wiedźmińskie zmysły
detale
alkohol - kilka piw
1 tabletka MDMA
kilka jointów THC
raporty rohatyniec
wiedźmińskie zmysły
podobne
"Czerwony jak burak, rozpalony jak piec, suchy jak pieprz, ślepy jak nietoperz, niespokojny jak tygrys w klatce"
Jesień 2006
Set & Setting:
Przybyliśmy na miejscówkę w której zwykle zaczynały się substancjonalne przygody. Głodni wrażeń, lecz z jakże ograniczonym dostępem do psychodelików, skusiliśmy się na eksperyment - w imię nauki! Bo jakże by inaczej...
[T=0]Rozdzieliliśmy dla każdego po 50 nasion dędery. Popijając piwem, skonsumowaliśmy je wraz z zapiekankami, aby zneutralizować cierpki, gorzki smak małych, czarnych kulek czarciego ziela. Po upływie godziny nie stwierdziliśmy występowania efektów, więc dorzuciliśmy po kolejne 50, w sumie 100 nasion na osobę. Po naszej iście diabelskiej kolacji postanowilismy "wyruszyć na miasto" w poszukiwaniu atrakcji...
[T+1,5h]Alkaloidy Bielunia powoli uaktywniały się w organizmie, dając o sobie znać poprzez nadmierną suchość w jamie ustnej i podwyższoną temperaturę ciała. Spotkawszy się ze znajomymi spożyliśmy kolejnego browara, jednak to nie przez alkohol nasza zdolność psychoruchowa uległa znacznemu pogorszeniu. Na dworze zrobiło się ciemno i zimno, więc skorzystaliśmy z zaproszenia kolegi i udaliśmy się do jego mieszkania w centrum miasta. Idąc tam czułem przyspieszony oddech i trudności w przełykaniu śliny. Dotarliśmy na miejsce. Droga była krótka ale my czuliśmy się niesamowicie zmęczeni. To tutaj poczuliśmy wszystkie efekty przeklętej Trąby Anioła w całej okazałości, a patrząc na to z perspektywy ogółu doświadczenia, utrzymywały się one stanowczo za długo. Z własnej woli wprowadzilismy w siebię truciznę, w skutek której nasz układ nerwowy został porażony.
[T+3h]Dopiero będąc w ciepłym pomieszczeniu, poczułem że muszę mieć wysoka gorączkę, moje ciało było rozpalone, a skóra sucha i czerwona. Czując parcie na mocz, skierowałem się do łazienki, aczkolwiek dotarcie do niej przypominało zdobycie wierzchołka Czomolungmy. Drzwi coraz bardziej oddalały się z pola widzenia, a błędnik oszalał jak w przypadku mocnego upojenia alkoholowego, zmuszając mnie do przesuwania się po ścianach. Oddanie moczu okazało się fizycznie utrudnione. Ponadto co chwilę w moim umyślę napływały falę zagubienia i dezorientacji. Spoglądając w lustro rozpoznałem kompletny brak tęczówek, źrenice wypełniały możliwie największy obszar, a widzenie było bardzo zaburzone. Wróciwszy do właściwego pokoju i ujrzawszy towarzysza naszej intoksykacji stwierdziłem, iż wystepują u niego identyczne objawy. Gospodarz widząc nas w takim stanie wyciągnął z szuflady pachnącą gałązkę z kwiatami konopii indyjskich, skruszył, skręcił, rozpalił i przekazał nam abyśmy poczuli zbawienne działanie THC. Po zapaleniu marihuany suchość błon śluzowych jeszcze bardziej się nasiliła, próbowalismy załagodzić tę uciążliwość piciem różnych płynów, niestety nieskutecznie, bo przełykanie stanowiło duży problem.
[T+5h]Traciliśmy rozum, czulismy się bezradni i otępiali. Chaos. Szał i wściekłość przeplatały się ze sobą. Gospodarz chcąc nam pomóc w zwalczeniu tego psychicznego marazmu i niemocy wyjścia z depresyjnej pułapki myślowej zaproponował kolejne rozwiązanie: z zza pazuchy wyjął tabletki zawierające MDMA. Nie zastanawiając się za długo z trudem przełknęliśmy po sztuce Extasy w celu mentalnego przebicia się przez demoniczny klimat duetu skopolaminy z atropiną. W pokoju było za jasno - światłowstręt dawał się we znaki. Zgasiliśmy lampę, został tylko włączony telewizor. Postanowiliśmy o włączeniu jakiejś komedii, aby poprawić humor. Projekcja nie przyniosła zamierzonego rezultatu, nadal czułem się w delirycznym stanie, jednak wydawało mi się że THC i MDMA poprawiły nieco samopoczucie. Przerwaliśmy oglądanie filmu mniej więcej w połowie, gdyż kompletnie nie potrafiliśmy się na nim skupić. Z racji późnej godziny nie chcieliśmy już dłużej nadużywać gościnności gospodarza, więc mozolnie opuścilismy dotychczasową przestrzeń i udaliśmy się w misję powrotną.
