marihuana nie działa już tak jak kiedyś?
detale
marihuana nie działa już tak jak kiedyś?
podobne
Bardzo wiele osób, zarówno z mojego otoczenia, jak i tych w Internecie, także tutaj na neurogroove, wskazuje na fakt, że marihuana po pewnym czasie nie działa już tak samo. Każdy kto trochę już w życiu popalił z całą pewnością wspomina z rozrzewnieniem "banie jak za starych czasów". Nie mówiąc już o tym, że wiele osób popada w stany depresyjne kiedy palą bardzo dużo. Sam mam wśród znajomych kilka takich przypadków, wraz z próbami samobójczymi. Wielu z nich nabawiło się silnego urazu i nie tykają już oni marihuany. Jak to jest, że na jednych działa lepiej, a na innych gorzej? Dlaczego z czasem jej działanie zmienia się? Co robić żeby móc znowu cieszyć się wspaniałymi możliwościami konopii? Te pytania nurtowały mnie od kilku lat i nie chciałem się zgodzić na gorsze fazy, czując, że to wcale nie jest konieczne by tak to wyglądało. Podjąłem więc pionierski trud dotarcia do przyczyny i efekty, które osiągnąłem wskazują na, można powiedzieć, sukces w tej sprawie. Jak dotąd nigdzie w Internecie nie wyczytałem podobnych informacji, opierałem się tylko i wyłącznie na własnej wiedzy i doświadczeniach, a także na relacjach kilku znajomych, których ten temat również frapuje. Niemniej uważam jednak, że większość tez do jakich doszedłem jest uniwersalna dla wszystkich ludzi, gdyż opierają się one na fizjologii człowieka.
W rozgryzaniu zagadanienia posłużyłem się zdobytą na studiach wiedzą z zakresu fizjologii, biochemii, psychologii. Wykorzystałem również informacje zawarte w książkach do ćwiczeń jogi, oraz w podręcznikach medytacji. Bardzo pomocna była dla mnie także ceremonia Ayahuaski, podczas której wejrzałem dokładnie w swój organizm, poznałem jego działanie, zachowania i potrzeby w sposób nienadający się do opisu słowami. Poniżej postarałem się wyróżnić kilka punktów, które moim zdaniem, wszytskie mają znaczący wpływ na nasze przeżywanie spotkania z THC:
0. Udowodnionym faktem jest, że marihuana z czasem działa coraz mocniej. Im więcej palimy tym łatwiej i szybciej jesteśmy w stanie się upalić. Każde konsumowanie marihuany ma jednak swoją granicę, kiedy docieramy do momentu gdzie bania już nie wzrasta, a pojawia się tylko ta charakterystyczna dziwna "zamułka". I jak kiedyś niedosyt pozostawiało spalenie na dwóch pełnego grama, tak dziś kiedy wypalę jedną lufkę to czasem jest to aż za dużo. I pewnie, że dałbym radę wypalić i 5 g, ale wtedy ta bania nie wzrosłby mi już ani trochę, a powiększyłaby się jedynie "zamułka". To dlatego, że optymalny efekt THC jestem w stanie osiągać już po mikroilościach (ok. 0,1 g), co jest skutkiem przemysłowej ilości wypalonej w życiu marihuany.
