pierwszy trip z lsa
raporty kasessita
pierwszy trip z lsa
podobne
Set & Setting:
Specjalnie zaplanowałam swój pierwszy trip na dzień wolny od pracy i czegokolwiek innego, co mogłoby mnie rozpraszać w mojej podróży. Siedziałam sama w pokoju.
Niedziela, godzina 14.
Dawkowanie:
5 gramów nasion Powoju Meksykańskiego zostało dokładnie zmielone poprzedniego dnia w młynku do kawy. Następnie zalałam je ok. 200 ml wody z butelki, po czym odstawiłam do szafki na noc. W dniu tripu przelałam wywar do szklanki (z braku sitka do odcedzenia pomogła koszulka mojego chłopaka). Wcześniej zapaliłam haszysz z fajki wodnej (ważę trochę ponad 60 kg przy 165 cm wzrostu i niewiele mi trzeba, by poczuć efekty).
Wiek:
23 lata
Doświadczenie:
alkohol, marihuana
Samopoczucie:
bardzo pozytywne, w czym na pewno pomogło zapalenie haszu ;]
Zaczynam. [W trakcie tripu robiłam spontaniczne notatki, będą one wyszczególnione cudzysłowem].
Lekko znieczulona haszyszem podeszłam do szafki, w której trzymałam wywar. Zawartość szklanki była mało zachęcająca. Serce biło mi szybko i mocno z podekscytowania. Na szczęście nie myślałam za długo i kilkoma łykami wypiłam "sok".
Nie byłam pewna, na co się piszę. W końcu to była moja pierwsza podróż w nieznane. Bałam się, jednak z drugiej strony wszystko przemyślałam i bardzo chciałam przeżyć to na własnej skórze.
Po jakimś czasie pojawiły się mdłości, na które byłam przygotowana. Momentami były większe ale starałam się nie myśleć o żołądku, tylko skupić się na doznaniach mniej cielesnych.
"16.28 - Muzyka pulsuje (na początku Carbon Based Lifeforms, a później Entheogenic, co było doskonałym wyborem) i wiele bym dała, by być teraz w lesie, blisko natury. Czuję pozytywną energię we mnie. Czuję, że jest też coś innego. Mroczniejsze zakamarki duszy. Miejsce, w którym gromadzi się negatywna energia. Ona jest w każdym z nas i też jest nam potrzebna."
Pamiętam, że obierałam pomarańczę przez ponad godzinę, a jadłam ją przez kolejną. Dodam, że była pyszna, a czekolada zajęła szczytowe miejsce na liście smakowych przebojów.
"Dobrze, że siedzę sama. Mogę odkryć coś zupełnie nowego. Dociera do mnie, że ludzie zgubili coś po drodze, tę cząstkę duchową, która została stłamszona przez sprawy materialne. Płaczę z żalu nad tym, co utraciliśmy. Należy cieszyć się małymi cudami, które nas otaczają. Jestem pełna nieznanych odczuć. Są czymś, czego nie da się przekazać w słowach."
Nadchodzi godzina 17, jednocześnie mój trip się rozkręca i nadchodzi apogeum podróży. Umysł został pobudzony i otwarty.
"Myśli pędzą, pędzą... Staram się rozumieć. Jak to jest stanąć sam na sam ze swoją świadomością? Moja świadomość to osobny byt, zaniedbany przez mało istotne sprawy. Gdyby uwolnić świadomość, gdyby uwolnić świadomość innych ludzi, może byśmy doszli do idealnego porozumienia? Do idealnej harmonii.
Pokora.
Świat jest piękny, a ludzie robią wszystko, by go zniszczyć. Powinni nauczyć się pokory. Kto dał im prawo, by decydować za naturę? Ona jest w stanie dać nam wszystko, co jest nam potrzebne do życia.
Czuję się małą drobinką w porównaniu z tym, co jest możliwe.
Łzy płyną po policzkach i spadają na moje dłonie. Czuję kapanie, czuję jakby lekkie ukłucia. Łzy mnie oczyszczają.
Słowa są zbędne. Jest gdzieś takie miejsce, w którym spotykają się nasze świadomości i po prostu są. SĄ. Wśród miłości i ciepłej energii."
Dalszą część tripu (od godziny 18 do 20) przesiedziałam w fotelu gapiąc się na ścianę, która mnie wręcz zafascynowała swoją urodą. Na co dzień dość brzydka i nijaka, teraz nabrała życia. Delikatnie falowała, wypustki na tapecie układały się w niezwykłe wzory. Plakat wiszący nad łóżkiem robił się raz wypukły, a raz wklęsły. Widniejący na nim samochód zdawał się przybliżać i oddalać, a w pewnym momencie zobaczyłam kogoś za kierownicą. Na ścianie pojawiły się twarze. Byłam zachwycona. Czułam, że cały pokój oddycha razem ze mną, że swoją energią wypełniam całe pomieszczenie.
Błogie rozmyślania chwilowo przerwało pojawienie się mojego chłopaka z dobrym znajomym. Byłam pozytywnie nastawiona, ale jak najszybciej chciałam wrócić do siedzenia w fotelu.
Znajomy wyszedł, zostałam sama z chłopakiem. Podzieliłam się z nim moimi myślami i uczuciami, chciałam go przytulać bez końca. Zaczęłam płakać ze szczęścia, że mogę dzielić życie z cudownym człowiekiem. Wydawało mi się, że moje uczucia eksplodowały w pewnym momencie. Na co dzień staram się cieszyć tym, co mam. Działam, zamiast marudzić i szukać wymówek. Powój pozwolił mi utwierdzić się w przekonaniu, że idę w dobrym kierunku.
Dalsza część tripu była lekka i przyjemna. Zapaliłam haszysz, w tle leciała wciąż pulsująca muzyka, a my... po prostu rozmawialiśmy.
Na pewno nie był to mój pierwszy i ostatni kontakt z psychodelikiem. W przyszłości na pewno spróbuję innych substancji ;) Cieszę się, że pierwszy trip był tak pozytywny i owocny.
- 32585 odsłon
Odpowiedzi
Lekki trip - lubię takie :)
Lekki trip - lubię takie :) Ale jeśli chcesz poczuć prawdziwą moc psychodelików polecam kiedyś przeprowadzić intoksykację dużą dawką jakiegoś. Zobaczysz, że to co przeżyłaś teraz ciężko jest nazwać nawet przedsmakiem
:)
Lekki trip, a ja wciąż jestem pod wrażeniem niedzielnych przeżyć. :) Poza tym, to był mój pierwszy raz i nie chciałam przesadzić z dawkowaniem, aby się nie zrazić do psychodelików. Następnym razem może zwiększę dawkę i zobaczę, co będzie :)
super
uważam ze cudnie...płyń swoją cudownością...ważne jakie to było dla Ciebie...
Ananda
Napisałaś 5g ile to było
Napisałaś 5g ile to było nasionek ?
Życie jak we śnie...
Ja zjadłem pierwszy raz 10g
Ja zjadłem pierwszy raz 10g zmielonego wilca HBlue zalanego wodą i wypitego, coś nie samowitego, pokazało mi inny tryb myślenia, super, było to pierwszy psychodelik inny niż mj