salvia - 5 poziom
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
salvia - 5 poziom
podobne
NIC, absolutnie nic nie potrafiłoby mnie przygotować do tego co przeżyłem podczas ostatniego spotkania z Panią Salvią.
Razem z Pikapem, którego raport także powinien się tutaj znaleźć, postanowiliśmy już jakiś czas temu spróbować SD razem...
W mojej szufladzie leżał już 10-krotny standaryzowany ekstrakt, który zamówiłem w pewnym znanym (i uznanym) holenderskim smartshopie.
Założenie naszego tripowania było takie, że jeden pali, podczas gdy drugi pilnuje aby wszystko było ok.
Dla mnie był to już któryś z kolei kontakt z Panią Salvią. Kilka razy paliłem liście, kilka razy ekstrakt, ale prawdę mówiąc w obu przypadkach - bez większych efektów.
Muszę przyznać, że ucieszyła mnie zawartość przesyłki. Dodatkowy gram 10x ekstraktu otrzymałem gratis :)
Set naszej podróży był następujący. Piątek, 7.02.2003, końcówka ferii. Do godziny 16:30 miałem wolną chatę, już dzień wcześniej ustawiliśmy się na konkretną godzinę. Gdy się spotkaliśmy, poszliśmy od razu do mnie.
Zaprezentowałem Pikapowi zawartość przesyłki. W tym momencie zauważyłem, że stał się jakby leciutko podenerwowany, ale jednak nadal zdecydowany. Wszedłem jeszcze na Hypcia i przeczytaliśmy jeszcze raz poradnik użytkownika SD. Po jakimś czasie zabraliśmy się do przygotowań. Wybraliśmy odpowiednią muzykę - Mystical Sun, kawałki Rise i Akasha. Razem 11 minut, powinno więc wystarczyć. Wiedziałem, że nie hałas komputera może być przez nas źle odebrany podczas trwania tripu, więc przenieśliśmy głośniki do pokoju obok.
Był moment, gdy nie wiedzieliśmy który z nas ma pierwszy palić. W końcu jednak Pikap zdecydował, że spróbuje pierwszy.
Muszę też powiedzieć, że w obu przypadkach nabiłem dużą lufkę mniej więcej 1/15 grama, co w praktyce oznaczało, że mieliśmy przyjąć po około 1,6mg salvinorinu A.
Gdy po 7 minutach trip Pikapa skończył się, zapisaliśmy jego doznania na kompie. Okazało się też, że w lufce pozostało nieco ekstraktu.
Przyszła kolej na mnie. Zaciągnąłem się jak nigdy - za jednym podejściem spaliłem całą zawartość rurki. Opadłem na łóżko i przez chwilę czułem dziwne ciśnienie w klatce piersiowej. Prawdę mówiąc to nie byłem pewny czy już wypuściłem dym, czy nie.
Zaczęło się niezwykle szybko.
Sekunda po sekundzie traciłem kontakt z rzeczywistością. Najpierw poczułem jak moja świadomość rozpływa się po całym ciele i po chwili zaczyna spływać z powrotem do mojej głowy, gdzie koncentruje się w jednym miejscu, między moimi oczami. Świat materialny przestał być w tym momencie moim światem.
Nie mogłem wyczuć łóżka na którym leżałem, miałem wrażenie unoszenia się w nieograniczonej przestrzeni. Muzyka nie wydobywała się z głośników... rodziła się gdzieś w nicości.
Czułem, że wszystko dookoła staje się energią, czułem ściany i sufit. Nie byłem z nimi jednością, ale je czułem. Nagle ściany wygięły się i otuliły mnie, tworząc energetyczny kokon. Był on jakby rozdarty na wysokości mojej twarzy i tworzył grubą siatkę wokół moich nóg. Kokon poruszał się w dziwny sposób w rym muzyki.
Nagle też muzyka kazała mi się poruszać w lewo i w górę.
Widziałem i czułem jak każdy element naszego świata, obserwowanego zza zamkniętych powiek ożywa. Każda płaszczyzna (świadomości?) okazywała się być płótnem, ciągniętym przez kobietę.
Cholernie trudno to opisać. Wyglądało to jakby biegnąca sprintem kobieta trzymała jakiś materiał, nawinięty na niekończącą się szpulę.
Każda płaszczyzna zdawała się żyć własnym życiem, ale razem z pozostałymi - stanowiły doskonałą całość.
Każda płaszczyzna miała swoją kobietę!
Byłem już całkowicie w świecie niematerialnym.
Nie miałem ciała, choć czułem, że jestem innym człowiekiem(?!). Widziałem ten świat, choć było tam kompletnie ciemno.
Unosiłem się w przestrzeni.
Nie byłem świadomy ani swojego ciała materialnego, ani mojego towarzysza, siedzącego ok. 2 metry ode mnie.
Po chwili poczułem czyjąś obecność. Zobaczyłem 4 postacie zawieszone gdzieś w przestrzeni.
