trip to the sin city
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
trip to the sin city
podobne
specyfik: pół opakowania suszonych meksykańskich psylocybków
exp: powój, dxm, benzydamina, san pedro, salvia i inni.
miejsce i czas: Amsterdam, cały trip w okolicach Dam.
dramatis personae: ja, R., jego dziewczyna i jej siostra A.
Grzybki kupiłem w Innerspace, kawałek za albertem. Piszę to, bo tam grzyby stoją taniej niż w innych smartshopach, miejsce jest ładne i przestronne, a sprzedawca kiedy nagrałem z nim wywiad dał mi jeszcze w charakterze bonusa jednego skręta grzybowego, poza tym mają fajnego psa.
Wraz z R. wsunąłem pół kanapki z serem i grzybami. Czekaliśmy jakieś 40 min. nim weszło - grzyby były suszone, dziewczyna R. i jej siostra zjadły około pół h po nas świeże tajskie psylocybki. Tak się złożyło, że zaczęliśmy tripa mniej więcej w tym samym czasie. Stopy zrobiły się ciężkie, w żołądku coś się działo, ale nudności były minimalne i można było o nich bez problemu zapomnieć.
W kofiszopie chcieliśmy się napić piwa, ale pani zażądała ode mnie dowodu tożsamości, który zostawiłem w domu, tuż za rogiem. Wparowałem do mieszkania, gospodarz malował ścianę na biało, pełzały po niej świetlne węże. Znak, że weszło. Nie traciłem czasu na obserwację. Wracając do znajomych modliłem się w duchu żeby wciąż tam byli. Poszliśmy na piwo trochę dalej. Ściany i stoły w knajpie były wyłożone czerwonymi dywanami. Zaczęła się radość. Dużo śmiechu, bardzo dobry humor, kompletnie głupie żarty, kolory stały się fluorescencyjne. Kolega naprzeciw mnie wyglądał groteskowo, żyły na jego ramionach nabrzmiały, na twarzy kłebiły się centki, włosy zaś stały się niematerialne i złociste.
Piwo było przepyszne, nigdy nie piłem czegoś wspanialszego. Nie wiem co to była za marka, ale podejrzewam wpływ grzyba. Toaleta była dwuwymiarowa, trochę jak kiedyświdziałem na dxm, wyszliśmy i usiedliśmy na ławeczce nad jakimś kanałem. Spędziliśmy tam następne 6 godzin.
Zauważyłem etapy, trip zmieniał się dostrzegalnie, przeobrażał. Kiedy ja, R. i jego dupa trzymaliśmy się jeszcze jakoś, to A. wpadła w ekstazę, nie mogła utrzymać swoich płynów, śliniła się i płakała, wzdychała z rozkoszy. Dosyć odrażające i zaczęliśmy jej unikać, no ale to nie jej wina - dziewczyna R. powiedziała "ja zjem te mniejsze" więc A. wrzuciła resztę hehe. Liście na drzewach wirowały, ale nie to pamiętam najbardziej. Niebo było fantastyczne, sposób w jaki kłebiły się chmury, żywy błękit. Kiedy powiało w naszą stronę woda zaczęła do nas płynąć, razem z nią domy z przeciwka, łodzie, ulice, powietrze, wszystko. Przestrzeń zmieniła się w autostradę wiodącą przez sam środek mojej głowy. SKręcanie papierosów okazało się nie lada wyczynem, samo skręcanie dawało przyjemność, ale nic z tego nie wychodziło. Dziewczyna R. poszła po bletki do pobliskiego kofiszopu, wróciłą po kwadransie z bletkami o smaku czekolady, okazało się, że sprzedawca kiedy już wybrała które chce wyciągnął jedną, zrobił lulka i ja poczęstował, a bletki dostała za darmo.
Później przyszła pora na policję - starszy pan w mundurze i klientka. Jako, że zaczęliśmy zjeżdżać A. pali beztrosko blanta. W amsterdamie zabronione jest palenie mj poza kofiszopem, ale to nic: policjant pyta czy wszystko okej, potem czy nie palimy żadnego uidu i czy nie zrobimy bałaganu koło ławeczki, kiedy dostał zadaowalające go odpowiedzi pożegnał się i poszedł.
Ostatni etap tripa to zmęczenie, wyraźny zwałek, ale przy tym dobra przenikliwość, czystość myśli, nie tak mocna jak na powoju, inna. Uznałem, że poza grzybami Amsterdam nie ma zbyt wiele do zaoferowania, wiem, że narażam się wielbicielom van gogha, ale ludzie! Van gogh jest o wiele lepszy na grzybach.....
- 8442 odsłony