1. Pogłębianie stanów emocjonalnych. Marihuana pogłębia stany emocjonalne, to udowodniony naukowo fakt. Marihuana może dać dużo szczęścia kiedy spotykamy się z nią w dobrym nastroju, nastawieni na miłe przeżycie, potrafi pogłębić doła i wpędzić w ciężką depresję kiedy palimy ją w stanach przygnębienia (tu nawet występują przypadki prób samobójczych, których osobiście znam kilka). Potrafi także wyciągnąć i spotęgować nasze lęki. Dlaczego za pierwszymi razami marihuana działała rozweselająco i euforycznie? Palenie wtedy to było coś nowego, zmieniała się percepcja i to w dużej mierze powodowało uczucie euforii. Podobnie jak pierwsze razy z alkoholem, kiedy też śmialiśmy się z zataczania, kręcenia w głowie itd. Na początku spotykaliśmy się ze znajomymi po to żeby wspólnie usiąść sobie i zapalić (ew. paliliśmy sami). Celem było samo palenie i cieszenie się tym. Na pewno wiele osób, podobnie jak ja, tak polubiło ten stan, że zaczęli oni później konsumować coraz to większe ilości MJ w coraz to mniej ceremonialnych okolicznościach. Potem już celem nie było przyjemne upalenie się, a stan upalenia stawał się normalnym stanem do wszelkich życiowych działań. A im więcej rzeczy mamy do zrobienia i im więcej rzeczy odrywa nas od tego zwykłego, najprostszego cieszenia się tym stanem - tym gorzej; o czym szerzej w kolejnym punkcie. Podsumowując; nie zawsze jest w życiu odpowiedni czas by palić marihuanę! Palić powinno się wtedy kiedy ogólnie układa nam się w życiu, kiedy jesteśmy wolni o depresji, ale także nerwic i kiedy nie nosimy w pamięci żadnych świeżych bardzo przykrych przeżyć. Znam też przypadek, w którym mój bliski przyjaciel przeszedł dramatycznego bad tripa po 4-HO-MET. Od tego czasu nawet jeden mały buch potrafi w momencie przywołać tamte zmiany. Nie wolno palić marihuany świeżo po traumatycznych przeżyciach, dopiero kiedy zostaną one w pełni "przetrawione" przez naszą psychikę.
2. Odpowiednie miejsce i czas. To również bardzo ważne elementy. Palić najlepiej w miejscach bezpiecznych i wtedy kiedy nie mamy przez najbliższe kilka godzin kompletnie nic do zrobienia. Na pewno zdarzało się wam palić na tzw. oficjalu, w miejscach publicznych i "przypałowych". Mało kto potrafi w pełni się zrelaksować w takim momencie. Rozglądanie się czy ktoś nie idzie, znoszenie dziwnych spojrzeń, palenie w pośpiechu bardzo negatywnie wpływa na przeżycie. Bardzo czesto objawia się także przyspieszonym pulsem i zwiększa suchość w gardle. Zamiast relaksować - przeciwnie; zwiększa napięcia. Uważam więc, że optymalnym miejscem do palenia jest takie, w którym czujemy się bezpiecznie i swobodnie. Nie powinno się także upalać przed podjęciem różnych czynności i obowiązków takich jak np. praca czy nauka, zrobienie zakupów, posprzątanie domu. Najlepiej jest upalić się kiedy nie mamy już tego dnia do zrobienia nic oprócz oddania się wspaniałym efektom THC. Myślenie o konieczności zrobienia czegoś będzie nas przytłaczać i niepotrzebnie zaprzątać naszą głowę. Co gorsze; bardzo często pojawia się tendencja do odwlekania tej czynności w nieskończoność. "Zjarałem się jak ch**... nie chce mi się tego robić teraz". Nie mówiąc już o tym, że albo zaniedbamy i olejemy całkiem ten obowiązek, albo wypełnimy go niedokładnie.
3. Odpowiednie towarzystwo. Znaczenie tego elementu rośnie wraz z ilością wypalonej w życiu marihuany. Kiedyś dobrze było palić z niemalże obcymi ludźmi, marihuana ułatwiała rozwinięcie nowej znajomości. Z czasem jednak, z tego co zauważyłem, z większym pietyzmem selekcjonuje się grono osób, z którymi decyduje się zapalić. Nowi, albo mało znani ludzie mogą nas irytować w stanie odurzenia, często pojawiają się także nieporozumienia kiedy grupa palaczy nie jest dobrze z sobą zżyta. Jest to jednak wciąż dość subiektywna sprawa i tu duże znaczenie mają charaktery. Zmierzam jednak do tego, że w końcu dochodzi się do momentu kiedy nawet palenie we dwójkę potrafi być uciążliwe. Bardzo dobrze jest upalić się samemu (co rozwinę w punktach 4 i 5). Ilość mówiących osób, ilość źródeł oddziaływania jakimi są może łatwo nas przytłoczyć. Kiedy kilka osób mówi na raz, kiedy co rusz ktoś coś od nas chce, kiedy jeden chce zostać, drugi woli iść, trzeci się spieszy i łazi nerwowo poganiając wszystkich, czwarty siedzi i gada przez telefon, a do tego napie***la muza to w naszej głowie bardzo szybko narasta mętlik. Bodźców jest zbyt dużo, a nasz mózg grzeje się, nie dając rady ich wszystkich przetwarzać. To idealne warunki do wejścia "zamułki", która w takich okolicznościach pojawi się bardzo szybko. Warto w takich sytuacjach umieć spolaryzować się na jednej czynności lub skupić tylko na jednej osobie, odcinając pozostałe źródła oddziaływań. Nie jest to jednak nic prostego. Warto zadbać by atmosfera była opanowana, towarzystwo spokojne.
