na pełnym pizdingu! dzień 1: tu jest tak fajnie, a tam w pokrzywach tak śmiesznie
detale
raporty gluciorro
- Odwarstwianie ego
- Changa: spotkanie ze Świętą Uzdrowicielką
- Oświecenie na wynos, poproszę.
- Hippie fliping. Na szczycie szczytów
- Na pełnym pizdingu! Dzień 2: Cała polana już nie wie co się dzieje
- Na pełnym pizdingu! Dzień 1: Tu jest tak fajnie, a tam w pokrzywach tak śmiesznie
- Wylaliśmy się z siebie złotą kałużą włosów dłoni i ust
- Wszechświat jest Miłością!
- Ciepłą, kwaśną nocą... las jest żywszy niż wy
- Grzybomyśli... czyli każdy ma głowie cały wszechświat, boga i sens
na pełnym pizdingu! dzień 1: tu jest tak fajnie, a tam w pokrzywach tak śmiesznie
podobne
Charzykowy, spokojna wieś turystyczno-letniskowa położona w sercu Borów Tucholskich. Jednak w ten jeden weekend spokój Charzyków zakłóciła pewna ćpuńska ferajna, mająca tylko jeden cel: szerzyć wszędzie wokół degenerację, psychodelę i pieprzoną hipisowską wolną miłość! Na ten krótki czas Charzykowy przekształciły się w wieś empatogenno-psychodeliczną…
Dzień 1. Tu jest tak fajnie, a tam w pokrzywach tak śmiesznie, czyli MDMA.
Niedzielny poranek przywitał nas chłodem i kacem. Poprzedniego dnia zdołaliśmy wprowadzić swoje organizmy w stan upodlenia alkoholowego. Na ten dzień plany były jednak dużo bardziej ambitne.
- Będziemy dzisiaj pływać łódką. Taak, mam kapok. – oświadczyła SerotoNina przez telefon swojemu tacie. Każdy z nas wiedział, że w naszym wolnym tłumaczeniu oznacza to:
- Będziemy dzisiaj ćpać MDMA. Taak, mam gumy do żucia i dużo wody.
Po dokonaniu rutynowych porannych czynności, takich jak szczotkowanie zębów, wypicie browara czy zapalenie buszka lub dwóch zaczęliśmy powoli przygotowywać się do planowanej wyprawy. Na drewnianym stoliku zdezynfekowanym nawilżonymi chusteczkami przeprowadziliśmy operację podziału miłości w krysztale na odpowiednią dla każdego dawkę.- Siostro, proszę podać puszkę kukurydzy do rozgniecienia kryształów;
- Siostro, proszę przygotować kartę od bankomatu do podziału – rozbrzmiewały komendy.
Po dłuższym czasie operacja udała się, ku uciesze zniecierpliwionych towarzyszy. Okazało się jednak, że w międzyczasie niebo pokryło się dość groźnie wyglądającymi chmurami. Do przenikającego nas chłodu i wiejącego wiatru dołączyło zagrożenie deszczem. My jednak od dawna planowaliśmy spędzić ten trip w plenerze. Wyniknęła krótka dyskusja i głosowanie, w wyniku którego opcja udania się ku naturze zwyciężyła jednym zaledwie głosem. Nawet ćpuńskie społeczeństwo winno stosować zasady demokracji, tak więc naciągnęliśmy kaptury i ruszyliśmy…
Po drodze nie raz ogarniały nas wątpliwości z powodu padającego w oddali deszczu. Już prawie mieliśmy zawracać, ale jakimś cudem dotarliśmy do lasu. W środku przestał wiać wiatr, od razu zrobiło się przyjemniej. Przeszliśmy przez uchyloną drewnianą furtkę i tym sposobem znaleźliśmy się wewnątrz magicznego ogrodu – nie było już dla nas odwrotu. Wkrótce naszym oczom ukazała się soczyście zielona łąka osłonięta od wiatru. To było miejsce dla nas!
Po wielu dywagacjach, znaleźliśmy sobie wygodne i bezpieczne legowisko.
Wreszcie, po tylu trudach, każdy otrzymał swój upragniony woreczek z substancją tak gorzką, a wywołującą tak słodkie efekty.
Gdy tylko wylizaliśmy woreczki, zza chmur wyszło słońce. Ucieszyliśmy się, wiedząc, że jednak dobrze zrobiliśmy ruszając w plener.
- Ej, daj mi piwo, przecież mnie kochasz – powiedziała Tęczowa.
