wycieczka do lasu
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
wycieczka do lasu
podobne
Doswiadczenie: W roznych specyfikach rozne, nie bede generalizowal :) W psychodelikach nieduze. (nie liczac thc)
Wycieczka planowana byla juz od piatku, a odbyc miala sie w sobote :) Zajmijmy sie sama sobota. Rano obudzilem sie lekko podniecony planami (godz. ok. 9). Zjadlem leciutkie sniadanko, wypilem herbate i wyszedlem do znajomych mieszkajacych jakies 60m ode mnie. Obydwaj byli calkiem zaspani i prosili o przyjscie za godzine, bo dopiero zlapali kontakt ze swiatem ;) Pomyslalem, ze wroce posprzatac u siebie - tak, zeby rodzina byla do mnie pozytywnie nastawiona. Tak wiec za godzine znalazlem sie u znajomka, ktory to poczestowal mnie nabiciem grudki z tytoniem. Poszlismy do trzeciej osoby, spalilismy jeszcze lufke i zaczelismy rozmyslac nad dzisiejszym dniem - tzn. zalozylismy glowny plan dnia, ale bez szczegolow. Ok. godz. 13 rozstalismy sie, zeby przygotowac swoje psychoplecaki :) Powiem tylko, ze pogoda byla przepiekna, lekki wiaterek, a humory mielismy konkretnie dobre. Grzyby zarzylismy ok. 15:30. Nawet dokladnie nie wiedzialem ile ich mam, byla to mala kupka swiezych poskrecanych grzybkow, ale jak pozniej sie okaze dawka byla bardzo odpowiednia jak na "lekka przejazdzke". Poszlismy wiec do bliskiego nam brzozowego lasu. Idac jakis czas czulem sie coraz powolniejszy fizycznie, coraz ciezsze mialem nogi, ale umysl sprawny - normalny. Nie wiem czy bylo to placebo czy juz wejscie. W kazdym razie znalezlismy sie w lesie i usiedlismy na ruinach jakiegos bunkru, czy stanowiska przeciwlotniczego. Siedzielismy i nabilismy dwie lufki (a tak wogole to juz bylo nas 5, z tego jeden opiekun). Po spaleniu wyzej wymienionych spojrzalem gleboko w las. Widzialem daleko, duzo i wyraznie. Kolory staly sie bardziej nasycone tak jakby podkrecic tv, i przed oczami latalo mi od prawej do lewej takie szkielko znieksztalcen wizji. Wygladalo to jak krzywa szybka :) Powiedzialem tylko " O staaaary !". Wiedzialem, ze grzyby zamontowaly sie na dobre. Szlismy przed siebie robiac rozne smieszne rzeczy, smiejac sie przy kazdej okrutnie (wtedy nawet Michael Moore byl mniej smieszny niz twarze moich znajomkow ;) Las po grzybach wydawal sie byc najpiekniejszym miejscem na swiecie. Czulem sie bezpiecznie. Z drzew emanowala niesamowita madrosc i spokoj. Las tworzyl takie spoleczenstwo drzew, drzew zyjacych w swietnej symbiozie. Wszystkie byly lekko wygiete, co chyba nawet na trzezwo mozna zauwazyc ;) Postanowilismy usiasc kazdy pod swoim drzewem i siedzielismy. Rozgladalem sie z rozdziawionymi ustami i nie moglem uwierzyc jak tu pieknie, jak mistycznie. Zamknalem wiec oczy. Bum! Na powiekach wybuchly mi kolorowe iskry ukladajace roslinne wzory, to znaczy tak to wtedy odbieralem. Widzialem zlozonego z kolorowych punktow motyla, kwiat. To bylo przepiekne. Po chwili postanowilismy isc dalej, chodzilismy zwiedzajac las, w koncu popalajac jeszcze grudke, doszlismy do deptaka. Spacerowaly tamtedy dziesiatki ludzi. Usiedlismy na lawce i patrzylismy sie na ludzi. Wziela mnie ciekawa rozkmina - czulem sie jakbym byl z kosmosu, gosciem w tym miejscu, a ludzie byli dla mnie bezdusznymi programami, systemami, ktore sobie tak poprostu chodza. Z calej mojej "druzyny" emanowala taka dziwna aura, jakby kazdy na nas spojrzal i wiedzial odrazu, ze jedlismy swiete grzybki. Jeszcze chwile pochodzilismy po lesie, robiac rozne ciekawe rzeczy, jak tarzanie sie w lisciach, granie kijami na drzewach wspanialej lesnej muzyki, jedzenie chleba itp. :) Wogole przez caly czas czulem jednosc z natura (szczegolnie jak przytulilem drzewo) i nie moglem tam wyrzucic papierka. Poprostu czekalem az dojdziemy do "swiata systemow (ludzi)" i tam im posmiece :) Wracalismy juz powoli do punktu wejscia, i doszlismy do miejscowki (nie moglismy sie zdecydowac gdzie isc). Tam poczulem sie szczegolnie "nie stad". Mialem wrazenie jakbym byl totalnie rozwalony na 100000 czesci i nie moglem sie skupic. Swiat bombardowal mnie miliardami impulsow. A jakie bylo niebo... rozowo, pomaranczowo-blekitne (wlasnie zachodzilo slonce). Poprostu MIOD ! Spotkalismy niektorych znajomkow (wogole to wlesie z piatki zrobilo sie nas 3). Dalej juz trip tracil na sile, a ja wrocilem do domu porozmawiac przez irca czy gadu z ludzmi. Naprawde mialem bardzo ciekawe refleksje na temat zycia i swiata. Zasnalem po herbacie i dwoch pizzach z lekkim trudem, ale zasnalem... Sen mialem piekny, wyrazisty, a czy kolorowy ? Nie pamietam. W kazdym razie trip ten lekko mnie stuningowal i widze coraz wiecej, coraz lepiej. Zycie jest piekne !
- 7584 odsłony