4. Oddychanie. W książkach do jogi i medytacji znalazłem instrukcje co do technik oddychania. Masa osób nie potrafi właściwie oddychać. Chodzi o to by oddychać przez nos, powoli i miarowo, spokojnie i głęboko. Wciągać powietrze nosem i wydychać je przez nos. Ważne jest by wydech był kompletny gdyż bardzo często zatrzymujemy w płucach zużyte powietrze (a kiedy palimy zatrzymujemy tam niepotrzebnie dym!!!) biorąc już kolejny oddech. To wielki błąd. Należy także unikać przytrzymywania powietrza na wdechu. Korzystne jest natomiast przytrzymanie bezdechu kiedy opróżnimy już całkiem nasze płuca. Oddychać należy nie tylko przepona, ale także całą klatką piersiową, aż po obojczyki. W Internecie na pewno znajdziecie masę instrukcji jak to wszystko powinno wyglądać, skupmy się jednak na THC. Opanowałem tę metodę na trzeźwo (swoją drogą; stosuję właściwe oddychanie do dziś, stało się to moim naturalnym sposobem oddychania) i już po pierwszych 5-10 minutach zauważyłem ogromną różnicę. Postanowiłem więc zastosować te złote rady przy uzyciu marihuany. Efekty jakie osiągnąłem już przy pierwszej próbie przeszły dalece moją wyobraźnię. Muszę jednak zaznaczyć, że palę tylko czystą marihuanę. Mieszanie jej z tytoniem to, jak się przekonacie stosując tę technikę, zbrodnia. Marihuana zwiększa bowiem drastycznie objętość wdychanego powietrza (w przeciwieństwie do tytoniowej trucizny). Położyłem się wygodnie w swoim łóżku, puściłem po cichu muzykę (tak by była tylko tłem), zgasiłem wszystkie światła. Nikt mi nie mógł przeszkodzić, nie istniały żadne inne źródła dźwięku. Odurzyłem się, położyłem na łóżku i zacząłem spokojnie oddychać, oczyszczając także myśli (o czym więcej w 5 punkcie). Oddechy jakie brałem były o wiele głębsze i pełniejsze niż na trzeźwo. Do tego mogłem bez problemu po wypuszczeniu powietrza leżeć kilkanaście sekund na pełnym bezdechu. Postanowiłem więc zmierzyć sobie ilość oddechów jednostce czasu. Puściłem 8-minutowy utwór i zastygłem w bezruchu skupiając się jedynie na liczeniu oddechów. Otworzył się przede mną nowy wymiar THC. Na zamkniętych oczach zaczęły pojawiać się CEVy w sowitych ilościach. Muzyką brzmiała fantastycznie, a moje ciało było bardzo zrelaksowane i wyciszone. Piosenka się skończyła. Naliczyłem całe 10 wdechów-wydechów (!!!). Na takim poziomie ustalił się mój normalny rytm oddychania. Czułem się fantastycznie, CEVy były na porządku dziennym. [Dodatkowo uzyskałem w mojej pamięci dostęp do zapomnianych przeżyć. Myśl była bardzo klarowna, wróciły do mnie wspaniałe momenty z ceremonii Ayahuaski, o których, ku mojemu zaskoczeniu wtedy, zupełnie zapomniałem. Przeżycie było wręcz mistyczne. Wróciły także piekne doznania z 25C-NBOMe. Nie mogłem wyjść z podziwu dla tej mozliwości THC]. Każdemu, nie tylko palaczom marihuany, polecam spróbować właściwego oddychania ;)