- Jeszcze nie, dopiero za chwilę będę cię kochać – przekomarzała się Kasia.
Wszyscy niecierpliwie oczekiwaliśmy pierwszych efektów.
‘Eej, ja już zaczynam coś czuć’. ‘No, w lewej ręce mam dreszcze’. ‘A mii jeszcze nic nie weszło, może zjem drugą dawkę?!’ – tradycyjnie wszyscy się przekrzykiwali.
Jak zwykle mnie bardzo szybko ogarnęła fala dziwności. Chaos w głowie, serce bije jak oszalałe, drętwieją kończyny i twarz. ‘O kurwa, może tym razem wziąłem za dużo?’
Jednak już po chwili serotonina zalała moje neurony, a fala ekstazy przybiła mnie do podłoża. ‘O bożee, jak dobrze! Taak, chodźcie się przytulać, kocham was!’.
Znowu jest tak dobrze, że muszę aż troszkę pojęczeć.
Po kolei dołączają do mnie następni ekstatyczni wybrańcy miłości. W tym stanie liczy się tylko bliskość, dotyk, dłonie, włosy, przytulanie się. Jesteśmy tu wszyscy razem, kochamy się, leżymy na miękkiej trawie i mamy wyjebane na wszystko inne, świeci słońce, owiewa nas cudowny wiatr, śpiewają ptaki, szumią drzewa. To jest właśnie ŻYCIE!
Na otwartym terenie jak nigdy wcześniej dały o sobie znać wizualne możliwości MDMA. Obraz stał się wyostrzony, wyraźny (chociaż w momentach największej euforii rozmywał się), kolory stały się soczyście intensywne, wszystko zrobiło się piękne! W pewnym momencie ktoś uniósł głowę do góry, a z jego ust dobyło się dobitne ‘o kurwa!’.
To słońce nad nami, tak olśniewająco piękne, że wszyscy nie mogli przestać na nie patrzeć. Wyrwała nas z tego dopiero jak zawsze rozsądna Sarna, która kazała nam przestać, bo przecież nie wolno patrzeć prosto w słońce.
- Racja, przecież w latach 60-tych trzech studentów fizyki Uniwersytetu Yale pod wpływem groźnej substancji znanej jako L-S-D straciło wzrok z powodu wpatrywania się w słońce przez 8 godzin – zaśmiałem się.
W ogóle dużo się śmialiśmy, oczywiście pojawiały się też poważne rozmowy i szczere wynurzenia, ale generalnie było raczej radośnie i beztrosko. Wcześniejsze obawy co do pogody okazały się totalnie niepotrzebne. Dobrze obrazuje to pewien dialog:
- Ej, zaczyna padać deszcz – mówi ktoś
- No to co? - pyta na to Żuku.
Właśnie, no to co?! Przecież i tak jest wspaniale! Schowaliśmy się pod śpiworami i czuliśmy się beztrosko niczym dzieci na pierwszych wakacjach pod namiotem.
Gdy znowu wyszło słońce, ja i Tęczowa pobiegliśmy na łąkę. Padliśmy w ramiona gęstej trawy i przytuliliśmy się do niej. Wrażenia są niesamowite, nie wiem już sam, czy lepsze jest przytulanie się do dziewczyn czy do trawy.
Gdy wróciliśmy, podszedłem do Oli, żeby dotknąć jej pluszowej sierści, a ona z pełną powagą oznajmiła mi:
- Jak wstaję to tutaj jest tak fajnie, a tam w pokrzywach jest tak śmiesznie!
Ola miała pluszową sierść, ponieważ specjalnie na nasze tripowanie kupiła sobie taką bluzę-misia z uszkami. Nie trzeba mówić, że została dzięki temu naszą maskotką, naszym pluszakiem misiowym i była po prostu rozchwytywana. W pewnym momencie Ola poddała się swoim pierwotnym instynktom i zagłębiła się w otchłań lasu razem z Młodym. Po chwili wybiegli z niego z dzikim wzrokiem. Ola z igliwiem w sierści i umorusanym od błota noskiem krzyknęła:
- Po drugiej stronie lasu jest dziki strumień i piliśmy z niego wodę! Chodźcie to zobaczyć!
