pseudoefedryna, pierwsza stymulacja w moim życiu
detale
Waga: 47kg
Wzrost: 172cm
pseudoefedryna, pierwsza stymulacja w moim życiu
podobne
Siema dziwki i dilerzy! Dziś podzielę się z wami tym jakie wrażenia wywołała na mnie pseudoefedryna. To pierwszy raz kiedy jej spróbowałem, sporo o tym wcześniej czytałem. Zarówno samej teorii, jak i raportów innych użytkowników i muszę przyznać, że zaciekawiło mnie jej działanie. Mniejsza o to, cały mój dzisiejszy dzień wyglądał mniej więcej tak:
[12:27] Mamy wtorek, ciepło na dworzu jak na zimę, ostatni tydzień przed feriami, oceny wystawione, a więc szkołę mogłem sobie odpuścić. Wyszedłem z domu zrealizować listę zakupów od mamy i przy okazji przejść się na krótki spacer. Wczoraj już miałem w planach spróbować pseudoefki, a dzisiaj nic nie stało mi na drodze, aby tego dokonać. Na każdym wpisie jaki czytałem o tej substancji ludzie pisali o Sudafedzie. W mojej okolicy chodził on od 22 do 27zł, uznałem że to trochę drogo jak na piguły, więc postanowiłem kupić coś nieco tańszego - Apselan, za 17zł. Ponieważ ma tą samą, jedyną substancję czynną w takiej samej ilości na tabletkę co Sudafed, to uznałem, że będzie to bardziej opłacalne.
[13:13] Wróciłem doomciu, od razu po odstawieniu zakupów zrobiłem sobie kawę (dość mocną), którą zapiłem początkowo 5 tabsów, z myślą że 300mg jak na pierwszy raz jest wystarczającą ilością. Mija jakieś 20 minut, poszedłem w międzyczasie spotkać się z kumplem (NS, jak to czytasz to pozdery), nie czułem żadnej różnicy w samopoczuciu, wziąłem więc kolejne 5 tabletek, ale z racji na to, że nie miałem przy sobie ani pieniędzy, ani żadnego picia, to gromadziłem w pysku ślinę, wkładałem tam po jednej tabletce i ją połykałem (i szło mi to chujowo, bo z 2 razy tabletka stanęła mi w gardle).
[14:58] Minęło już sporo czasu od zażycia, nadal nie ma żadnych widocznych efektów. Kupiłem sobie Tigera, którego popalając wypiłem, już na chacie u kolegi. Skoczyłem do klopa się odlać i nagle ni stąd ni zowąd trafił mnie szlag! Kompletnie niekontrolowany napływ energii. Chodziłem po korytarzu waląc pięścią w ścianę, skakałem w miejscu, biegałem po mieszkaniu i darłem ryja jak pojeb. Towarzyszyło mi uczucie nieważkości (słabszej nieporównywalnie co do tej po dexie, ale jednak zaistniałej) i przyjemne, lekkie mrowienie w całym ciele. Zrobiłem się nagle tulaśny, ziomek dostał ode mnie buziaka w czoło i przytulasa na znak tego jaki jest zajebisty. W telewizji leciało se „Skibidi” od Little Big. Przeważnie nie jestem taneczną osobą, ale tym razem patrząc na teledysk, razem z piosenkarzami odpierdalałem ten pojebany taniec, śpiewając głośno „skibidi ła pa pa, skibidi ła pa pa pa pa” robiąc z siebie większego idiotę niż na codzień jestem. Później włączyłem Wixapol, bodajże kawałek „Hej sokoły”, w rytm dudniącego basu, jak na jakimś rave'ie wymachuwałem bardzo intensywnie rękami przed siebie.
[15:26] Nagle dzwoni MM (trzeci narkus) i mówi żebyśmy podeszli pod niego. Dostałem od razu zjebe od kumpla, z którym cały czas byłem, że jak psiarscy zobaczą co ja odpierdalam, to mnie pewnie zwiną, więc mam się uspokoić. Całą „podręczną” energię zużyłem w mieszkaniu, aby chociaż trochę się uspokoić przed wyjściem.
[15:32] Idziemy. Chodzę znacznie szybciej niż zazwyczaj w ogóle się przy tym nie męcząc. Odczuwanie grawitacji było już mniej spierdolone, a każdemu kroku towarzyszyło przyjemne mrowienie w kolanach. Po drodze starałem się wyładować tą energię poprzez rozciąganie barków i inne takie, ale ni chuja w ogóle nie pomagało. Przyszliśmy po tego trzeciego melepete i chodząc po mieście w zasadzie nie działo się nic ciekawego, stan jaki opisałem powyżej utrzymywał się większość czasu, ale już nie darłem mordy skacząc w miejscu.
[16:03] Usiedliśmy w KFC. Zauważyłem, że jestem spokojniejszy, a moje postrzeganie... tak naprawdę wszystkiego, różni się od tego na trzeźwo. Każdy człowiek wydawał się być bardzo sympatyczny, otoczenie przyjazne, a tematy, które na codzień miałbym głęboko w dupie potrafiły mnie porwać na połowę naszych rozmów. Uczucie w zasadzie podobne nieco do tego po kodeinie, tyle że jak po kodzie mam totalny chillout, mówię spokojnym, cichym głosem i w ogólnie kocham świat itd. tak teraz było odrobinkę inaczej. Byłem co prawda spokojniejszy niż wcześniej, ale nadal musiałem czymś ruszać jak dziecko z ADHD, mrowienie nie ustępowało, a chodziło się jeszcze przyjemniej niż wcześniej. Parę razy zdarzyło mi się również popuścić, czego w ogóle nie czułem. Gdy poszedłem do klopa, to było już za późno... szrama o średnicy 10 centymetrów, ale to szczegół. Z perspektywy obcego, nie było po mnie raczej widać żadnego odurzenia. Zachowywałem się w miarę jak trzeźwy, chodziłem normalnie, nie nosiło mnie, ale czułem, że w środku rozpiera mnie uczucie dziwnej euforii, spełnienia i radości, było to bardzo przyjemne, nie chciałem, aby ten dzień się kończył, bo był sam w sobie cudowny.
[19:53] Wróciłem już do domu, w te 4 godziny nic ciekawszego się nie działo, ale nadal czuję bicie pobudzonego serca, pobudzenie, zero jakiegokolwiek zmęczenia i przyjemne mrowienie towarzyszące każdemu mojemu ruchowi. Psychicznie już chyba wytrzeźwiałem. Żałuję trochę tych pieniędzy, ale podsumowując, było dziś naprawdę fajnie z tą pseudoefką, chciałbym mieć tak na codzień.
[05:50] Nie spałem dzisiaj w ogóle, całą noc albo przeleżałem bez ruchu, albo przesiedziałem na telefonie. Nic nie jadłem, nie mam apetytu, wyszczać czy zwalić konia normalnie se nie mogę. Miałem już parę nieprzespanych nocy związanych z DXM'em, ale zawsze gdzieś koło godziny 3 nad ranem udawało mi się zasnąć. Pomimo braku snu nie czuję żadnego zmęczenia, a samopoczucie psychiczne jest wyjebiste, ale 17ziko chyba nie jest wart takiej męki z nudów. To wszystko, dzięki za uwagę, módlcie się, żebym przeżył ten dzień.
- 3899 odsłon