Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

dwa światy

dwa światy

Bylo to pierwsze grzybojedzenie w tym roku. Niestety grzyby byly

zakupione gdyz moje miejsce w tym sezonie w ogole nie obrodzilo :(( i

w ogole mialem dosyc rozczarowan za kazdym razem gdy sie udawalem na

laki. Wiem, ze najlepiej "smakuja" wlasnorecznie zebrane kapelusze

lecz pokusa i zadza wrazen byla na tyle silna, ze gdy nadarzyla sie

okazja to zdecydowalismy sie z kumplem zakupic 150 sztuk.





Mimo wszystko nastawilem sie na pozytywna podroz.





Uwaga - bede opisywal swoje wewnetrzne odczucia, a to co sie dzialo z

pozostalymi uczestnikami moge opisac na podstawie moich spostrzezen

lub ich wlasnych wypowiedzi, rozmow - oki???





Uczestnicy: A (pierwszy kontakt z grzybami) i B(niepierwszy kontakt z

grzybami) i Ja(ktorys tam kontakt z grzybami)





Poza nami grzybiarzami byly jeszcze 2 trzezwe osoby.





Start: 17.30 na chacie.





Calosc podzielilismy rowno na 3 osoby. Ja i A wszamalismy wszystko

szybciutko na surowo. B wpakowal calosc w 2 sandwicze i to byl blad

:((!!! - po prostu zostal w tyle.





No i tu zaczyna sie opowiesc ;))





Grzybki zaladowaly sie Mi i A niesamowicie szybko. Juz po 15 min od

spozycia czulem sie jak pijany, akurat ogladalismy IDOLA w tv -

niesamowita polewka. O 18tej zaczelo sie. Wyszedlem na balkon i

spojrzalem na ulice. Samochody pozostawialy za soba "poslady",

sygnalizator swietlny doslownie razil blaskiem. Wrocilem do srodka. A

jechal rowno ze mna, B niestety musial jeszcze poczekac.





Zaczelismy gadac, wymienialismy sie wrazeniami, po chwili postanowilem

zrobic herbatke bo grzybki zaczely ciazyc na zalodku.





Okazalo sie to trudzniejszym zadaniem niz zwykle - mamy na chacie

elektryczny czajnik, ktory czasem nie styka i trzeba go wtedy

odpowiednio nastawic - ja zamiast to zrobic zaczelem gadac do

czajnika, zeby chociaz dzisiaj w tym momencie nie robil mi takiego

swinstwa itp :)), zawolalem jeszcze A zeby przyszedl mi pomoc

przygotowac herbatke, ale ten stanal w progu kuchni i powiedzial ze

nie wejdzie bo jest tam jakos mroczno i sie boi. Coz, musialem sie z

tym sam uporac. Czajnik w koncu zadzialal, A sie przemogl i wszedl w

koncu do kuchni i chociaz ostro mna bujalo (czulem sie jak na statku)

herbatka byla w koncu gotowa. Usiedlismy z A grzecznie na kanapie i

poprosilismy trzezwego kumpla zeby puscil jakas mila muzyczke na

kompie - dla niego specjalne thx za stworzenie milego klimatu.

Poleciala totalnie pomieszna mieszanka :)) - Hey, NineInchNails,

jakias etniczna i duzo innych.





Bylo okolo 18.15 (chyba). Zaczelismy sobie gadac od rzeczy, smiac sie,

sluchac muzyczki - ogolnie luzik, brak jakiechkolwiek ograniczen. Z

doznan wizualnych - w dalszym ciagu jaskrawe klorki, lekie rozmycie

obrazu - jedynie jak patrzylem na kolumny to przy wydobywajacym sie

basie zaczynaly drgac i wyginac sie na wszystkie strony. W pewnym

momencie wzielem telefon i zaczelem grac w weza. Gram, gram a tu nagle

sruuuu - caly pokoj zaczyna plywac, zlewac sie w calosc, jedynie ekran

telefonu pozostaje realny. Postanawiam wiec skonczyc giercowac,

poniewaz telefon kradnie mi to na co tak niecierpliwie czekalem.

