acid xmas
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
acid xmas
podobne
święta były u mnie w domu wyjątkowo skopane, apatia ogarniająca wszystkich i
wielka złość mamy na nas i cały świat. ale pojawiła się perspektywa $$ i
decyzja zapadła - Psychedeliczna Pasterka, transowa impreza. na zewnątrz
mokro (co to za święta bez śniegu???), pełnia... mhmm, to jest ten dzień!
dojechałem do klubu około 23 zaopatrzony w pół hoffmana i pół roleksa
(mdma), poszukałem niesamowitego znajomego który już zjadł hoffmana i po
krótkiej rozmowie spożyłem kwasowy opłatek :) dziwne zaskoczenie, papierek
był wyraźnie gorzki.
[szwędanie się]
po 20-25 minutach czułem już, że coś się dzieje, bardziej fizycznie,
niepokój jakiś + lekka stymulacja ciała. kupiłem sobie małe piwo i zjadłem
pół roleksa (a co mi tam) :) łapki mi się trzęsły jak diabli i powoli
przechodziłem w stan kwasowej hiperświadomości. muzyka była pompująco -
labiryntowa (stare dobre goa), lecz tańczyć jakoś nie mogłem. nagle
jeebuuduu!! kwasa czuję lekko, ale trip wyraźnie pigułowy!! zaległem gdzieś,
o ranyy, co się działo w mojej głowie, ale fajniee! pogadałem trochę ze
znajomymi, pośmiałem się, ciężko było się dogadać, wszystko było takie
oczywiste i śmieszne, akcja-reakcja, słowa, uczucia innych. najlepiej się
gadało ze znajomym który też zjadł pół hoffmana :) czas płynął wolno, a ja
nawet nie zauważyłem kiedy trip przestał być mdma-like i kwas dał o sobie
znać na całego. wszystko było jakby mniejsze, ja byłem taki wysoki, każdy
wariat na tej imprezie należący do niesamowitego gatunku homo sapiens,
niesamowite olśnienie i bycie tam po tamtej stronie, starałem się zapanować
nad myślami i być "tu i teraz" co się nawet udawało :) wizja konkretnie
rozjechana, wszystko wyostrzone, zmieniające się barwy, rozjeżdzające się
kolorowe tekstury, fluoro, przy zamkniętych oczach pojawiały się różne
obrazy, być może muzyka miała na nie wpływ. grał mantodea, grał coś co
okreśłił mianem LSD, cytuję:
tym razem zagram zupelnie cos innego-
LSD, ale posluchajcie to bedzie rozmowa. Nie
potrafie na slowa przelac tym bardziej klawiatura,
od teraz bede gral tylko swoje... nie ma ducha -
jest kasa i alkohol, ktory nas ogranicza
muzyka była niesamowita, kwasowo-energetyczna, acz byłem zbyt rozkojarzony
aby móc się w niej w 100% zatopić. nie mogłem się przemóc aby potańczyć,
kołysałem się w jej rytm zamykając i otwierając oczy, ale nagle na mainie
pojawiła się banda ludzi z cyfrówkami i - nie będę ukrywać - zjebali mi
trochę odlot flashami. wtedy byłem na najlepszej drodze aby się rozkręcić do
tańca, potem mi się nie udało. szwędałem się to tu to tam, patrzyłem na ten
cały magiczny widok, magiczny ogród, siadałem, zamykałem oczy i odlatywałem,
potem znowu łaziłem. przez całą noc wysączyłem jeszcze kilka piw, ale nie
żałuję, choć alkohol bardzo wykrzywia percepcję - nie wiem jak to opisać
nawet. coś się w świadomości pojawia takiego niepokojącego, jakieś schizy,
jakieś obrazy, chore/agresywne zniekształcenie tego co się widzi w sposób
stricte alkoholowy. na ile normalnie to działanie alkoholu bardzo rzadko
widzimy na tyle w stanie ukwaszenia czułem to wyraźnie.
przypomina mi się śmieszny dialog z ukwaszonym znajomym, siedzieliśmy sobie
i podeszła znajoma podając zapalonego papierosa z prośbą:
- czy możecie mi potrzymać?
znajomy wziął, a ja ze śmiechem:
- no proszę, cóż to za czasy nadeszły, żeby kobieta prosiła żeby jej
potrzymać.
i obydwoje w śmiech :) (ale fajnie się śmieje po kwasie) dziewczyna na
nas patrzy zdziwiona z czego my się śmiejemy, powtórzyłem jej, że to bardzo
dziwne jak kobieta prosi żeby jej potrzymać, ona patrzy trochę zdegustowana,
a znajomy mówi, że w każdy z nas jest perwersem i znowu śmiech na co znajoma
sobie poszła urażona :)))))
przeraziłem się trochę jak zobaczyłem siebie w lustrze, oczy wybałuszone,
blady, ekstremalne napięcie na twarzy... musiałem straszyć ludzi :) w
dodatku cały się trzęsłem na mainie jak galareta bo było zimno.
