doi - sroi (pyndolowe stany po umyciu pach)
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
doi - sroi (pyndolowe stany po umyciu pach)
DOI
Dawka: ok. 2,5 mg
Waga:63 kg
Metoda przyjęcia: Doustnie
Wcześniejsze doświadczenia z tą substancją: Brak
Set & Setting: Lekki kac po imprezie z dnia poprzedniego, dobry humor i nastawienie, pusty żołądek
Wstałem lekko skacowany. Skacowany po imprezie ziołowo-alkoholowo-tussipectowej. Nie było jednak tak źle. Przywitałem się z moją kobietą, która spała koło mnie. Umyłem oczka, ząbki i paszki.
Cenny dar, jaki otrzymałem od Przyzjaznego Nieznajomego ukryty był chusteczce, która wcale nie była zwykła. Była to niezwykła chusteczka. Ta niezwykła chusteczka była nasączona roztworem 2,5 – Dimetoksy – 4 – Jodoamfetaminy. Czyli DOI ma się rozumieć. Było go tam ok. 2,5 mg. Nie dało się tego podzielić na mniejsze dawki, bo płyn rozlał nierównomiernie. W takich to prawie dokładnie słowach Przyjazny Nieznajomy przestawił mi sytuację.
Chusteczka została sprawnie pocięta na kawałki mniejsze i wszamana o godzinie 12:30. Aby czas mi się nie marnował udałem się do swojego domu po cenne rzeczy – dwa soki (bananowy i gruszkowy), parówki sojowe, bokserki czyste i koszulkę oraz discman z możliwością odtwarzania empetrzy. Prawie już nie działa, bo kiedyś wylało mi się na niego GBL i się podtopił z leksza. Uważajcie gdzie rozlewacie swoje GBL!
O godzinie 13:30 zaczęło mnie ogarniać lekkie rozkojarzenie, a jedzenie bułki z serem i parówka nie przyniosło mi dużej frajdy, więc wywaliłem połowę. Czułem się zmulony dość.
Wychodzę z domu. Świeże powietrze spowodowało rozmulenie i lekkie podstymulowanie. Było mi dość ciepławo – wszyscy chodzili w kurtkach, a ja w koszulce z dwoma rękawkami krótkimi (ładna, czerwona). Gdy siedziałem i czekałem na autobus zaczęły się delikatne zmiany obrazu – delikatne „pływanie” oraz uwypuklanie różnych przedmiotów. Nic szczególnego, ale można było sobie trochę popatrzeć i się pocieszyć.
Autobusem jechało się fajnie, burczał on i ogólnie był spoko. Wyszedłem i nagle okazuje się, że poruszanie się sprawia mi wielki trud. Męczę się po krokach kilku już. Odczuwałem strach przed ruchem ulicznym, a dokładniej rozpędzonymi samochodami i dość długo czekałem na odpowiedni moment, aby przekroczyć ulicę. No, ale jakoś doszedłem do klatki schodowej mieszkania dziewczyny mej. Z wielkim trudem udaje mi się wspiąć po schodach. Jak się okazało zapomniałem śmieci wyrzucić, więc musiałem powtórzyć spacerek z dołu na górę i do tego jeszcze zejść w dół.
O godzinie 14:40 siadam i zaczynam spisywać pierwsze notatki. To też było męczące. Idę do kibla, bo tam mi się lepiej pisze. Źrenice szerokie całkiem. Uczucie „przekrwionych oczu” – uczucie, bo nie były przekrwione, a tylko zdawały się być. To jest jeszcze do zniesienia, ale nagle dochodzi do tego benzydaminowe uczucie słonej flegmy w ustach, która cały czas się gromadzi i muszę, co pewien czas nią spluwać (to przez większość podroży). Nie wiem czy inni tak mają, ale ja tak mam po niektórych dragach, a w szczególności po benzydaminie. I nie jest to dokładnie uczucie słonej flegmy, ale nie wiem jak to inaczej opisać. Ogólnie to to nie jest :spoko:. W zasadzie to było i uczucie i faktyczny stan.
Nabijam Kobiecie Spragnionej Trawy Narkotyczniej fajeczkę. Ona pali, a ja nie. Kładziemy się na łóżko i zaczynamy się śmiać. Nie tak sami z siebie, ale z opowieści różnych. Jak widać mimo przykrego stanu fizycznego, zachowałem poczucie humoru. Wszystko zaczyna coraz bardziej pływać. Patrzę na obraz, który znajduje się nad łóżkiem i tu zaczynają się dziać dziwne rzeczy – kłosy zboża się poruszały, jakby owiewał je mroźny wiatr z północy, a kobieta lekko poruszała się w rytm słyszanej tylko przez siebie muzyki. Ogólnie nic ciekawego – na meskalinie było zdecydowanie lepiej. Nagle odkrywam, że sedno halucynacji nie jest w tym, co jest na obrazie, ale w samym obrazie. Zaczyna on dość mocno przemieszczać się po ścianie, a płótno się deformuje lekko.
