błogostan i takie tam
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
błogostan i takie tam
podobne
Doświadczenie: Maria-bardzo dużo, Avio-raz, alkohol-kiedyś piłem rzekami, dziś rzadziej, Grzybki-raz, symbolicznie wręcz (więcej nie znalazłem :]) |
Set&setting: Chęć spróbowania czegoś nowego, ogólnie rozczarowany wszystkim (ludźmi, pogodą, wszystkim czym można się roczarować), ale bez dramatów! |
Dawka: 20 drażetek i 140g syropu Tussipect |
Wszystko miało miejsce wczoraj - siedziałem sobie w pracy przed kompem, zbliżała się godzina 15, czyli koniec pracy. Zapodałem NG, jak to często robię, tym razem jednak w poszukiwaniu czegoś bez recepty i niedrogo na wieczór. Tussipect - o! Niedrogi i bez recepty, można spróbować. Wyszedłem z biura - do apteki mam jakieś 50 metrów, kupiłem listek Tussipectu za 4 z hakiem i Colę w Żabusi. Wróciłem do mieszkania, zjadłem coś bo czytałem że traci się apetyt. Parę minut po 16ej zapodałem 10, popiłem obficie Colą - nie dlatego żeby zabić zmak czy coś, tylko żeby sobie dostarczyć kofeinę. Zapodałem czat, gadałem z kilkoma osobami naraz - pisanie chyba nigdy nie szło mi tak dobrze, rozmowa sie kleiła, ale to zajęcie wydało mi się kiepskim pomysłem (jak to czat). Na gg odezwał się kumpel z którym nieraz organizujemy grube całopalenia (ostatnio po prawie 2g zioła na głowę + 10 aviomarinów - było DOBRZE!). Powiedziałem mu co i jak, od tego czasu ciągle monitorował mój stan poprzez smsy i gg :p. Energia mnie rozpiera, nie mogę usiedzieć na miejscu, posprzątam - jednak nie, włączyłem głośno muzykę, słyszę pukanie - zrywam się - jakaś laska, nieważne po co, pogadałem z nią w drzwiach, konstruktywnie jak sądzę. Poszedłem przed lustro - wyglądałem jak zwykle, tyle że na czole pojawiły się kropelki potu, co jakiś czas całe ciało przeszywał zimny dreszcz. Cała euforia powoli ustępowała miejsca błogiemu odprężeniu, wypiłem bardzo mocną kawę - trochę 'przyspieszyłem'. Godzina 18:40 - kolejne 10. Przypływ energii, mam ochotę iść na spacer. Godzina 19:50 - wyszedłem na spacer :]. Wychodzę przed kamienicę, patrzę - apteka - otwarta (na to liczyłem...). Dobry wieczór i te sprawy, niestety pani powiedziała że tussi w drażetkach nie ma (farmazony - nawet nie sprawdziła!), kupiłem w syropie, wróciłem do mieszkania i wypiłem cały (140g). Tabletki zdecydowanie przyjemniejsze. Wyszedłem. Skierowałem swoje kroki nad Wisłę (w Kraku, mieszkam rzut beretem od Wawelu). Szedłem coraz wolniej i wolniej, przyglądałem się otoczeniu uważniej, ręce jakby nie moje, nogi dziwne, jakieś takie gumowe i coraz częstsze dreszcze i fale zimna. Doszedłem pod Wawel - normalnie zajmuje mi to 5 minut, tym razem jakieś pół godziny. Myslałem o tym, że nie myślę o niczym poważnym :|. Błogostan, usiadłem, zrobiło mi się trochę lżej w brzuszku, siedziałem w kompletnym bezruchu, czasem powoli odwracałem głowę, paliłem powoli, bardzo powolne ruchy. Kolory drzew i murów zamku wydawały się trochę pastelowe, ale może takie były zawsze, tylko nie zwróciłem uwagi wcześniej. Wstałem - troche mnie zemdliło - usiadłem spowrotem, wypałiłem kolejną faję i postanowiłem pójść na rynek jak najdłuższą drogą. Zakochani, którzy zazwyczaj chodzą bardzo wolno, teraz przemykali błyskawicznie. Szedłem długo, widziałem już cel, zaczepił mnie jakiś chłop, który zbierał z grupą na paliwo... Powiedziałem, że nie mam kasy, nalegał - zacząłem kląć i wyzywać (normalnie w życiu bym tego nie zrobił), chciał jeszcze fajkę, powiedziałem, że nie mam.