najlepszy motyw był w toalecie, zamknąłem się w kabinie, muszla cała się
wsysa, faluje, rozpięciara :) teksturowo-fluoro, zwłaszcza niebieski był
bardzo zauważalny, białe pobrudzone kafelki które też jeździły i nagle z
tego całego obrazu dotarło do mnie słowo \'canon\'. patrzę, o kuurwwa! aparat
cyfrowy tam leży! canon a95. poszedłem do właścicieli którzy stali na bramce
i im oddałem, zależało mi na tym aby właściciel go dostał z powrotem. i tu
się niezła akcja wywiazała gdyż okazało się, że ten aparat zniknął komuś 3
godziny wcześniej i chcieli już przeszukiwać wszystkich wychodzących i w
ogóle afera, a że się znalazł to chcieli aby właściciel i tak poniósł jakieś
konsekwencje finansowe i dostał nauczkę. aby na przyszłość bardziej uważał
komu pożycza aparat. awantura trwała z pół godziny, a może 5 minut? :)
właściciel postawił mi i znajomym którzy ze mną poszli po piwie, ja chciałem
tylko wiedzieć czy to są na pewno prawowici właściciele. a oni nie chcieli
mnie puścić, w końcu polazłem i opowiadałem podekscytowany wszystko
kwasowemu towarzyszowi, kiedy przyleciał właściciel i mnie zabrał z
powrotem. koleś od aparatu mnie pyta ile ja chcę za to bo ma się ze mną
dogadać, ja mówię, że zjadłem kwasa i mam na to wszystko wywalone :) w końcu
z wielkim żalem dał mi 50zł (hehe, no już głupio mi było nie przyjąć skoro
właściciele tak chcieli). taka akcja na kwasie to coś niesamowitego. i
reakcje ludzi bardzo pozytywnie zaskoczonych, że ktoś znalazł i oddał
zamiast zajebać.
było jeszcze kilka mniej lub bardziej śmiesznych akcji, ale ogólnie nie
bałem się ludzi, jak ktoś mnie zaczepiał a ja nie potrafiłem się wybronić to
odchodziłem nie przejmując się tym zupełnie. badtrip? może po części, ale
żaden koszmar :) albo inaczej - nawet w najgorszych chwilach można znaleźć
coś dobrego i się zdystansować.
nawet nie zauważyłem jak wszyscy znajomi poznikali, ja się patrzyłem na
skaczących ludzi, jeden znajomy wyglądał jak motyl na sprężynkach :)
szwędałem się, zaległem w schowanym kolorowym pokoju z dekoracjami, z
którego było widać świecące w UV firany odgradzające korytarz i maina.
wszystko jeździło, mieniło się różnymi kolorami, ogólnie dużo się działo z
wizją. gdy już się uspokajało, wystarczyło, że zamknąłem oczy na moment coby
- po otwarciu - zobaczyć na nowo ten cały mieniący się niesamowitymi
barwami, żywy świat.
jako, że nie chciało mi się już tam zalegać, było po godzinie 6-tej,
wydawało mi się, że kwas już schodził, nie było z kim pogadać, wziąłem
rzeczy w szatni, poszamotałem się z nimi i wyszedłem... widok na dworze
niesamowity, mgła, miasto... ale niby wszystko już ok gdyby nie to, że
spotkałem na dworcu znajomego. wtedy do mnie dotarło, jak bardzo jestem
jeszcze ukwaszony :) ciężko było myśleć, odlatywałem gdzieś, czułem się
dobrze. ciężko mi było układać zdania, zimno było, szczęka latała, mój głos
brzmiał jak jakiś bełkot wydawany przez syntezator mowy. a w połowie zdania
nie wiedziałem już co mówiłem przed chwilą. niebo miało niesamowity kolor, w
ogóle wszystko się jeszcze niesamowicie mieniło, a efekty wizualne co jakiś
czas powracały. momentami bałem się, że mi tak zostanie, czułem się
wymęczony, chciałem iść odpocząc, ale stymulacja umysłu i ciała była górą.
poszedłem na bulwar, patrzałem na mewy, na szaro-białe niebo, na horyzont.
