you really are my ecstasy
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
you really are my ecstasy
podobne
Nazwa substancji: Ecstasy(Versace Niebieskie)
Poziom doswiadczenia: Baaardzo niedoswiadczony, ecstasy drugi raz, wczesniej jadlem polowke jakiejs polopiryny, po ktorej nic sie nie stalo :)
Dawka, metoda zażycia: Jedna tabletka, doustnie
Set&Setting: Nadzieje na lepszego niz ostatnio dropsa, chcęć dobrej zabawy, dyskoteka
Efekty: Euforia, błogostan
No dobra to jedziemy.
Niewielką ekipą (11 osób) udalismy sie na dyskotekę, u mnie w kieszeni niebieskie versace w ilości dwóch krążków, u paru kumpli MJ ( nie wiem co oni w tym widzą :P), jeden jak się pózniej okazało feta, reszta - bania alkoholowa. W drodze dowiaduje się że niestety na miejscu spotkam kogos dosyć niemiłego mojemu sercu. Bardzo ale to bardzo poddenerwowany wyruszam w dalszą droge. Wkońcu jestesmy na miejscu, nie ma jej ufff, nieziemska ulga. Siadamy w loży, z kumplem ustalamy że wrzucimy za 40 minut. Troche tańca na trzezwego, dyskoteka narazie lipna malo osób, muzyka też mogłaby być lepsza, spodziewałem sie czegoś fajniejszego po ostatniej świetnej wizycie w tym klubie. No ale nic, zadumani siedzimy na loży, wkoncu patrze na kumpla, kumpel na mnie, pomyślałem - już, on chyba pomyślał to samo, skinienie głowy i poddenerwowani ruszamy do brau po coca-cole. Trzy złote do rączki milej pani, szklanka coli do mojej. Stanęliśmy przy barze, ja sięgam do kieszeni, uśmiecham sie, chwila i wyciągam tak upragnione niebieskie kółeczko które najpierw ląduje w jego ręce, pózniej w żolądku. No to tera czas na mnie, drops, cola, przenikliwe spojrzenie na mojego towarzysza, no to czekamy. Siadamy na loży, dziwne uczucie, wziołeś narkotyk czekasz na jego efekty, o tyle ile doświadczeni narkofani nie czują przy tym nic szczególnego, ja bylem lekko zdeprymowany, kumpel zresztą też. No ale nic siadamy w loży, dopijamy cole, patrzymy na zegarek - 21-30, no to za góra godzine powinno byc przyjemnie. Mija 15 miniut, czas spędzamy na rozmowie po czym podejmujemy decyzje że idziemy sie bawic, lepiej wkońcu żeby wkręcilo sie podczas tańca. Zatracamy się w nim, wsłuchujemy się w muzykę, oboje bardzo szybko spociliśmy się, po jakimś kwadransie decydujemy sie odpocząć. Już pół godziny... Powinno sie zaczynać. Siadamy, rozmawiamy, przypalamy papieroski, zdenerwowani czekamy. Kolejne piętnaście minut mija wlasnie w ten sposób. Około godziny po zażyciu magicznej pigułki jesteśmy oboje naprawde zli, nic się nie dzieje, wtajemniczeni koledzy śmieja się ze znowu dostaliśmy jakąś polopirynke. Nam wcale nie jest do śmiechu. Naprawde maksymalny nerw wzioł nas około godziny 22:40, pewny że albo mój mózg nie wytwarza serotoniny i MDMA nie ma co uwalniać, albo trafił mi sie kolejny trefny drops poszedłem po piwo mając nadzieje na przynajmniej alkoholową banie. W pięciu udajemy się do toalety, jeden kumpel zjarany, drugi bania alkoholowa, trzeci naspidowany, tylko ja i G. zerowa faza, wszyscy mają tam niezły ubaw, że 30 złotych wyrzucone w błoto, no nic trzeba się zadowolić tym piwem. Wracamy na sobie usiąść, 5 minut piwko wypite wstaje, czuje się jakoś