pierwsze lsd, czyli kompletny chaos w środku miasta.
detale
1 Karton, 120uq, bądź 240uq. W zależności, który doradca miał rację.
Posiadówka na około 10 osób, na noc zostały 4 osoby. Miejsca to mieszkanie znajomego w dobrze wyglądającej kamienicy.
Przyjęcie dawki LSD-25, sobota, godzina około 11:00. Towarzystwo kolegi z klasy, jego dziewczyny, którzy byli trzeźwi oraz kolegi, z którym zarzucałem karton. Miejsca;
Park w dużym Polskim mieście, centrum dużego miasta, moje mieszkanie, kolejna impreza.
Generalnie bardzo dobry stan psychiczny, ze względu na ostatnie przeżycia. Nastrój bardzo przyjemny, w gronie bliskich znajomych, brak większych oczekiwań ze względu na poprzednie przeżycie z tym samym kartonem, lecz w 2x mniejszej dawce.
Setting można uznać za dość spokojny podczas piątkowej nocy z MDMA i ogromnie intensywny podczas soboty.
1. Raz wzięte MDMA z 2-cb, w ilości 400mg (Talerze)
2. Raz wzięte LSD-25, w ilości 55uq, bądź 110uq. Brak dokładnej informacji.
3. Regularne spożywanie THC, od 6 miesięcy. (Detox 9 dni, przed tą sytuacją)
4. Benzodiazepiny, przyjęte około 6 razu na przestrzeni 9 miesięcy.
5. Amfetamina, dwa razy w małych dawkach.
raporty plex_sound
pierwsze lsd, czyli kompletny chaos w środku miasta.
podobne
Wstęp (piątek):
Wiek: 18 lat
Wzrost: Około 175cm
Waga: Około 60kg
Generalnie mój weekend zapowiadał się dość spokojnie, nie miałem zaplanowej żadnej imprezy, ani niczego ciekawszego do robienia poza spotkaniem się z dziewczyną w godzinach wieczornych, lecz tuż przed wyjściem ze szkoły zagadał do mnie kolega z klasy, pytając czy nie chciałbym do niego wpaść na posiadówkę, bo jutro wyjeżdża nad morze, a jego rodzice wyjechali na parę dni. Odpowiedziałem, że może wpadnę z dziewczyną jeśli nie będzie nam się chciało siedzieć w kawiarni. Pare godzin później, około 18:00 narodził się w mojej głowie pomysł na wzięcia MDMA drugi raz w życiu. Zadzwoniłem do kolegi i w przeciągu paru minut czekała na mnie już Różowa Tesla, którą wszyscy tak chwalili. Generalnie impreza przebiegła bez większych zakłóceń, jedyne co mnie trochę zasmuciło to to, że Molly weszła dopiero po tym jak odprowadziłem dziewczynę na przystanek. Następny dzień zaczął się spóźnioną pobudką około godziny 10:00 (mieliśmy wstać o 7:00). Wszyscy byli na dość mocnym zjeździe, ponieważ byłem jedynym, który wziął tylko jeden Talerz.
Część główna (sobota):
Po poprzedniej nocy, ogłosiłem że LSD-25, które miałem kupować dzisiejszego dnia przepadło, ponieważ miałem się spotkać z dealerem, o godzinie 8:00, a była już 10:00. Tak czy inaczej, stwierdziłem że napiszę do niego, czy może nie ma tego dalej przy sobie. Tym razem szczęście mi dopisało i miał przy sobie, aż dwa kartony, co otwierało opcję na mocne porobienie się z moim dobrym kolegą. Ja, który ostatni raz brałem LSD-25, 4 tygodnie temu, w dawce 55uq-110uq, generalnie pół kartonu (Niestety dwóch różnych gości z tym tematem powiedziało mi, że to dwie różne dawki, więc nie jestem dokładnie w stanie określić ile ostatnio przyjąłem), stwierdziłem, że wzięcie całego nie będzie, jakimś bardzo mocnym przeżyciem, a jedynie fajną zabawą na max. 8h.
