max adrenaliny na kwasie
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
max adrenaliny na kwasie
podobne
Nikomu nie życzyłbym tego co przeżyłem niedawno na kwasie.
Zaczeło się zwyczajnie. Jeden z moich kumpli miał urodziny więc
postanowiliśmy się zkwasić. Dla niego to był pierwszy raz, a ja już miałem
kilka tripów za sobą. Poszliśmy w pięciu. Kupiliśmy sobie trzy `Baby na
rowerze` (dla mnie najlepszy kwas).
Już od początku dzień wydawał się jakiś pechowy. Kiedy dzieliliśmy kwasa
siedząc na ławeczce koło stadionu podeszło do na dwuch łysych z szlikam
(właśnie zaczynał się mecz) i spytali skąd jesteśmy, ale na szczęcie nie
uznali nas za wrogów i poszli. Wydało mi się to niezbyt ciekawym początkiem
tripu. Zjedliśmy kwasa i wróciliśmy na swoją ulicę. Tam siedząc sobie na
ławeczce przed blokiem czekaliśmy spokojnie na pierwsze efekty. Po około 40
min. poczułem nagły przypływ energi i dałem propozycje żeby połazić po
mieście. W tym momencie dołączył do nas jeszcze jeden kumpel i miał
szczęście bo zostało nam jeszcze pół znaczka, którego oczywiście zjadł z
uśmiechem na twarzy. I było nas już sześciu. Wyrusziliśmy do centrum miasta,
spalając po drodze trochę ganji. Od tego momentu małem już niezłą jazdę.
Miałem wrażenie że jesteśmy w centrum uwagi, że spogląda na nas każdy i było
chyba tak naprawdę bo nieda się spokojnie zachowywać w szeiściu na kwasie.
Płytki chodnikowe pływały, a krztałty chmur na niebie tak przyciągały moją
uwagę, że nie mogłem przestać na nie patrzeć. Szedłem i cały czas patrzyłem
na niebo. Troszkę odleciałem w te chmury i wogóle zapomniałem że idzę z
kumplami. Z jednym z nich zacząłem rozmawiać o rękach. Mieliśmy na ten temat
głębokie przemyślenia. Po chwili rozmowy moje ręce zaczęły mi przeszkadzać.
Pytałem po co mi ręce itp. Tak bardzo mi przeszkadzały że miełem ochotę je
uciąć. Ktoś rzucił chasło `nie śmiejemy się` i wtedy dopiero zaczeliśmy
śmiać sie na maksa. Oczywiście każdy próbował nieśmiać się, ale każda taka
próba kończyła się jeszcze większym wybuchem smiechu. I tak szliśmy sobie
zaczowująć sie troszkę dziwnie. Co jakiś czas ktoś wchodził na ulicę,
pomijając już fakt że szliśmy bardzo powoli, co jakiś czas przykucając,
siadając na ławce. Wogóle nie przerażały mnie samochody jadące na mnie.
Byłem w środku miasta ale wchodząc na ulicę czułem się na wiejskiej drodze
na której wogóle nie jeżdżą samochody, które i tak wyglądały jak małe
kolorowe zabaweczki. Od wzięcia kwasa mineło już ponad 2 godz. wtedy
mieliśmy największą jazdę. Postanowiliśmy wejść do parku (i to był nasz
błąd). Kiedy tak szliśmy tym parkiem nikt nie umiał się dogadać. Każdy
chciał żeby wszyscy go słuchali. Kiedy wkońcu doszliśmy do porozumienia
usiadliśmy na środku alejki parkowej ustaliliśmy kolejność mówienia, co i
tak nie pomogło. Pamiętam jak spoglądałem na drzewa. Każdy listek uśmiechał
się do mnie. Kora na drzewie wspaniale się ruszała. Na ścieszce widziałem
geometryczne wzory które miały w sobie pewien ład. Były poukładane w jakiś
ciekawy sposób. Nie da opisać się słowami co ja wtedy widziałem. Nagle
usłyszałem w głowie muzykę. I powiedziałem że idziemy na festyn bo wydawało
mi się że jakieś dwieście metrów przed nami jest impreza. Dochodzimy do
miejsca gdzie miał być festyn a tam nic, tylko siedzi sobie troszkę ludzi na
ławkach i piją piwko. Usiadliśmy na ławcę i podszedł do nas troszke pijany
koleś i do dziś nie wiem czy ja miałem wtedy haluny cze koleś miał takiego