[T+7h]Po wyjściu na dwór opanowała nas atmosfera mroku i niepokoju, tak jakby Czarownica z Łysej Góry rzuciła na nas urok (a raczej klątwę). Noc była dziwna. Powietrze było zimne i czyste, a na niebie świecił wielki perłowy księżyc. Gwiazdy były widoczne, mimo występujacych ciemnoszarych, gęstych chmur. Rozpoczęliśmy nasz spacer szaleńców, ze swoimi lękami i częściowym nierozpoznawaniem otoczenia. Mój towarzysz nagle wzdrygnął się przeraźliwie, gdyż jak stwierdził, zobaczył właśnie w chmurach wizerunek samego Diabła. Spojrzałem na niesamowite obrazy na nieboskłonie stworzone przez kosmiczne światło okalające złowrogo wyglądające chmurzyska i zachwyciłem się tym widokiem. Przechodząc przez teren wzdłuż rzeki pośród drzew, wyobraźnia zostawała baśniowo podsycana.
[T+8h]Na tym etapie rozdzieliliśmy się do naszych domostw, by spróbować chociaż pogrążyć się w płytki narkotyczny sen, jednak jak się okazało była to dopiero część doświadczenia. Idąc swoją drogą, czułem wyraźną obecność kogoś lub czegoś. Walcząc intelektualnie ze swymi demonami co jakiś czas odwracałem się instynktownie za siebie, ale nikt mnie nie śledził, mimo to na skraju widzenia ukazywały mi się tajemnicze cienie. W pewnym momencie czułem że tłum za mną urósł do tego stopnia, jakbym przewodził na pieprzonej pielgrzymce do Częstochowy. Kiedy dotarłem do swojego lokum, wiedziałem że nie zasnę. Leżąc na łóżku próbowałem zamykać oczy, lecz zamiast odpoczynku i ukojenia przychodziły niemal namacalne halucynacje oraz omamy słuchowe. Pojawiali się ludzie i sytuację z życia codziennego, miałem wrażenie że cały czas prowadziłem z kimś dialog, a do mojego pokoju schodziły się różne osoby. Fizycznie zalewały mnie naprzemiennie fale zimna i gorąca. W takim stanie dotrwałem jakoś do rana, a zwidy i dyskomfort cielesny stopniowo ustępywały.
Nowy dzień spędziłem na względnym odpoczynku i "dochodzeniu do siebie" po tym wyczerpującym doświadczeniu, jednocześnie czułem jeszcze w sobie truciznę. Przez kolejne 2-3 dni mój wzrok był niezwykle rozmazany. Co ciekawe, porównując swoje przeżycia z moim towarzyszem z ubiegłej nocy, wyszło na jaw, iż po naszym rozdzieleniu oboje prowadziliśmy wyimaginowane rozmowy z człowiekiem, który okazał się być naszym wspólnym dobrym znajomym. Takie właściwości ma ten psiankowiec pochodzący z Meksyku. Tak jakbyśmy pod osłoną dziędzierzawy przywoływali podświadomie do towarzystwa różne osoby. Po tym eksperymencie poczułem się jak prastary słowiański znachor, jednak skutki uboczne spożycia nasion okazały się tak intensywnie nieprzyjemne, że nigdy więcej tego nie powtórzę.
- 24622 odsłony
Odpowiedzi
R
R
Jeden z niewielu o bieluniu
Jeden z niewielu o bieluniu bez odpierdalania maniany, pomimo dodatkowego THC i MDMA, graty.
Taa, wyłączyłem tenże idetyr
Taa, wyłączyłem tenże idetyr
wizualny,
Iiiiiii....
UWAGA
Może tenże ten intoksykant, MDMAAAAMAMA i THCEECE zaziałały jak ODTRUTKI,
HMMMM(wielkie HMM)?
Taa możliwe że
Taa możliwe że zneutralizowały one nieco te nieznośne efekty, aczkolwiek czytałem później gdzieś w necie że jako odtrutkę na bielunia stosuję się pilokarpinę, fizostygminę oraz oczywiście benzodiazepiny ...
A dziękować, chociaż nie wiem
A dziękować, chociaż nie wiem czy zasłużyłem... Pewnie wielu rzeczy też nie pamiętam, trochę lat minęło, ale starałem się wiernie odwzorować tamten klimat ...