konik polny
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
konik polny
podobne
substancja: Chlorowodorek benzamidyny / dwie saszetki Tantum Rose, każda zawierająca 0,5mg substancji oraz substancje pomocnicze, w tym ogromne ilości soli. (Stąd doniesienia o
działaniach nieporządanych u niektórych ‘szperaczy’, tj. wymioty, bule brzucha.)
doświadczenie: mj, @, dxm, piwo wino i co ino, gałka, tussipect, beznydamina po raz 1.
miejsce: przyciemniony pokój
czas: ok 22.00 – teraz, czyli 00.31; teraz, 02.48
przyrządzenie: Po zdawkowej lekturze na temat ekstrakcji benzamidyny postanowiłem wdrożyć nowo nabyte umiejętności i rozpocząłem przygotowania. Kieliszek do wina, filtr do kawy
(jednorazowy ma sie rozumieć), łyżeczki, podstawki, menzurki. Rozbieżność pomiędzy teorią
a praktyka, choć ta druga to wartość stała i niezmienna, bywa zaiste zaskakująca w tych momentach gdy czas, będący nieistniejącą wartością a zatem antywartością, potrafi tak skutecznie
zniweczyć nasze wielkie oczekiwania. Postanowiłem jednak doprowadzić sprawę do końca
i, w taki czy inny sposób spożyć specyfik. Uciekłem się więc do najprymitywniejszej z możliwych wygód i sprawnie zmieszałem 1 część chlorowodorku benzadyminy z 2 częściami wody
(kranowej, niegotowanej) i 1 częścią soku grejpfrutowego. (Podobno grejpfruty potęgują działanie niektórych substancji odurzających; uznałem więc, iż kapka egzotyki nic tu więcej mi
nie zmąci.)
suchoty: muzyka działa nieznacznie, o ile w ogóle mocniej (polecam Spacetime Continuum, muzyczne hard sf); promieniowanie staje się widoczne; brak apetytu; pamięć krótkotrwała
poważnie niedomaga; obniżona koncentracja (tylko jeśli chodzi o odrobienie pracy domowej, uwaga skupia się na otaczającej rzeczywistości i jedynie to ją zajmuje); przedmioty zyskują
interesujące zdolności, tj. ożywanie, obnoszenie się ze swym pięknem lub nowo nabytą duszą, mutacje form i barw (nawet najdrobniejsze pyłki kużu przy monitorze zrodziły jakiś wijący
sie splot macek i pajęczyn... szedł w moją stronę – wtedy należy ‘odmyslić’ istotę.)
wniosek: faza jest raczej relaksacyjna; bardzo zróżnicowana, nawet zaskakująca (i co z tego, że to moment szczerej grozy); świat realny nabiera cech świata snów i podświadomości (wy
tworzycie, wy możecie też zniszczyć); celem jak najlepszych efektów wpatrywac się w przemiot (najlepiej materiał) dopóki on sam nie zacznie ‘działać’
Po etapie przygotowań nadeszła chwila na narkotyczną libację na cześć wszystkich bogów
i żadnego za razem. Krótko mówiąc, Całuje was gdzie chcecie, cytując Witkacego. Oh... zdaje się, że odbiegłem nieco od wyraźnie wytyczonej prostej i nie zmierzam do żadnego celu, w
tym moim pisaniu. Pragnę przelać jedynie wspomnienia i wrażenia na papier, póki one tam tkwią a odmienny stan świadomości nie chytrzy mi dobrego nastroju...