zeza, że nie sposób było się nie śmiać. Tak nas gość rozwalił że
postanowiliśmy lepiej pójść. (Był taki wspaniały Trip, byłby jeden z
lepszych gdyby nie ta akcja z zezowatym kotlesiem) Po jakiejś minucie
odwracam się i widze jak biegnie za nami około dziesięciu gości. Mówie
innym, a oni się odwracają i mówią że oni nie biegną tylko mam haluny. Po
chwili okazało się że miałem rację. I zaczeliśmy uciekać. Wpadłem w
niesamowity trans. Biegłem chyba najszybciej w swoim życiu (potem okazało
się że inni też to przeżyli). Nie zwracałem uwagi na nic, widziałem tylko
swoje nogi i nic poza tym. O wszystkim zapomniałem. Kwas+adrenalina to
niesamowity dopalacz. Tamci kolesie co nas gonili byli najebani to nie mieli
z nami szans. Kiedy już ich zgubiliśmy zatrzymaliśmy i dopiero wtedy
poczułem niesamowite zmęczenie. Włączyły mi się takie haluny ża te z przed
biegu to było nic. Myślałem że już luz, a tu ZONK. Kolesie pobiegli gdzieś
na skróty i wychodzą przed nami. O KURWA. Skok adrenaliny, przyśpieszenie
serca, przejebany DÓŁ. I gadka z kolesiami. My zkwaszeni oni najebani.
Gościowi twarz sie zmienia, wszystko lata do okoła. Totalny ropierdol w
mózgu. Zero rozumienia. Jeden koleś ściąga pas, drugi coś pierdoli. Wogóle
nie rozumiałem sytuacji. Nie wiedziałem co mam robić, chodziłem do okoła,
panikowałem jakby to była najgorsza rzecz w moim życi. Wszyscy mieliśmy
nasrane w gaciach. Miałem już przed oczami jak dostaje wpierdol na kwasie.
Najgorsze myśli, buty na twarzy. Poprostu tysiące myśli na sekunde. Gościu
się zapytał czemu się z niego śmialiśmy. Mój kumpel mówi że jesteśmy na
kwasie, a ten najebany `AAA to luz` bo myślałem że się ze mnie nabijacie,
spoko luz itp. Nagle poczułem się zajebiście, przyjemne wewnętrzne ciepło,
spadek adrenaliny. Totalne przeciwieństwo uczucia jakie miałem przed 20
sekunadmi. Ale to jeszcze nie był koniec. Odchodzimy weseli że sytuacja
wyluzowała sie, a tam wybiegają następni i krzyczą `gonić ich`. Myślę sobie
KURWA ZNOWU, i ponownie wpadłem w trans biegu, ale tym razem dwa razy
mocniejszy. Odwróciłem się i poczułem się jak na stadionie. Dosłownie
zobaczyłem setki ludzi biegnących za nami. Być może było ich co najwyżej 15
ale dla mnie ich było 200. Najbardziej przerażałe mnie myśl że złapią
któregoś z moich kumpli i wtedy już nie bedzie wyboru, będzie trzeba się
wrócić i chociarz próbować się bić bo nie wiem czy udało by mi się to na
takiej bani. Na szczęcie udało nam się uciec, ale to już był koniec
przyjemnej bani. To już do końca były rozmowy o tej sytuacji, już nie było
śmiechówy. Postanowiliśmy jak najszybciej wyjść z miasta i poszliśmy do
lasu. Zdołowani szliśmy do lasu. To było naszym jedynym celem szliśmy tam
bardzo szybko. Każde krzyki dzieci biegających i bawiących się dołowały nas
jeszcze bardziej, myśleliśmy wtedy że znowu nas gonią. Doszliśmy do lasu
już uspokojeni a tam kurwa następna akcja. Ognisko na polanie. Jakiś żul
przyjebal lasce. Laska podchodzi do nas zakrwawiona i mówi do mojego kumpla
że mu się podoba i że chce iść z nami. Mówie kurwa zaraz znowu bedziemy
spierdalać, ale naszczęście laska dała sobie spokój i poszła. Potem już był
tylko zjazd i aż do późnej nocy rozmowy o dzisiejszej przygodzie. Najgorsze
przeżycie było chyba dla mojego kumpla który pierwszy raz jadł kwasa. Po
kilku dniach sprawe rozwiązaliśm bo jeden z kolesi który nas gonił
przypadkiem chodził do tej szkoły co mój kupel i potem nie mógł przez kilka
dni chodzić do tej szkoły:))
- 8234 odsłony