11:00, odebraliśmy nasz karton od gościa, który zdecydowanie znał się na rzeczy. Student na sznowanym uniwersytecie. Co ciekawe, dostałem blottery z tym samym wzorem co ostatnio, pomimo tego, że były to dwa kompletnie inne kontakty niż ostatnio. Pocieszyło mnie to, ponieważ miałem 100% pewność, że było to czyste LSD-25, brak gorzkiego smaku na kartonie, oraz przeprowadziliśmy testy w kontrolowanych warunkach.
T, przyjęliśmy oboje karton pod język.
T+30m, jedziemy autobusem po papierosy, oboje powoli odczuwamy pierwsze efekty działania kartonu. Lekkie schodzenie się obrazu do środka, głupkowate poczucie humoru.
T+45m, wszystko na co patrzymy powoli zaczyna układać się we wzory, oczywiście poczucie humoru zmienia nam się na kompletnie dziecinne (kolega, również przyjmował większą dawkę LSD-25 po raz pierwszy, ma doświadczenie głownie z MDMA i Amfetaminą). Dodatkowo tworzy się pomiędzy nami specyficzna więź myśli, rozumiem się praktycznie bez słowa. Powiedzienie dwóch słów wyczerpuje prawie każdy temat.
T+75m, dojeżdżamy do domu kolegi, obrzeża centrum miasta, dość zielona, ale niezbyt spokojna okolica (na nasze szczęście było jeszcze wcześnie, więc obyło się bez problemów tego typu). Dosłownie na ostatniej prostej do jego domu ilość efektów pogłebią się gwałtownie, cały świat zaczynam nam się zawijać do środka, a nasze pole widzenia jest diametralnie poszerzone. Wszelakie przedmioty układają się w bardzo specyficzne wzory, przypominające twarze ludzi, bądź inne nietypowe rzeczy.
T+2h, ilość doznań skacze do poziomu, w którym oboje myślimy, że jesteśmy już na peak'u, stwierdziliśmy, że wyjdziemy na paru minut do parku, po prostu się przejść. Zostawiliśmy naszą dwójkę znajomych, którzy byli na zjeździe w domu, wzięliśmy wodę, papierosy i ruszyliśmy bez pojęcia przez siebie. Odziwo po wyjściu na świeże powietrze, oboje się poczuliśmy jak nowo narodzeni. Jak możecie się domyśleć, nogi poniosły nas dość daleko (w ogóle, nie czuliśmy zmęczenia), a nasz spacer trwał około dwóch godzin. Przez cały czas rozmawaliśmy na temat tego co czujemy i się śmialiśmy.
T+3h30m, koniec spaceru, wyodrębniam tą część, ponieważ stało się w niej coś niezwykłego, co uważam za jedno z mocniejszych przeżyć tamtego dnia. Usiedliśmy na ławce, konteplując na temat historii świata, kosmosu oraz wszystkiego co nas otacza, oczywiście nasza rozmowa, nie miała dla innych osób, które teoretycznie mogły się nam przysłuchać żadnego sensu. Ale co istotne, to to że my się rozumieliśmy. W pewnym momencie, gdy poczułem straszną synergię z całym otaczającym mnie światem zadzwonił mój rodzic. Stwierdziłem że odbiorę, kompletnie porobiony i wystrzelony do innej rzeczywistości i stanu bycia wysłuchałem jego narzekania na tematy szkolne, nawet przez chwilę prowadziłem konwersację o moich korepetycjach, po czym szybko uciąłem rozmowę mówiąc, że wracam do domu. Generalnie właśnie w tym momencie, wyjebało mnie z ciała. Nie jestem pewien czy mógłbym to nazwać AOE, ale z pewnością poczułem w sobie kompletny brak persony i problem z odnalezieniem ego (z góry mówię, że nie było to nawet bliskie uczucie Ego-death), wszystko co widzę umarło i przetransformowało się w najpiękniejszą jaką kiedykolwiek widziałem, mozaikę kształtów, kolorów oraz dźwięków okolicznego ptactwa, które brzmiały przez parę minut jak realna muzyka stworzona przez człowieka. W tamtej chwili, poczułem kompletną pustkę jeśli chodzi o jakiekolwiek procesy myślowe, zapomniałem o istnieniu mojego ciała i stałem się obserwatorem świata, który wyglądał jak obraz.