RYNEK. 20:55. Usiadłem 'po turecku' na murku wysokości około 40 cm (ten wokół kościoła św. Wojciecha). Czułem niesamowity spokój, ciszę, odprężenie, czułem że mogę tak siedzieć całe życie, pomimo że non stop miałem dreszcze, fale zimna i włos na głowie mi się jeżył:]. Obok usiadły jakieś laski, jedna anioł, sidziałem tak nieruchomo i tylko co jakiś czas delikatnie odwracałem głowę - anioł wyraźnie mi się przyglądał... Ciągle paliłem. Anioł i koleżanka poszły sobie, ale za chwilę pojawiły sie ze strony w którą głównie się gapiłem. Anioł zbliżył się nieco w do mnie, przystanęła, powiedziała coś ze słodkim uśiechem, uśmiechnęła się tak jak uśmiechają się anielice i boginie i ruszyła dalej, to spadło na mnie jak grom z jasnego nieba - odpowiedziałem tylko uśmiechem. Po chwili skapowałem, że nie tak miałem się zachować (nie sądzą żeby moje zachowanie było spowodowane samym tylko spożyciem T, była zjawiskowa - speszyła mnie:]). Miałem nadzieje że jeszcze wróci. Niemal bez przerwy paliłem. Usłyszałem bicie zegara - ale kit - myślę sobie, skąd to bicie, przecież nie może być później niż 21:15! Słyszę hey now! - no nie - jak to? Hey Now! o 21:15? - okazało się, że jest 22 - ta godzina którą tam spędziłem minęła mi nad podziw szybko. Cola i kawa, którymi sie wcześniej raczyłem zaczęły coraz mocniej domagać się ujścia... Poszedłem do knajpy, zrobiłem swoje, obszedłem rynek w koło - posiedziałem na murku jeszcze chwilę, znów obszedłem rynek i postanowiłem wracać. ale powoli. Chodzenie bylo niesamowicie przyjemne, tudzież siedzenie, zacieranie dłoni, wszystko czułem inaczej, lepiej, pełniej ,przyjemniej! W drodze powrotnej nie było nic nadzwyczajnego, oprócz tego że niemal płynąłem - może troche przesadzam, ale z pewnością szło mi sie niesamowicie lekko i przyjemnie. W gruncie rzeczy to wcale nie chciałem wracać, ale nie miałem juz fajek i kasy. Podczas wychodzenia po schodach miałem niesamowity helikopter. Pogadałem chwilę z niegdysiejszym aviodruchem i postanowiłem sie umyć i położyć. Przez cały ten czas towarzyszyły mi dreszcze, fale zimna i włos mi sie jezył. Po toalecie położyłem się. Była mniej więcej 2ga. Przewracałem się z boku na bok. O 5ej wstałem i zacząłem sprzątac mieszkanie, wszystko już wróciło do normy, poszedłem do pracy na 7ą, nie chciało mi sie spać, przewegetowałem przed kompem swój czas, cos tam rozkminiłem i wróciłem do mieszkania. Przed oczami latają mi muszki, kątami oczu widzą przemykające czarne obiekty, nic nie jadłem i wcale nie chce mi sie jeść, oczy normalne, tylko trochę bledszy niż zwykle jestem. Strasznie żałuję że nie miałem zielska, akurat teraz musiało się skończyć! Ogólnie było warto, naprawdę fajna sprawa, co prawda nie ma haloonów jak po avio, ani nastroju jak po ziele, ale jest dobrze! Aha - ważę zaledwie 64kg przy wzroście 179cm, więc dawka 20 drażetek + 140g syropu to niamało dla takiego byka jak ja! Pozdrawiam!
- 8952 odsłony