off - time z doctorem kicz !
detale
raporty barti
off - time z doctorem kicz !
podobne
Wszystko stało się ostatniego dnia, pamiętnego dla mnie festiwalu w Kato. Pamiętnego z wielu róznych względów, które dla czytelników mogą być średnio ciekawe - zatem przejdźmy do niedzielnego poranka. Rano, po przebudzeniu i wstępnym ogarze, ruszyliśmy na lekkie śniadanie, a nastepnie na teren festiwalu. Siedząc na trawie przed główną sceną pytam M. :
- To jak z tymi kwadratami ?
- W sumie czemu nie, ale na poczatku wrzuciłbym połówke, i zobaczył co się będzie działo.
Po dłuższej konwersacji zgodnie położyliśmy na językach po jednym kartoniku magicznego DOC, kolejny kurewsko-gorzki posmak nie robi na mnie większego wrażenia.
T+40 minut: Przeglądamy dzisiejszy line-up, dyskutujemy o faworytach, jest już wstępny plan na tournee od sceny do sceny, okej, to chodźmy zabakać, bo żołądek daje pierwsze symptomy konsumpcji kwadrata. Jako iż byliśmy świetnie zapotrzeni w 2 rodzaje sortu - chill out i stymulujący, zgodnie wybraliśmy ten bardziej czilowy. Lufa, zapalniczka, buch, jeb - uff, od razu lepiej. Cierpki grymas powodowany przez ściśnięty żołądek zamienił się w delikatny uśmiech. Teraz już niech się dzieje co ma się dziać :)
T+1h: Dobra, jednak kartoniki na pewno miały 4 mg, a nie jak sądziłem połowe z tego, jest grubo. Kolorowo, bardzo zaburzona komunikacja z ludźmi:
- Chodźmy się czegoś napić
-Taaak, też mam ochote, chodźmy kupić coś do picia
- Ale gdzie, którędy, dokąd
I tak spędziliśmy dobre 30 minut krążąc po całym festiwalu szukając stoiska z yerbatą, które wcale nie było specjalnie ukryte, jednak stan w którym się znajdowaliśmy nie pozwolił nam go odnalźć. Najbardziej złożone zdanie jakie mogliśmy wypowiedziec brzmiało:
- O chuuuuuj ziomku, ale jestem naćpany, gdzie jest yerbata?
Obydwoje śmiejemy się ze swojej dziecinnej niezaradności, chuj z piciem, chodźmy na ambient, napewno gra ktoś niezły. No to idziemy, okej, idziemy.
T+1,5h: Siedzimy w namiocie, leci ambient, niestety bardzo ciężki, właściwie nie da się słuchać.
T+2h: Czas kupić Yerbate, i idziemy na Autre ne Veut, uczucie naćpania przestało narastać, czułem jakby zeszło ze mnie całe ciśnienie i niepewność; ze świetnym humorem zmierzamy na scenę Trójki.
T+2,5h: Dziesiąta yerbata zakupiona, nareszcie wchodzimy. Na scenie widzę męsko-damski duet, z męskim wokalem. Z każdą sekundą czuję podkręcanie niesamowitego nastroju i atmosfery. Muzyka brzmi najpiękniej na świecie, słowa wydobywane z gardła wokalisty wywoływały coraz większe fale emocji i eufori w naszych nietrzeźwych umysłach. Piękne fioletowe światła dodawały niesamowitego klimatu, cały namiot falował, chciałem wszystkim przekazać jak w tym momencie się czuję. Nagle poczułem kumulację całej pozytywnej energi, eufori, wszystkich bodźców w jednym momencie, orgazm intelektualny każdej cząsteczki ciała, NIECH TEN MOMENT TRWA WIECZNIE ! I NAGLE...... koniec koncertu. ŻE CO? KONIEC?
Autre ne Veut przejechało po nas jak walec. Razem z M. przez dobre 10 minut staliśmy pod sceną i zastanawialiśmy się czemu wszyscy wychodzą - to już? Przecież to NIGDY nie powinno się skończyć. Jesteśmy totalnie rozjebani, nic nie ma zanczenia, liczy się tylko niesamowita euforia !
-chyba nie trzeba nic dodawać? - spytałem, jednocześnie wiedząc że M. czuł dokładnie to samo co ja
- absolutnie - odpowiedział
T+3,5h: Na jedzenie niezbyt mamy ochotę, na głównej scenie gra Molesta Ewenement. Jako że ja mam swoje rapowe zajawki, zdecydowaliśmy przynajmniej zobaczyć jak będzie. Joint na rozgrzewkę, podchodzimy trochę bliżej, o, tu jest idealnie, stop. Całego przedstawienia opisywać nie chcę, jednak możecie się tylko domyślić co spowodowało połączenie DOC, kilku buchów i polskiego rapu. Przez równą godzinę, ciężko było powstrzymać okrutną, ciągłą bekę.
T+5h: dobra czas coś zjeść, komunikacja i myślenie wróciły jako tako do normy, zastanawiamy się nad ostatnimi 5 godzinkami, czujemy głeboki chillout. Spotkaliśmy kilku znajomych M., parę krótkich rozmów, jednak wolimy spędzac czas sami - trzeźwi ludzie trochę jeszcze wkurwiają.
T+6-10h, podsumowanie: Generalnie reszte dnia spędziliśmy na pogawędkach, piciu piwek i paleniu jointów. Czuć było trochę psychiczne wypranie, ale jednocześnie dobry humor. Muszę dodać, że to doświadczenie bardzo nas do siebie zbliżyło i poczuliśmy nowego rodzaju więź, tak jak po przeżyciu czegoś bardzo intensywnego razem. Dawka była trochę większa niż planowaliśmy na początku, ale ani ja, ani M. nie żałowaliśmy pójścia na całość. Swoją drogą, jestem pewien że nie była to moja ostatnia przygoda z DOCtorem. M. też oceniał przeżycie niezwykle pozytywnie. (na marginesie: jest ode mnie starszy o 5 lat).
Jak DOC to tylko na koncert !
- 7674 odsłony