Postacie te miały kształty przypominające ludzi, ale składały się z energii. Były lekko pomarańczowe, tak jak kokon energii, który mnie otulał.
Wiedziałem, że stoją bardzo daleko, ale jednocześnie mogłem widzieć je bardzo wyraźnie i słyszeć tak dokładnie, jakby były tuż obok. Rozmawiały o czymś, ale dopiero po jakimś czasie zrozumiałem, ze mówią o mnie.
To była moja rodzina. Nie wyczuwałem żadnych emocji z ich strony, byli bardzo spokojni... ale jednocześnie wiedziałem, że mają wielką moc, której jednak nie chcą używać. Emanowało z nich Wielkie Dobro.
Zrozumiałem, że to właśnie oni stworzyli świat. To znaczy tę iluzję, którą my nazywamy światem. Zrozumiałem, że tak naprawdę to wszystko, co materialne z naszego punktu widzenia jest energią, ukształtowaną wedle ich woli.
Nie było tam nieba, ani piekła - był tylko ten energetyczny świat. Nic poza nim.
Zrozumiałem, że świat materialny jest przygotowaniem do tego, co czeka nas tam, po drugiej stronie.
Postacie rozmawiały jakby szeptem. Stały w kole, a głowy miały lekko pochylone.
Z początku naśmiewały się i patrzyły na mnie nieprzychylnie. Mówiły między sobą 'patrz co on robi', 'przecież nie jest jeszcze gotowy'. Ale po chwili jedna z postaci odezwała się spokojnym głosem: 'jeszcze nie czas'.
Postacie nie zabroniły mi tam przebywać, ale dały mi do zrozumienia, że jeszcze nie jestem gotowy aby pójść dalej.
Przez chwilę próbowałem walczyć z tym co mówią, ale kokon nie pozwalał mi się w pełni oswobodzić. W głębi swojej świadomości wiedziałem jednak, że nie pozwalają mi wejść głębiej tylko dla mojego dobra.
W pewnym momencie poczułem zewnętrzny przymus, aby porozumieć się ze światem materialnym. Starałem się z całych sił i po chwili cząstką świadomości wróciłem. W tym momencie podobno usiadłem na łóżku i przycisnąłem kolana do klatki piersiowej. Miałem otwarte oczy, ale nie przypominam sobie, żebym widział swojego towarzysza.
Podniosłem lekko rękę i powiedziałem coś na wzór 'ale mam dziwna fazę'. Teraz czułem jak drżał mi głos. Jednak jak tylko to powiedziałem, poczułem jednak, że nie należę do świata materialnego i wróciłem na drugą stronę. Znowu poczułem jak moje ego zanika. Poczułem jakby ktoś mnie zresetował. Na każdy aspekt życia patrzyłem zupełnie z innej strony.
Nie wiem, czy postaci było więcej. Wtedy widziałem tylko 4, ale zaledwie 2 się odzywały. Była to kobieta i mężczyzna. Pozostała dwójka słuchała w skupieniu i od czasu do czasu kiwała lekko głowami.
***
Trip tracił już na sile.
Zacząłem czuć przeraźliwe zimno... ale nie było to zimno takie, jakiego zaznamy wychodząc na dwór w zimie. To było raczej coś jak zero bezwzględne. Tym niemniej moi strażnicy nie mieli żadnych ubrań.
Podczas poprzednich doświadczeń, czułem jakbym lizał inną rzeczywistość przez szybę, jakby wpuszczono mnie tylko do przedsionka ogromnego, nieznanego wcześniej domu. Teraz wszedłem do małego pokoju, nie zostałem wpuszczony do salonu... jeszcze nie.
Przez większość tripa miałem otwarte oczy, ale nie przypominam sobie, żebym cokolwiek widział. Przez te x minut świat materialny stał się dla mi obojętny.
Po 9 minutach trip minął. Było mi bardzo zimno. Pikap zarzucił na mnie koc i poszliśmy do komputera, aby opisać moje przeżycie.
Wiem, że dużo widziałem, ale wiem też, że nie jest to nawet jeden promil tego co ma do zaoferowania świat Panny SD.
Gdy ochłonąłem, zbadałem lufkę. Z wnętrza wysypał się jedynie biały popiół.
Być może wszedłem troszkę za głęboko...
Nie mogę też powiedzieć, że cały trip był w 100% pozytywny. Nie oznacza to oczywiście, że nic z niego nie wyniosłem. A wyniosłem bardzo dużo.
Była jednak sekunda, może dwie, gdy umysł przeszyły mi myśli o powrocie. Jednak myśli te po chwili znikły i nie powróciły już do końca tripu.
Piąty poziom doznań jest piękny i kiedyś na pewno do niego powrócę.
Jednocześnie wiem, że musi minąć trochę czasu zanim ochłonę z ogromu doznań, jakie dała mi na podróż.
Uważam, że każdy powinien przeżyć coś podobnego przynajmniej raz.
- 8935 odsłon