inaczej, mysle sobie no przynajmniej piwko weszło, mój kumpel w tym momencie siedzi z rękami podpierającymi głowę i ma nadzieje że nikt sie do niego nie odezwie, bo czuje sie tak żle. Ja wchodze na parkiet, jest godzina 22-55, kurcze czuje się całkiem fajnie, myśle żeby wpaść tu też jutro. Tancze, nie no elegancko, jebać dropsy dobrze że przynajmniej to piwo coś podziałało, jednocześnie nie dowierzając ze to od piwa mam taki dobry nastrój. Wracam na loże do zalamanego kumpla, jest godzina 23-10, patrze nie ma go tam gdzie był, patrze na loże obok, a tam on z bananem na twarzy rozmawia z jakimiś znajomo wyglądającymi dziewczynami. Postanowiłem się dosiąść, bylem niezmiernie szczęśliwy, G. chyba, a raczej napewno też. Teraz już wiedziałem to nie to piwko to MDMA! Zapaliliśmy po papierosku, nigdy ich nie lubiłem, palić zaczołem niedawno, dla towarzystwa, no ale jeśli szlugi maja smakować tak jak teraz to chcę się uzależnić! No papierosek, rozmowa, czuje się zajebiście, uświadamiam sobie że nigdy w życiu takie gadanie z kimś nie przyniosło mi przyjemności, a teraz?! Teraz mógłbym tak rozmawiać do rana. Pytam o godzine, jest 00-30, Boże jak ten czas szybko leci. Nagle mój świat stał się bezproblemowy, każdemu z kim rozmawiałem mówilem że go kocham, bo rzeczywiscie tak było, czy byla to osoba z która znam sie pare lat, czy niedawno poznana, kochałem każdego i nie ukrywałem tego. Przepełniała mnie taka cudowna radość, słodziutki stan, mogłem wszystko, z twarzy mnie jak i mojemu kumplowi nie znikał banan. Zachowuje sie jak jebniety, nie potrafie normalnie zejść z podestu, musze zeskoczyć, żeby dać upust energii i radośći która we mnie siedzi. Biegam między lożami, udaje pociąg, wszyscy sie ze mnie śmieja, ja z tego się cieszę, dołączam sie do nich i wspołnie wszyscy jebiemy się z mojego zachowania. Dyskoteka lipna strasznie, ludzi miało być multum, bylo bardzo mało, muzyka beznadziejna. Wszyscy załamani oprócz mnie i G. którego chyba nigdy nie widziałem tak szczęśliwego, podobnie jak i siebie. Nagle wymskneło mi się i powiedzialem ze miałem dropsa. Kurde niewtajemniczeni mieli się nie dowiedzieć ale co tam, widząc moją radość możę też im się humor poprawi. No i chyba poprawił oprócz jednego który też miał nadzieje wziąć dzis pilsa, ale cos mu niewypaliło i nic z tego nie wyszło. Zdenerwował się chłop troche, a znany jest ze swojego agresywnego zachowania. Rzucil mnie petem, dostałem w okolice oka, heh jaki ten ból jest przyjemny, fajnie parzy. No ale nic podenerwował się podenerwował, i mu przeszło. Poszedłem gdzieś, zeskakując z podestu napotkałem jakies trzy dziewczyny, oczywiście musialem cos powiedziec, krótka wymiana zdań, mówie im że je kocham i dalej ruszam na balety. Zegarek, która godzina? 