Aha, problem ten ww był natury czysto formalnej; jak zazwyczaj gdy pierwszy raz starasz się podłączyć i dać ponieść fali, której nikt inny nie dostrzega. Oto sedno problemu, więc moje
wątpliwości co do czasu były dla mnie niezmiernie istotne. Ostatecznie przelałem miksturę do pustej butelki półlitrowej i udałem się z nią na wykłady. Cały czas starłem sie przewidzieć
konkretne zagrożenia ze strony miętowych dzielnicowych, gdybym jednak olał budę i odleciał. Tak się nie stało, dlatego teraz siedzę i piszę; i pisze wam o tym jak przed dwoma minutami
zewnętrzna forma wysokiej szklanki przeistaczała sie w inne, jak widać dobrze jej znajome, kształty, zmieniając fakturę i kolor. Na koniec tej mutacji przemieniła się w kwiata i prawie
natychmiastowo zgniła na moich oczach. (Chciałbym tu zwrócić uwagę, że takie opisy tripów zwykle wynikają z różnicy pomiędzy doświadczeniem psychodelicznym a językiem, którego
leksykon jest tutaj zupełnie bezuzyteczny. Wiedzcie również, że te halucynacje wzrokowe nie stanowią całkowitego urealnienia postrzeganych fenomenów. Co więcej, skupienie wzroku
na ‘ożywionej’ materii, powoduje jej zgorszenie i przedwczesne wycofanie z tej fascynującej gry.) Postanowiłem zbadać szklankę z bliska, więc nachyliłem się nad klawiaturą i zauważyłem
mężczyznę, chowającego płaszcz do szafy w jakimś, nieznanym mi pokoju. I wtedy zrozumiałem, że szklanka zyskała częściową świadomość; jako byt ‘nieożywiony’, który nagle okazuje się
zdolny do samoczynnych przeobrażeń. Klarowność tego omamu z punktu widzenia mojego umysłu była wysoka, z punktu sensorycznego natomiast pozostawała zagadką. To nie koniec,
szklanka oprócz nad wyraz realnych obrazów, niczym rzeczywistość odbita w krzywym, sferycznym zwierciadle, zyskała również tą esencję, którą zwykło się mianować duszą. Niechaj tak
będzie, no więc dusza ta, zwisała niczym zuzyty profilaktyk z brzegów szklanki prawie aż do samego dna. Na jej węższym końcu, dostrzec można było zarys rozwartej paszczy jakiejś
zwiewnej, pół-materialnej istoty, którą najprędzej porównać do paszczy bezzębnego rekina staruszka. Dusza pozostawała nieruchoma aż przestała istnieć równie gwałtownie jak zaczęła.
Faza wkręciła się praktycznie od razu. Poczułem lekkość na ciele, zwłaszcza w wyższych partiach nadrzędnych; rozmowa płynęła swobodnie; nie odczułem żadnych negatywnych efektów,
oprócz nieprzyjemnego posmaku soli; lekkie rozbawienie (nie wiem, czy spowodowane samą substancją czy tylko dziecinną radością z powodu zmiany stanu świadomości). Wkrótce potem,
w sklepie na rogu nabyłem dwie butelki gazowanej wody; wracając, poczułem nietypową perspektywe. Jak gdyby obraz który postrzegamy na co dzień, został zamknięty w innym, nieco
większym obszarze (jak dwie plansze nałozone na siebie, jedna mniejsza), który przy poważniejszych zaburzeniach równowagi, zdradzał swoją obecność jasnymi rozbłyskami u dołu i u góry
moich oczu. Był on tłem dla obrazu normalnego, i choć pozostawał niewidoczny, jak tylko znienacka i przelotnie, wywierał duży wpływ, gdyż zanim doszedłem do klatki, każdy mój ruch
powodował powstawanie smug światła, za oddalającą się mechanicznie kończyną. Z czasem okazało się, że nie tylko ja to robię, ale wszystkie przedmioty dookoła. Punktami
newralgicznymi są konciki oczu oraz ich dolne i górne granice (nawet teraz gdy stukam oslepiaja mnie nieco te mroczki.) Co ciekawe, smugi z żaru papierosowego nasuwają myśl o
rozdzieraniu kurtyny tasakiem; ślady, które zostawiają są konkret-czarne, lecz nie jest to czerń szaty księdza, lecz brak jakiejkolwiek wartości barwnej, 0-0-0, czerń absolutna.
