złoty środek
detale
Kilka razy: DXM, 4-AcO-DMT, 25C-NBOMe, haszysz
Od czasu do czasu: marihuana, nikotyna, alkohol
raporty warsaw
złoty środek
podobne
Ostatnimi czasy doszły mnie słuchy o microdosingu. Ponieważ chciałem się jakoś odblokować twórczo, to ta koncepcja wydała mi się zachęcająca i postanowiłem wcielić ją w życie. Zmagam się też trochę z lekką aspołecznością i lękami, więc liczyłem również na zerwanie więzów w tej kwestii (oczywiście podejmuję walkę ze swoimi problemami na różnych płaszczyznach, nie tylko karmiąc się pscyhodelikami, więc oczywiście jest to tylko element "terapii"). Cztery dni po tripie przy dawce 125 µg, uwzględniając tolerancję, wycelowałem w około 30 µg. Oto efekty:
- T = 13:00 - zarzucam ćwiartkę papieru pod język.
- T + 00:10 - na razie lekkie wyostrzenie zmysłów, nie jestem pewien, czy to placebo (chociaż przy poprzednim tripie też bardzo zdziwiła mnie duża prędkość ładowania się substancji). Odczuwam miękkość dotykanych powierzchni, również palców na klawiaturze.
- T + 00:20 - kolory są wyraźniejsze, ale nieznacznie.
- T + 00:25 - oczywiście brak jakichkolwiek efektów wizualnych, za to zaczałem odczuwać bardzo wyraźnie pustkę w głowie (w sensie klarowności umysłu). Myśli wydają się być lekkie i naturalnie wirować wokół głowy, są niezależne, mogę je weryfikować z dużo większą świadomością. Muzykę odczuwam z charakterystyczną głębią.
- T + 00:30 - spróbuję przerzucić się na słuchawki.
- T + 00:45 - wyraźna poprawa nastroju. Odbiór muzyki raczej niezależny od tego, czy słucham jej na słuchawkach czy na głośnikach. Być może nawet lepiej było na głośnikach, bo nie musiałem tachać czegoś stale na głowie. Spróbuję jeszcze dousznych. Douszne dużo lepsze, jestem wesół.
- T + 00:50 - coraz większa chęć zrobienia czegoś twórczego. Co kilka minut sprawdzam źrenice, nie są wyraźnie powiększone, poprawnie reagują na światło.
- T + 01:05 - trochę porysowałem pastelami. Zauważyłem, że wcale nie chodzi o inspirację, chodzi o skupienie i odczuwanie rzeczywistości całym sobą. W tym tkwi podstawa. Inspiracja jest oczywiście ważna, ale ona musi przejść przez ten katalizator, przez umysł, który jest uspokojony w pewien sposób, a jednocześnie szaleńczo twórczy. Przekucie podenerwowania w twórczość. Spokój ducha i jednoczesne pobudzenie. Nie można tworzyć bez skupienia. Oczywistość? Dla mnie dopiero w tej chwili.
- T + 01:10 - euforia, wszystko mi sprawia dużą przyjemność. A szczególnie Miłość na słuchawkach. Ten saksofon + pianino, orgazm w uszach. Bardzo drobne, leciutko zauważalne CEVy ze śniegu optycznego. Nawet mi się nie chce na tym skupiać.
- T + 02:35 - wróciłem z rowerowej przejażdżki. To był świetny pomysł na uwolnienie energii. Wraz z podziwianiem okoliczności przyrody podmiejskich terenów, przemyślałem to i owo. Czuję się jakbym wypoczywał (choć właściwie to tak jest). A zatem, wypoczywam od bycia więźniem formy. Przestaję zwracać uwagę na swoje odbicie w innych ludziach. Ich odczucia są mi obojętne. Jestem na zwolnieniu warunkowym od konwenansów i różnych spętań wynikających z bycia człowiekiem.
- T + 03:00 - to się przerodziło raczej w taki mini-trip, ale to chyba jest nawet chyba lepsze niż branie takich dawek konkretnie zniekształcających rzeczywistość. Co wcale nie znaczy, że te tripy na "pełnoprawnych" dawkach nie były potrzebne, czy złe. W życiu, i tak samo w tym jego aspekcie, ważna jest równowaga i trzeba próbować różnych trybów działania. Bardzo mi się to podoba, zwięźle mówiąc.
- T + 04:11 - zanurzyłem się w rozmówkach internetowych i muzyce.