T+4h, po potężnej dawce doświadczeń wróciliśmy do mieszkania kolegi, stwierdziłem że muszę go zostawić z jego przyjaciółką i wrócić do domu, aby się ogarnąć bo od wczoraj nie brałem prysznicu, a wprawia mnie to w dość mocny dyskomfort szczególnie w takim stanie. Przypomnę tylko, że znajdujemy się w jednym z większych miast naszego kraju, więc powrót to nie jest 30min, a ponad godzina drogi z przesiadkami, ze względu na odgległości pomiędzy naszymi mieszkaniami. A więc kompletnie porobiony wsiadłem do pierwszego autobusu jadącego do centrum miasta, aby tam złapać kolejnego busa, bądź inny środek komunikacji miejskiej, który doprowadzi mnie do domu. W sumie to w miarę sprawnie sobie poradziłem patrząc na to, że wszędzie gdzie spojrzałem były rózne wzory, a czasami twarze ludzi dosłownie się zniekształcały patrząc na mnie, lecz jestem osobą bardzo pewną siebie i powiedzmy dumną osobą, więc stwierdziłem że będę miał wyjebane w ludzi, nawet jak się natarczywie patrzą, przecież nikt w Polsce nie podejdzie, zapytać się czy nie potrzebuję pomocy. Dzięki takiemu tokowi myślenia, wprowadziłem mój organizm w pewien stan wegetacji, wszystko co robiłem polegałem na słuchaniu muzyki (Bez niej, nie wiem czy bym dał radę), patrzeniu się w jeden punkt na ziemi, i czekaniu na moją przesiadkę. Trasa była bardzo ciężka, ze względu na to, że mogłem pojechać z jedną przesiądką i w przeciągu godziny być w domu, ale mój organizm się przegrzewał w busie i musiałem wysiąść kilka przystanków wcześniej przed centrum, co z jednej strony pozwoliło mi odetchnąć, ale dodało aż godzinę drogi. Reszta podróży przebiegła bez większych problemów, poza kłopotem z paleniem papierosów, ze względu na to, że były kompletnie pogniecione (Wina miękkiej paczki i leżenia na nich).
T+6h, dom, nareszcie po wielu trudach podróży dotarłem do mieszkania, wchodząc poczułem lekką ulgę. Pomimo tego, że mam współlokatora, który jest starszy ode mnie dość znacznie, nie zrobiłem sobię z tego powodu większego problemu. Wszedłem szybko do łazienki, rozebrałem się i w tym momencie coś znowu mnie uderzyło, nie mogłem uwierzyć w posiadanie ciała i przez około 20 minut patrzyłem się w lustro, moja twarz nabrała wręcz innych barw, a mój wzrok ją deformował. W pewnym momencie zaobserwowałem nawet twarze, moich znajomych, które pojawiały się zamiast mojej. Próbując uzyskać jakąś informację, byłem wtedy świadomy tego co się dzieje, pamiętałem że jestem wciąż pod wpływem, ale byłem w lekkim szoku po podróży. Ilość bodźców które do mnie dotarły podczas dwu godzinnej "przejeżdżaki" przegrzała mój organizm (Dodatkowo miałem ze sobą kurtę, a był to wyjątkowo ciepły dzień). Następnym krokiem było wzięcia prysznicu, nie spodziewałem się, że będzie to aż tak ciężkie. Ale mniejsza udało mi się, chwilę potem przebrałem się w nowe ubrania i nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Zadzwoniłem więc do kolegi, który często bywa w moich rejonach, aby zapytać się czy go akurat nie ma. Oczywiście był 200 metrów od mojego bloku. Jechał po buszka dla kolegów, z którymi był na posiadówie (Ludzie których znam już pare miesięcy i generalnie się lubimy, przyjmowałem również z nimi moje pierwsze MDMA).
