tryptaminowa "dziwność"
detale
raporty tesseract
tryptaminowa "dziwność"
podobne
Około godziny 22 odmierzam 20 mg substancji RC z woreczka, po czym aplikuję pod język. Jest gorzka, ale idzie to znieść; no może oprócz specyficznego "wypalenia" jamy ustnej, które przeszkadza przez pierwsze 15 minut. Uruchamiam laptopa, który będzie moim jedynym towarzyszem tego doświadczenia i po wchłonięciu substancji otwieram pierwsze piwo. Wyczytałem, iż alkohol to głupi pomysł do tryptamin, jednakże chciałem popijać jakieś płyny podczas tripu. Otwieram dokument tekstowy, ażeby zabrać się do pisania, jednak po chwili stwierdzam - pewnie i tak nic z tego nie będzie, dam sobie spokój.
Substancja niespodziewanie weszła po około 15 minutach, co dało się wyczuć przede wszystkim bólem żołądka i rozdygotaniem mięśni. Nie jest to jakieś strasznie nieprzyjemne uczucie, raczej sygnał od organizmu, że "zaraz zacznie się psychodela". Ogarnęła mnie jedna wielka dziwność - gdzje jestem? Nie poznaję pokoju, który zamieszkuję od prawie roku, kolory strasznie wyjaskrawiały, a mi zrobiło się bardzo przyjemnie. Warto także dodać, iż doniesienia o afrodyzjakalności tej substancji są jak najbardziej prawdziwe, jednak akt ręcznej stymulacji wydawał się być trywialny i po prostu - głupi. Odbiór muzyki również przeniósł się na wyższy poziom - przez cały czas działania substancji słuchałem bagatela trzech utworów, których treść i melodię co rusz poznawałem od nowa. Chciało mi się tańczyć, kręcić się w kółko, skakać, śpiewać i nucić. Uśmiech sam cisnął mi się na usta i całe moje lico wyglądało bardzo głupawo, jak powstrzymywałem śmiech z samego siebie. Radość, to właściwie jedyne, co czułem. Nie taka specyficzna głupawka, która nastaje po paleniu MJ, a zwykła radość, zadowolenie.
Mija pierwsza godzina, a ja czuję się konkretnie naszprycowany, jednak cały czas brakuje mi jednego - kolorków, wizuali. Gaszę światło, zamykam oczy, które przykrywam nadto poduszką i szukam w arteriach mego mózgu fraktalnych CEV'ów, którymi to raczyłem się zawsze przy DXM, czy metoksetaminie. Warto jeszcze wspomnieć, iż MiPT nie powoduje dysocjacji - czyli nie robi sieki z mózgu i wampira z twarzy. Wracając do tematu - zawiodłem się właśnie wtedy srogo, gdyż nie pojawiały się żadne cevy, oevów, falowań czy innch zwidów również brakło. Wiem, że jest to strasznie laickie podejście do psychodelików - "uzyskanie halucynacji", które negują wszyscy psychonauci, twierdząc, że nie tylko o to w tym chodzi - po kilku psycho tripach ja również się o tym przekonałem, więc brak "kolorków" raczej mi nie przeszkadzał.
Strasznie wyostrzyła mi się jasność umysłu, przemyślenia, wspomnienia, kontemplacje - wszystko spajało się w jeden tekst, który wers po wersie kodował się w jakiejś części mojego umysłu. Introspekcyjna część tripu została machinalnie przerwana przez uruchomienie pewnego znanego portalu społecznościowego. "A mówiłem- nie rób tego!". Jeszcze jak na złość znajomi poczęli pisać do mnie jeden po drugim i tak przez godzinę zawiesiłem się w facebook'owym bezwładzie, przeglądając różne dziwne twarze i posty na mojej tablicy. Internet jest straszny, a raczej to, jak używają go ludzie, chcąc stworzyć swoje drugie "ja", obnażając się przed światem i popadajc w schematy. Wszędzie tylko te pseudoartystyczne zdjęcia, pseudoironiczne komentarze, głębokie treści, ukryte w filmikach z napakowanymi kulturystami i jeszcze powtarzające się na mojej przynajmniej tablicy alternatywne utwory prosto z youtube'a. Wszystko w schematach, wszystko jest na pokaz, co ja tu kurwa robię? Czemu nie usunę tego cholerstwa, które zabiera mi czas i wprowadza w dziki szał, bądź depresję? Wyłączam zakładkę i idę zapalić papierosa, który smakuje naprawdę dobrze; przeszkadza mi tylko cywilizacyjny szum który słyszę przez otwarte okno i hałasujący sąsiedzi z góry.
Popalając fajki, popijając piwo i zagłębiając się w różne mniej lub bardziej ciekawe publikacje naukowe czas zleciał mi do 5 rano. W końcu ułożyłem się na łóżku, lecz sen nie nadszedł. Przespałem może ze dwie godzinki, między godziną 7, a 9 w których to śniło mi się, jak młodsza, 13-letnia kuzynka częstuje mnie DMT w jakimś nuklearnym bunkrze, po czym idziemy ratować świat przed zagładą.
TR piszę dopiero na następny dzień, ponieważ ogarnęła mnie właśnie ta tytułowa "dziwność". Nie nazwał bym tego wypraniem mózgu, jednakże niemożność rozpoznania mieszkania, podwórza, sklepu ciągnęła się za mną jeszcze przez kilka dni. Jest to właśnie taka moja subiektywna psychodela, tak jakbym przez długi czas był gdzieś indziej i nagle wrócił do życia powszedniego, coś jak wakacyjny urlop ;). Jestem bardzo zawiedziony, że przesiedziałem ten czas sam w mieszkaniu, przeglądając internet, ponieważ wolałbym oczywiście spędzić go z przyjaciółmi na łonie natury, wnioski płynące z tripu napewno były by głębsze i ciekawsze. Mimo wszystko uważam doświadczenie za udane i pragnę je powtórzyć, a nawet zabrać się za inne tryptaminy, jednakże najpierw trzeba zdać sesję, co przy mojej motywacji będzie ciężkim wyzwaniem :) Życzę więc zarówno sobie, jak i wam - studentom zaliczenia semestru!
- 11174 odsłony
Odpowiedzi
Nic tak nie zabija zycia i
Nic tak nie zabija zycia i wiary w ludzi jak pejsbuk, radze rzucic ten szkodliwy nalog w cholere i przy nastepnej okazji zaszyc sie z tryptamina w lesnym poszyciu.