5. System nerwowy. To również niezmiernie ważna, jeśli nie najważniejsze źródło "zamułki" i pogorszenia efektów THC. Jak już pisałem mnogość bodźców oddziałowujących działa na nasz orgaizm, wszystkie stresy i ciążące na nas obowiązki obciążają nasz układ nerwowy, co bardzo szybko wychodzi po zapaleniu. Każdy organizm powinien dążyć do minimalnego zużywania energii. Po marihuanie jest to jeszcze bardziej konieczne, gdyż przestawia nas ona na tryb głębokiego relaksu i tryb ten powinniśmy wspierać, a nie przeciwdziałać mu. Dlatego po marihuanie powinno się nie chodzić za dużo (nie mówiąc o fizycznej pracy), nie robić wielu rzeczy na raz, najlepiej też nie gadać i po prostu zajmować się jak najmniejszą ilością rzeczy. Trawienie pochłania aż 70% naszej nergii nerwowej, dlatego dobrze jest zapalić 2-3 godziny po ostatnim posiłku. (Nie wolno natomiast palić będąc głodnym, gdyż to uczucie bardzo szybko się pogłębi przynosząc ze sobą także okrutne zmęczenie. Sam znam przypadek kiedy po niejedzeniu cały dzień znajomy zapalił wieczorem i dostał zapaści, kończąc przygodę na pogotowiu!). Im więcej czynników wyłączymy, im bardziej się wyciszymy tym lepsza będzie nasza bania po THC. Ja osobiście kiedy się upalę kładę się i poruszam jedynie palcem od pilota zmieniając utwory na wieży ;) Dlatego też najbardziej sprzyjające jest palenie samemu kiedy kompletnie nic nie absorbuje naszej uwagi. W końcu samo myślenie potrafi być bardzo męczące. Myśli po marihuanie bywają bardzo chaotyczne, powodują huśtawkę nastrojów, niezdecydowanie, roztargnienie i mętlik w głowie, a także przyspieszenie pulsu, a nawet panikę. Zwłaszcza w pierwszych 15-20 minutach po zapaleniu (z tego co zauważyłem), później trochę to spowalnia. Nie jest to sztuką łatwą, ale warto nauczyć się panować nad myslami i krystalizować je, tak by naraz powstawała tylko jedna myśl, a nie 20 różnych. To ma ogromne znaczenie i jest wydaje mi się, kluczem do ponownego przeżywania wspaniałych zmian po THC. Kiedy zapanujecie nad myśla i zapanujecie nad oddechem - nigdy nie doświadczycie tej "zamułki", obiecuję ;)
6. Gastrofaza. Zapewne wiele razy każdego dopadało tzw. "gastro". Stan ten bywa niestety często efektem niewłaściwego upalenia się marihuaną. Wzmożony apetyt, nie raz wręcz zwierzęcy, jest tylko w niewielkim stopniu efektem podkręconego zmysłu smaku, a w znakomitej większości przypadków jest to po prostu rozpaczliwe wołanie orgaizmu o dostarczenie mu energii. Marihuana spowalnia orgaizm przestwiając go na minimalne zużycie energii. Jeśli będziemy jej zużywać zbyt dużo, co w stanie upalenia jest bardzo łatwe orgaizm szybko zacznie potrzebować energii, zwłaszcza cukrów (gdyż to najszybciej przyswajana jej forma). Wrzucając do swojego żołądka pakę chipsów, tabliczkę czekolady i zalewając to litrem gazowanego "ch**ostwa" tak na prawdę robicie sobie wielką krzywdę, pomimo tego, iż tak bardzo wam to wtedy smakuje. Jeśli już wystąpi gastro to najlepiej zaspokoić je owocami. Fruktoza da radę, a nie zasyfi tak zołądka. Owoce są lekkostrawne i smaczne zarazem.