fale na morzu które w mojej głowie rozkładały się na składowe (kierunkowe),
ten cały chaos na morzu był wtedy uporządkowany. pochodziłem jeszcze trochę
oddychając morskim powietrzem, uspokajałem duszę. patrzę na powierzchnię
morza falującą, półprzezroczysty kolor zielono-niebieskiej brudnej wody i
pofałdowane dno ze śladami jakichś łap układające się we wzór :) - niby
regularny, a jednak nie. chaos jest piękny :)
pora iść do domu, przeszedłem się lasem, trochę mnie głowa bolała, miałem
nieświeży oddech. argh, bałem się konfrontacji z rodziną :) powrót,
rozebrałem się, myk pod prysznic, patrzę w lustro ooo fak ale mam oczy
wielkie, czułem się nadal pobudzony a jednocześnie strasznie zmęczony i
chciałem żeby mi już przeszło, żebym mógł się przespać. bałem się reakcji
rodziny więc z nimi niestety nie porozmawiałem. zjadłem coś, posiedziałem
chwilę, obraz się lekko rozjeżdzał. położyłem się. zonk. :) wiadomo, o śnie
mogłem tylko pomarzyć, momentami koszmarne myśli nie dawały mi spokoju,
kalejdoskop przy zamkniętych oczach, pobudzona wyobraźnia, jakieś twarze,
wszystko się przekształcało i mogłem po części kontrolować to w co się
przekształca, ale nie mogłem tego zatrzymać. otwierałem oczy, patrzałem na
zasłonę w prążki przez którą prześwitywało światło zza okna, interferencja
zasłony z firaną, jak chwilę się wpatrywałem to pojawiały się znowu
regularne wzory, nie noo, coś niesamowitego, tylko chciałem spać :)))
leżałem z 1-2h, nie miałem zegarka nawet, pamiętam, że nagle zacząłem sobie
mówić \'śpię\' i obraz cevowej wyobraźni zaczął się oddalać jakbym patrzył na
ekran i się od niego oddalał... troszkę do salvii podobne :) i nagle bum
obudziłem się, godzina 16-ta :) obraz już bez żadnych specjalnych efektów,
psychicznie bardzo wyczerpany, fizycznie też, zjadłem coś, poszwędałem się,
pozytywnie było, acz chciało mi się płakać ze wzruszenia, dzwoniła ciocia
z wielkim problemem alkoholowym i bardzo smutno mi się zrobiło. widziałem
jeszcze kwasowo, wielka rodzina ludzi, zamknięci w sobie... usiadłem u ojca
i po raz pierwszy sobie po prostu z nim siedziałem i słuchałem co mówi...
sam mało mówiłem, bo mało kojarzyłem ;)) poszedłem spać, a dziś się czuję
pięknie, choć kwas już zdecydowanie nie działa, a zmęczenie jeszcze lekko
odczuwam. ale mogę już odnaleźć odpowiednie słowa aby opisać to co czuję i
się z Wami tym podzielić :)
podsumowując:
kwas jest niesamowity :) acz z tego co doświadczyłem to - nie ujmując
kwasowi - grzyby mi się bardziej podobają, są spokojniejsze i nie wymęczają
w taki sposób (nie, nie, lubię bardzo ten świat hiperświadomości tylko lubię
też spać jak jestem zmęczony :)) i schodzą lżej, jakby czyściej...
uczucie psychedelicznego oświecenia zdecydowanie jest, bardzo podobne nawet
do grzybów.
wizuale - co tu nie mówić - grzybowe były dla mnie efektem ubocznym.
dwuciowe - głównym bajerem. kwasowe - gdzieś pomiędzy, nie był to główny
efekt jak po 2ci, ale przykuwały uwagę i były naprawdę niesamowite.
hoffmany - zjadłem tylko pół :) ciekawe co jest po całym. ach :) no i ta
gorycz mnie zastanawia, acz czas trwania i efekty nie wskazują na DOM/DOB.
więcej takich kwasów! to jest to, zupełnie nie ma porównania do buddy! (może
to kwestia zanieczyszczeń, może budda to też było LSD tylko z dodatkowymi
psychoaktywnymi pochodnymi kwasu l. które działały bardziej negatywnie na
organizm). a może hoffmany to wcale nie LSD? tak czy siak - niesamowite i
piękne :)
lsd+mdma - mix niczego sobie, acz w takiej kombinacji (pół kwasa i pół
dropsa po pół godzinie) efekty się trochę poprzytłumiały.
do wszystkich polskich rodzin: zamiast kolejne święta spędzać przed
telewizorem, weźcie głęboki oddech i zjedzcie po hoffmanie do kolacji
wigilijnej! bez szaleństw, to naprawdę coś pięknego, a popatrzeć na innych
przedstawicieli homo sapiens, zwłaszcza członków rodziny, w tym stanie to
doznanie po którym już zawsze będziemy inaczej patrzeć na świat :)
- 9276 odsłon