Obserwacje przerwała moja Ukochana, mówiąc, że ma ochotę na czekoladkę (taką z okienkiem). Jako, że jestem męski i wspaniały, to decyduje się udać do sklepu w celu zakupu takowej. Niestety, gdy wychodzę większe zmiany obrazu ustają, ale za to uczucie zmulenia kompletnie przechodzi i czuję wyraźną stymulację. Wszystko wydaję się trochę inne, ale bez rewelacji. Kupuje czekolady dwie. Miałem kupić jedną, ale pomyślałem, że zabawniej będzie jak wezmę dwie, po chwili pomyślałem, że już mega śmiesznie będzie jak kupię trzy, ale niestety mieli tylko dwie z okienkiem. Powróciłem więc.
Wymyśliłem dobrą teorię – „Lotu w dół”. To było jakoś tak: „Nie da się tak naprawdę lecieć w dół, bo jak już jesteśmy w górze, to nawet jak lecimy w dół, to lecimy w górę, bo tam gdzie lecimy, to jest góra, a nie dół, z perspektywy dołu oczywiście”. Dobre, co nie?
Zacząłem konwersować z Panią Spaloną i napomknąłem o tym, że wlatuje coś do głowy uchem jednym, a wylatuje drugim. Ona odpowiedziała trzeźwo „Jacek Kuroń”. Na co ja miałem już przygotowaną ripostę i odparłem, że dla Jacka Kuronia, to nie jest problem, bo on jakby przenika mózg. Jej odpowiedź jednak ścięła mnie, gdyż powiedziała, że Jacek Kuroń ma duże uszy. Reszty rozmowy nie pamiętamy.
O godzinie 15:46 piszę: „Faza „faluje” Jak się na czymś skupię to to pływa, ale nie tak jak obraz. Myślałem, że dziewczynie mojej coś się stało i faza zmalała, ale teraz widzę dwie kropeczki i więcej. Świecące pixelki”. Nic ciekawego w sensie.
Następne notatki (W nawiasach „{}” wstawki kobiece): „Czuję się fizycznie benzydaminowo, a stanowo-fazowo meskalinowo (efektowo). Skomplikowane wzory „pływają”. {Groteskaliowo? To mi się kojarzy z rzyganiem} Zrób strzałkę, bo nie wiem, o co ci chodzi. {(Tutaj strzałka nic nie wskazująca zapętlona) List do pana: Nie wiem o co chodzi?} List do pani: STRZAŁKĘ {Chuj} Dzięki! :spoko: {Sam jesteś przpep0to psowlew i tujestem} Proszę nie mówić z pełnymi ustami. {Młucić Mucić Młócić Młócił Mócić} {(rysunek składający się z < i owoców w nim oraz podpis „Owocowy Kącik”)}
Wydało mi się nagle, że mam dziwną halucynację – twarz psa jakby z neonu przyczepioną do mojego palca. Podziwiałem ją, ale nagle okazało się, że to paproch. Dziewczynie pokazałem, aby też obczaiła, ale ona zamiast tego go rozwaliła. Później wyraziła skruchę.
Większość fazy, a była już godzina 16:13, to było wielkie wyczekiwanie na halucynacje. Efekty słabe. Doszedłem do wniosku, że warto przypalić trochę suszu narkotykowego. W tym momencie zobaczyłem przeźroczyste błyszczące oczy w różnych miejscach, więc pomyślałem, że trochę jeszcze poczekam z palonkiem.
Notka: „Kuchnia, Łazienka, Duży pokój – Trójkącik”
Kobieta Dopala i mówi, że jej zimno w nogi, więc odpieram, aby włożyła skarpetki, ona mówi, że nie ma, więc odpowiadam, że trzeba by kupić. Oświadczam, że wychodzę do sklepu po nie. Ona chyba nie wierzy mi w to. Było mi strasznie ciepło, a ludzie się dziwnie na mnie patrzyli – może przez to, że nadal szedłem w samej koszulce, a oni w kurtach. Domyśliłem się, że myśleli, że jest zimno i jak już wyszli, to nie chciało im się wracać i zdejmować kurt. Panował ogólnie pozytywny nastrój. Po 10 minutach doszedłem do sklepu i już miałem wchodzić na halę, aby kupić skarpetki, gdy zadzwoniła do mnie Ona i mówi, że sobie przypomniała, że mnie nie ma i się pyta gdzie jestem. Mówię, że w sklepie, a ona nie chciała początkowo uwierzyć, ale jak już uwierzyła to się wkurzyła i kazała mi wracać. Jako, że skarpetki miały być dla niej, to doszedłem do wniosku, że nie będę nalegał, łaski bez, i wrócę. Ludzie nadal się dziwnie na mnie patrzyli.