Mysle, ze osiagnelem apogeum, choc nie jestem przekonany gdyz od

wrzucenia nie uplynela jeszcze godzina!!! Postanawiam sprawdzic co sie

dzieje z A. Okazalo sie ze tez pogrywal w weza :)), zaczelismy gadac i

nagle stwierdzil ze cale stopy ma mokre!!! I tak bylo naprawde ,

biedak przerazil sie ze z jego ciala ucieka woda i ze wkrotce zostanie

z niego kupa miesa i kosci :)). Wybrechalismy jednak ta schize i

zaczelismy sie zastanawiac co robic. Okazalo sie, ze jeden z trzezwych

za pare minut wychodzi na zajecia. Postanowilismy z A go odprowadzic

bo doslownie rozsadzala nas energia!!, a na uczelnie bylo bliziutko. B

juz zaczynalo sie powoli rozkrecac, ale postanowil zostac i pozabijac

troche szkopow.





Ubralismy sie (choc A mial male problemy z uciekajacymi sznorowkami;)

i wyszlismy. Juz sam klatka schodowa wydala sie niesamowita -

serpentyna schodow, stopnie roznej wysokosci i niezliczona ilosc

pieter.





Heh, wyjscie z domu to byl przelom. Dopiero po wyjsciu z mieszkania

zauwazylem jak mocno zmieniona rzeczywistosc postrzegam. Do tej pory

czulem sie trzezwo jesli mozna tak to ujac, bo oprocz wizualnych

efektow i totalnego rozluznienia, nic szczegolnie psychodelicznego nie

odczuwalem. Na zewnatrz zostalem "zaatakowany" przez mnostwo

szczegolow, mnostwo bodzcow - samochody, ludzie, drzewa, neony,

latarnie, deszcz. Musialem sie poruszac, przejsc przez ulice, to juz

bylo o wiele bardziej skomplikowane niz wylegiwanie sie na kanapie -

to juz nie byl moj bezpieczny azyl, to byl obcy swiat, do ktorego praw

powinienem sie dostosowac. Dodatkowo zaczal mnie zalewac myslotok,

staralem sie wyciszyc i zaczelem gadac z trzezwym kumplem...





Ale A zaczal nadawac a kiedy on zacznie to nie ma sily zeby nie bylo

beki - nie potrafie powtorzyc. Zapomnialem, ze staralem sie byc

"trzezwy" i powrocilem do fazy :)), doslownie zataczalismy sie ze

smiechu. Trzezwy od tej pory szedl pare metrow przed nami, nie chcial

sie do nas przyznawac. Dotarlismy do uczelni, a w glowie coraz silniej

czuje efekty psylocybiny. W okolo pelno znajomych, witam sie z nimi i

zastanawiam sie czy zauwazyli, ze ze mna jest cos nie tak.





Stoimy tak przy wejsciu, trzezwy dal mi 5taka i poprosil zebym mu

kupil fajki jak bede wracac (ja durny sie zgodzilem) i poszedl na

zajecia. On zniknal ledwo w drzwiach a tu wychodzi 3ech kolesi, w tym

jeden ktory ze mna mieszka. Na szczescie nie wracamy sami z A. Bylbym

zaomnial dodac, ze A ciagle robi rzeznie (wpewnym momencie staje

zdziwiony i zaczyna sie zastanawiac dlaczego jest ciemno, bo jak

wychodzil przed chwila z domu to bylo jasno :)) Ja uciekam od niego i

gadam sobie z trzezwym kumplem, mowie mu ze jedlismy grzyby, on sie

pyta jak to jest i w ogole trzezwa gadka.





Dwoch sie odlaczylo i wracamy juz we trzech. Przypomina mi sie, ze

mialem kupic fajki, lecz dochodze do wniosku, ze za trudne dla mnie to

zadanie i trzezwy mnie wyrecza ;)).





Godz okolo 19tej. Od tej chwili nie potrafie dokladnie chronologicznie

poukladac wszystkich faktow. Dochodzimy do domu, stajemy przed klatka

i nagle wpada mi do lba pomysl zeby odplacic sie A. On mi robi sieczke

z glowa to teraz ja mu pokaze :)) - nie ma to jak polazic sobie na

gribach. Mowie mu, ze idziemy przejsc sie po okolicy. A okolica to

jedno wielkie blokowisko. Niezbyt dobrze znam te rejony, ale nigdy nie

mialem klopotow z orientacja w terenie wiec bez obaw kieruje

wycieczka. Juz po krotkiej chwili A staje zdezorientwany. Moj plan

zaczyna dzialac - totalnie sie zagubil, ale udaje mi sie go przekonac

ze doskonale wiem gdzie jestesmy. Pozatym powstaje nowy schiz, ze

dopoki A pali fajke to nie mozemy sie zgubic bo ta fajka jest

namierzana itp. W ogole powstaje cala masa schizow - idziemy i caly

czas gadamy, komentujemy wszystko co dookola widzimy - i nie jest to

tylko zwykla polewka, sa momenty calkiem powazne. Niektore rzeczy

wydaja sie calkowicie bezsensowne, inne dziwne - mamy calkiem inny

punkt widzenia niz na trzezwo. Do tego ta cala masa klorow i drgajacy,

pulsujacy obraz - to wszystko plus nieoknczaca sie dyskusja

niesamowicie zmienia szara codziennosc.