Wszystkie te odczucia są subiektywne i nie muszą sprawdzać się w 100% przypadków. Ludzi bywają wszak bardzo różni. Niechaj Ci, którzy nie poznali jeszcze problemu gorszych faz cieszą się przyjemnymi chwilami z THC, natomiast jeśli są tacy, których nęka ten problem to warto przyjrzeć się sobie, swojemu zachowaniu i orgaizmowi ze zwróceniem uwagi na powyższe zagadnienia. Wcale nie musi być tak, że po zapaleniu siadamy otępiali ze wzrokiem wbitym w jeden punkt i plataniną dziwnych myśli w głowie. To wszystko jest do opanowania ;)
- 58472 odsłony
Odpowiedzi
Dzięki za rady. Sprawdzę, jak
Dzięki za rady. Sprawdzę, jak działa ten bezdech! A CEVy po maryśce to nic nowego...
Przydałoby się więcej raportów od Ciebie!
Przypomniałeś mi sie 1 faza
Przypomniałeś mi sie 1 faza na blue dream lekkie OEVy i zajebista faza ale tak to paliłem różne odmiany typu pinnaple express,gsc,og kush i nie miałem cevów and oevów więc chyba to rzadkość,chociaż nie znam dużo odmian.A wy co paliliście że mieliście cevy też bym zajarał.
Soczyste owoce to najlepsze
Soczyste owoce to najlepsze co można zjeść na gastro, przynajmniej dla mnie. Taka brzoskwinia smakuje wyśmienicie.
udowodnionym faktem...
"Udowodnionym faktem jest, że marihuana z czasem działa coraz mocniej. Im więcej palimy tym łatwiej i szybciej jesteśmy w stanie się upalić. " Możesz podać źródło? Słyszałem że tolerancja odwrotna faktycznie istnieje, ale tylko u niektórych i tylko czasami. Moje i moich znajomych doświadczenia z marihuaną są takie same jak z każdym innym narkotykiem - częściej/więcej palisz = wzrasta tolerancja = musisz palić więcej.
Tak jest w Wikipedii. Po
Tak jest w Wikipedii. Po sobie uważam , że nie ma czegoś takiego. Zwiększa się tolerancja jak na wszystko.
Z tym ciężko, bo czytałem o
Z tym ciężko, bo czytałem o tym z 2-3 lata temu i to chyba na niepolskojęzycznej stronie... Wiadomo, że nie dotyczy to 100% osób, ale większości podobno tak. Z drugiej strony im więcej palimy tym bardziej poszerzają się granice możliwości stanu upalenia. Wśród moich znajomych z kolei, zwłaszcza u tych palaczy "z siwą brodą" ta tolerancja występuje i jeśli nie zmieniają oni ilości wypalanej trawy to głębokość bani wg nich wzrasta. Warto zwrócić uwagę po jakiej ilości kiedyś czuło się cokolwiek, a po jakiej teraz. Zauważyłem także, że wpływ na siłę działania ma to czy palimy dzień po dniu czy z przerwami. Kiedy paliłem dzień w dzień wykazywałem jakby większą tolerancję, jednak kiedy zrobiłem 2, a nawet 1 dzień przerwy to efekt był o wiele mocniejszy. Tak samo kiedy zapaliłem np. rano i generalny szczyt porannej bani schodził to przez resztę dnia byłem nie do zarżnięcia choćbym nie wiem ile palił. To rzeczywiście skomplikowana sprawa.
Z innymi narkotykami ja miałem podobnie. Choć ja zażywałem głównie psychodeliki i za każdym razem ten stan był mocniejszy, głębszy i wchodził szybciej. Dotyczyło to w moim przypadku kwasów, grzybów, kaktusa, powojów itp. Jednak zawsze robiłem między jednym przeżyciem a drugim kilkumiesięczne przerwy. Mam znajomego, który w ciągu miesiąca przerobił 50 hofmannów i pod koniec aplikował po 3-5 na raz. Tolerancja wzrosła na tyle, że po 3 czuł to co na początku po jednym. Jednak po dłuższej przerwie tolerancja jakby się odwracała.
T.Rydzyk, w sumie CEVy po trawie miewałem, ale... nie aż takie :D Te, które nawiedzały mnie wtedy przypominały bardziej te kwasowe, były znacznie bardziej wyraźne i barwne.