T+9h, poleciałem z nim pobrać palenie i po godzinie komplikacji z kupnem udało mi się wrócić, ale nie do domu, a właśnie na imprezę, o której wspomniałem. Wchodząc do mieszkania kolegi czułem jeszcze działanie LSD, lekko słabnące ale moje źrenice wziąć się rozszerały i zmniejszały. Palenia było tak w sam raz, 2g na kilka osób. Mój dobry ziom skręcił trzy przyjemnie gibony, które spaliliśmy w nastepne 2/3h. Doprowadziło to do realnego powrotu mojej fazy sprzed kilku godzin. Znowu wszystko mi się układało w wszelakie mozaiki, ale czułem się znacznie lepiej, marihuana rozluźniła moje mięsnie szczęki, które przez ostatnie 20h były kompletnie zaciśnietę (mam duże problemy ze szczękościskiem, wada genetyczna), do tego stopnia że mnie bolały zęby. Posiadówa kolegi powoli dobiegała do końca, stwierdziłem że wyjdę z ostatnimi osobami i pójdziemy na kebaba. Plan nie wyszedł i skończyło się na odprowadzeniu ich na przystanek. Dodatkowo chwilę przed wyjściem z mieszkania kolegi, zapoznałem się z jego starszym bratem i jego przyjaciółmi. Doprowadziło to do sytuacji, gdzie zostałem zaproszony ponownie, do tego samego mieszkania, ale na kolejną imprezę. Oczywiście z okazji skorzystałem, ze względu na to, że blok kolegi znajduje się około 300 metrów od mojego.
T+13h, na drugiej imprezie panował kompletnie inny klimat, było tam kilka osób które kojarzyłem z mojego szkoły wyższej oraz panowała ciemność, a w tle zamiast Rapu, leciały największe klasyki typu Pink Floyd, AC/DC oraz wiele innych genialnych według mnie zespołów. Bardzo to na mnie zadziałało, ze względu na to, że LSD jakimś cudem dałej mnie trzymało, a marihuana podbiła ten efekt. Plus właśnie taka muzyka kojarzy mi się z dzieciństwem i bardzo dobrze ją wspominam. Cała posiadówka zakończyła się o godzinie 2:00 (niedziela). Wróciłem do domu.
T+15h, w mieszkaniu panowała kompletna ciemność, zanurzyłem się w niej. Było bardzo przyjemnie, umyłem zęby, położyłem się do łóżka, gdzie przesłuchałem cały album "The Dark Side Of The Moon". Było to jedno z przyjemniejszych przeżyć tej nocy. Pomimo, że była to 15h od przyjęcia kwasu, dalej widziałem przemieszczające się wzory oraz kształty pojawiąjące się na moim suficie. Po tym pięknym spektaklu muzycznym, odpaliłem spokojną muzykę w słuchawkach i jakimś cudem zasnąłem.
Podsumowanie (niedziela):
Tak wyglądał mój ostatni weekend, mogę go okreśilić jednym słowem "cud". To, że z tak małą dozą doświadczenia udało mi się wszystko trzymać pod kontrolą, uważam za mój personalny dość duży sukces. Jest niedziela, godzina 16:28, piszę wszystko na świeżo, aby wprowadzić jak największą ilość szczegółów do mojej hisotrii. Pomimo tego, że mi się udało przeżyć bez tragedii pod żadnym pozorem nie bierzcie mnie jako przykładu. Każdy jest inny, a ilość tragicznych wydarzeń, które mogły dojść do skutku w przeciągu tych 24-godzin, była dość duża. Pamiętajcie, żeby zawsze trzymać wszystko pod kontrolą i pod żadnym pozorem nie podróżować samemu w takim stanie. Do następnego.
- 12603 odsłony
Odpowiedzi
Elegancko.
Będą z Ciebie ludzie:-) Fajna podróż, ale chłopie zjedz kwasa i leć do lasu, a nie kiś się w mieście. Pink Floyd najlepsi. Jezu ile ja z nimi przetripowałem. Najlepsze Kosmosy grają. Nikt im nie dorównuje.
"Palenia było tak w sam raz, 2g na kilka osób." - hehe, jak słodko:-)
To tylko sen samoświadomości.