burzowy kwas
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
burzowy kwas
podobne
Pamiętam mojego pierwszego kwasa - czarny kryształ, na którego
namówił mnie J. Bardziej się bałam, niż chciałam rzeczywiście
spróbować. Pamiętałam niektóre bad tripy grzybowe, poza tym mam
paranoiczno-histeryczną osobowość i bardzo często sama sobie coś
wkręcam ;-)
Pojechałam do J. Zjadłam ową magiczną czarną kropeczkę [J.też
wziął] i czekam. Niebieskie światełko, muzyczka,
dom, `strażnik`J. obok [na wypadek Panicznej Paranoi] - niby
komfort, ale czułam się spięta. Nie znałam J. zbyt dobrze, byłam
trochę zasznurowana.
Przez dłuższy czas nie działo się nic, słuchałam muzyki i
odburkiwałam coś J., pytającemu mnie co 5 minut "No i jak?
Weszło coś? Co czujesz?" Czułam się jak u psychoanalityka ;-)
Powoli zaczęłam zapadać się w siebie i alienować.
Nagle poczułam zryw, rozsadzające mnie kawałki energii. Musiałam
wyjść, J. otworzył drzwi, a ja wybiegłam na klatkę. Na schodach
opętała mnie gorączka pościgu, jak w grze komputerowej, jakiejś
platformówce :-) Biegałam tam i z powrotem, w górę i w dół,
zaglądając do wnęk i zakamarków. Czułam narastający niepokój,
gdzieś na dole słyszałam szczekanie żelaznych psów. J. próbował
mnie jakoś uspokoić, a ja patrzyłam na niego, taka rozpalona i
uciekająca, a w głowie miałam kawałek Pidżamy Porno `Nie możesz
mnie zatrzymać, nie możesz mnie dogonić`.
W końcu J. jakoś mnie okiełznał :) i wróciliśmy na moment do
domu. Wiedziałam, że kwas już działa. Znów pojawiła się
propozycja wyjścia na dwór. Kiedy zakładałam buty, mój wzrok
padł na takie drewniane kołki na ubrania w ścianie. Padał na nie
cień w taki sposób, że wyglądały jak ostre, metalowe kolce,
wystające z kłębowiska pająków. Skojarzenie z pająkami spodowało
atak paniki "O boże, to bad trip, już się nie wydostanę"
pomyślałam. Uciekłam do pokoju, żeby nie patrzeć na ten ohydny
widok. Tam trochę się uspokoiłam. Cały czas miałam bardzo słaby
kontakt z J., on starał się mi pomóc, przeprowadzić przez to
doświadczenie, ale ja byłam zablokowana.
Wyszliśmy. Była ciepła, letnia noc, gdzieś w oddali zbierało się
na burzę. Poszliśmy na wzgórze, z którego widać było całe miasto.
Burza narastała w powietrzu -było to idealnie zsynchronizowane z
moją wewnętrzną gorączką, z podbijanym niepokojącym oczekiwaniem
Czegoś. Pomyślałam, że to ja sprowadziłam burzę, że makrokosmos
dostosował się do mojego mikrokosmosu, w którym już tańczył
ognik LSD.
Wtedy odczułam wielość istnień i wszechświata, taka szkatułka w
szkatułce w szkatułce [nie wiem,jak to inaczej wytłumaczyć,ale
chyba wiecie o co chodzi].
Dotarliśmy na sam szczyt.
Trawy były wysokie i miały niesamowitą strukturę, machały do
mnie i patrzyły jednym wielkim okiem. Ale nie były przyjazne,
czułam to. Płynęły w nich różne kolory, mieniły się.
Popatrzyłam na odległe miasto, na te wszystkie światełka,
połączoną, migocząca siatkę i poczułam się jak w wesołym
miasteczku. Gdzieś u góry zbierała się duża, szara chmura, która
wyglądała jak mgła albo dym z lokomotywy - i usłyszałam jadącą
po niebie kolorową lokomotywę *czufczufczufczuf uuu!! uuu!* :-)
J. stał niedaleko i przeżywał swojego tripa. Chciałam coś
powiedzieć, ale byłam obca i daleka, zapomniałam mówić.