W koncu zlitowalem sie nad A i wyprowadzilem nas z tego

urbanistycznego labiryntu. Wrocilismy na chate. A tam wsiekly B prawie

nas posiekal na plasterki, za to ze zostal SAM, za to ze zapomnielismy

o nim :)). Nie zabawilismy dlugo na miejscu, bo B tez mial ochote sie

przespacerowac.





Byla 19.45.





B zarzadzil ze idziemy na Gore Chelmska (taka fajna miejscowka w

pewnym miescie na polnocy Polski ;). Jako ze droga nie byla zbyt

daleka ruszylismy. Najpierw szlismy dluga prosta oswietlana alejka, A

nadawal jak najety,mowil ze chyba jakies radio odbiera i ze mamy

szczescie ze to nie zadna ruska stacja :)). No i nagle zaczela sie

gorka, weszlismy w las. Swiatla miasta zostawaly powoli w tyle. W

koncu za nami zostal tylko drobiutki punkcik swiatla, a przed nami

rozposcierala sie czarno - szara plama - u mnie w glowie plama ta

rozdzielila sie na malutkie kwadraciki tzw piksele, ktore zaczely

ukladac sie w przerozne wzry, twarze - niesamowite wrazenie. Brnelismy

dalej, B twierdzil z poczatku ze zna droge na gore, ale wrotce

przyznal ze droge zna ale z jazdy na rowerze i zbytnio nie pamieta

szczegolow :)). Bylismy jednak tak daleko ze postanowilismy nie

zawracac, ale isc w kierunku szosy prowadzacej do miasta. Blakajac sie

tak w ciemnosciach rozmawialismy - o rzeczach smiesznych, powaznych, o

lesie i miescie. Doszlismy do wniosku, ze to w miescie jestesmy mniej

bezpieczni (zapomnialem dodac ze podczas szwedania sie po miescie malo

co nie zostalismy rozjechani z A przez ciezarowke pzrechodzac przez

ulice) niz noca w lesie (mozna najwyzej spotkac romantyczna pare

dzikow jak zauwazyl A :)).





Rozmawialismy o wariatach, zastanawialismy sie czy nasz owczesny stan

przypomia stan w jakim znajduja sie niktorzy psychicznie chorzy. I

jesli tak to czemu ich sie leczy, moze chca pozostac w takim stanie .

Czemu swiat chce zabrac im to czego sam nie moze miec i sila

dostosowuje do swojego pojecia "normalnosci".





I zeby bylo smieszniej, dokladnie tydzien po tym tripie czytalem

ksiazke P.Coelho - "Weronika postanawia umrzec" - szok, autor pisze

dokladnie to samo o czym my rozprawialismy!!! Poczulem sie

niesamowicie. Na szczescie nie jestesmy odosobnionymi przypadkami na

swiecie, ktorzy potrafia patrzec na swiat.





Wrzeszcie dotarlismy na szose. Efekty psylocybiny praktycznie wygasly.

Wrocilismy do domu.





Wszyscy zgodnie stwierdzilismy, ze dzisiejszy trip byl bardzo kwasowy.

Wizuale, samopoczucie doslownie jak na LSD , tyle ze krotszy!!! U mnie

na grzybach zawsze dominowal jeden kolor, dzis zalewala mnie cala gama

kolorow. Poprzednio wszystko co widzialem bylo gietkie, nienaturalnych

proporcji - dzis dlikatne falowanie, przesuwanie konturow. No i to

szybkie zaladowanie - pzryzwyczajony bylem na godzinne oczekiwanie, a

dzis tempo ekspresowe.





No ale nie ma co narzekac, bylo warto, a co najwazniejsze ekipa

dopisla i nikt nie zlapal BAD tripa.





PS Nastepny trip nie byl juz takim przezyciem :(( wiec nie bede

skladal raportu ale VIVA LIBERTY CAPS!!!





tOMAsz R.I.P.



Ocena: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media