zmrożone góry i mexicany
detale
raporty belzedup
zmrożone góry i mexicany
podobne
Śnieg skrzypiał, a buty łamały lód, który zbudował się wokół źdźbeł trawy. Marcin wypił zupkę instant z meksykańcami już 20 minut temu. Zbliżyliśmy się do stawu, w którym w lato gnieżdżą się łabędzie i stroszą pióra na każdego, kto znajdzie się zbyt blisko ich gniazda. Teraz był cały skuty lodem po paru dniach mrozu sięgającego -16°C. Kamil kucnął przy brzegu i zjadł swoją działkę, jemu smakują. Ja musiałem zalać je herbatą, dopiero wtedy mnie nie skręca od aromatu. Czekając aż się zapażą wbiłem się na lód. Straszył mnie pękając lekko, ale był na tyle gruby, że nie pękł. Marcin po prostu biegał po jeziorze, nie przejmował się specjalnie. Wypiłem herbatkę i ruszyliśmy przed siebie.
Oczywiście załadowały mi się błyskawicznie. Zamglone myśli, wzmocnione zmysły i emocje, silniejsze odbieranie kolorów i kształtów. Nie był to silny trip, tym razem mi się upiekło. Całkiem pozytywny, zeszły rok był bardzo pracowity i nie czułem tym razem wyrzutów sumienia. Mój poprzedni trip raport był po pierwszej podróży i od tego czasu moje wszystkie problemy się rozwiązały. Nie palę już marihuany. Nie spożywam alkoholu. Sporadycznie się zdarzy, ale zupełnie nie cieszy mnie uciekanie od rzeczywistości. Mam zapas kanno masła i nie kusi mnie kiedy ktoś mi proponuje, bo mam swoje, dobre i bezwartościowe dla mnie.
Ale z drugiej strony czuję, że był to trip przełomowy, bo pierwszy po rocznej przerwie i pierwszy w pełni pozytywny. Czułem, że przeszedłem w tym trzyletnim okresie wielką zmianę. Z oszukującego się, zjaranego lenia stałem się sobą, którego akceptuję i lubię. Nie czuję bym musiał cokolwiek udowadniać. Co chwilę pojawiały mi się różne dziwne myśli, które kończyły się na pozytywnej puencie. Pierwszy raz miałem odpowiedź na wszystkie swoje wątpliwości. Nie czułem się samotny. Idąc lasem modliłem się do Ducha Świętego by mnie dotknął.
Dotarliśmy do otwartych pól. Zaszło słońce i kolory nieba stały się zachwycające. Przechodząc przez drogę poprawiłem znak drogowy, bo strzałka na zakręcie się przekręciła w złą stronę. Stanęliśmy na środku polnej drogi i spojrzeliśmy na rozciągające się pasmo górskie. Zachwyt, uniesienie, ciężko opisać co czuliśmy, ale spędziliśmy w tamtym miejscu 20 minut wpatrując się w kolory nieba i mgły unoszącej się nad odległą górą. Kamil zajarał szluga, Marcil legł na ziemi i zamknął oczy, a ja postanowiłem się rozciągnąć.
Idąc dalej napotkaliśmy niezwykłe formacje utworzone z mrozu na śniegu, dostrzegaliśmy detale w lodzie, zamknięte bombelki powietrza. Widzieliśmy w tym lodzie mgłę z nich utworzoną. Czułem niezwykłą lekkość i rozluźnienie w mięśniach. Wchodząc w las natknęliśmy się na strome zbocze i postanowiliśmy się wspiąć. Było mi łatwiej, bo miałem kijki, chłopaki musieli się trochę nagimnastykować. Po zdobyciu zbocza wspiąłem się na drzewo i Marcin zaraz po mnie. Kamil został na ziemi. Jesteśmy stworzeni, żeby się wspinać. To uczucie jest genialne, kiedy zwisasz jedną ręką z gałęzi i trzęsiesz całym drzewem, żeby się bujało. Następnym celem była góra przed nami, na którą poświęciliśmy trochę czasu. Teren był trudny, bez drogi. Przynajmniej w zimę nie ma kleszczy.
Przeszliśmy w ten sposób następne 5km i dotarliśmy do punktu widokowego. Była czarna noc, oczywiście szliśmy bez latarek, bo więcej widać bez nich. Wchodząc na małe wzniesienie, na Wielkiej Cisowej Górze ukazały nam się świecące gwiazdy, a przed nami miasta i wioski. Wszystko jak na dłoni. Marcin zrobił nam zdjęcie i wysłałem je Magdzie. Oświadczę się jej w tym roku, albo następnym powiedziałem.
I tutaj zakończę moją opowieść. Trip z zaufanymi przyjaciółmi gwarantuje Ci, najepsze przeżycia, wsparcie i zrozumienie. Życzę Ci tego, żeby twój następny trip odmienił Twoje życie i pomógł pozbyć się nałogów i toksycznych zachowań.
A tak w ogóle, to tripowałem, żeby się odświeżyć mentalnie. Czułem się ostatnio zmięty, strapiony. Chciałem wszystko poukładać w głowie kolejny raz.
- 3019 odsłon