17:50 Baku, Baku w końcu. Humor już załapany, Kobieta patrzy na mnie w sposób wyrażający dezaprobatę z jakiegoś powodu, więc mówię „To jest twarz Pokerzysty… a nie Kochanki!”
Było dużo śmiechu, aż nagle wkręciło mi się „Tracenie Wątku”. Prawie od razu zapominałem, o czym chwilę wcześniej myślałem. Notatka: „Zacząłem pisać, że kurwa, że pisanie, że pisanie 0_o LOOL, że tracenie wątku przestaje mieć sens, już nie pamiętam co pisałem” Taki stan utrzymywał się przez około dwie godziny. Nie było tak źle, bo jak zaczynałem sobie wkręcać krzywy nastrój, to po chwili o tym zapominałem i wracał do swojego stałego przyzwoitego poziomu. Myślałem całkiem trzeźwo i wymyśliłem kilka ciekawych rzeczy, ale, jako że nie pamiętałem ich już, gdy chciałem je zapisać, to się niestety nie utrwaliły. Gdy zaczynałem mówić, to czasem wychodził z tego bełkot w stylu „byly… bly… tly… kurwa” - coś w tym stylu. Po prostu zapominałem po wymówieniu pierwszej litery, co chciałem powiedzieć. Co ciekawsze mogłem sobie przypomnieć dokładnie, to co zapominałem, ale po chwili od razu znów traciłem wątek. Nic nie rozumiałem z filmów, a raczej nie łapałem, o co chodzi w fabule, bo nie pamiętałem, co się działo chwilę wcześniej. Doszedłem do wniosku, że jak przeczytam notatki moje, to może uda mi się odkręcić z tego. Jednak jednego ze słów na początku nie mogłem rozczytać i za każdym razem jak sobie przypominałem, że muszę przeczytać to, co napisałem, to zatrzymywałem się na tym słowie i zapominałem, po co czytam ten tekst. Potem kilka razy doszedłem do wniosku, że przeczytanie tego, co napisałem pewnie i tak nie pomoże, ale o tym też zapominałem i za każdym razem jak rozmyślałem jak zakończyć ten irytujący stan to przypominałem sobie, że na pewno trzeba przeczytać tekst zapisany, wtedy zatrzymywałem się na nieczytelnym słowie i znów wszystko zapominałem. Jedyny sposób na zachowanie pamięci na dłużej było wybranie sobie jakiegoś przedmiotu i przypisanie do niego myśli. Jednak wykonanie tego z więcej niż dwoma przedmiotami naraz było dość trudne.
O 20:10 nagle zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, że tracę pamięć dopiero po kilkunastu sekundach. To było jak wybawienie trochę. Obraz rzeczywistości przez cały ten czas był prawie niezmieniony – czasem trochę oczu, czasem kropek w różnych miejscach widziałem.
Słuchanie muzyki było przyjemne, ale nie było przy niej odlotu.
Do godziny 23 efekty działania DOI zmalały zdecydowanie. Przypaliłem trochę zioła i wystąpiło u mnie dziwne zdarzenie (które czasem występuje u mnie również przy innych dragach). Zdarzenie polegało na tym, że po paleniu czułem się bardziej trzeźwo niż przed.
Gdy dziewczyna poszła spać około 24, okazało się, że mimo zmęczenia, nie jestem w stanie zasnąć, więc poszedłem oglądać TV. Akurat leciało dużo programów, w których ludzie zachowywali się względem siebie w chamski sposób. Odbierałem to strasznie emocjonalnie i było mi strasznie przykro, że ludzie potrafią być tacy okropni. Z łatwością wciągałem się w różne filmy i programy. Bardzo interesujący wydał mi się na przykład program o Dinozaurach. Nie, żebym normalnie nie lubił pooglądać na Discovery programów o dinozaurach, ale tym razem był on wyjątkowo wciągający.
Zasnąłem dopiero około godziny 5. Po przebudzeniu się około 10 czułem się normalnie, ale nadal byłem dość zmęczony.
W skrócie – Działanie samego DOI mało ciekawe, nieprzyjemne fizycznie, słabe efekty psychiczne, ryzyko utraty wątku po przypaleniu.
- 19146 odsłon