Duży plus za spisanie tego
To bardzo wartościowy poradnik. Moje spostrzeżenia są identyczne, stosowałem się do każdego z tych punktów dochodząc do ich zbawiennych skutków doświadczalnie. Samotne upalenia w łóżku są magiczne przy odpowiednio dobranej dawce; nic nie drażni tak jak "ciągle czegoś chcący" ludzie w towarzystwie (zdarzało mi się nawet wybuchnąć krzycząc żeby zwierzątka trzymały swoje niskie instynkty na wodzy - też nie byłem milutkim towarzyszem ;)); na gastro nie tknąłem ciężkiego żarcia od czasu kiedy spróbowałem kiwi i brzoskwini; technikami oddechowymi zainteresowałem się po sesji oddychania holotropowego. Pod wpływem thc zabawa nimi stała niesamowitą frajdą;
Do tego wszystkiego dorzuciłbym jeszcze unikanie miksowania z alkoholem. Spłyca upalenie, popycha w stronę zwiększania dawek, łamania pozostałych punktów; tworzy skojarzenia z kacem dnia następnego.
Trzymanie się ich wszystkich nie bardzo mi już pomaga, palenie kończy się u mnie niemal zawsze nieprzyjemnymi doznaniami. Gdy przypomnę sobie czasy strasznego marazmu w jaki popadłem regularnie paląc od razu łapię wyrzuty sumienia i cała magia pryska.
Ja stosuje
Ja stosuje starą dobrą metodę. Poprostu nie pale z tydzien lub dwa a pozniej po dzidce dobrego szitu czysta psychodela. Czasem to az sie zastanawialem czy to aby napewno MJ :) Fajnie tak zajarac po przerwie, ale dla mnie po 7 latach ciągłego palenia to czasem to ciężko. A co do depresji spowodowanej nadmiernym spozywaniem MJ to jeszcze nie spotkalem sie z czyms takim, w sumie jak z Bad Tripem po jaranku. Oczywiscie byly schizy ale to podczas trzepania. Zjarany jak skurwysyn a na domiar zlego wciaz uzbrojony to idzie sie obsrac ale tak to nie :) Pozdrawiam !
Uwielbiam...
...rozmowy z Duchem tej rośliny. Jest piękna :D
Dzięki za porady!
Że też nie przyszło mi nigdy do głowy bawienie się oddechem w trakcie obcowania z THC! Następnym razem spróbuję. Dobrze piszesz, że towrzystwo ma wielkie znaczenie- przy jednym kumplu przeżywam na ogół "płytkie" fazy, przy drugim niesamowicie niecodzienne, a przy najlepszym przyjacielu- spokojne acz odkrywcze. Tak samo miejsce- we własnym domciu najfajniej, ewentualnie w lesie na łonie natury ;)
Jeżeli chcecie ciekawych doznań na MJ, to od siebie mogę wam polecić imbir- niejednokrotnie wspominałem w swoich raportach, że warto poznać jego moc łączenia się z THC :) Jedzcie po 2 łyżeczki przez tydzień albo dwa i spalcie zioło, a zobaczycie, co się stanie :D Nie tyle mocniejszy efekt, a taki bardziej mistyczny i po prostu genialnie złożony. Polecam =) Jeden użytkownik wspomniał też, że zażywanie tyrozyny zmienia stan po MJ.
Osobiście lubię sobie posłuchać nagrań autohipnozy dostępnych na YT po paleniu- może trudniej się skupić na głosie "hipnotyzera", ale bardzo łatwo za to możemy wczuć się w stan relaksu i absolutnego zatracenia w przyjemnym transie ;) Także jak chcecie programować swoją podświadomość, łatwo można to osiągnąć po trawie.
Ostatnio nieco znudziłem się paleniem trawy, bo moje fazy są prostsze i nudniejsze niestety ;/ Kiedyś w ciągu jednej godziny potrafiłem odkryć 10 nowych rzeczy, które się dzieją z moim ciałem, rozważyć 10 istotnych kwestii, a do tego oddać się błogości chwili, a teraz jest po prostu coraz mniej magicznie. Może to kwestia nieposzanowania? Może muszę znów podejść do tego jak za pierwszym razem? Może muszę zmienićwarunki i nastawienie? Zobaczymy ;)
Jeszcze raz dzięki za ciekawe informacje, zmotywowałeś mnie do jarania, że tak powiem, albo raczej do odkrywania możliwości cannabis ;) Pozdrawiam.
https://youtu.be/0_h4wFXMazk