Niekiedy te świetlne smugi nabierają nieprzyjemnie znajomych kształtów, wiecie co mam na
myśli ? Przed ok.10 minutami przez klawiaturze skoczył konik polny, a dosłownie przed chwilą zdawało mi sie przez sekundę, że pręgowany kot-dachowiec zszedł z parapetu na biurko. Nie
chcę wam robić ochoty na jazdy w stylu Las Vegas Parano (nie ma się co oszukiwać, oni mieli lepszy szajs), ale o ile wasze umysły już skojarzą kształt, domieszają ciut wspomnień i lęków,
możecie doznać chwilowego zaskoczenia. Mnie wydawało się, to zbyt rzeczywiste przez ułamek sekndy; zaraz potem zniknie. Rzecz w tym, że ten ułamek sekundy i domniemanej grozy
wzmaga produkcję adrenaliny i nagle okazuje sie, że czujecie się jak na meczu. Nagły przypływ ciepła
i podniecenia podysci jeszcze tą wspaniałą fazę (a jest wspaniała) i, miejmy nadzieję, wzbogaci, wzmocni, wydłuży TantumRose-Trip.
Mam dziwne wrażenie, że każdy czworokątny, płaski przedmiot oddala sie gdy się w niego wpatruje. Dokładnie w ten sam sposób jak w przypadku wizji ‘z oczu’. Ciekawa
meta-rzeczywistość. Nad mrówkami są krety, nad kretami lisy, nad lisami ludzie. Nad ludźmi istnieją niezliczone rzędy wywyższającyh sie indywudualistów, nad nami wszystkimi góruje pan i
bug, nad nim ci mocniejsi i starsi bogowie, a nad nimi... Benzydamina wprawia umysł w imitatorski nastrój
i dlatego dosztrzegalne jest tło wyzierające z poza ‘rzeczywstości’, dlatego szklanka zyskała rąbek świadomości, dlatego też atmosfera nabiera gęstości i witalności. To chyba najciekawszy
aspekt tego odlotu – harmonia. Odniosłem wrażenie, że moje ruchy (niestety ten efekt już zszedł) powodowały zaburzenia w otaczającej przestrzeni, która z kolei odpowiadała adekwatną
reakcją. Obiekty dookoła nie obnosza się z tym, chociaż niektóre mają prawdopodobnie więcej osobowości od ludzi. One również oddziaływują na tę samą przestrzeń. (To niesamowicie
komfortowa i w pełni zadowalająca myśl, przypuszczenie, rozważania pod wpływem.) W pokoju, gdzie przebywam meble, sprzęty, grzbiety książek i płyt tworzą chaotyczne relacje; lecz
każda akcja pociaga reakcje i nikt nie ma za złe przypadkowych szturchnięć. Wręcz przeciwnie, kontakt fizyczny to jedyny sposób komunikacji, jeśli założymy, że chcemy sie komunikować,
że potrafimy,
i że nie majaczę. Nie, nie zmyślam; z pewnościa mówię, że tym razem jakiś rybak z żeliwną
i kolczastą siecią chciał mnie w nią schwytać. Skoro jednak zagrożenie okazało się być jedynie pulpitem biurka, zniknął.
Ten mechanizm działa chyba na zasadzie umysłowego projektora (fonii brak), który z konstelacji cieni, załamań, świateł i kolorów kombinuje zagwostki, nigdy nie kończąc ani nie puentując
swoich pokazów.
Ciemne zakamarki, choćby to było załamanie w spodniach, w dziwny sposób odwracają wymiary – co wydawało się zapadniete do wewnątrz, teraz wyciąga się do przodu. (Nie ma oczu, ale
wiecie, że patrzy na was; co zrobi ? Moje trzy ‘spotkania’ albo były za krótkie, albo po prostu nie trwają na tyle długo żeby doszło do interakcji; może nie po dwóch saszetkach, ale kto wie)
Chlorowodorek Benzydaminy (pierwszy odlot) zamienia umysł, a raczej daje nam dostep przynajmniej do tych najbardziej trywialnych pokładów możliwości naszego mózgu. Co więcej,
zdaje się nam, że wszystko co się dzieje nie jest rzeczywiste, lecz posiada w sobie taką szczerość, bezinteresowność błysk, że wierzymy iż istnieje podczas dolotu, oraz na co dzień, tyle
że tego nie widzimy.
- 12013 odsłon