak bardzo podobne do siebie są jego opisy.
Chciałbym, żeby to miejsce istniało naprawdę. Dobry raport.
Gratuluję
Też się "tam" kiedyś znalazłem. Piękny stan... ;) Gratuluję!