Pomyślałem, że muszę dać się poprowadzić temu niezwykłemu stworzeniu. Razem z Tęczową, Żukiem i Młodym pobiegliśmy za nią stąpając po grząskiej, bagnistej ściółce. Nasza przewodniczka co jakiś czas przystawała schylona za pniem drzewa, patrząc na nas i wydobywając z siebie ciche miauknięcia. No po prostu najsłodsza istotka na ziemi, nic tylko rzucić się i ją ukochać. W końcu dotarliśmy do szemrzącego strumienia. Bujna dzikość tego miejsca urzekała nas i hipnotyzowała. Siedząc na spróchniałej kłodzie czuliśmy się częścią tego prastarego zakątka lasu. Wspaniale także rozmawiało nam się z resztą towarzyszy, czuliśmy ze sobą łączność, niezwykłą nić porozumienia.
Wkrótce postanowiliśmy jednak wrócić, gdyż zaczęło nam brakować reszty ekipy. Chcieliśmy położyć się tak jak wcześniej obok nich rozjebani na trawie i poprzytulać się. Jakież było nasze zdziwienie, gdy po podejściu blisko usłyszeliśmy ‘Odejdźcie gdzieś dalej, SerotoNina się źle czuje i chce być sama!’. SerotoNina rzeczywiście wyglądała kurewsko daleko od OK. Jak się potem dowiedziałem, przeżyła naprawdę solidnego bad tripa. W pewnym momencie leżała w trawie wierzgając nogami i krzycząc ‘Pomóżcie mi! Ja tego nie wytrzymam, chcę żeby to się skończyło!’' Twarze ludzi wokół niej rozmywały się karykaturalnie, czuła się fatalnie psychicznie i miała problemy z oddychaniem. Trzeba dodać, że od samego rana SerotoNina nie czuła się najlepiej fizycznie i była też źle nastawiona psychicznie, i na tripie to po prostu wyszło ze wzmocnioną siłą. Na szczęście nasze chodzące wcielenie dobroci, Sarna, zaopiekowała się nią, uspokajała, oddychała głęboko razem z nią. Sarna opowiadała potem, że (po części dzięki podbiciu empatii przez MDMA) czuła się totalnie jak matka opiekująca się swoją chorą córką.
Tymczasem Tęczowa i ja poszliśmy kolejny raz położyć się na skąpanej w słońcu łące. Leżąc w swoich ramionach i na miękkim posłaniu trawy, rozmawiając, patrząc się w swoje oczy, słuchając odgłosów przyrody – osiągnęliśmy cudowny stan błogości i spełnienia. W pewnym momencie po ustach Tęczowej przebiegł pająk, jednak żadne z nas nie przejęło się tym – to była raczej cudowna kwintesencja tej jedności z naturą.
Takie chwile są niesamowite. Uczucie bliskości, zjednoczenia, wspólny dotyk, otwarte i szczere rozmowy w poczuciu pełnego zrozumienia i akceptacji – to jest coś co bardzo głęboko i na zawsze zbliża do siebie ludzi.
Wkrótce SerotoNina poczuła się już nieco lepiej i cała ekipa przeniosła się ze swojego zacienionego legowiska do nas. Poleżeliśmy jeszcze trochę wspólnie, ale wszyscy byliśmy już na zejściu i zaczęło dokuczać późnopopołudniowe zimno, więc postanowiliśmy wrócić do naszych domków. Powrót wyglądał zupełnie inaczej niż chaotyczna i pełna wątpliwości wyprawa w pierwszą stronę. Wracaliśmy w poczuciu spełnienia i głębokiego wewnętrznego spokoju. Kolejny raz przeżyliśmy wspólnie coś, co już na zawsze jeszcze bardziej zacieśniło nasze więzi…
[o następnym dniu naszej wyprawy możecie przeczytać tutaj: http://neurogroove.info/trip/na-pe-nym-pizdingu-dzie-2-ca-polana-ju-nie-... ]
- 27353 odsłony
Odpowiedzi
Świetny TR. Oby tak dalej.
Świetny TR. Oby tak dalej. Przyjemnie się czyta i w pewien sposób byłem tam z wami...
Dzięki, tak właśnie chciałem
Dzięki, tak właśnie chciałem to opisać, żeby było jak takie opowiadanie, które odtwarza te przeżycia, które doświadczyliśmy :)
:)))
świetnie się czyta i można się poczuć jakby się tam było zwami ;) serio ! xD genialny TR jak dla mnie !
!!!
Piękna historia, idealnie oddaje kwintesencje tego błogiego stanu!:) Czytając, zidentyfikowałem się z tym tak bardzo, że w każdej wymienionej postaci, oczami wyobraźni, widziałem odpowiednik wśród swoich porobionych przyjaciół :)