1:40. Tańczymy! Nigdy w życiu nie tańczyło mi się tak cudownie, krzyczałem, byłem pełen szczęścia, mogłęm wszystko. W tej euforii, jakoś nabrałem śmiałości i nie wiedzieć czemu, jedną z tańczacych przedemna dziewcząt złapałem za biodra, co na trzezwo raczej by mi się nie zdażyło, po pijaku też raczej nie bo musiałbym dokładnie obejrzeć obiekt swoich zainteresowań, a tutaj? Nawet nie widziałem jej twarzy, i przeszedłem do ataku, co najwyrazniej nie spodobało się mojej wybrance bo szybciutko uciekła :) Ja nie załamany tym faktem, podszedłem do niej, uprzejmie przeprosiłem, powiedziałem ze kocham i dalej poszedlem tańczyć. Na szczęście chyba sie nie obraziła, a nawet gdyby to co mnie to obchodzi, świat jest taki piękny, nie będe przejmował sie jakąś dziewczyną. Wychodzmimy przed klub, Boże ale cudownie się czuję, zaczynamy dzwonić po wszystkich, ja oczywiście kazalem przekazać każdemu że wiadomo jakim uczuciem go darze. Wracamy już do klubu, podchodzi do nas jakaś dziewczyna pytająca o zegarek czy ognia, już nie pamiętam. Powiedziałem ze nie mamy niestety ale za to ją kocham, usłyszał to jej chłopak który sie troche zdenerwował, ale ja szybciutko załagodziłem sytuacje dwoma magicznymi słowami, których tego dnia nie szczędziłem nikomu. Wracamy do klubu, taniec, czuje się tak błogo, słodziutko, cudownie, poprostu nie da się tego opisać, nagle przypominam sobie, przecież miala byc tutaj moja była o której wspominałem coś na początku, normalnie jej szczerze nienawidze, ale w tym momęcie kochałem ją jak nigdy, nawet bardziej niż kiedy byliśmy ze sobą :) Od przyjaciela dowiedziałem się że jej niestety nie ma, troche się zalamałem, no cóż, Pomyślałem nie cza sie przejmowac życie jest cudowne. Godzina 2:20 siadamy na loży, miałem wielka ochote z kims pogadać, wraz z zdropszonym przyjacielem dosiadamy się do znajomych dziewczyn. Rozpoczynamy rozmowe, gadamy o wszystkim jest cudownie, niedlugo potem poczułem się troszke gorzej, oparłem głowę na rekach, czułem ze łapie mnie zmuł, po chwili ocknołem się i znow z uśmiechem na ustach dokończyłem konwersacje. Kumpel zostal na loży chwilke sam, gdy wróciłem zastałem go bawiącego sie zapalniczką, zachowywał sie jakby widział pierwszy raz w życiu taki sprzęt, cieszyl się przy tym niesamowicie. Nadeszła godzina 3:00, jako że dyskoteka była beznadziejna, ludzie zaczęli wychodzić, Przyszedł czas i na nas, ogólnie niezadowoleni z tego faktu, wracamy, na taras w oczekiwaniu na samochód. Boże jaka to była cudna dyskoteka, myślałem, szkoda żę tylko ja i G. Wsiedliśmy do samochodu, z trudem powstrzymywałem śmiech, ale udało się. Wraz z kumplem od koła kierowce poprosiliśmy żeby wysadził nas dużo wcześniej. Mimo padającego deszczu i zimna panującego na dworze, odprowadziliśmy kolegę mieszkającego w całkiem innych rejonach niż my. Z uśmiechem na twarzy wracaliśmy, lało coraz bardziej, ale deszcz przecież jest cudowny, wogule nie ma rzeczy ktora cudowną by nie była. Zrobiliśmy wielkie koło aby dłużej ze sobą pogadac na temat dzisiejszych przeżyć, cali zmoczeni, ale szczęśliwi jak nigdy rozchodzimy się do domów. Łazienka, usmiech który nie opuszczał mnie od paru dobrych godzin, łóżeczko, sen. Było cudownie. Dla takich chwil warto żyć. Na drugi dzień zero zjazdu.
Moim zdaniem każdy powinien spróbować tego przynajmniej raz w życiu przeżyć coś takiego. Czułem się naprawde kosmicznie, błogostan, euforia, było fantakurwastycznie!! Replay dopiero za 2 miesiące żeby się nie wciągnąć, bo z tym trzeba uwarzać.
Dzieki za przeczytanie (albo i nie) , tego do końca. Pozdrawiam!
- 9562 odsłony