- T + 04:23 - Znalazłem idealny album do spokojnego tripa.
- T + 05:26 - porozmawiałem z K. i z P. Dużo łatwiej przychodziła mi rozmowa, kiedy bardziej się skupiałem na treści i zwracałem uwagę na rozmówcę. Zwykle zmagam się z moimi wyobrażeniami na temat wyobrażeń rozmówców na mój temat, co jest okropne i sprawia, że tak naprawdę skupiam się wtedy na sobie. Teraz tego nie odczuwam, mam czystą głowę i wiem, jak ciągnąć rozmowę. Pograłem też na gitarze, co było czymś niesamowitym. Miałem przestrzeń twórczą! To było coś, czego szukałem już długi czas. Efekty typu wah-wah, etc., których nie potrafiłem wcześniej umiejętnie wykorzystać, stały się moimi przyjaciółmi. Błędy w improwizacji nie były dla mnie problemem, próbowałem je wykorzystać, przeciągnąć na swoją stronę, nie myślałem o nich jako o czymś strasznym. Pozwalałem się ponieść i miałem nad nimi kontrolę. Bać się błędów - to największy błąd (śmierdzi kołczingiem ;)). Zjadłem w końcu obiad, mimo niechęci, ale trzeba coś jeść. Nie powiem, żeby mi ten obiadek siadł jakoś szczególnie. Był smaczny, ale teraz uwiera lekko w brzuch.
- T + 05:37 - zrobiłem zdjęcie! Zauważyłem talerzyk z rozmiękniętym tipem od jointa i spostrzegłem, jak ładnie się wkomponował w otoczenie, tworząc geometryczną kompozycję. Trochę poustawiałem kadr, usunąłem jakieś zbędności, a łatwo nie było, bo musiałem przyjąć jakąś taką krzywą pozycję na balkonie, aby nie spaść. Teraz zajmę się obróbką.
- T + 05:52 - obrobiłem lekko zdjęcie, jestem zadowolony z efektu, może jeszcze coś będę w nim dłubał. Nadal czuję ten obiad w żołądku.
- T + 05:59 - wrzuciłem zdjęcie do internetu. Nawet czuję się trochę dumny :)
- T + 06:09 - Gui Boratto - Chromophobia, również super na tego rodzaju przeżycie. Zaczyna się ściemniać. Czuję się świetnie. Oprócz tego nieszczęsnego żołądka. Nie polecam się przejadać nawet przy tak niskich dawkach (a ja nawet wszystkiego nie zjadłem!).
- T + 06:52 - muzyka nadal wchodzi super. Teraz już niczego nie robię, siedzę w necie, słucham muzyki, jestem trochę zmęczony, ale bardzo zadowolony z dnia.
- T + 07:27 - uczucie lekkiej głowy powoli ustępuje. Samopoczucie nadal dobre. Rozmawiam z kimś, rozmowa stymuluje i sprawia radość.
Podsumowując, moje oczekwiania wobec tego doświadczenia zostały spełnione z nawiązką. Porysowałem, popisałem, pograłem, zrobiłem zdjęcie - rzeczy, na które od dawna miałem ochotę, a nie mogłem się do nich zabrać. Było to bardzo ciekawe, bo bez wizualnej i mentalnej sieczki w głowie, której można doświadczyć na wyższych dawkach, dużo łatwiej było mi dostrzec pewne mechanizmy, które mi wadzą i przeszkadzają w codziennym życiu, w którym przecież nie łączę się ciągle z wyższymi wymiarami i nie odczuwam krystalicznie wyraźnej więzi z całym światem. Błędem, który kiedyś popełniałem, była pełna wiara w uzdrawiającą moc psychodelików. Najważniejsza jest własna praca i bez wyraźnych oczekiwań wobec działania sajkołyków, nie ma to sensu za którymś razem. Od czasu do czasu miło jest doświadczyć rekreacji na poziomie "niezłej fazy, łoooooo", ale w sensie terapeutycznym, dużo więcej dał mi ten trip niż zwyczajne ilości z OEVami i mindfuckiem.
Nie trafiłem dokładnie w dawkę zalecaną przez uprawiaczy microdosingu, ale nie żałuję tego ani trochę. Ta wyraźna stymulacja i odczuwalne efekty (jak np. odbiór muzyki) na lekkim poziomie oraz pobudzenie kreatywności - to było coś, na co czekałem.
- 8054 odsłony