Położyliśmy się na ziemi. Widziałam nas, leżących na samym
czubku planety, jedynych żywych ludzi. Patrzyłam w niebo, i
widziałam chmury zbierające się spiralnie nad nami. Wyglądały
jak dżinny, które kłębią się w wirze, patrzą na nas i chcą nas
wessać. Dałam się wessać w ten wir.
Powiedziałam do J., że jeżeli tak wygląda śmierć, takie
zasysanie, to bardzo mi się to podoba. On przytaknął, i na ten
jeden moment znikło gdzieś uczucie obcości - po prostu leżeliśmy
sobie i dawaliśmy się wsysać.
No i najniesamowitsza rzecz - gdy tak leżałam, poczułam
uderzenie na twarzy. Mocne, kłujące. Deszcz!
Krople deszczu dosłownie biczowały mnie, wpadały do oczu, były
wściekłe i bezlitosne. Nie chciałam i nie umiałam się bronić
przed tym bólem, nie mogłam wstać ani zamknąć oczu. Pozwoliłam
się bić, pozwoliłam się karać.
Straszne, intensywne odczucie.
Nie wiem, ile to trwało. Powietrze było aż gęste od burzy i
nasycone elektrycznością, moja własna elektryczność uwolniła
się, skręciła w sznur i podłączyła do nieba.
Potem wszystko ucichło. Leżeliśmy w ciszy, ja byłam przerażona,
a jednocześnie oczarowana. Przewróciłam się na brzuch, twarzą do
ziemi. Trawa była kłująca, grudki ziemi na moich rękach
wyglądały jak zakrzepła krew, gryzły mnie owady, chodziły po
mnie mrówki, byłam obolała i rozjątrzona.
I wtedy pojęłam całe cierpienie Ziemi, jej cykl rodzenia w bólu
każdej najmniejszej trawki. Przytuliłam policzek do chłodnej
ziemi i dzieliłam jej ból.
Czułam jej wieczną, pękatą ciężąrność, zjadaną i kłutą,
zjadającą i kłującą, czułam swój własny,pulsujący czerwono
najgłębszy rdzeń cierpienia. Bolesne i piękne.
Po jakimś czasie odczuwanie ustało. Podniosłam się z ziemi,
zmęczona i jakby postarzała, odezwałam się do J. Chciałam mu
opowiedzieć o tym, co przeżyłam, ale byliśmy dwoma odrębnymi
światami. Wracaliśmy do domu w milczeniu, szeroką ścieżką,
odgarniając trawy. Miałam jakieś symboliczne skojarzenia z
Tarotem, w tej chwili już tego nie pamiętam. Czułam, że ta droga
jest po to, żeby nią szły dwie właśnie takie istoty, i że nigdy
już się nie skończy, że będziemy tak szli i szli.
W końcu doszliśmy :-)
Położyliśmy się na podłodze i próbowaliśmy opowiedzieć wrażenia.
Nie dało się.
Chyba przeleżeliśmy tak do rana. Rano przyjechał do nas w
odwiedziny E., i trochę się zdziwił, widząc nas takich
zroślinniałych i nieprzytomnych :-)
Nie lubię wracać pamięcią do tamtego `pierwszego razu` -kojarzy
mi się z bólem, z samsarą, niekończącym się łańcuchem
cierpienia. Nie mogę też powiedzieć, żeby mnie zmienił - jedynie
uwrażliwił i wyciągnął na krótką chwilę coś, co we mnie
siedziało. (ale szybko schowałam to z powrotem ;-))
Nie żałuję jednak, że nie był to czysto pozytywny trip, a
wszystkim kwasującym (po raz pierwszy i nie tylko) życzę równie
mocnych kwasów :-)
- 7775 odsłon